Wiem.. wiem.. obijam się ale staram się wrócić do blogowej formy. Wieści mam niestety nie najlepsze, bo być może szykuje mi się trzeci etat, a wciąż nie znalazłam sposobu aby wydłużyć dobę. Jednak w woli ścisłości jak najbardziej wciąż znajduję czas na takie rzeczy jak mycie się, a poniżej przedstawiam na to dowody.
WATER WIPES - CHUSTECZKI DLA BOBASKÓW
Zazwyczaj tego typu chusteczki nie sprawdzają się u mnie. Mogę przetrzeć nimi dłonie ale to nie to samo co umycie pod bieżącą wodą. Mogę użyć do wstępnego demakijażu ale zazwyczaj ciągną skórę i zdecydowanie bardziej wolę wacik nasączony płynem micelarnym. Jednak te konkretne chusteczki Water Wipes są wyjątkowe pod względem składu. Znajdziemy tam wyłącznie wodę i niewielką ilość ekstraktu z grejpfruta.. to wszystko! Nie spotkałam jeszcze tego typu chusteczek z lepszym składem! Zdecydowanie polecam dla bobasów, bo nie ma tu chemii, a same chusteczki są dość delikatne. U mnie ostatecznie sprawdziły się w roli.. papilotów na włosy.
AVALON ORGANICS - INTENSE DEFENSE ŻEL DO MYCIA TWARZY Z WITAMINĄ C
Mój wielki ulubieniec! Straciłam rachubę ile opakowań zużyłam.. i to jedno za drugim przez niemal dwa lata. Obecnie odpoczywamy od siebie ale to nie znaczy, że ktoś się obraził i strzelił focha. Zwyczajnie atakują mnie ludzie abym sprawdziła sobie "to" i "tamto".. no to sprawdzam, a do mojego kochanego Avalonu i tak wrócę.
Link do recenzji: Avalon Organics - Intense Defense żel do mycia twarzy z witaminą C
MOJA MYDLARNIA - LEKKI KREM NA DZIEŃ ZMYSŁOWA RÓŻA
Nie było postu ale będzie! Moja Mydlarnia to dla mnie totalna nowość, odkryta przez Marikę z bloga Le Bleuet. Delikatny i lekki kremik o bardzo subtelnym zapachu płatków róż. Używałam z ogromną przyjemnością. Podejrzewam jednak, że o wiele bardziej byłabym zadowolona z niego w okresie letnim, gdy moja skóra wymaga ode mnie nieco mniej. Okres zimowy był dla mojej skóry.. koszmarny. Na szczęście kremik obchodził się z moją skórą łagodnie dzięki czemu mogłam go używać codziennie.. i tak też było. Więcej o kremiku pojawi się lada dzień, a tymczasem odsyłam do poznania oferty Moja Mydlarnia.
LANBENA - ROSE SERUM EYE MASK - PŁATKI POD OCZY
Uwielbiam hydrożelowe płatki pod oczy. Nauczyłam się ich używać jeszcze za czasów studenckich, kiedy to po nieprzespanej nocy ogarniania projektów i zakuwania do egzaminów marzyłam aby następnego dnia nie wyglądać jak zombi. Płatki trochę ratowały mój stan.. przynajmniej na kilka pierwszych godzin. Problem w tym, że takie płatki to wcale nie jest tania zabawa.. na szczęście znalazłam płatki w dużym opakowaniu, dzięki czemu finansowo wypada to znacznie korzystniej. Obecnie są już łatwiej dostępne.. a w zapasie czeka na mnie kolejne opakowanie sprezentowane przez Monikę z bloga Mama z różową torebką.
Link do recenzji: Labena - Rose Serum Eye Mask. Hydrożelowe płatki pod oczy czyli wyższy poziom pielęgnacji skóry wokół oczu
SAPE - OCZYSZCZENIE PEELMASKA DO TWARZY
Moje drugie opakowanie maseczki oczyszczającej od Sape. Wiem, że różne typy skóry różnie na nią potrafią zareagować ale u mnie sprawdza się rewelacyjnie. Co więcej, oprócz działania oczyszczającego działa łagodząco.. chociaż skład nie do końca na to wskazuje. Mogę ją bez problemu trzymać na twarzy nawet pół godziny. Maska nie zastyga ani nie kapie. Pełen komfort. Warto jednak nakładać ją niewielką warstwą, bo grubsza zwyczajnie nie ma sensu.
Link do recenzji: Sape - Oczyszczenie: Peelmaska do twarzy, czyli skuteczne oczyszczenie bez podrażnienia skóry
SABORINO - MASECZKI WAKE UP MORNING MASK
Z maseczkami Sabirino przez pewien czas miałam bardzo dobrą relację ale ich nagminne nadużywanie dało zupełnie odwrotny efekt. To efekt niedostosowania się do zaleceń producenta. Swoją drogą tego typu maski to świetna alternatywa dla tych, którzy w płachtach maseczkowych się kochają. Opakowanie jest wygodne, mieści 28 lub 32 masek w zależności od wersji, do ostatniej sztuki wszystkie maski są jednakowo wilgotne. Jednak moją końcową ocenę poznasz w poście, który pojawi się na dniach.. nie będzie spojlerów.
ORIENTANA - MASECZKI: ZE ŚLUZEM ŚLIMAKA, ALGI FILIPIŃSKIE I ALOES ORAZ GRANAT Z ZIELONĄ HERBATĄ
Zdecydowanie jestem fanką tkaniny maseczek Orientany. Jest niesamowicie cienka i delikatna dzięki czemu genialnie przylega do skóry co daje uczucie komfortu. Natomiast sama tkanina to za mało aby wydać pochlebny osąd. Jeśli zastanawiasz się jak mi się sprawdziły maseczki i czy zauważyłam pomiędzy nimi jakąkolwiek różnice to zapraszam na post, który pojawi się w najbliższych dnia.. recenzja jest już gotowa.
LYNIA - LIFTINGUJĄCO-REWITALIZUJĄCA MASKA ALGOWA PEEL-OFF
Z ŻEŃ-SZENIEM, ZIELONĄ HERBATĄ ORAZ ZIARNAMI KAKAOWCA ORAZ PRZECIWSTARZENIOWA MASKA ALGOWA PEEL-OFF WSPOMAGANA MĄCZKĄ OWSIANĄ
ORAZ MOCĄ NATURALNYCH OLEJKÓW Z KIEŁKÓW PSZENICY I ORZECHÓW
BRAZYLIJSKICH
Z tej dwójki zdecydowanie wersja z ziarnami kakaowca. Przede wszystkim dlatego, że ładnie pachnie, dobrze się łączy z wodą i trzyma skóry. Z wersją przeciwstarzeniową z kiełkami pszenicy miałam sporo problemów logistycznych. Chociaż starałam się dodawać wodę stopniowo i w małych ilościach to i tak zawsze maska mi spływała z twarzy. Musiałam stać nad zlewem i czekać, aż łaskawie zastygnie. Działanie masek mogę określić jako poprawne ale nie do końca przekonały mnie do tego aby ponownie do nich wrócić. O wiele bardziej polecam maski dwuskładnikowe z żelem aktywnym.
Link do recenzji: Lynia - Liftingująco-rewitalizująca maska algowa peel-Off z żeń-szeniem zieloną herbatą oraz ziarnami kakaowca
Link do recenzji: Lynia - Maska algowa peel-off wspomagana mączką owsianą oraz mocą naturalnych olejów z kiełków pszenicy i orzechów brazylijskich
BEMA - TONIZUJĄCY I REGENERUJĄCY ŻEL POD PRYSZNIC
Genialny! Już dawno nie miałam żelu, który tak bardzo utkwiłby mi w pamięci. Tu wszystko się zgadza: delikatnie myje ale skutecznie, a do tego zapach który totalnie relaksuje i uspokaja. Uwielbiałam i z wielką przyjemnością będę wracać. Wielkim plusem było to, że żel niemal sam poradził sobie z przesuszeniem mojej skóry. Nie zawsze miałam czas i siły na aplikowanie balsamów czy maseł do ciała.. ale z tym żelem nie musiałam się tym specjalnie martwić.
Link do recenzji: Cudownie kojący zmysły i poprawiający jakość skóry tonizujący żel pod prysznic marki Bema
REPUBLIKA MYDŁA - MYDEŁKO MISS PINK
Do Republiki Mydła mam ogromny sentyment z uwagi na to, że to pierwsze mydełka, które naprawdę pokochałam. Używam z wielką przyjemnością, bo nie wysuszają mojej skóry, a przy okazji ślicznie pachną. Moim faworytem nieustannie jest wersja z lawendą i rumiankiem, czyli Lavender Lake. Miss Pink nie rozczarowała mnie absolutnie niczym.. ale jednak Lavender Lake wysoko zawiesił poprzeczkę.
Link do recenzji: Republika Mydła - Miss Pink. Romantyczne mydełko z różową i czerwoną glinką obsypane płatkami róży damasceńskiej
REPUBLIKA MYDŁA - GRAPEFRUIT PLANT KULA DO KĄPIELI
Stosowanie umilaczy kąpielowych to dla mnie pewne wyzwanie logistyczne, bo nie mam w domu wanny. Jednak czasem trafiają do mnie tego typu produkty, a jeśli pachną tak cudownie jak ta tutaj kula kąpielowa z Republiki Mydła to trzymam ją kurczowo, aż nadarzy się upragniona okazja do skorzystania. W obecnej chwili ganię się za podjęcie decyzji o zmianie wanny na prysznic. Gdyby kula kąpielowa z Republiki trafiła do mnie przed felernym dniem podejmowania tej idiotycznej decyzji to efekt byłby zupełnie inny.
BE.LOVED - WINTER OLEJEK Z PESTEK ŚLIWKI
Ostatnio
bardziej niż kiedykolwiek wcześniej polubiłam się z olejami. W
pielęgnacji twarzy nie zawsze znajdują u mnie zastosowanie ponieważ sera
które posiadam lub kremy już są nafaszerowane olejami.. więc nie
specjalnie widzę sens stosowania mieszanki olejów, a na to jeszcze olej.
Za to czyste oleje z łatwością znajdują zastosowanie w pielęgnacji
włosów i ciała. Olej z pestek śliwek uwielbiam za marcepanowy, ciepły
zapach, za lekkość i szybkie wchłanianie bez pozostawiania lepkiej
powłoczki. Olej w połączeniu z żelem aloesowym bardzo szybko przyniósł
ulgę mojej przesuszonej skórze. W ciągu kilku dni całkowicie zwrócił
komfort skóry oraz nawilżył ją.
Przymierzałam się do napisania
postu na jego temat ale zauważyłam, że został już wycofany z asortymentu
marki Be.Loved.. w związku z czym nie chce nikogo drażnić 😅
DESERT ESSENCE - SZAMPON MANGO
Uwielbiam szampony z Desert Essence! Nie miałam lepszych! Niestety producent wycofał się z kraju i teraz mam logistyczny problem. Inne szampony zwyczajnie mi nie pasują.. chcę Desert! Miałam już wersję z kokosem, która fajnie dociążała moje włosy. Wersja z olejkiem z drzewa herbacianego cudownie oczyszczała i łagodziła skórę głowy. Za to mango.. hmm.. to przede wszystkim zapach mango. Cudownie słodki i soczysty. Za to jeśli chodzi o działanie.. o tym więcej w poście, który już się kończy pisać.
DR.ORGANIC - ORGANIC CONDITIONER POMEGRANATE
Nie. Po prostu.. NIE. Odżywka zupełnie nic dobrego z moimi włosami nie robiła. Nawet nie byłam w stanie używać jej mycie po myciu, bo wówczas moje włosy zaczynały się puszyć i elektryzować jak szalone. Nawet zapach granatu jakiś mało powiązany z granatem. Oczekiwania miałam spore, bo podobno to bardzo fajna marka ale pierwsze spotkanie raczej tego nie potwierdza.
NEONAIL - LAKIER HYBRYDOWY HARD TOP
Marka Neonail zdecydowanie należy do mojej ulubionej ale po piętach depcze jej Vasco. Jeśli bawisz się w domowym zaciszu w hybrydy to z pewnością wiesz jak trudno jest dobić denka w takim produkcie. Oczywiście w pierwszej kolejności zdarzy się to w produktach typu Top lub Baza.. i takie historyczny moment nastał u mnie. Dobiłam denka Hard Top-u! Czy jestem z niego zadowolona? Jak najbardziej.. ale prawdopodobnie nie wrócę z prostego względu.. są nowsze! Marka NeoNail co jakiś czas wypuszcza na rynek nowe wersje nie tylko kolorów ale również baz i topów. Obecnie są już wersje Top Shine Bright, który ma zapewnić większy blask, Top Sunblocker który chroni przed utratą połysku i żółknięciem, czy produkty Base/Top w jednym.
Przy okazji odsyłam do postu z porównaniem baz hybrydowych Indigo z Neonail: Baza hybrydowa: NeoNail kontra Indigo
YVES ROCHER - WODA TOALETOWA MALEZYJSKI KOKOS
Towarzyszyła mi już drugą zimę.. ale ja tak mam, że te słodsze zapachy jestem w stanie znieść jedynie w chłodnym okresie. Natomiast kokos.. nigdy nie był moim ulubionym zapachem. W kosmetykach często mnie odrzuca, bo jest zbyt słodki i sztuczny. Tu jednak coś mnie uwiodło i to na tyle, że szarpnęłam się na duże 100 ml opakowanie. Relacje mieliśmy różne, bo raz mi się podobał, a innym razem był zbyt płaski. Powrotu nie planuję, bo ciągnie mnie do bardziej oryginalnych zapachów.
DIY MARIKA - ŚWIECA SOJOWA CIASTECZKA Z JABŁKIEM, PIGWĄ, CYNAMONEM I KARDAMONEM
Cóż to była za świeca! Cóż za moc i intensywność! Mogłam jej nie palić.. wystarczyło odkręcić wieczko aby pokój wypełnił się aromatem. Marika zaszalała z ilością esencji zapachowej ale czy to problem? Dla mnie wręcz zaleta! Lubię gdy w moim domu ładnie pachnie, a mieszanka ciastka z jabłkiem, pigwą oraz nutą korzennych przypraw trafiła w mój gust idealnie.
DOMKOVE - ŚWIECA SOJOWA GRUSZKA Z WANILIĄ
Na markę Domkove trafiłam zupełnie przypadkiem na jednym ze świecowych stoisk w lubelskiej galerii. Gruszka z wanilią z miejsca wydała mi się bardzo ciekawym połączeniem i rzeczywiście ten zapach uzależnia. Słodycz wanilii i gruszki może wydawać się zbyt przesłodzone ale tylko w przypadku gdyby dominował zapach wanilii. Tu jest zupełnie odwrotnie. Pierwsze skrzypce gra gruszka, która nie jest zbyt przesłodzona ani dojrzała. Ma w sobie pewną nutę świeżości i lekkości. Z wielką przyjemnością poznam więcej świec Domkove.
PEPCO - ŚWIECA
Prezent od męża.. od taki bez powodu. Wie, że kocham świece.. trudno się nie zorientować skoro niemal każdego wieczoru w okresie jesienno-zimowym nam towarzyszą. Mąż nie rozróżnia jednak świec z naturalnego wosku od tych standardowych.. ale czy mogę mieć mu to za złe? W końcu chciał dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz