marca 25, 2018

DIY BY LE BLEUET - LATE BIRTHDAY MONIO SCRUB, CZYLI MÓJ URODZINOWY PEELING DO CIAŁA.. I MROŻĄCA KREW W ŻYŁACH HISTORIA


Marika z bloga Le Bleuet to jedna z tych osób, które podziwiam za wiedzę o składnikach i miłość do tworzenia kosmetyków. Zawsze odnoszę wrażenie, że wszelkie jej twory są bardzo dokładnie przemyślane pod każdym względem. Konsystencja, działanie, przyjemność użytkowania, wzrokowy odbiór i oczywiście zapach to wszystko ma fundamentalne znaczenie.. co z resztą udowodniła przedstawiając światu Willowki. Absolutnie uwielbiam pod każdym względem!


Z racji obchodzonych pod koniec roku urodzin i na początku roku imienin otrzymałam od Mariki paczkę prawdziwych skarbów! Między innymi trafił do mnie jej wyrób w postaci "urodzinowego peelingu". Niestety musiał poczekać chwilkę, bo dobrałam się do wielkiego 500 ml pudła peelingu z Fresh & Natural i postawiłam sobie za priorytet ukończenie go. Peeling dobił dna i z miejsca chwyciłam za mój prezent!


W składzie peelingu znajduje się: cukier, sól morska, sól z morza martwego, olej moni, wyciąg z aloesu, olejek sandałowy oraz olejek jaśminowy.

Nigdy nie byłam fanką kosmetycznego zapachu jaśminu, bo zazwyczaj powodował u mnie ból głowy. Jednak to się zmieniło gdy dostałam do testów próbkę balsamu Alverde o zapachu jaśminu. Całkowicie przepadłam. Tu jaśmin łączy się z nutą olejku sandałowego, co daje bardzo oryginalne połączenie. Zaraz po otwarciu słoika pierwsze skrzypce gra sandał co nie do końca mnie zachwyciło ale dosłownie po chwili na przód wysuwa się jaśmin ale w bardzo interesującej odsłonie. Sama już nie wiem co jest w tym zapachu tak wyjątkowe.. nie potrafię do końca określić czy jestem w pełni nim zauroczona czy nie. Ciągnie mnie do tego zapachu z uwagi na jego oryginalność, lekkość i świeżość. Jak na osobę która wobec kwiatowych zapachów zawsze trzyma dystans to tu jest jakaś iskierka zaciekawienia, która systematycznie mnie kusi i nie daje o sobie zapomnieć. 


W peelingach zawsze doceniam dodatkową opcję nawilżenia czy natłuszczonej skóry.. szczególnie w okresie jesienno zimowym. W lecie po takie peelingi nie sięgam już zbyt ochoczo, bo mam wrażenie, że moja skóra bardziej się męczy. Peeling Mariki jest jednak bardzo dobrze wyważony pod tym względem. Czuć że skóra nie potrzebuje dodatkowej opieki ale nie jest obarczona niczym ciężkim. Pod palcami nie czuć tłustości ani żadnej szczególnej warstewki, którą czasem pozostawiają nawet lekkie balsamy. Tu skóra jest komfortowa i bardzo subtelnie pachnie.

Jedyny zarzut jaki mogę mieć to.. sól. Zawsze mam jakieś mikro podrażnienia i sól w peelingach zawsze jasno daje mi to odczuć..

A tutaj masz rankę!

I tutaj!

A o tej to na bank nie wiedziałaś! 😈
Właśnie dlatego staram się unikać soli w peelingach 😓 nie ważne jak bardzo są fajne.. ani jak piękne maja zapachy..

W tym przypadku jest to mieszanka cukru i dwóch rodzai soli: morskiej oraz z morza martwego. Całość jest bardzo drobna i trudno rozróżnić które drobinki to cukier, a które sól. Nie żebym miała w planach podjąć się wydobycia drobinek soli i zużycia peelingu bez niej.. aż tak szalona nie jestem.. jeszcze. Nie mniej sól trochę dała mi się we znaki przy pierwszym użyciu. Później po peeling sięgałam tylko wówczas gdy byłam niemal pewna, że moja skóra tworzy spójną całość bez żadnych zdradzieckich naruszeń strefy neutralnej. O ile ciągłość naskórka była bez zarzutu to peeling sprawdzał się fenomenalnie. Drobinki wcale nie ulegały szybkiemu rozpuszczeniu w kontakcie z wodą i te male skubańce naprawdę potrafiły porządnie wygłaskać skórę na jedwab. Jedyny grymas jaki się pojawiał, towarzyszył przy obtarciu czy mikro rance 😥


No i stało się.. uraziłam uczucia! Już przy ostatnim użyciu peeling postanowił popełnić rytualne harakiri (Seppuku). Zrobił to na moich oczach! Po prostu rzucił się otwarty na wodę 😱 żadna akcja ratunkowa niewiele dała. Wybebeszone flaki peelingu rozlały się w wodzi.. mogłam bezradnie przyglądać się plamom olejowej krwi pływającej wokół moich nóg. Łapać ją i wkładać z powrotem do nędznego pustego szklanego ciałka? Przecież to bez sensu. Zasłużyłam sobie. Jak widać nie trzeba wcale mówić na głos "nie przepadam za bardzo za solą w peelingach" aby ów peeling tego nie zauważył. Wszak radość z używania peelingów zawsze jest duża.. a tu ta sól.. i on o tym wiedział. Zraniłam go.. to koniec.. już go nie ma.. 😭 a teraz tęsknię. Wybacz!


Na koniec tej strasznej historii chciałam Cię zaprosić do grupy na Facebooku dotyczącej naturalnych kosmetyków. Dzielimy się tam składami, opiniami, ulubionymi miejscami, markami, znajdziesz również przepisy DIY (być może pojawi się przepis na peeling z Monoi, który nie popełni u Cienie Seppuku), aktualne promocje, konkursy, a także coś pysznego do przegryzienia. Możesz wrzucać również własne recenzje naturalnych kosmetyków oraz polecać wpisy innych. Nie ma tu rygoru konieczności komentowania i odwiedzania.. w zasadzie jest jedno główne kryterium.. nie możesz być jędzą 😂 Wiem.. wiem.. ciężkie do spełnienia 😂😂

Grupę znajdziesz tutaj: KOSMETYKI NATURALNE




Idę sobie.. muszę przejść żałobę..
Uważaj na to co mówisz przy swoich peelingach.. one też mają uczucia 😭



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger