Willow Organics to bardzo młoda manufaktura, której autorkę możesz poznać bliżej poprzez blog Porcelanowe Włosy. Aktualnie w ofercie znajdziesz Fruity Mousse czyli balsam do twarzy i ciała, Yellow Rose Buds olejek do ciała oraz dzisiejszego bohatera czyli peeling do ciała Fruity Sugar Scrub. Przez lata byłam ogromną fanką peelingów na bazie cukru, a ostatnio moje serce podbiły peelingi kawowe. W związku z czym Fruity Sugar Scrub wcale nie miał ze mną łatwo.
Od producenta:
Peeling do ciała na bazie brązowego cukru trzcinowego z wyspy Reunion. Dokładnie złuszcza martwy naskórek, pozostawiając skórę gładką i dobrze nawilżoną. Olejek z owoców werbeny egzotycznej nadaje mu energetyzujący i relaksujący zapach. Stosować raz w tygodniu, na oczyszczone i zwilżone wodą ciało.
Opakowanie jest bardzo schludne i estetyczne. Z pewnością przypadną do gustu każdej minimalistce.. ja je uwielbiam. Dla jednych szkło w łazience może być kiepskim rozwiązaniem ale z mojej perspektywy to zawsze jest zaleta. Jeśli mam wybór to zawsze wolę szklane opakowania. Być może nie są najszczęśliwszym rozwiązaniem jeśli chodzi o podróże ale ja na wakacje kilka razy w roku nie jeżdżę, a jeśli już to staram się duże pojemności kosmetyków przenosić w małe pojemniczki podróżne. O wiele bardziej w tym przypadku cenię sobie higieniczność oraz estetykę opakowania od początku do końca użytkowania produktu. Dodatkowo ciężki szklany słoik z czarną pokrywką z całą pewnością znajdzie u mnie drugie życie.
Po otwarciu słoika bardzo zaskoczyła mnie konsystencja peelingu. Jest on niezwykle mocno zbity. Moja niezawodna szpatułka wbita w peeling na pół centymetra stała na baczność. To już dało mi podstawę do tego aby uznać peeling za wydajny i ani trochę się nie pomyliłam. Peeling mogę określić jako cukrowy nasączony olejkami, a nie jako olejki z dodatkiem cukru. To robi naprawdę sporą różnicę.
Zapach peelingu to prawdziwa eksplozja
cytrusów. Już niejednokrotnie powtarzałam (w tym miesiącu), że zapach werbeny w
kosmetykach bardzo lubię.. no dobra.. uwielbiam. Obecnie już skończyłam balsam do ciała Sephora o
zapachu werbeny i od momentu gdy dotarły do mnie produkty Willow zaczęłam się z nim męczyć. Różnica między tymi zapachami jest taka jak przy zapachu wody z perfumami Chanel No. 5. Wąchając najpierw peeling Willow, a następnie balsam Sephory.. zapachu Sephory wcale nie wyczuwam. Kolosalna różnica!.. a przecież balsam Sephory naprawdę lubiłam i to głównie za jego zapach.
Jeśli zależy ci najbardziej na solidnym i mocnym złuszczaniu skóry to zdecydowanie najlepszą opcją są rękawice Kessa czy peelingi na bazie kawy. Peelingi cukrowe są dość specyficzne i w mojej ocenie trudno nazwać je mocnym zdzierakiem. Warto je stosować na skórę etapami, czyli najpierw przedramię, łydka.. prawa, lewa.. brzuch itd. Każdej partii ciała należy poświęcić oddzielny czas, bo cukier w kontakcie z wodą i wykonywanym masażem ulega rozpuszczeniu. To charakterystyczna cecha cukrowych peelingów do których przez lata miałam słabość i wciąż je uwielbiam.
W przypadku peelingu Willow jest podobnie. To bardzo przyjemny zdzierak, który zrobi to co powinien o ile zastosujemy go partiami ale przy tym nie zrobi naszej skórze krzywdy. Jest jednak coś co go wyróżnia..
Ogrom olejków jest tu powalający. Po spłukaniu skóra jest tłusta, a woda
z niej niemal spływa. Jednak bez obaw, bo ciało bardzo chętnie te
olejki przyjmuje. Zawsze przy stosowaniu tego typu peelingów po ich
użyciu zajmuję się pielęgnacją stóp. W tym czasie dobroczynne olejki
działają na skórę, a po opłukaniu ciała wodą wystarczy delikatne
osuszenie ręcznikiem i możesz zakładać ubranie czy też piżamkę. Nic się
nie lepi, nie klei, nie jest tłuste.. za to zapach na skórze wciąż
pozostaje bardzo dobrze wyczuwalny. Dla mnie to prawdziwy relaks i
ukojenie zmysłów.. powtórzę się.. uwielbiam zapach werbeny. W przypadku
peelingu aromat towarzyszy mi dłużej niż ma to miejsce przy wodzie toaletowej Yves Rocher Werbena czy
balsamie do ciała z Sephory Cytrynowa Werbena. To dość niezwykłe, bo to jednak peeling,
chociaż tu dostajemy w jednym produkcie złuszczenie i
nawilżenie skóry.
Skład (INCI): Sucrose,
Mangifera Indica Seed Butter (masło mango), Butyrospermum Parkii Butter
(maslo Shea), Carthamus Tinctorius Seed Oil (olej z krokosza
barwierskiego), Prunus Armeniaca Kernel Oil (olej z pestek moreli),
Tocopherol (witamina E), Litsea Cubeba Fruit Oil (olejek z werbeny
egzotycznej), Copaifera Officinalis Resin (balsam Copaiba), Linalool*,
Limonene*, Citral*, Citronellol*, Geraniol*.
*naturalne składniki olejku eterycznego
Na ogół pod prysznic nie zabieram ze sobą peelingów do ciała, a wszystko
w obawie przed dostaniem się do środka wilgoci, która w krótkim czasie
potrafi produkt zepsuć. Peelingi z opakowań zawsze wydobywam przy użyciu
łyżeczki lub szpatułki.. nigdy mokrej dłoni. Najczęściej odpowiednią porcję
przygotowuję sobie jeszcze przed prysznicem odkładając do szklanki.
Tak.. można uznać, że przesadzam. Jednak nie mam wanny, a jedynie
prysznic pod którym wszystko zawsze jest mokre. To tak jakbyś do wanny z
wodą wrzuciła wszystkie produkty, których zamierzasz użyć. Założę się, że tego nie robisz. Peeling
Willow zaprosiłam jednak pod prysznic aby sprawdzić jak etykieta poradzi
sobie tak trudnych warunkach, bo jednak lubię gdy opakowania kosmetyków
od początku do końca wyglądają estetycznie.
Etykieta ani drgnęła. Po miesiącu użytkowania opakowanie wciąż wygląda nienagannie i estetycznie co bardzo cieszy moje oczy. Od momentu gdy produkt trafił w moje ręce do dzisiaj w użyciu był 7-8 razy. Jak na pojemność 120g i użytkowania na całym ciele (do tego w opakowaniu wciąż znajduje się produkt) uważam to za całkiem dobry rezultat wydajnościowy.
Jednak w przypadku tego peelingu czuję się z lekka zażenowana.. mam wrażenie, że na niego nie zasługuję 😂 Moja kondycja fizyczna przez ostatnio rok mocno podupadła.. i weź człowieku uracz takim produktem tyłek, który na to nie zasługuje. Tak. Peeling poniekąd namówił mnie do powrotu do aktywności fizycznej. Po ćwiczeniach i kąpieli z Willow mam podwójną satysfakcję, a sam zapach wprowadza mnie w dobry humor. Nie da się ukryć, że skład peelingu został bardzo dobrze przemyślany. Tu wszystko jest na swoim miejscu. Peeling na najwyższym poziomie dba nie tylko o skórę ale również o zmysły. Bardzo udany produkt! Brawo!
Ehh.. aż mi się łezka w oku zakręciła. Naprawdę się wzruszyłam..
Zdecydowanie mój ulubiony peeling cukrowy do tego o cudownym zapachu werbeny osłodzonej morelą. Miodzio!
Mały trik! Aby peeling cukrowy był bardziej wydajny i dłużej ścierał naskórek zmocz skórę wodę, a jej nadmiar ściągnij dłonią. Im mniej wody na skórze tym kryształki cukru będą się wolniej rozpuszczać co przełoży się na wydajność produktu.. dotyczy to wszystkich peelingów cukrowych 😉
Zapraszam również do poznania opinii Moniki z bloga Mama z różową torebką oraz Anny z bloga Co kręci Anulę.
Mama z różową torebką - Fruity Sugar Scrub - Peeling do ciała
Co kręci Anulę - Owocowy peeling do ciała Willow Organics
Zapraszam również do poznania opinii Moniki z bloga Mama z różową torebką oraz Anny z bloga Co kręci Anulę.
Mama z różową torebką - Fruity Sugar Scrub - Peeling do ciała
Co kręci Anulę - Owocowy peeling do ciała Willow Organics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz