Po kremach do twarzy nigdy nie spodziewam się czegoś nadzwyczajnego. O ile nawilża oraz nie powoduje wysypu czy zapychania to moja opinia była zawsze pozytywna. Podobne nastawienie miałam do kremu nocnego od Lush Botanicals. Oooo.. w jakim to ja błędzie żyłam!
Od producenta:
Krem do skóry potrzebującej odżywienia, nawilżenia, regeneracji i dotlenienia podczas snu. Zawiera dużą dawkę antyoksydantów, witamin, minerałów i kwasu hialuronowego, które pozwalają na całonocne dokarmienie skóry, wzmacniając ją i stymulując do regeneracji. Zapach drzewa sandałowego, frangipani i cytrusów relaksuje i utula do snu.
Koktajl dla skóry:
Woda kwiatowa: z płatków kwiatu pomarańczy (neroli),
Oleje: olej z pestek jabłek, olej z pestek kiwi, olej z pestek opuncji, olej z pestek żurawiny, olej z pestek perilla, olej z pestek jojoba, masło murumuru.
Ekstrakty: z płatków róży stuletniej (rosa centifolia), z owoców grantu, figi, truskawki, jeżyny, wina, z pestek grejpfruta,
Niezastąpione: roślinna Witamina E (Tocopherol), naturalna Witamina B5 (Panthenol), nawilżający kwas hialuronowy o cząsteczkach różnej wielkości.
Rytuał: Krem na noc. Na dobry początek nocy - wyjmij chłodny z lodówki i po zmyciu z twarzy całego dnia, wklep delikatnie w skórę twarzy, szyi i dekoltu. Uwaga: dla większej efektywności dokarmiania skóry, krem należy wklepać w skórę, a nie wsmarowywać okrężnymi ruchami. Przechowuj w lodówce do 10 tygodni.
To co mnie uderzyło w przypadku kosmetyków Lush Botanicals, to to że kosmetyki są robione tuż przed wysyłką. Bardziej świeży produkt jesteśmy w staniu uzyskać robiąc go własnoręcznie. Dzięki temu mamy pewność, że w środku znajdziemy cenne składniki w najświeższej postaci.
Jednak nie tylko to było główną przyczyną zakupu kremu. Pierwszeństwo miał tutaj skład, który w 100% ma naturalne pochodzenie. Nie ma tu żadnych Pegów, sikikonów, parabenów, ani konserwantów. Nie znalazłam nic co mogłoby przyczyniać się do zapychania mojej wyjątkowo podatnej na to skóry.
Ale coś za coś. Dla jednych może to być dość problematyczne, a dla innych nie. Otóż z uwagi na brak konserwantów krem należy przechowywać w lodówce. O ile śpimy na tym samym piętrze co lodówka będzie to mniej uciążliwe.
Produkt przychodzi do nas w postaci
ciemno-fioletowego szklanego opakowania z dozownikiem.. ale nie jest to
zwykłe szkło. Jest to tzw. Miron Violet Grass, czyli szkło
biofotoniczne. Dlaczego ten rodzaj szkła jest tak wyjątkowy? Ponieważ
przepuszcza promienie ultrafioletowe, które zapobiegają rozkładowi
cennych substancji oraz nie przepuszcza promieni światła widzialnego
odpowiedzialnych za niszczenie cennych składników.
Jak widzisz samo opisanie opakowania, że jest ładne, eleganckie,
minimalistyczne, estetyczne itd. to po prostu za mało. Przede wszystkim
opakowanie jest bezpieczne dla substancji znajdujących się wewnątrz.
Moim wyborem był krem na noc Starlight. Za 50 ml zapłaciłam 185 zł. Jednak gdybym poczekała z zamówieniem 3-4 dni to zapłaciłabym około 140 zł, ponieważ wówczas pojawiła się promocja na wszystkie produkty -25%. Peszek. Nie ma co gdybać.. to duża kwota. Dodatkowo termin używania produktu jest ograniczony do 10 tygodni. Jeżeli nie liczyliśmy dni od otwarcia opakowania, to producent dodatkowo określił dla nas indywidualną datę przydatności na spodzie opakowania. U mnie jest to 14 grudnia.
Chociaż termin przydatności już minął (9 dni temu) to wciąż go używam. Jest to jednak wyłącznie moja wina. W czasie gdy kupiłam krem miałam inne produkty, które chciałam zużyć ponieważ i tak się już kończyły. Ponadto poza kremem na noc w użyciu mam Liquid Gold oraz miałam serum z witaminą C. Zdarzało się, że kremu używałam również na dzień ale kremy BB (które kończyłam) nie dogadywały się z nim zbyt dobrze. Na szczęście mimo terminu krem wciąż spisuje się tak samo jak na początku, choć teraz nieco pilniej się mu przyglądam.
Zapach kremu jest lekko cytrusowy, co bardzo umila jego użytkowanie. Osobiście wyczuwam go jedynie w trakcie aplikacji, bo dość szybko się ulatnia. Krem ma biały kolor i jest dość treściwy. Przy pierwszej aplikacji próbowałam go rozsmarować tak jak wszystkie inne kremy do twarzy. Pozostawiał na skórze białe smugi.. w zasadzie wcale nie chciał się wchłonąć. Sytuacja zmieniła się gdy krem zaczęłam wklepywać.. i taki sposób aplikacji producent zaleca.
Moja mieszana skóra ten krem w zasadzie pije. Nie ważne czy są to bardziej suche strefy czy mniej. Skóra po prostu ten krem wciąga jak odkurzacz. Momentalnie staje się nawilżona i odżywiona. W zasadzie nigdy nie widziałam takich efektów zaraz po aplikacji. Nawet najlepsze produkty potrzebują doby aby były widoczne efekty.
Moja mieszana skóra ten krem w zasadzie pije. Nie ważne czy są to bardziej suche strefy czy mniej. Skóra po prostu ten krem wciąga jak odkurzacz. Momentalnie staje się nawilżona i odżywiona. W zasadzie nigdy nie widziałam takich efektów zaraz po aplikacji. Nawet najlepsze produkty potrzebują doby aby były widoczne efekty.
Skład (INCI): Citrus
Aurantium Amara (Neroli) Flower Water, Aqua, Pyrus Malus (Apple) Seed
Oil, Actinidia Chinensis (Kiwi) Seed Oil, Cetearyl Olivate, Sorbitan
Olivate, Astrocaryum Murumuru Seed Butter, Olea Europaea (Olive) Fruit
Oil, Betaine, Caprylic / Capric Triglyceride, Glyceryl Stearate,
Sorbitan Oleate, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Opuntia Ficus
Indica (Prickly Pear) Seed Oil, Perilla Ocymoides Seed Oil, Helianthus
Annuus (Sunflower) Seed Oil, Sodium Hyaluronate, Tocophero;, Panthenol,
Rosa Centifolia Flower Extract, Punuca Granatum (Pomegrante) Fruit
Extract, Ficus Carica (Fig) Fruit Ectract, Wine Extract, Rubus Villosus
(Blackberry) Fruit Extract, Citrus Grandis )Grapefruit_ Seed Extract,
Fragaria Ananassa (Strawberry) Fruit Extract, Cera Alba, Xanthan Gum,
Plumeria Acutifolia (Frangipani) Flower Oil, Santalum Album (Sandalwood)
Oil, Citrus Grandis (Sweet Orange) Peel Oil, Citrus Limonum (Lemon)
Peel Oil, Limonene.
Skład tego kremu zachwyca. Gigantyczna ilość dobroczynnych olejków i ekstraktów. Trochę też z tego względu obawiałam się kremu. Tak "ciężki" skład mógłby moją skórę obciążyć i przyczynić się do powstawania niedoskonałości. Na szczęście nic z moich obaw się nie sprawdziło. Wręcz przeciwnie. Krem nie przyczynił się do zapychania porów, a skóra z każdym dniem wyglądała i czuła się o wiele lepiej. Starligh towarzyszył mi także podczas stosowania serum Hydraluron czy Pepta-Bright i świetnie z nimi współpracuje. Współpraca ta przebiegała na tyle pomyślnie, że postanowiłam krem przetestować w dzień z kremami BB oraz podkładami. O ile kremy BB "mazały" się po skórze i schodziły plamami to z podkładami krem współpracował bardzo dobrze.
Skład tego kremu zachwyca. Gigantyczna ilość dobroczynnych olejków i ekstraktów. Trochę też z tego względu obawiałam się kremu. Tak "ciężki" skład mógłby moją skórę obciążyć i przyczynić się do powstawania niedoskonałości. Na szczęście nic z moich obaw się nie sprawdziło. Wręcz przeciwnie. Krem nie przyczynił się do zapychania porów, a skóra z każdym dniem wyglądała i czuła się o wiele lepiej. Starligh towarzyszył mi także podczas stosowania serum Hydraluron czy Pepta-Bright i świetnie z nimi współpracuje. Współpraca ta przebiegała na tyle pomyślnie, że postanowiłam krem przetestować w dzień z kremami BB oraz podkładami. O ile kremy BB "mazały" się po skórze i schodziły plamami to z podkładami krem współpracował bardzo dobrze.
Śmiało mogę stwierdzić, że to jedyny krem jakiego mojego skóra potrzebuje. Porządnie nawilża, odżywia i regeneruje. Nie spotkałam się jeszcze z tak dobrym jakościowo kremem. Z reguły najlepsze kremy, które miałam nawilżały i nie robiły krzywdy. To w zasadzie mi wystarczyło. Większe wymagania zawsze miałam w stosunku do bardziej skoncentrowanych formuł. Jak widać myliłam się, bo krem może być równie dobrej jakości.
Do mojego zamówienia dołączone zostały trzy próbki:
Numer 4 - Ultranawilżający krem do twarzy
Numer 5 - Serum pod oczy
Numer 14 - Krem dla mężczyzn
Ultranawilżający krem ma bardzo lekką konsystencję. Momentalnie się wchłania i od razu daje uczucie nawilżenia skóry. Zupełnie nie jest wyczuwalny na skórze i z łatwością współpracuje z podkładami.
Za 50 ml opakowanie zapłacimy 165 zł.
Krem pod oczy jest dla odmiany bardzo treściwy. Nie jestem przyzwyczajona do tak treściwych konsystencji dlatego nie jestem do niego do końca przekonana. Poza tym 30 ml kremu z przeznaczeniem pod oczy, które trzeba zużyć w ciągu 3 miesięcy to dla mnie wyczyn nie do osiągnięcia.
Za 30 ml opakowanie zapłacimy 195 zł.
Krem dla mężczyzn. Oj.. przyznaję, że łatwo nie było. Mój mąż krzywi się na każde nowe mazidło. To, że krem trzeba wklepać zamiast wcierać, było niemal nie do przeskoczenia. Ale mój mąż to chyba ekstremalny przypadek.. więc niech nikt się nie zraża. Mimo wszystko jego ocena to "nooo.. ok". Jeśli cokolwiek to komuś powie. Nic więcej nie wyciągnęłam.
Z całej trójki próbek dość ciekawie zapowiada się dla mnie krem ultranawilżający. Jest dość lekki, ładnie się wchłania i sprawdza się zarówno na dzień jak i na noc. Zdecydowanie przemyślę jego zakup.
Serdecznie polecam zapoznać sie z pozostałymi produktami naszej rodzimej marki Lush Botanicals. To wyjątkowo udane produkty o rewelacyjnych składach. Nie spotkałam się jeszcze z żadną złą lub przeciętną opinią o tych produktach. Fakt, że ceny mogą odstraszać. Jednak te produkty to coś więcej niż zwykłe kremy i zdecydowanie są tarte tej inwestycji.
Swoją drogą planuję powrót do mojego nocnego kremu. Jednak najpierw zużyję wszystkie zalegające próbki kremów oraz poczekam na promocyjną cenę.
Czy ktoś spodziewał się innej opinii?
Swoją drogą planuję powrót do mojego nocnego kremu. Jednak najpierw zużyję wszystkie zalegające próbki kremów oraz poczekam na promocyjną cenę.
Czy ktoś spodziewał się innej opinii?
Pierwszy raz słyszę ale widzę, że są godne uwagi te kremy ;)
OdpowiedzUsuńNa warszawskich targach Ekocuda miałam przyjemność zobaczyć i "spróbować" tych kosmetyków... są prześwietne, szkoda że tak drogie :(
OdpowiedzUsuńSklady robia wrażenie :)
OdpowiedzUsuńMiałam próbkę ultranawilżającego na dzień i byłam zachwycona!
OdpowiedzUsuńBrzmi zachęcająco, ale faktycznie cena jest wysoka. Jakiś czas temu testowałam markę Yase Cosmetics, ceny jeszcze wyższe, ale produkty same w sobie bardzo fajne.
OdpowiedzUsuńCudne kosmetyki ;)
OdpowiedzUsuńWow, ten krem jest naprawdę świetny. Chętnie bym go przetestowała. :)
OdpowiedzUsuńNie miałam go ale łazienkę mam na górze a kuchnie na samym dole :P mogłabym mieć problem z używaniem bo zwyczajnie zapomniałabym o nim
OdpowiedzUsuńHa ha ha ja się spodziewałam, ale tylko trochę, bo znając Ciebie, mogłaś się do czegoś przyczepić. Choć jak dla mnie ta marka jest mega odkryciem, ich serum było świetne, moja mama zażyczyła sobie powtórki masła do twarzy i ciała. Na bank jeszcze kilka produktów u nich w najbliższym czasie zamówię :P
OdpowiedzUsuńHa ha ha.. faktycznie lubię się czepiać :-D często szukam powodów do samego końca.. bo pozytywną recenzję produkt musi sobie sam wywalczyć :-D nie ma lekko :-P
UsuńJa również się skusze jeszcze na jakieś ciekawe produkty od nich.. muszę tylko ogarnąć moją pielęgnacje i zapasy :-)
Zakochałam się w tej marce, mam właśnie krem in the air i właśnie podoba mi się bardzo ze względu na bogaty skład i lekką konsystencję:) Miałam próbkę kremu na dzień Stardust i był przegenialny- byłby idealny na zimę dla mojej skóry. Tego na noc nie próbowałam, ale następnym razem na pewno zamówię próbkę o ile nie cały produkt!
OdpowiedzUsuńA mogłabyś porównać jakoś te kosmetyki do produktów Ren? Po nich nie widziałaś rezultatów??
Kremy Ren jakie miałam zapychały moją skórę..ale jest to kwestia indywidualna. W przypadku tej marki wolałabym skupić się na bardziej intensywnych w działaniu produktach jak np. maska glikolowa, która ma bardzo pozytywne recenzje. czy produkty oczyszczające. W przypadku produktów Lush ukojenie dla skóry i odżywienie jest momentalne i mogę ich używać codziennie. Skóra te produkty pije jak wodę..o Ren tego powiedzieć nie mogę ;-)
UsuńOK, rozumiem. Dzięki za odpowiedz. Właśnie zastanawiała mnie kwestia nawilżenia i obietnic producenta które lush botanicals jak najbardziej spełnia:)
OdpowiedzUsuńTwój opis brzmi zachęcająco, a ja już naprawdę jestem w desperacji pod względem przesuszenia twarzy -.- A jeszcze nawet porządne mrozy nie nadeszły.. Skuszę się na jakąś próbkę na pewno jak gdzieś upoluję, bo znając kaprysy mojej cery bałabym się wydać tyle piniondzów. Ostatni zakup kremu Resibo nauczył mnie już sporej ostrożności.. :D
OdpowiedzUsuńPróbki to zawsze dobry pomysł.. nawet jeśli nie do końca się opłacają. Jednak lepiej wydać mniej i nie żałować niż później krem zużywać na stopach. Do Lush obecnie mam całkiem spore zaufanie.. choć na ogół żadnej marce w ślepo nie ufałam :-)
UsuńJa właśnie używam ich Sunlight. Jestem zachwycona. Efekt "odkurzacza" potwierdzam w 100%. A jak mi się buzia poprawiła! Doskonałe produkty i duma że firma jest nasza- krajowa :D
OdpowiedzUsuńTroszkę się obawiałam Sunlight, bo ma w składzie coś co mnie zapycha ale po tak dobrym spotkaniu z kremem na noc myślę, że na Sunlight również się skuszę :-)
Usuń