Róż od zawsze był dla mnie produktem niemal zbędnym. Spośród bronzerów, rozświetlaczy i różów hierarchia wyższości zawsze plasowała się następująco: bronzer + ewentualny rozświetlacz.. róż może być ale nie musi. Ostatnio ta równowaga została dość mocno zachwiana, a wszystko za sprawą Milani Baked Blush.
Milani Cosmetics to marka pochodząca z Los Angeles, której inspiracją jest Mediolan. Milani zaliczyłabym do średniej półki cenowej kosmetyków. Opakowania są bardzo estetyczne, produkty dobrze napigmentowane.. chociaż to niekiedy zależy od produktu, a sam asortyment dość bogaty. Kosmetyki mogą być stosowane przez wegan, ponieważ nie posiadają składników pochodzenia zwierzęcego.
Od producenta:
Baked Blush to wypiekany róż do twarzy, który może być używany na wiele sposobów. Produkt świetnie konturuje oraz rozświetla. Róż perfekcyjnie modeluje owal twarzy, co sprawia, że makijaż staje się w pełni doprecyzowany. Można go nakładać warstwami, od cienkiej do intensywnej. Dzięki niemu twarz nabierze wyrazu i charakteru, jednocześnie nadając jej blask i powiew świeżości.
Pierwszy raz o różu
usłyszałam na vlogu Nikki Tutorials. Jeśli nie znasz tej amerykańskiej
vlogerki to masz co nadrabiać. Nikki to prawdziwa makijażowa guru. Róż w
odcieniu Luminoso znalazł się w ulubieńcach Nikki z 2015 roku. Później
ruszyła cała lawina.
Początkowo bardzo sceptycznie
podchodziłam do jego zakupu. Nie miałam zbyt dobrych doświadczeń z
różami. Ponadto czy róż nie powinien być różowy? Pierwszeństwo zakupu
pod tym względem miał róż firmy MAC, choć nie do końca jeszcze
wiedziałam jaki odcień. Jednak dzięki temu, że marka Milani w tym roku
znalazła się w asortymencie kilku sklepów internetowych, to mimo
wątpliwości kupiłam.
Chociaż opakowanie na zdjęciach wygląda całkiem estetycznie to w
rzeczywistości jednak lekko trąci tandetą. Róż przyszedł do mnie
opieczętowany w zgrzaną folię. Brak zabezpieczenia w postaci kartonowego
pudełka spowodowało, że w trakcie transportu przezroczysta część
wieczka z jednej strony zapadła się uszkadzając delikatnie sam róż. Nie
jest to uszkodzenia na tyle duże aby mi w najmniejszym stopniu
przeszkadzało w użytkowaniu, jednak sam fakt pozostawia lekki niesmak. Mam również spore obawy co do tego czy opakowanie przetrwa jakikolwiek upadek.
Pod różem znajdziemy niewielki schowek na pędzel oraz lusterko.
Prawdę mówiąc zamiast lusterka i pędzla którego nigdy nie użyję
wolałabym "szczuplejsze" lub chociaż lepiej przemyślane opakowanie. Lusterko jest na tyle małe, że nie ma mowy o wykonaniu makijażu, a pędzelka nawet nie skomentuje.
W opakowaniu mamy 3,5 g wypiekanego różu. Konsystencja jest dość zwarta ale podczas nabierania nie ulega pyleniu. Zalecany przez producenta termin zużycia to 24 miesiące, jednak zostanie ze mną jeszcze na długo po tym terminie.
Początkowo na pędzel aplikowało mi się zbyt dużo produktu, jednak z
czasem gdy wierzchnia warstwa się "zużyła", różu aplikuje się nieco
mniej. To dla mnie duży plus, bo wolę pędzlem musnąć 3 razy bez obaw
zrobienia sobie plam, niż jeden raz z wielką plamą. Mimo to róż ma bardzo dobry pigment i nie jest tak twardy jak róże Bourjois. Naprawdę trudno sobie zrobić nim krzywdę, bez problemu można kontrolować jego ilość i świetnie się z nim pracuje.
Na zdjęciach poniżej: mniejsza oraz większa ilość różu
Jak widzisz kolor jaki daje róż nie jest typowym płaskim matem. Efekt na policzkach to bardzo naturalny rumieniec. Pięknie ożywia twarz i dodaje jej młodzieńczego wdzięku. Ma mega mikroskopijne drobinki, które tworzą piękną taflę. Tu nie ma mowy o żadnym tandetnym brokacie. Więcej brokatu doszukać się mogę w uwielbianym przez wszystkich rozświetlaczu Wibo Dianond Illuminator niż w różu Luminoso.
Wykończenie jakie daje jest wielowymiarowe. Na jednych zdjęciach w google znajdziesz, że wpada bardziej w róż na innych w brzoskwinię czy koral. To zdecydowanie ciepły odcień, który będzie pasować do większości karnacji.
Przy tym różu zdecydowanie odpuszczam sobie nakładanie
rozświetlacza nad kości policzkowe. Sam w sobie daje na tyle ładny
efekt, że nie potrzebuje żadnych ulepszaczy. Obawiałam się, że skoro nie
posiada matowego wykończenia, to będzie podkreślał wszelkie
niedoskonałości ale pod tym względem wyjątkowo mnie zaskoczył. Z nim
cera wygląda na świeżą i wypielęgnowaną. Oczywiście róż nie musi całkowicie wypierać rozświetlacza z naszego makijażu. Jednak Luminoso w połączeniu z mocniejszym rozświetleniem mógłby wyglądać tandetnie.. ale z subtelnym rozświetlaczem mógłby tworzyć zgrany duet. Mi jednak ta delikatna poświata w zupełności wystarczy. Tym bardziej, że nie jestem przyzwyczajona do mocnych makijaży.
Skład (INCI): Talc, Synthetic Wax, Aluminum Starch, Octenylsuccinate,
Hydoxylated lanolin, Isopropyl Lanoate, Petrolatum, Cyclomethicone,
Lanolin Alcohol, Cetyl Actate, Acetylated Lanolin Alcohol,
Methylparaben, Propylparaben. +/- May Contain: Synthetic Flurphlogopite,
Mica, Tin Oxide, Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI77491,
CI77492, CI 77492, CI 77499), Yellow 5 (CI 19140), Red (CI 77510), Red
28 (CI45410), Red 36 ( 12085), Blue 1 (42090), Carmine (CI 75470),
Ultamarines (CI 77007), Ferric Rerrocyanide (CI 77510), Manganese Violet
(CI 77742).
Parabeny w składzie to przykry dla mnie widok. Na szczęście niemal całkowicie pozbyłam się ich z pielęgnacji, przez co mogę lekko przymknąć oko na te pojawiające się w tego typu produktach. Niemniej wolałabym ich nie widzieć.
Na zdjęciu poniżej - bez różu. Podkład stanowi Too Faced Born This Way w odcieniu Vanilla oraz puder sypki Inglot w odcieniu 14. Na ustach bezbarwny balsam Clarins Moisture Replenishing Lip Balm.
Oraz kilka ujęć z różem Milani Luminoso w różnym świetle.
To zdecydowanie jeden z najbardziej udanych zakupów makijażowych tego roku. Całkowicie rozumiem zachwyt jaki zapanował na świecie nad tym konkretnym odcieniem.
Obecnie róż bez problemu możecie kupić w sklepach internetowych takich jak: mintishop.pl, ekobieca.pl, glowstore.pl, ezebra.pl czy cocolita.pl.
Komu brakuje czegoś wyjątkowego na policzki?
Kolor piękny, pasuje Tobie idealnie :)
OdpowiedzUsuńPiękna tafla na policzkach :)
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak zwykle prezentuje się ładnie :) Choć wygląda na taki co sprawdziłby się i na bladej karnacji to raczej nie przekonam się do różów na policzki :D Preferuję pozostać leniwcem i ograniczać make-upy do tego co mi niezbędne.
OdpowiedzUsuńpo pierwsze, zachwycam się Twoją urodą. jesteś piękna :)
OdpowiedzUsuńpo drugie, róż bardzo Ci pasuje
a po trzecie - przez jakiś czas oglądałam Nikki, ale przestałam, bo nie mogłam się patrzeć na to, jak ona (dosłownie!) szpachluje swoją twarz. kilo podkładu, tona korektora... moją guru Nikki (oddam jej, że oczy maluje pięknie) nigdy nie zostanie. trzymam się Lisy Eldridge :)
Śliczne pudełko i ładny efekt :)
OdpowiedzUsuńPrezentuje się bardzo ładnie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie taki makijaż najczęściej gości na mojej twarzy :)
Przy mojej płytko unaczynionej skórze mogę zapomnieć o różu, po godzinie podkład zaczyna się scierac i uzyskuje bardzo podobny efekt :D
OdpowiedzUsuńPs. Super wygląda ten podkład! Będzie recenzja? :)
Pasuje Ci ;) ja dalej wierna jestem tylko bronzerom i rozswietlaczom;)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za różami. ;( Zawsze mam wrażenie że jednak za dużo. Ja używam marki The Balm.
OdpowiedzUsuńŚliczny jest, pasuje do Ciebie :)
OdpowiedzUsuńŁadny, delikatny ;)
OdpowiedzUsuńPiękny odcień :-) Opakowanie wygląda solidnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
A.T.
Imperium Kobiecości
imperiumkobiecosci.blogspot.com
Czy Nikki nie jest Holenderką? Piękny kolor, zdecydowanie odświeża twarz, bardzo Ci pasuje, to był dobry zakup. Mam wrażenie, że Orgasm gdzieś koło niego leżał, więc musiałabyś pomacać i to najlepiej z opcją zrobienia swatchy obu produktów, żeby nie kupić kolejnego bardzo podobnego produktu 😉
OdpowiedzUsuńmasz całkowitą rację.. Nikki pochodzi z Holandii.. czemu zawsze myślałam że jest amerykanką ? :-|
UsuńMasz również rację co do Narsa Orgasm. Oba produkty zawsze są do siebie porównywane. Nars jest jednak minimalnie więcej różowych tonów i lepsze jakościowo opakowanie ;-)
Jest przepiękny! :)
OdpowiedzUsuńpiękny bo naturalny :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny kolor!
OdpowiedzUsuńElegancko :)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie wygląda :) lubię taki delikatny efekt :)
OdpowiedzUsuńMam podobną hierarchię tych trzech kosmetyków! :D To znaczy takze miałam, bo ostatnio poczułam do nich jakąś taką większą miłość. Wręcz zdarzyło mi się kilkukrotnie nałożyć jedynie róż i miałam wrażenie że buzi nie jest już płaska, a bardziej świeża i zdrowa niż po użyciu np jedynie bronzera :D Ech, nasłuchał się człowiek o drappingu, zachciało mu się eksperymentów i zaraz się okaże, że zapas róży w szufladzie za mały :D Ten ma piękny odcień i ten blask... Od pewnego czasu chętniej także sięgam po takie połyskujące róże zamiast po rozświetlacz, bo na szczytach kości policzkowym mam trochę niewielkich zaskórników, taka kaszka, więc lepiej wygląda taki delikatny błysk i to bardziej na "jabłuszkach" :D Poza tym o ile się nie mylę to jeden z ulubionych róży Jaclyn Hill, więc jak tylko usłyszałam że o nim mówi, wylądował i na mojej liście zachcianek, a Twoja recenzja tylko potwierdza ten wybór :D
OdpowiedzUsuńRóż wygląda przepięknie! Gdybym nie miała różu NARS Orgasm to na pewno bym go kupiła :)
OdpowiedzUsuńWygląda pięknie. Niestety ja nie mogę używać róży z drobinkami. :(
OdpowiedzUsuńMam bardzo podobnie, z całej trójki do konturowania - bez różu bym przeżyła ;D Od takich rozświetlających trzymam się tym bardziej z daleka, ze względu na stan mojej cery, ale aż mi szkoda, bo takie podobają mi się najbardziej ;( Pięknie ożywia twarz ten kolorek! I jakie masz piękne rzęski!! <3
OdpowiedzUsuńPrzepięknie się prezentuje!
OdpowiedzUsuńJa ogólnie nie lubię różu, ale jeden mi przypadł do gustu z paletki Lovely:)
pięknie wygląda na buźce , mnie kuszą różyczki od milani :d
OdpowiedzUsuń