sierpnia 28, 2017

LUSH - MASECZKA LOVE LETTUCE


Poniedziałek.. poniedziałeczek.. poniedziałunio? Ha ha ha.. choćbym chciała to nie brzmi to tak dobrze jak piątek.. piąteczek.. piątunio. Szkoda mi tych poniedziałków, bo mało kto czeka na nie z utęsknieniem. Niby czym sobie taki biedny poniedziałek na tę powszechną niechęć zasłużył? Skoro mamy już poniedziałek, to niech dla wszystkich będzie szczęśliwy i udany! Czyż nie lepiej zaczynać nowy tydzień z radością na twarzy? Moja propozycja: łap się za swoją ulubioną maseczkę, a ja opowiem Ci krótką historię znajomości z Love Lettuce od Lush.


Opis producenta:
List miłosny dla wszystkich rodzajów skóry.
Nasza oczyszczająca maska z mielonymi migdałami pochłania brud, olej i zanieczyszczenia i wymywa je wszystkie. Złuszczanie jest ważną częścią dobrej pielęgnacji skóry, ponieważ usuwa nabudowaną suchą skórę, która może zapychać pory i przyczyniać się do powstawania zanieczyszczeń. Łączymy działanie uspokajające, równoważące francuskim olejkiem z wodorostami i miodem w celu odżywienia i zmiękczenia skóry oraz zmatowienia tłustej strefy T bez pozostawienia suchości.
(tłumaczenie własne)


Lushowe opakowania pochodzą z recyklingu plastiku i można je zwrócić do sklepów Lush. Za 3 (dowolne) puste opakowania możemy wybrać dowolną maseczkę w gratisie. Lush nie testuje na zwierzętach, a produkty w dużej części oparte są na świeżych składniach. Maseczki mają krótkie terminy ważności (4 tygodnie) i należy przechowywać je w lodówce. Część maseczek podzieliłam i przełożyłam do małych opakowań, a partię zamroziłam. To pozwoli mi cieszyć się maseczkami na dłużej.


Maseczka ma całkiem przyjemny zapach lawendy. Jak na moje preferencje te słowa to jak fenomen, bo z lawendą na ogół się nie lubię. W kosmetykach ten zapach jest często nachalny i dodatkowo podkręcony. Tu lawenda przypomina.. lawendę, taką prawdziwą, świeżą. Aromat wyczuwalny jest podczas nakładania, trwa jeszcze chwilę do momentu aż maseczka zastyga i wraca podczas zmywania. Całkiem przyjemne doznania aromaterapeutyczne.

Żałuję jedynie, że kolor maseczki związany jest bardziej z zieloną glinką niż z lawendą.


Love Lettuce odbiega poniekąd konsystencją od innych maseczek Lush, które mam okazję testować. Na tle innych ta jest mniej musowa i zbita. Z łatwością można nałożyć cienką warstwę, co powinno przekładać się na jej wydajność (ale o tym pod koniec). Maseczka zaraz po aplikacji szybko zastyga. Robi to szybciej niż inne maseczki Lush. Na skórze pozostaje twarda skorupka, która mało komfortowa. Za pierwszym razem maseczkę zmyłam po 5 minutach. Nie spodobało mi się to mocne ściągnięcie skóry ale sam peeling podczas zmywania był całkiem przyjemny. Następnym razem nałożyłam grubszą warstwę maski ale też dość szybko unieruchomiła mimikę twarz. Tym raczej odczuwałam lekkie swędzenie. Po zmyciu skóra nie była podrażniona ale następnego dnia pojawiło się kilku drobnych nieprzyjaciół. Zrobiłam sobie od maseczki przerwę. Ostatnio do niej wróciłam ale tym razem nie pozwoliłam jej całkowicie zaschnąć. W tym celu wspomagałam się wodą termalną. Maseczka okazała się znacznie przyjemniejsza w użytkowaniu ale następnego dnia historia się powtórzyła.


Maseczka ma zadanie oczyszczać, złuszczać i nie pozostawiać skóry przesuszonej. Faktycznie ładnie oczyszcza ale nie nachalni, wykonując peeling podczas zmywania złuszcza skórę ale bez większych zachwytów i można uznać, że skóra po niej nie jest przesuszona ani nie domaga się natychmiastowego nawilżenia. Niestety mam wrażenie, że po masce moje pory szaleją.. nie tylko strefa T już po 30 minutach się błyszczy ale także strefy z którymi takiego problemu wcześniej nie miała. Jest w tej maseczce coś czego moja skóra bardzo nielubi i nie toleruje. 

Skład (INCI): Gelidium Cartilagineum Extarct, Kaolin, Mel, Solum Fullonum, Glycerin, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Prunus Amygdalus Dulcis Shell Powder, Prunus Amygdalus Dulcis Fruit Extarct, Lavendula Angustifolia Oil, CI 75810, Geraniol, Limonene, Linalool, Parfum.


Do tego wszystkiego maseczka ma i tak dość poważną wadę. Przede wszystkim ma rzadszą konsystencję od pozostałych maseczek i jako jedyna w zamrażarce zamarza na lód. Drugą część maseczki, którą przechowywałam przez 1,5 tygodnia w lodówce zepsuła się. Na maseczce pojawiła pleśń! Grzyb nie urósł do takiej wielkości aby zająć całą maseczkę ale były to niewielkie ogniwa zapalne. Cieszę się, że maseczkę podzieliłam na części, bo dzięki temu post w ogóle miał okazję powstać. Niestety jej trwałość jest wyraźnie niższa od pozostałych maseczek. Przy okazji okazało się, że maseczka została wycofana z oferty angielskiego Lusha i podejrzewam, że to samo może ją spotkać w pozostałych krajach. Więc coś na rzeczy musi być.


Nie jestem w stanie polecić tej maseczki. Nawet jeśli nie powodowałaby żadnych przykrości, to i tak uważam, że Lush ma lepsze maseczki, które w dodatku są dużo bardziej komfortowe. Niestety jej używanie kosztowało mnie zbyt dużo problemów, które teraz muszę leczyć. W dodatku maseczka szybko straciła swoją świeżość. Przechowywana była dokładnie tak samo jak pozostałe i tylko na niej pojawiła się pleśń, a przecież wciąż była w terminie. 

Po prostu.. NIE


Zapraszam do poznania opinii Moniki z bloga Mama z różową torebką na temat tej samej maseczki:


Zapraszam również do poprzednich postów z maseczkami Lush:

Moje opinie:

Opinie Moniki:
LUSH - MASK OF MAGNAMINTY

Jeśli masz ochotę na więcej Lushowych produktów to zajrzyj do Markiki:


Za tydzień kolejna maseczka tym razem mam nadzieję, że będzie lepiej. Wbrew pozorom nie znoszę pisać negatywnych opinii 😇



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger