maja 08, 2017

LOVELY - TUSZ DO RZĘS CURLING PUMP UP MASCARA


To nie jest moja pierwsza żółta maskara Lovely.. może nawet nie trzecia. O dziwo mimo upływu lat wciąż jest na fali i wciąż jest tak samo lubiana. Przy ostatniej Rossmannowskiej promocji aż trudno było ją dostać w popołudniowych godzinach, nie wspomnę już o następnym dniu. 

Muszę przyznać, że coś w tej maskarze jest. W końcu sama do niej wracam gdy nie mam pomysłu na kolejny zakup. 


Żółte opakowanie sprawia, że bardzo łatwo ten tusz wyhaczyć na drogeryjnych półkach. Co do samej estetyki jest już różnie. Mi osobiście nic się tu nie podoba, chociaż przyznaję, że na drogeryjnych półkach są o wiele bardziej szpetne opakowania. Plusem z pewnością jest to, że łatwo ją odnaleźć w kosmetyczce.. ale żeby dodawała jej uroku.. hmm..

Teoretycznie tusz ma podkręcać i unosić rzęsy więc jest to idealne rozwiązanie dla moich prostych jak drut rzęs.


Silikonowa szczoteczka jest jak najbardziej w moim guście. Lubie takie silikony ale tylko minimalnie bardziej od tradycyjnych szczoteczek z włosiem. Tu w przekroju mamy prawdziwą różnorodność. Szczoteczka jest lekko wygięta. Po wewnętrznej stronie łuku silikonowe włosie jest najkrótsze, a im bliżej zewnętrznego łuku tym jego długość się zwiększa. Podobna sytuacja jest na długości szczoteczki. Na krawędziach włosie jest najkrótsze, a im bliżej środka tym jego długość wzrasta.




Bardzo często jest tak, że wykonując makijaż powieki siłą rzeczy cienie nam się osypią. W pierwszej kolejności dotyczy to rzęs w związku z czym od każdej maskary oczekuję aby ściągała osypany cień chociaż w minimalnym stopniu. W przypadku niektórych szczoteczek mam wrażenie, że włosie jeździ po rzęsach pozostawiając produkt tylko na zewnętrznej (dolnej) warstwie rzęs, a górna część pozostaje nietknięta. Pięknie wówczas widać pozostałości cieni na rzęsach, co wygląda dosyć kiepsko. W efekcie mam ochotę wytuszować rzęsy w góry jak i z dołu aby uzyskać normalny efekt. 

I właśnie za to lubię tę maskarę.. z nią ten problem nie istnieje. Szczoteczka ładnie łapie i rozczesuje moje rzęsy. Silikonowe włosie przechodzi przez cały wachlarz rzęs, a sam tusz obejmuje rzęsy z każdej strony. Ewentualne resztki pudru czy cieni są ściągnięte, a rzęsy pozostają po prostu czarne.


Moje rzęsy z natury są w kolorze jasnego brązu z dość jasnymi końcami. Nie są ani trochę podkręcone. Młode potrafią rosnąć nieco do dołu ale większość jest zwyczajnie prosta. Absolutnie nigdy nie maluję rzęs bez użycia zalotki, bo mija się to w moim przypadku z celem.

Wybacz przekrwienie oczu ale byłam z tym u okulisty.. u dwóch różnych. Oboje zgodnie twierdzą, że taka jest już uroda moich oczu. Żadne krople ani leki tu nie pomogą. W dodatku jedyne co mogę robić to częściej mrugać, a ja o dziwo potrafię robić to rzadziej niż standardowy człowiek.. cóż mogę powiedzieć.. już nieraz udowodniłam, że jestem inna.. i jak widać to się nie zmieni.



Maskara jest u mnie w użyciu od około 4 miesięcy. To i tak dość długo jak na moje standardy, bo staram się tusze wymieniać co trzy miesiące. Chociaż z podkreśleniem rzęs wciąż sobie bardzo dobrze radzi to jednak najwyższa pora na zmianę. Pomału zaczynają się pojawiać malutkie grudki (efekt ściągania pudru i cieni przez szczoteczkę) i widoczne są pierwsze oznaki sklejania rzęs. Mimo wszystko efekt wciąż mnie zadowala. 

Po podkręceniu rzęs, maskara potrafi lekko je wyprostować.. ale robi to w minimalnym stopniu. Niejednokrotnie spotkałam się z tuszem, który momentalnie prostował mi rzęsy przez co zupełnie nie były widoczne. W związku z czym jest to kolejny powód dla którego do maskary wracam. Jedyne co mi przeszkadza to to, że rzęsy robią się pod jej wpływem bardzo sztywne. Zdarza się również, że pod koniec dnia delikatnie osypie się pod okiem ale tylko w sytuacjach gdy dzień mam naprawdę bardzo intensywny. W takich dniach jednak prędzej spłynie mi cały makijaż łącznie z cieniami niż ten tusz z rzęs. Na szczęście mimo swojej trwałości tusz bardzo łatwo poddaje się zmyciu. Nie muszę trzeć oczu, wystarczy przyłożyć na chwilę wacik z płynem micelarnym.


Na ogół gdy jakiś produkt ma bardzo dobre recenzje tym bardziej niechętnie do niego podchodzę. Dlatego sama jestem zaskoczona, że tak bardzo polubiłam się z tą maskarą. Na chwilę obecną czekają na mnie dwie nowości, ale nie wykluczam powrotu do żółtego brzydalka z Lovely. Po prostu dobra maskara w niskiej cenie.

Nie uwierzę, że nie znasz tej maskary. 
Jak się u Ciebie spisywała / spisuje?
A może masz swojego ulubieńca, któremu jesteś wierna?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger