stycznia 24, 2018

DIY PROSTO Z SERCA, CZYLI SOLNO-KAWOWY PEELING W KOSTCE BY LE BLEUET (MARIKA)


Kosmetyki DIY to dla mnie totalnie inna kategoria kosmetyków. Zdecydowanie takie wytwory siedzą w hierarchii wyżej nawet to wysokopółkowych kosmetyków drogeryjnych. Choćby ich składy były wyjątkowo proste i banalne to i tak cenię je sobie bardzo wysoko.. w końcu to produkt zrobiony z pasją i od serca. Takie właśnie serduszko sprezentowała mi Marika z bloga Le Bleuet.. ale co tu się dziwić. Marika ma prawdziwego nosa do takich produktów.. w końcu jest autorką cudownych Willowków, które skradły moje serce.


Marika uhonorowała mnie kawowym peelingiem w kostce w formie serduszka. Przepis jak wykonać takie serduszka znajdziesz na blogu Le Bleute w poście:


Ja popełniłam mamy błąd. Gdy serduszko do mnie przyszło położyłam je na szafce. Następnego dnia już zaczęło robić się miękkie, bo olej kokosowy zaczynał tracić stałą formę.. w domu zdecydowanie preferuję cieplejsze klimaty 😂 Peeling wrzuciłam do lodówki dzięki czemu stężał.

Za pierwszym razem peelingu użyłam właśnie w takiej zamarźniętej formie. Okazał się bardzo intensywnym zdzierakiem co akurat w peelingach bardzo lubię. Zarówno część z kawą jak i solą morską bardzo przypadła mi do gustu.

Za drugim razem peeling wyciągnęłam znacznie wcześniej przed kąpielą. Zdążył wówczas całkowicie zmięknąć. Mimo, że był już bardziej plastyczny to wcale nie tracił swoich właściwości ściernych. To wciąż bardzo mocny zdzierak ale to właśnie w takiej formie zwielokrotnił swoje właściwości nawilżające, a przy okazji uwolnił cudowny aromat.


W tej niepozornej kostce znajduje się olej kokosowy, kawa, sól morska, gałka muszkatołowa, cynamon oraz olejek pomarańczowy.
Zdecydowanie dominuje tu zapach kawy ale w połączeniu z pozostałymi aromatami w efekcie miałam wrażenie, że po skórze sunę truflami. Cynamon i gałka muszkatołowa nadały nieco korzennego aromatu, a olejek dodał słodkości. Efekt końcowy całkowicie mnie zauroczył.



Peeling cudownie wygładza skórę. Przez kilka kolejnych dni nie mam potrzeby sięgania po peeling, bo skóra jest jedwabiście gładka. Kawę niestety dość ciężko wypłukać. Na skórze pozostają malutkie jej drobinki, a warstewka natłuszczająco-nawilżająca dodatkowo utrudnia jej spłukanie. Obawiałam się, że gdy sięgnę po żel zgubię cały ten fajny efekt.. ale nie! Delikatne przemycie ciała żelem wcale nie pozbawiło mnie nawilżającej warstewki. Nawet po przetarciu skóry ręcznikiem wciąż była ona przyjemnie nawilżona i bardzo przyjemna w dotyku. W związku z czym zupełnie nie mam potrzeby sięgać po balsam do ciała.



I jeśli dobrze kojarzę, to dostałam jakąś pierwszą wybrakowaną wersję (?) 😂 Jeśli tak to ja takich wersji poproszę więcej! Cudownie się używało i z łatwością takie kosteczki można wykonać samemu. Po przepis na podstawową wersję zapraszam na blog Mariki Le Bleuet. A ja póki co już zaczynam tworzyć własne cuda.. spokojnie.. oczywiście, że będę się chełpić publicznie 😂

A jeśli jeszcze się nie napatrzyłaś na Marikowe serducha to zapraszam do drugiej obdarowanej, czyli Anny z bloga Co kręci Anulę i jej zachwyty w poście: Marikowe hard-serduszko do peelingu

Kto podejmie wyzwanie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger