stycznia 27, 2018

BIOAMARE - NATURALNE MASŁO SHEA DO CIAŁA O ZAPACHU POZIOMKI


Masełko z BioAmare czekało w moich zapasach specjalnie na okres zimowy. Wiedziałam, że jest dość treściwe i w okresie letnim jedyne czym mogłabym do niego zapałać to nienawiścią. Moja tolerancja na treściwe produkty latem jest poniżej jakiejkolwiek skali dlatego wszelkie tego typu mazidła czekają zawsze na nadejście co najmniej jesieni.. chłodniejszej jesieni.


Od producenta:
Naturalne masło do ciała o niesamowitym zapachu poziomki. Doskonale nawilża i suchą skórę nadając jej piękny zdrowy wygląd. Zawartość oleju arganowego dogłębnie regeneruje skórę pozostawiając ją jedwabiście gładką


Lubię bardziej treściwe produkty zimą, bo moja skóra bardzo dobrze je toleruje. Okres grzewczy nie jest mojej skórze straszny, bo jest dobrze nawilżona i odżywiona. Za to są pewne granice rozumianego przeze mnie stwierdzenia "treściwy produkt", którego przekraczać nie lubię. Chodzi o naprawdę bardzo tłuste konsystencje, które zamiast nawilżać skórą, oblepiają ją niczym smalec.. i właśnie tę granicę masło BioAmare przekroczyło. 


Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak tłustą warstwą na skórze. Po wieczornym prysznicu zawsze staram się nałożyć niewielką ilość produktu na dłoń, rozmasować aby smalec zmienił formę na olejek i wmasowuję w kolejne części ciała. Staram się rozsmarować możliwie najcieńszą warstewkę ale i tak zawsze wychodzi na to, że czuję się zwyczajnie tłusta. Masło zupełnie nie wchłania się w skórę tylko na niej siedzi i błyszczy się. Gdybym trenowała kulturystykę, to brakowałoby mi już tylko ciemno brązowo-pomarańczowej opalenizny i oczywiście muskulatury.. ale etap błyszczącej, niemal mokrej skóry mam już opanowany do perfekcji. Czyli przede mną jeszcze dwa kroki do pełni sukcesu w kulturystyce! Jeee...


Zawsze gdy korzystałam z dobrodziejstw maseł, dodatkowo wykorzystywałam je do pielęgnacji stóp i dłoni. W tym przypadku to niemożliwe. Nakłądając smal.. masło na stopy nie byłabym w stanie wyjść z łazienki, nie mówiąc już o dojściu do łóżka. Do tego zawsze po aplikacji mój umysł zmusza mnie do umycia dłoni, bo mam wrażenie, że przed chwilą przygotowywałam ręcznie kiełbasę do wędzenia. Moje dłonie są zwyczajnie tłuste, a pozbycie się tego uczucia to wcale nie takie hop siup. Dłonie myję niekiedy czterokrotnie i to mydłem na bazie SLS.


Skóra jest tak tłusta, że przestały mi miejscami rosnąć włosy na nogach.. może po prostu włoski nie są w stanie się przedostać spod takiej warstwy. Hmm.. a skoro tak.. oj bo zmienię zdanie. To w sumie byłoby całkiem fajne. Brak potrzeby depilacji czy golenia w zamian za przełknięcie tłustej warstwy na skórze wcale nie jest tak wielkim wyrzeczeniem. To jak depilacja laserowa tylko w tańszym wydaniu, domowym zaciszu i zwyczajnie "przy okazji" mumifikacji. Załóżmy jednak, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego 😅


Z tym masłem nie jestem w stanie znieść tej tłustości po porannym prysznicu. Nie wyobrażam sobie nałożyć na taką obtłuszczoną skórę świeżego ubrania bo wiem, że by się kleiło do skóry. Jednak wieczorne chlapu i wskoczenie do łóżka już nie są taką torturą. Jasne.. mam czasem obawy, że ześlizgnę się z łóżka dlatego na wszelki wypadek położyłam sobie przy łóżku mięciutki dywanik. Już dwa razy rękę miałam złamaną.. trzeciego razu nie planuję.

Jestem w pełni świadoma, że większość tego cudu ląduje na mojej pościeli i piżamce. Natomiast lepsze to niż miałabym męczyć się w ciągu dnia czując tłustości, która nie dawałby mi spokoju. Inną zagadką jest to dlaczego ja tego  w ogóle używam.. ale może nie wnikajmy w zakamarki mojego nie zawsze logicznego podejścia "skoro mam to zużyję choćby było beznadziejne". 



No dobra.. śmiechu chichu ale tak na poważnie. Zasadniczo masło spełnia swoje zadanie. Nie mogę powiedzieć, że moja skóra wciąż jest jakaś sucha czy coś jej doskwiera. Nie.. w tym aspekcie jest wszystko w porządku choć mam wątpliwości czy to uczucie tłustości jest tego warte. Ponadto masło posiada naprawdę śliczny poziomkowy aromat. Troszkę może przesłodzony ale wciąż ładny i przyjemny. 
 
Skład (INCI): Butyrospermum Parkii Butter, Agran Spinosa Kernel Oil, Tocopherol Acetate, Parfum.

No dobrze.. skład należy uznać za udany. W końcu to zaledwie cztery składniki: masło shea, olej arganowy, witamina E oraz substancja zapachowa, czyli nasza poziomeczka. Oczywiście fajnie byłoby gdyby zamiast substancji zapachowej znajdował się olejek poziomkowy.. o ile taki istnieje (?) i to on dawał śliczny słodziutki zapach ale coś mi się nie wydaje aby efekt zapachowy był równie przyjemny.


Nie polubiłam się ze smal.. masłem. Ta tłustość jest dobijająca mimo, że staram się używać jak najmniejszej ilości i rozsmarowywać najdokładniej jak potrafię. W dodatku dziad jest wyjątkowo wydajny, bo miziam się nim od bitych dwóch miesięcy, a jego pojemność to zaledwie 100ml. 100 ml! niemal dzień w dzień od dwóch miesięcy ciapane na całe ciało! Dzizass..!!

Uff.. już widzę światełko! Zaraz będzie denko!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger