marca 24, 2018

CLARINS - MOISTURE REPLASHING LIP BALM.. SKĄD TE WSZYSTKIE POCHLEBNE OPINIE?


Spora część osób boryka się z suchymi skórkami na ustach. Największym problemem jest zima, gdy mróz i wiatr dodatkowo je wysuszają. U mnie ten problem występuje niezależnie od pory roku. Nie jest to coś co spędza mi sen z powiek, bo zawsze jestem w stanie szybko sobie z tym poradzić ale mimo wszystko byłoby miło gdyby problem nie istniał. Sęk w tym, że nie jestem specjalnie przywiązana do produktów pielęgnacyjnych do ust. Przypominam sobie o nich wówczas gdy już mam taką potrzebę. Dlatego najfajniejszym rozwiązaniem byłby dla mnie produkt, który nawet nie używany systematycznie mój problem by rozwiązywał. Z tego względu postanowiłam dać szansę wielbionemu przez masy Moisture Replenishing Lip Balm z Clarins.


Od producenta:
Balsam do ust przynosi natychmiastową ulgę suchej skórze ust, regeneruje i zapobiega pęknięciom. Zapewnia długotrwałe efekty nawilżenia ust, chroni je i poprawia ich wygląd.

Zatem w 15 ml opakowaniu mamy remedium na suche usta którym możemy cieszyć się przez 18 miesięcy od otwarcia. Brzmi nieźle, a do tego wszelkie opinie internetowe oraz gwiazdorskie wręcz wykuwają młotem pneumatycznym w naszej podświadomości chciejstwo posiadania.. nie.. nie chcę.. ja muszę! Chociaż w okresie kiedy kupiłam balsam dopiero byłam na początku jaśniejszej drogi kosmetyków naturalnych, to jednak chęć rozwiązania problemu suchych ust jednym produktem popchała mnie w ciemniejszą stronę.


Skład (INCI): Paraffinum Liquidum/Mineral Oil/Huile Minerale, Diisostearyl Malate, Hydrogenated Styrene/Isoprene Copolymer, Cera Microcristallina/Microcrystakkube Wax/Cire Microcristalline, Ozokerite, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Paraffin, Polyethylene, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, Caprylic/Capric Triglyceride, Nylon-12, Ethylhexyl Palmitate, Rosa Centifolia Flower Wax, Rosa Damascena Flower Wax, Silica, Aroma/Flavor Tocopherol, Oryzanol, Tocopheryl Acetate, Triebehenin, Ceramide 3, Sorbitan Isistearate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Palmitoyl Oligopeptide, BHT, CI 15850/Red 7 Lake.

Widok tablicy Mendelejewa nie napawa dumą. Oczywiście można się tu powołać na masło shea, olej rycynowy, wosk z kwiatów róży stuletniej (?), wosk z kwiatów róży damasceńskiej (?).. ale opisując skład na podstawie jego bazowych składników wyglądałoby to mniej więcej tak:

Bazą naszego cudownego Lip Balm jest cudowna parafina. Utworzy na Twoich ustach film, który zmiękczy, wygładzi i nabłyszczy. Ma niewielkie (2 w skali od 1 do 5) działanie komedogenne ale kto widziała na usta pryszcza? Nie przejmuj się! Może być troszkę alergenne.. ale to również tylko 2 stopień w skali od 1 do 5. W dużym stężeniu u niektórych osób może powodować podrażnienie, co objawia się przesuszeniem.. ale to na pewno nie dotyczy Ciebie. Dalej mamy w składzie kopolimer uwodornionego styrenu i izoprenu, który ma nadać produktowi odpowiednią lepkość.. w końcu nasz Lip Balm ma się trzymać ust jak zaczarowany. Krystaliczny wosk mineralny ma w zasadzie podobne funkcje jak nasza cudowna parafina.. z tym, że jest troszkę bardziej komedogenny. Za to Ozokeryt to wosk ziemny, który jest mieszaniną węglowodorów pozyskiwanych z ropy naftowej, która nie rozpuszcza się w wodzie.. ani tłuszczach.. ani etanolu.. wszystko po to abyś mogła jeść nie przejmując się, że cokolwiek zagłuszy tę cudowną pielęgnację.. 

.. ok może i przesadzam.. i niepotrzebnie obrywa się akurat temu konkretnemu produktowi ale.. czy nie powinno być tak, że każdy kosmetyk powinien być opisywany względem składu? Oczywiście według kolejności występowania poszczególnych składników, a nie wybranych czy wrzuconych na odczepnego gdzieś pod koniec składu? Żeby nie było.. dotyczy to wszystkich kosmetyków.. tych z naturalnym składem również!


Fakt jest jednak taki, że skład tego produktu jest dość chemiczny. W przypadku pielęgnacji ust tym bardziej powinno się uważać na to co nakładamy z uwagi na to, że później trafia to do naszego organizmu. Pijąc czy spożywając posiłki wszelkie balsamy do ust czy pomadki trafiają do naszego żołądka.. więc chyba warto zwrócić na to uwagę. Tym bardziej, że przeciętna kobieta w ciągu swojego życia zjada podobno od 1,8 do 4 kilo pomadek... dla mnie te statystyki są mocno przesadzone. Na swoim przykładzie, czyli osoby która sporadycznie maluje usta przyjmijmy, że jestem w stanie w ciągu roku "zjeść" 2 pomadki i 2 balsamy do ust. Zakładając, że będę to robić przez 40 lat życia wychodzi 160 sztuk.. co wciąż daje imponującą liczbę! Zdecydowanie warto patrzeć na to co nakładamy na usta.

Jestem jednak w stanie zrozumieć, że marketing, trwałość produktu na ustach, wyjątkowy kolor, wygląd opakowania.. że to wszystko może stać się ważniejsze. Sama wciąż posiadam pomadki o typowo chemicznym składzie i skoro już je kupiłam to planuję używać.. ale jeśli mam chęć na nową pomadkę to od jakiegoś czasu wybieram już wyłącznie te z naturalnym składem oparte na pigmentach owocowych.. ale to mój świadomy wybór dlatego nie będę rzucać kamieniami w nikogo kto tego nie chce. Chyba troszkę zeszłam z tematu..

Sam balsam prezentuje się ładnie, posiada plastikowy aplikator, który nie jest specjalnie precyzyjny ale nie sprawia większych problemów. Jasnoróżowa barwa jest miła dla oka ale nie wpływa specjalnie na kolor ust. Kremowo-żelowa konsystencja bez problemu się rozprowadza i pozostawia na ustach delikatny połysk. Zawsze mam jednak wrażenie, że nakładam go za dużo. Ostatecznie wolałam niewielką kropkę zaaplikować na palec i delikatnie wklepać w usta. Jednak balsam kupiła po to aby całkowicie zniwelować problem suchych skórek na ustach, a takie delikatne mizianie w niczym nie pomaga, ani niczego nie przyśpiesza. Ostatecznie balsam zaczęłam aplikować standardowa warstwą na noc. Niestety po kilku nocach problem nie znikał. Ani razu nie doświadczyłam z jego powodu nic dobrego.. chociaż złego też nie.


Po kilkunastu podejściach, gdzie naprawdę starałam się być systematyczna w jego użytkowaniu.. nie zdziałał nic. Ostatecznie nie wiem czemu wciąż go trzymam. Jego zużycie to może 1/3 opakowania ale nie mam już więcej siły ani chęci dawać mu kolejnych szans. W tej dziedzinie o wiele lepiej sprawdza mi się peeling Sylveco aplikowany co drugą lub trzecią noc, a przecież różnica cenowa jest ogromna.

Być może za ostro potraktowałam ten balsam. Jednak biorąc pod uwagę jego cenę, opinie które są bardzo pochlebne oraz moje rozczarowanie co do działania.. no po prostu mam prawo wylać swoje żale tym bardziej, że w najbliższym denku leci do kosza 😡

Masz/miałaś produkt, który kosztował dużo, a okazał się totalnym niewypałem?
A może masz ten balsam i go sobie chwalisz?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger