kwietnia 19, 2017

NAKED HAIR CHALLENGE, CZYLI JAK WYGLĄDAJĄ NAGIE WŁOSY

Na ogół hasło "challenge" wywołuje u mnie irytację. Oczywiście chodzi tu głównie o pozbawione sensu, a czasem ryzykowne dla zdrowia wyzwania typu: 100 warstw tuszu na rzęsach czy jak najdłuższe trzymanie soli i lodu co najczęściej kończyło się trwałym uszkodzeniem skóry. Dlaczego we włosowym wyzwaniu postanowiłam wziąć udział? Ponieważ pozwala pokazać jak włosy wyglądają naprawdę. Takie jednorazowe oczyszczenie z całą pewnością włosom nie szkodzi, a właścicielce pozwoli poznać lepiej ich potrzeby.


Pomysłodawczynią wyzwania jest Gosia z bloga Porady Herrbaty, ale pierwszy raz z wyzwaniem spotkałam się u Agaty z bloga Malinowy Makeup. Po więcej postów z wyzwaniem odsyłam jednak do Gosi.
W całej akcji chodzi o umycie włosów szamponem o prostym składzie na bazie SLSów. Produkt nie powinien zawierać silikonów, olejków, protein, ekstraktów itp. Po umyciu nie nakładamy na włosy odżywek, masek ani żadnych innych wspomagaczy. Takie oczyszczenie ukaże faktyczny stan włosów oraz pozwoli sprawdzić czy mamy odpowiednio dobrane produkty do naszych włosów. Jeśli po takim oczyszczeniu nasze włosy będą w lepszym stanie niż po odżywkach, może to oznaczać, że dostarczamy włosom za dużo protein, olejków czy silikonów.


Aby umyć włosy szamponem na bazie SLSów musiałam wybrać się do rodziców po próbkę. Znalazłam u nich Head & Shoulders w wersji przeciwłupieżowej. Skórę głowy umyłam dwukrotnie, a na długości trzykrotnie. Podczas pierwszego spłukiwania czułam, że wyzwanie moim włosom się nie podoba. Już wówczas wydały mi się szorstkie, suche i bardzo poddawały się plątaniu.. zaczęłam zgrzytać zębami na myśl o ich rozczesywaniu.



Po umyciu włosy zawinęłam w ręcznik, a po 10 minutach rozczesałam je delikatnie szczotką zaczynając od końców i powoli sięgając wyższych partii. Bez serum, bez odżywek, bez masek.. włosy rozczesywało mi się trudno, szczególnie w niższych partiach. Moje włosy są od lat rozjaśniane i chociaż staram się utrzymać je w jak najlepszej kondycji to jednak farby i utleniacze robią swoje.. stąd odwieczny problem z ich rozczesywaniem, a jednocześnie miłość do różnego typu silikonów w ich pielęgnacji.

Włosy planowałam zostawić do samoistnego wyschnięcia ale po godzinie musiałam je podsuszyć suszarką. W trybie samoistnym moje włosy potrafią suszyć się przez 2 - 2,5 godziny. Za to suszenie przy użyciu suszarki zajmuje mi około 30 minut. O ile z końcami włosów idzie szybko, to u nasady dość długo utrzymuje się wilgoć.


Włosy umyłam około godziny 11, a około 12 podsuszyłam włosy u nasady i wykonałam zdjęcia. Ku mojemu zaskoczeniu włosy u nasady były błyszczące i gładkie. Jedynie końcówki włosów (ale tylko z przodu) były bardziej szorstkie, a nieliczne sztuki były rozdwojone.. więc kłania się wizyta u fryzjera.. ale już jestem umówiona. 


Około godziny 15, mój 3 letni chrześniak zapragnął wycieczki więc pojechaliśmy nad jezioro. Przy okazji chłodny wiatr to dodatkowy test dla moich "nagich" włosów.




Po powrocie z wypadu nad jezioro (gdzie nawet kaczki i łabędzie się schowały, bo było tak zimno i wietrznie), moje włosy skleiły się w mało atrakcyjne strąki. W zasadzie nie specjalnie mnie to zaskoczyło, ale jednak stopień "sklejenia" był o wiele większy niż normalnie. 


Poza sklejaniem się włosów i problemów z rozczesywaniem nie mam specjalnie czego się przyczepić. Włosy były sypkie, gładkie i całkiem fajnie odbite od nasady. Świeżość utrzymała się na włosach dwa dni, czyli tyle co zwykle. Czasem odczuwałam nieprzyjemne swędzenie. Ale sądzę, że to szok po ponad rocznym odstawieniu silniejszych detergentów i przejściu na łagodne szampony. 

Z pewnością jeszcze nieraz skorzystam z takiego oczyszczenia, aby sprawdzić jak wyglądają i zachowują się moje włosy bez wspomagaczy.


Co sądzisz o takim wyzwaniu?
Przyłączysz się?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger