O tym, że uwielbiam nietypowe konsystencje pod prysznicem z pewnością już wiesz.. ale konsystencja to nie wszystko. Równie ważny jest dla mnie zapach, bo w końcu prysznic czy kąpiel to absolutna podstawa domowego SPA. Więc niby dlaczego produkt do kąpieli miałby pachnieć nijak?
Od producenta:
Karaibski olejek pod prysznic - odżywczy - zawiera ponad 95% składników pochodzenia roślinnego. Wysoka zawartość naturalnych olei (ponad 10%) zapewnia odpowiednie nawilżenie i natłuszczenie skóry ciała, dzięki czemu nie trzeba po kąpieli używać mleczka lub balsamu. Wchodzące w jego skład - zielona herbata, olej jojoba, organiczny olej z pestek brzoskwini, ylang ylang, ekstrakt plumerii białej - aktywnie odżywiają, nawilżają, tonizują, odmładzają i ujędrniają skórę ciała. Olej ma delikatną teksturęi trwały przyjemny zapach.
Składniki aktywne:
- Olejek jojoba - zawiera witaminę E, która stymuluje proces regeneracji komórek skóry.
- Organiczny ekstrakt ylang-ylang - wykazuje silne właściwości odmładzające, tonizuje skórę, zwiększa elastyczność i jędrność.
- Olejek z frangipani (plumeria) - chroni i przywraca naturalny poziom nawilżenia skóry, sprawia, że staje się delikatna i jędrna.
Brązowo-zielonkawa kolorystyka jakoś bardziej mnie przygnębia niż cieszy oczy. Opakowanie nie jest brzydkie ale za ładne również uznać go nie potrafię i nawet kwiaty na opakowaniu nie są w stanie zmienić moich odczuć. Na szczęście opakowanie nadrabia wizualne straty wygodą w użytkowaniu. Jest poręczne i bardzo łatwe w użyciu nawet jedną ręką.
Pojemność 250 ml wydaje się dość niska jak na produkt do kąpieli. Jednak jest to olejek więc teoretycznie jest szansa, że będzie wydajny. W zasadzie olejku karaibskiego używam od kwietnia ale między czasie konkurencję robi mu olejek L'Occitane. W związku z czym można by uznać, że jego wydajność to jeden miesiąc. Z pewnością nie jest to dużo.. ale mało chyba też nie. Prawda?
Stosowanie olejku pod prysznicem jest niezwykle przyjemne. W kontakcie z wodą olejek zmienia się w aksamitne mleczko z niewielką zdolnością do wytwarzania piany. Skóra staje się aksamitna w dotyku i nic się w
tej kwestii nie zmienia nawet po wytarciu ręcznikiem. To efekt, który przypisałabym wysoko półkowym produktom, a nie szaraczkowi za około 15 zł. W dodatku bez większego
uszczerbku, co drugie mycie mogę darować sobie nawilżanie skóry. Produkt nawet w najmniejszym stopniu nie przesusza skóry, nie drażni świeżych ranek, bez problemu sprawdza się jako zamiennik pianki do golenia i przede wszystkim.. myje.
Skład (INCI): Avena Sativa Water Green Tea Floral Water, Simmondsia Chinensis Oil, Organic Prunus Persica Kernel Oil, Organic Ylang-Ylang Extract, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Coco-Sulfate, Plumeria Alba Flower Oil, Glycerin, Xanthan Gum, Perfume, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Sorbic Acid.
Sama konsystencja nie przypomina olejku, to raczej mleczko. Jednak
w składzie przed detergentami mamy olej jojoba, olej z pestek
brzoskwini i organiczny ekstrakt Ylang-Ylang.. więc w zasadzie uznajmy,
że jest to olejek.
Wszystko byłoby dobrze i z pewnością wielokrotnie wracałabym do
olejku, gdyby nie jego zapach. Trawa.. nie mylić z trawą cytrynową.. to
zdecydowanie nie mój klimat. Tak bardzo nie mój klimat, że zapach określiłabym jako śmierdzący ale do przetrwania. Na szczęście mnóstwo przyjemności czerpię z jego właściwości myjąco - nawilżająco - odżywczych przez co jestem w stanie ten zapach przetrwać. Nie utrzymuje się na skórze po kąpieli, co w tym przypadku jest ogromną zaletą.
Jeśli mimo zapachu wciąż ciekawi Cię ten produkt to polecam sięgnąć po wersję brazylijską, ewentualnie hawajską. Cena jest stosunkowo niska, a działanie naprawdę rewelacyjne.
Znasz olejki pod prysznic EC-LAB?
Przywiązujesz wagę do zapachu produktów do kąpieli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz