marca 05, 2018

E-NATURALNIE - PEELING ENZYMATYCZNY Z OWOCÓW TROPIKALNYCH









Peeling enzymatyczny? Nie, dziękuję.. przecież to nie działa! Tak wynika przynajmniej z mojego dotychczasowego doświadczenia. Oczywiście nie można odmówić im łagodności, co jest akurat bardzo istotną właściwością przy cerach bardzo wrażliwych. Sama w zasadzie nie jestem szczególną fanką mocnych zdzieraków.. ok jestem ale tylko tych do ciała.. ale do twarzy? Hmm.. niby moja skóra mi na to pozwala i toleruje, jednak ostrymi drobinami jeździć po twarzy nie lubię.




O sklepie E-naturalnie wiedziałam już od dawna ale jakość nigdy nie pokusiłam się o zakupy. Doświadczenie z półproduktami miałam dość słabe, bo często okazywały się dla mojej skóry zbyt intensywne.. w końcu się poddałam. W sklepie znalazłam jednak ciekawe maseczki, a z uwagi na bardzo dobre recenzje peelingów enzymatycznych pokusiłam się o dwie wersje: z owocami tropikalnymi oraz z ananasa i papai. Tanie, do tego promocyjna cena.. w razie czego żałować wydanych pieniędzy nie będę. 

Ostrzeżenie na życzenie: można opluć monitor, telefon itp. Nie zalecam picia ani spożywania dla własnego bezpieczeństwa.


Od producenta:
Peeling z enzymami owocowymi działa oczyszczająco na powierzchnię skóry, usuwa martwe komórki naskórka oraz stymuluje proces odnowy skóry. Połączenie enzymów papainy i bromelainy pozwoliło uzyskać produkt o dużej skuteczności działania, będącej efektem komplementarnego działania proteolitycznego obu enzymów, natomiast zawarte w peelingu oligosacharydy zapewniają utrzymanie właściwego nawilżenia skóry. Aromatyczny peeling enzymatyczny połączony z mączką ryżową delikatnie oczyszcza, rozświetla skórę, stymulując zmysły zapachem tropikalnych owoców dojrzewających w promieniach gorącego słońca. Peeling działa łagodnie i tonizująco - również dla bardzo wrażliwej skóry.

Typowe dla półproduktów plastikowe opakowanie w zasadzie mnie nie rusza. Jest bo jest.. wolałabym szklane aby mogło ze mną zostać z możliwością wtórnego wykorzystania.. ale nie jest źle. Bez szkód wydobywam peeling z opakowania więc nie będę się czepiać.. nie przy cenie 15,90 zł za 30g produktu. 

Dużym zaskoczeniem okazał się zapach. Trochę proszkowy (o ile to coś mówi.. pudrowy? chyba też nie lepiej) ale takiej intensywności owoców się nie spodziewałam. Słodki i wyraźny aromat naprawdę cieszy nos. Może w tropiki przeniesiona się nie poczułam ale jednak coś w sobie ma. Bardzo drobny proszek przy otwieraniu potrafi buchnąć lekką mgiełką, podobnie przy dozowaniu i zamykaniu. Nawet rozrabianie go z wodą może szurnąć mgiełką.. mgiełka tu, mgiełka tam.. i już drzwi z łazienki nie widać 😂 Wymaga nieco uwagi i powolnych kocich ruchów ale jak najbardziej jest to do zrobienia i opanowania.

Rozrabianie jest niezwykle banalne. W teorii rozcieńczam 1 łyżkę proszku z dwiema łyżeczkami wody. W teorii, bo przecież nie będę się bawić w odmierzanie tylko robię to na oko.. czy tak jak mi odpowiada. Czy wychodzą proporcje 1 do 2? Wątpię.. ale to nie ma specjalnie znaczenia. Do łyżki proszku dodaję odrobinę ciepłej wody i delikatnie mieszam. Gdy konsystencja jest zbyt gęsta dodaję jeszcze odrobinę. Ostatecznie produkt jest rzadki ale nie powstają żadne grudki ani bryłki. Konsystencja jest aksamitna i choćbym chciała coś tu skopać to się zwyczajnie nie da. Tak lubię!

Produkt jednak chyba dość ciężko nakładało by się palcami.. chyba, bo nie próbowała. Nawet mnie nie kusi. Nawet dla postu wciąż mnie nie kusi. Ja z tych co się macać nie lubią. Szmatki muślinowe - tak! Bambusowe - tak! Gąbki konjac- oczywiście, że tak! Celulozowe, pędzle z włosiem, pędzle gumowe.. wszystko tak, tak, tak.. im mniej macania twarzy tym lepiej.. ale jak trzeba to nie ma zmiłuj. Ehh.. nie ma to jak odejść od tematu..

Peeling! Peeling jest dość płynny po rozrobieniu dlatego łatwo i przyjemnie nakłada się go pędzlem z włosiem. W moim przypadku jest to tani pędzel syntetyczny. Aplikuję na skórę cienką warstwę, a potem dokładam kolejne aż do zużycia całości. Produkt z łatwością się nadbudowuje.

 Zapach rozrobionej papki minimalnie wzmaga na sile, ale w momencie stopniowego podsychania staje się łagodniejszy.. i to właśnie podsychanie może okazać się dla niektórych ciut irytujące. Czuć wówczas delikatną mumifikację twarzy. Oczywiście można jeść i pić.. o ile przyprawa z białego proszku nikomu nie przeszkadza. Osobiście wolę w tym czasie skupić się na czymś z kamiennym wyrazem twarzy. Czyli nie oglądam kotełków ani piesełków na Instagramie ani Youtube. Żadnych śmiesznych filmików ani nic przez co mogłaby mi pyknąć brewka.. czyli przede wszystkim nie nakładam peelingu gdy mąż jest w domu, bo wówczas moja mimika twarzy szaleje! Tak.. peeling się kruszy. Najlepiej po prostu wskoczyć w nim do wanny i zamknąć drzwi od łazienki 😀












Skład (INCI): Spray Dried Seawater, Thalisource, Papaya and Bromelain, Rice Starch.

  • Spray Dried Sea Water - sproszkowane algi
  • Thalisource - kompleks oligo i polisacharydów
  • Papaya - enzym pochodzący z  papai
  • Bromelain - enzym pochodzący z ananasa
  • Rice Starch - mączka ryżowa
Składnikami złuszczającymi są tu papaina i bromelaina, które jednocześnie posiadają właściwości kojące, gojące, przeciwzapalne i łagodzące. Dodatkowo sproszkowane algi, kompleks oligo i polisacharydów oraz mączka ryżowa zapewniają skórze  nawilżenie.. i rzeczywiście tak jest. To czego nie mogę odmówić temu produktowi to to, że nawet w najmniejszym stopniu moja skóra nie jest wysuszona.. tzn. z pewnością nie bardziej niż była przed aplikacją. Peeling absolutnie nie przyczynia się do pogorszenia tego stanu, a nieraz spotkałam się z działaniem odwrotnym. Ponadto zdecydowanie widać efekt łagodzenia wszelkich stanów zapalnych oraz oczyszczania skóry. Jak z usuwaniem zbędnego naskórka? Hmm.. działa! Z tym, że może to nie jest peeling który za jednym zamachem odświeży całkowicie skórę i pozbędzie się największych suchych placków. Tu zalecałabym systematyczność, a efekty przyjdą naprawdę szybko. Peeling jest tak delikatny i łagodny dla skóry, że w sytuacjach kryzysowych bez najmniejszego problemu mogłam go aplikować co drugi dzień. Ba! Nawet codziennie!







Niejednokrotnie udało mi się peeling na skórze przetrzymać. Nie to, że da się o nim zapomnieć.. zwyczajnie świadomie przekładałam jego zmycie.. wiadomo.. jak oglądam film, to choćby mi pęcherz miał eksplodować to i tak poczekam do reklamy 😂 a hardcorowych maseczek podczas filmów nie nakładam.. tzn. już nie nakładam. Peeling ani razu nie wywołał u mnie najmniejszych podrażnień, przesuszeń, zaczerwienień. Natomiast nie zauważyłam aby jego przetrzymywanie miało jakikolwiek sens. Po godzinie skóra wcale nie okaże się dużo bardziej gładsza czy oczyszczona. W związku z czym zalecane przez producenta 10 - 15 minut jest jak najbardziej optymalne i słuszne. 
 
Niezależnie od tego czy jesteś wierną fanką piłowania skóry czy obchodzenia się z nią jak z jajkiem warto ten peeling przetestować. Prędzej czy później sięgniesz po kwasy, retinoidy czy inne środki drażniące. Wówczas mocny peeling sprawi, że będziesz płakać i wyć do księżyca.. a taki niepozorny, delikatny ale robiący swoje peeling uratuje Ci cztery.. twarz.
 


























Czy wrócę do niego? Ha ha! Nie wiem! Ta wersja peelingu pojawiła się już w denku ale do użytku już mam przygotowaną wersję z ananasem i papają. Składy tych dwóch peelingów są dość różne choć oba bazują na papainie i bromelaine. Który okaże się lepszy ten wygra jakże cenną miejscówę w Agusiowej łazience !

A może masz porównanie?.. Nie ! Nie chcę wiedzieć!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger