Kupiony w pośpiechu. Miało być co innego, a wyszło jak wyszło. Nie zastanawiałam się, nawet widok lawendy na opakowaniu nie sprawił, że moje szare komórki zaczęły działać. Czemu psioczę już na początku? Bo nie przepadam za produktami o zapachu lawendy. Za subtelną i delikatną lawendą tak.. ale na ogół lawenda w kosmetykach mi nie odpowiada. Cóż.. stało się.
Od producenta:
Oczyszczająco - łagodzący płyn micelarny pozwala dokładnie usunąć nawet wodoodporny makijaż twarzy i oczu. Składniki nawilżające i łagodzące zapobiegają wysuszeniu i koją podrażnioną skórę. Olejek eteryczny z lawendy, symbol Prowansji, znany jest ze swoich relaksujących właściwości. Po zastosowaniu skóra pozostaje czysta, świeża i dobrze nawilżona.
Całkiem przyjemne dla oka opakowanie. Biało-fioletowa grafika całkiem przypadła mi do gustu. Wydaje się nawet ładniejsza niż w przypadku płynu lipowego Sylveco, ale są to moje osobiste preferencje. W opakowaniu mamy 200 ml płynu. Moją wersję kupiłam stacjonarnie w zielarni za 16,00 zł i z tego co się już zorientowała to przepłaciłam.
Płyn micelarny jak każdy inny jest w formie wodnistej. Jednak ten ma lekko żółtawe zabarwienie. W tej kwestii mam dokładnie takie samo zdanie jak większość użytkowniczek tego płynu.. jest to wada. Ściąganie żółtego podkładu, wacikiem nasączonym żółtym płynem jest co najmniej dziwne. Można w taki demakijaż bawić się do dna butelki i wciąż mieć wątpliwości co do usunięcia podkładu.
Jak już marudziłam na wstępie, nie lubię intensywnej lawendy. Więc kiedy pierwszy raz otworzyłam opakowanie mina mi zrzedła.. lawendowa bomba. Bleee... ale jak kobieto nie myślisz to teraz cierp. Początkowo starałam się robić szybki demakijaż na wydechu. Jednak przemywając twarz płatkiem kosmetycznym ta intensywna lawenda gdzieś się ulatniała, a na pierwszy plan wychodzi.. winogron. W zasadzie jest to logiczne skoro olej z pestek winogron jest o kilka pozycji wyżej w składzie niż olejek lawendowy, a zapach winogrona wielbię!
Skład (INCI): Aqua, Coco-glucoside, Glycerin, Panthenol, Vitis Vinifera Seed Oil, Lactic Acid, Sodium Lactate, Benzyl Alcohol, Lavandula Angustifolia Oil, Dehydroacetic Acid, Silica, Perfum.
Brakuje mi tutaj logiki. Zapach płynu w opakowaniu to przede wszystkim lawenda. Jednak na waciku lawenda dość szybko się ulatnia i na pierwszy plan wychodzi winogron. Olejek winogronowy jest też na piątym miejscu w składzie, a olejek lawendowy na dziewiątym. Skąd pomysł aby na opakowaniu zamiast winogrona dać lawendę? Logiki producentów chyba nigdy nie będę w stanie ogarnąć. To niepierwszy taki przypadek więc moje zaskoczenie też nie jest specjalnie wielkie.
W zasadzie nie mam mu wiele do zarzucenia, może poza kolorem i zbyt intensywnym zapachem. Dobrze radzi sobie z makijażem oczu i twarzy, a przy tym nie podrażnia. Jednak żadnych właściwości łagodzących, nawilżających itp. nie jestem w stanie zauważyć ani w tym ani w żadnym innym płynie, ponieważ zaraz po jego zastosowaniu sięgam po olejek do demakijażu lub balsam.
Dlatego też nie jestem przekonana co do tego czy w moim przypadku jest sens inwestowania w droższe i o lepszym składzie płyny micelarne, skoro na mojej twarzy spędzają dosłownie chwilę. Zarówno Biolaven jak i Sylveco sprawdziły się u mnie. Nie wymagały mocniejszego pocierania skóry oczu aby usunąć cienie czy tusz do rzęs. Jednak równie dobrze sprawdza się u mnie tańszy Garnier, choć jego skład specjalnie nie zachwyca.
W moim odczuciu jest jednak coś co przemawia zarówno za Sylveco jak i siostrzaną marką Biolaven. Są to nasze krajowe produkty. Zarówno lepsze jaki i logiczne staje się tutaj wspieranie Polskich marek, zamiast inwestować w wielkie korporacje, które nastawione są jedynie na zysk. Nie zawsze nasze krajowe produkty się u mnie sprawdzają, ale ten płyn jak i siostrzany.. tak. Dlatego z pewnością do nich jeszcze wrócę.
Jestem pewna, że znacie ten płyn ale czy miałyście okazje poznać bliżej?
Jak się u Was sprawdził?
Miałam ten płyn ale nie wiem czy do niego wrócę :)
OdpowiedzUsuńZ tym zapachem to ciekawie, ogólnie biolaven ma u mnie duży minus - to taka gałązka od sylveco, a sylveco często mnie uczula dlatego trzymam się z dala od tej firmy.
OdpowiedzUsuńJa miałam kiedyś próbki kremów z Biolaven i zapach okrutnie mnie drażnił :/ Dlatego stwierdziłam, że produkty tej siostrzanej marki Sylveco nie są dla mnie i raczej się nie skuszę na nic z ich asortymentu. Choć przyznaję, że faktycznie, momentami winogrona wychodziły tam na pierwszy plan. Jednak i tak gdzieś tam z tyłu pozostawał ten lawendowy "smrodek" :/
OdpowiedzUsuńOstatnio za to skusiłam się na płyn Vianek, a skoro twierdzisz, że i płyn Sylveco i Biolaven są dobre, to może i ich trzecia siostra też mnie nie zawiedzie ;) Tylko najpierw muszę zużyć butlę zielonego Garniera, a to może trochę potrwać... Choć szkoda, bo jestem mega ciekawa jego działania :D
Nie miałam tego płynu, ale kremy z tej serii już tak :) Dla mnie całkiem przyjemny jest ten zapach.
OdpowiedzUsuńTego płynu jeszcze nie miałam, ale właśnie kończę Sylveco i z pewnością zakupię go ponownie, choć całe życie byłam wielką fanką różowej Biodermy. Mi zdarza się czasem rano oczyszczać buzię płynem micelarnym już go nie spłukując, więc dobry, bezpieczny skład ma dla mnie znaczenie. No i tak jak mówisz, dobrze jest wspierać rodzime marki :)
OdpowiedzUsuńMiałam ten płyn i świetnie się u mnie sprawdzał. Dodatkowo pokochałam jego zapach :)
OdpowiedzUsuńMiałam próbki jedynie kremu mi tam odpowiada zapach winogrona bo za lawendą w kosmetykach nie przepadam :) natomiast płynu jeszcze nie miałam okazji używać :)
OdpowiedzUsuńwiem, że jest chwalony, ale sama jeszcze go nie miałam :)
OdpowiedzUsuńNie używałam jeszcze nic z tej firmy, ale z Sylveco owszem i pewnie Biolaven też przypadłby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńMnie właśnie przerażała ta lawenda, ale czytałam już u wielu osób że na szczęście winogrono czuć o wiele bardziej ;) Myślę, że kiedyś się na niego skuszę, bo lipowy lubię ;)
OdpowiedzUsuńKocham ten zapach ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię go, podrażnia mnie, ale lipowy jest dobry :P
OdpowiedzUsuń