Przyszła pora na podsumowanie wszystkich sześciu maseczek Lush, które wraz z Moniką z bloga Mama z różową torebką miałyśmy okazję wspólnie testować i recenzować. Musze przyznać, że bardzo cieszyłam się z możliwości sprawdzenia na własnej skórze słynnych naturalnych maseczek ale miałam również obawy jak moja skóra na taką maseczkową dawkę zareaguje. Jednak bez większego problemu wśród nich znalazłam faworyta oraz bubla. Ciekawa jestem czy już się tego domyślasz.
Z pewnością zaletą maseczek jest to, że są wykonywane na bieżąco ale przez to mają krotki termin ważności, który wynosi 4 tygodnie. Zatem zamawianie większej ilości maseczek kompletnie mija się z celem. Oczywiście maseczki można podzielić i zamrozić co przedłuży ich termin ważności ale i tak warto je wówczas zużyć jak najszybciej.
Bardzo podoba mi się polityka marki odnoście recyklingu. Sama lubię opakowania, które później mogę wykorzystać w domowych zakamarkach: jako pojemniki na śrubki, nici, czy ponownie w pielęgnacji. Jednak możliwość oddania (3 dowolnych) opakowań w zamian za maseczkę jest świetnym rozwiązaniem! Problem w tym, że Lusha u nas nie ma.
Moim bezsprzecznym ulubieńcem jest maseczka która wywołała największe kontrowersji z uwagi na dodatek czosnku w składzie, a jest to Cosmetics Warrior.
Cosmetic Warrior to maseczka oczyszczająco-łagodząca, która dla mnie ma zapach mokrej ziemi. W porównaniu do innych masek jej zapach jest chyba najmniej wyczuwalny. Maseczka zdecydowanie spełnia wszystkie obietnice producenta. Oczyszcza chociaż w stopniu poprawnym ale za to rewelacyjnie koi skórę i działa na drobne niedoskonałości momentalnie. Chociaż moja skóra na glinki różnie potrafi zareagować to na ogół po takich maskach domaga się solidnej porcji nawilżenia.. ale nie w tym przypadku. Po Comsetic Warrior skóra jest przyjemnie wygładzona i nawilżona. Pierwszy raz miałam styczność z maską, która działa na tak wielu płaszczyznach i dzięki temu zdobyła pierwsze miejsce. Zdecydowanie mi jej brakuje!
Link do recenzji: Lush - Cosmetics Warrior
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Cosmetics Warrior
Z pewnością zaletą maseczek jest to, że są wykonywane na bieżąco ale przez to mają krotki termin ważności, który wynosi 4 tygodnie. Zatem zamawianie większej ilości maseczek kompletnie mija się z celem. Oczywiście maseczki można podzielić i zamrozić co przedłuży ich termin ważności ale i tak warto je wówczas zużyć jak najszybciej.
Bardzo podoba mi się polityka marki odnoście recyklingu. Sama lubię opakowania, które później mogę wykorzystać w domowych zakamarkach: jako pojemniki na śrubki, nici, czy ponownie w pielęgnacji. Jednak możliwość oddania (3 dowolnych) opakowań w zamian za maseczkę jest świetnym rozwiązaniem! Problem w tym, że Lusha u nas nie ma.
Moim bezsprzecznym ulubieńcem jest maseczka która wywołała największe kontrowersji z uwagi na dodatek czosnku w składzie, a jest to Cosmetics Warrior.
Cosmetic Warrior to maseczka oczyszczająco-łagodząca, która dla mnie ma zapach mokrej ziemi. W porównaniu do innych masek jej zapach jest chyba najmniej wyczuwalny. Maseczka zdecydowanie spełnia wszystkie obietnice producenta. Oczyszcza chociaż w stopniu poprawnym ale za to rewelacyjnie koi skórę i działa na drobne niedoskonałości momentalnie. Chociaż moja skóra na glinki różnie potrafi zareagować to na ogół po takich maskach domaga się solidnej porcji nawilżenia.. ale nie w tym przypadku. Po Comsetic Warrior skóra jest przyjemnie wygładzona i nawilżona. Pierwszy raz miałam styczność z maską, która działa na tak wielu płaszczyznach i dzięki temu zdobyła pierwsze miejsce. Zdecydowanie mi jej brakuje!
Link do recenzji: Lush - Cosmetics Warrior
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Cosmetics Warrior
Drugie miejsce należy do Mask of Magnaminty! To maseczka oczyszczająca z niewielkimi drobinkami, które warto przy zmywaniu wykorzystać jako peeling. Sprawdza się całkiem dobrze choć przy zbyt częstym użytkowaniu obawiałabym się przesuszenia skóry. maseczka przy regularnym stosowaniu faktycznie może przysłużyć się cerze zanieczyszczonej. W jej przypadku najbardziej dokuczał mi zapach, który przypominał mocno ziołowo-miętową pastę do zębów. Naprawdę mnie drażnił, chociaż pod koniec opakowania pogodziłam się z nim. Muszę przyznać, że do maseczki mogłabym wrócić ale o wiele chętniej w mniejszym standardowym opakowaniu.. niestety Lush tę maseczkę produkuje tylko w większych.
Link do recenzji: Lush - Mask of magnaminty
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Mask of Magnaminty
Trzecie miejsce przypada Catastrophe Cosmetic, która jest maseczką uspokajającą i nawilżającą. Mam wątpliwości jednak czy osoby z bardziej wrażliwą cerą powinny po nią sięgnąć. Maska odpowiadała mi pod względem musowej konsystencji, zapachu, antyseptycznego działania oraz wygładzenia skóry. Niestety potrafi ściągnąć skórę i osypywać się po zaschnięciu. Catastrope Cosmetic miała jednak z moją skórą pod górkę. Okres jej używania przypadł na moment gdy z moją skórą działo się naprawdę źle. Gdyby nie to myślę, że sprawdziłaby się znacznie lepiej. Dlatego nie wykluczam, że moja ocena w jej przypadku jest zawyżona.
Link do recenzji: Lush - Catastrophe Cosmetic
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Catastrophe Cosmetic
Czwarte miejsce Ex Aequo ! należy do najbardziej kolorowych maseczek czyli Don't Look At Me oraz Rosy Cheeks.
Cudownie lazurowa maseczka Don't Look At Me zachwyca swoim kolorem! Samo jej noszenie to prawdziwa przyjemność, a do tego wywołuje uśmiech na twarzy domowników. Po jej użyciu zauważyłam efekt odświeżenia i rozjaśnienia skóry ale w bardzo niewielkim stopniu. Za to dyskwalifikujące są jej duże i ostre drobinki. Nawet przy "lekkiej dłoni" czuć ich ostrość. Po jej użyciu moja skóra domaga się natychmiastowego ukojenia i nawilżenia. Don't Look At Me zdecydowanie więcej u mnie nie zagości
Link do recenzji: Lush - Don't Look At Me
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Don't Look At Me
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Don't Look At Me
To druga maseczka o ślicznym różowym kolorze.. czy jak to woli prosiaczkowym 😂 Rosy Cheek przeznaczona jest do każdego rodzaju cery w tym głównie do cery wrażliwych. Powinna uspokajać skórę, a przy tym łagodnie oczyszczać. Uwielbiam jej śliczny różany zapach! Niestety ukojenie dla mojej skóry było znikome, a głównie tego się po niej spodziewałam. Jako maska jest bardzo komfortowa ale po jej zmyciu skóra pozostawała tempa i przesadnie zmatowiona. To zdecydowanie nie w moim guście.. nie lubię takiego efektu.
Link do recenzji: Lush - Rose Cheeks
Najmniej zaszczytne miejsce przypadło dla Love Lettuce. Niestety jakiekolwiek pozytywne działanie przyćmiły dwa zdarzenia. Po maseczce dostałam okropnego wysypu, który bardzo trudno było mi podleczyć. Skóra niemal mnie bolała! Po drugie.. spleśniała. Nie ma takiej możliwości abym zrobiła coś nie tak, bo maska była przechowywana w identyczny sposób co pozostałe maseczki Lush. Nie chcę o niej pisać niczego pozytywnego, bo zwyczajnie na to nie zasługuje.
Link do recenzji: Lush - Love Lettuce
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Love Lettuce
Link do recenzji Moniki z bloga Mama z różową torebką: Lush - Love Lettuce
Moje wieloletnie chciejstwo na przetestowanie produktów Lush w pełni zostało zaspokojone. Wiem już czego mogę się po tych produktach spodziewać. Muszę jednak przyznać, że moje oczekiwania były znacznie wyższe i w pewnym stopniu się rozczarowałam. Byłam przekonana, że statystyka będzie dokładnie odwrotna. Jeden produkt na sześć, który w pełni mnie zachwycił to raczej mało. W dodatku mam wrażenie, że moja skóra jest zadowolona z tego, że nie mam jej już czym katować. Takiej ilości glinki jeszcze nigdy nie przeżyła. Mimo wszystko uważam, że maseczki Lush warto sprawdzić na sobie. Są to naturalne i ręcznie robione produkty, którym nie można odmówić działania.
Zapraszam również na blog Moniki, czyli Mamy z różową torebką u której już widnieje podobny wpis z podsumowaniem. Czy rzeczywiście nasze zdania są identyczne co do poszczególnych maseczek? Która z nich okazała się najlepsza? Która była najgorsza? Ja jestem bardzo ciekawa i już lecę czytać 😀
Maseczki Lush Fresh Handmade Cosmetics
Maseczki miałam okazję przetestować dzięki uprzejmości Mariki z bloga Porcelanowe Włosy. Bardzo Ci za to dziękuję! 😘
Jeśli wciąż Ci mało Lushowych nowinek to odsyłam do bloga Mariki, gdzie znajdziesz recenzje innych produktów Lush takich jak:
Lush - Angels On Bare Skin
Lush - Breath Of Fresh Air
Lush - Mask Of Magnaminty
Lush - D'Fluff
Lush - Whoosh! Shower Jelly
Lush - Charity Pot
Mam nadzieję, że maseczkowa seria przypadła Ci do gustu. Obecnie na allegro jest spory wybór produktów marki Lush w bardzo dobrych terminach przydatności.. alee.. dzięki cynkowi od Ani z bloga Co kręci Anulę dowiedziałam się, że już we wrześniu powinien ruszyć sklep z produktami Lush. Póki co warto śledzić na Instagramie konto Bubble Trouble Polska oraz Facebooku Bubble Truble Polska!
Którą maseczkę najbardziej chciałabyś sprawdzić na sobie?
A może to inne produkty Lush bardziej Cię kuszą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz