marca 31, 2018

ZUŻYCIA MARCA 2018


Kolejny miesiąc za mną.. a wyjątkowo nie chce mi się go roztrząsać. Krótki, długi, szczęśliwy, ciekawy, nudny czy zimny.. to już nie ważne. Było minęło. Chociaż lubię zimę to chce mi się już wiosny.. po dziurki w nosie mam już tych pogodowych anomalii.. no pięknie.. schodzę na najnudniejszy temat świata.. pogoda. To już lepiej przejdę do rzeczy.. denko!


PULPE DE VIE -PIANKA DO OCZYSZCZANIA TWARZY Z POMIDOREM I GREJPFRUTEM
W użyciu mam trzy różne produkty do oczyszczania twarzy ale to właśnie po piankę Pulpe De Vie sięgałam najczęściej. W końcu stała się moim intuicyjnym wyborem przy pielęgnacji porannej i wieczornej.. i dobiła dna. Jakieś zarzuty? Nie. Spisywała się bardzo dobrze nie wysuszając skóry, pompka do końca działała bez zarzutu, a samo opakowanie wciąż wygląda estetycznie mimo codziennych tortur. To jeden z niewielu produktów na bazie detergentów który dobrze wspominam.



YASE - NIGHT CREAM
Yyyyy... nie wiem co mam napisać. Nawet trudno mi powiedzieć czy ja go używałam czy raczej tylko testowałam. Krem pochodzi z grudniowego spotkania blogerek, należało go przechowywać w lodówce i kosztuje ponad 200 zł. Trzymałam w lodówce.. ale często o nim zapominałam. Termin ważności kończący się 11 marca zmotywował mnie do codziennego użytku. Ostatecznie wyglądało to tak: w grudniu około 2 razy (potem coś mnie wysypało i odstawiłam), w styczniu około 4 razy bo zapominałam, w lutym dopiero pod koniec ze dwa i w marcu miałam intensywnie używać co noc ale.. skończył się. Nigdy w życiu nie zużyłam 30 ml pojemności kremu po około 10 użyciach. Coś tu dziwnego się zadziało.. istne z Archiwum X! Mogę jedynie podpowiedzieć, że przy tych zaszczytnych kilku razach efektów żadnych nie zaobserwowałam. Resztę pozostawię bez komentarza.


INDEED LABORATORIES - HYDRALURON
Tracę rachubę.. to już chyba 4 opakowanie Hydraluron. W zapasach zostało mi już tylko jedno opakowanie i chyba na tym poprzestanę. Wciąż widzę, że działa i nie mam co do tego produktu zastrzeżeń chociaż nie bez znaczenia jest to z czym się go łączy. Nałożony wyłącznie na suchą skórę i bez kremu.. wysuszy. W połączeniu z wodą termalną i kremem na bazie wody ukoi i nawilży skórę. Mam jednak w zapasach kilka produktów o podobnym działaniu i wiele ciekawych widziałam.. nie będę się przecież zamykać na świat 😅



LIQPHARM - SERUM CR 0,3% RETINOL
Serum otworzyłam na początku grudnia i przedobrzyłam. Nie doceniłam jego siły przez co miałam uwrażliwioną i łuszczącą się skórę. Do stanu normalności na szczęście doszłam szybko ale ciągle go odstawiałam.. w połowie grudnia spotkanie blogerek, potem święta.. sylwester. Później na początku stycznia zjazd rodzinny, zaraz potem moje imieniny, kolejne spotkanie blogerek, walentynki.. i w końcu marzec, aż serum zgęstniało. W sumie jego przydatność to trzy miesiące od otwarcia.. więc to nie jego wina tylko to ja okazałam się taką pierdolą. Cóż.. pomyślę nad ponownym zakupem ale tylko w sytuacji gdy będę pewna, że mogę je wprowadzić.. i używać.


LAVERA - PRZECIWZMARSZCZKOWA MASECZKA Z NATURALNYM KOENZYMEM Q10, BIO-JOJOBĄ I BIO-ALOESEM
To bardzo prosta maseczka, której głównym zadaniem jest ukojenie skóry i spisuje się bardzo dobrze. W ciągu 15-20 minut potrafi ukoić skórę przy podrażnieniu innymi maskami czy kwasami. Mogę w niej chodzić cały dzień, bo jest komfortowa ale rzadko czuję taką potrzebę. Duży plus dla producenta za przedzielenie maski na pół.. zdecydowanie dobry ruch. 



SYLVECO - ODŻYWCZA POMADKA Z PEELINGIEM
To moja druga lub trzecia pomadka peelingująca Sylveco. Bardzo fajny i przede wszystkim wygodny w użyciu produkt. Sama forma produktu sprawia, że ma przewagę nad innymi peelingami w słoiczkach, a do tego jest to konkretny zdzierak. W okresie zimowym jest u mnie niemal produktem niezbędnym, natomiast w lecie wystarczy mi coś delikatniejszego. Pomadka nie doczekała się recenzji.. ale jest tak dobrze znana, że kolejnych pochlebstw chyba nie potrzebuje.


CLARINS - MOISTURE REPLENISHING LIP BALM
Mój koszmarek.. w dodatku drogi koszmarek. Testowałam go na suchych ustach.. nie poradził sobie. Testowałam na całkiem fajnie zadbanych ustach.. po krótkim czasie przestały być zadbane mimo codziennego smarowania. Nie robił na moich ustach nic specjalnego. Co gorsze nie mam ochoty więcej po niego sięgać, bo irytuje mnie to ile kosztował i jego brak działania. Już wolę zwykły błyszczyk do ust.. robi to samo.



PRÓBKI W PIELĘGNACJI TWARZY

TATA HARPER
Bardzo fajne produkty i nie dziwię się, że tyle kosztują. Największe zachwyty towarzyszyły mi przy najsłynniejszym produkcie, czyli Regenerating Cleanser, za to najbardziej rozczarował mnie krem pod oczy. Za to pozostałe produkty do pielęgnacji twarzy to również perełki, które cudownie nawilżały i odżywiały skórę. To taka maxi pielęgnacja w minimalnej postaci.. po prostu wystarczyło nałożyć jeden krem aby skóra odzyskała komfort. Natomiast czy są to produkty warce swojej zawrotnej ceny.. nie wiem.
 
BIOTURM - MAŚĆ Z OWSEM
Maść.. nie krem. Gęsta, treściwa i genialnie łagodząca. Przeznaczona do stosowania na całe ciało. To taki opatrunek na podrażnioną czy przesuszoną skórę. Nie pozostawia tłustej i ciężkiej warstwy za to całkiem ładnie się wchłania.. i to całkowite przeciwieństwo mojego wyobrażenia o maściach typu "opatrunek". Bardzo miłe zaskoczenie.

ACURE ORGANICS - PEELING DO TWARZY ARGAN & CHLORELLA
Chcę! Ciemnozielony.. trochę śmierdziuszek ale bardzo oryginalny i ciekawy produkt. Masując skórę czułam pod palcami drobny piasek ale nie ostry.. w sensie ostry ale nie ostry..  ktoś rozumie? To jak bardzo drobny piasek z niebiańskiej plaży, który jest tak przyjemny, że z przyjemnością stawiamy każdy krok.. a przy tym skuteczny. Z pewnością warto postępować z nim ostrożnie ale efekty są na tyle fajne, że z przyjemnością w przyszłości zamówię.

Więcej o nim pisała Marika z bloga Le Bleuet: Acure Organics, Brightening - peeling do twarzy

MARTINA GEBHARDT - SALVIA MASK
Maseczka z szałwią do cery zanieczyszczonej i tłustej. Zaskoczyła mnie.. byłam przekonana, że jej konsystencja jest gęsta i treściwa, a okazała się bardzo lekka i płynna. Producent zaleca nakładać na obszary, które stanowią problem.. więc zaaplikowałam na całą twarz..na zanurzenie się całkowicie niestety zabrakło. Dzięki lekkiej konsystencji próbka wystarczyła mi na 2 solidne użycia. Piękny skład i szałwiowy zapach.. dość mocny. Doczytałam się na niemieckich polecajkach, że warto ją trzymać 20-30 minut.. i tak też uczyniłam. Akurat w dniu kiedy pierwszy raz ją aplikowałam obudziłam się z wysypką na jednym policzku 😥 po maseczce odniosłam wrażenie, że obce zjawisko się opamiętało i zaczęło się cofać. Jednak to akurat czynnik kilku produktów, a nie wyłącznie samej maseczki. Ostatecznie trudno mi stwierdzić czy jej działanie jest na tyle fajne aby zainwestować w pełnowymiarową maskę. Chyba musiałabym przekonać się na jeszcze dwóch saszetkach.. sprawdzę ponownie.

ECO COSMETICS - KREM ODŻYWCZY NA NOC
Bardzo przyjemny i lekki krem. Pozostawia na skórze lekką powłoczkę ale przy kremach na noc jak najbardziej to akceptuję. Wrażenia całkiem pozytywne ale wciąż brak mi zdania czy warto w niego zainwestować. Chyba podobnie jak w przypadku maseczki chętnie przekonam się ponownie na próbkach.


TURECKIE MYDŁO NATURALNE
Ostatnio całkiem często po nie sięgałam. Co więcej szwagierka ma dokładnie to samo mydło i była nim zachwycona.. ja nie. Nie widzę tu żadnego efektu odżywienia czy nawilżenia skóry o którym mówiła. Nie przepadam za jego zapachem, a już szczególnie za uczuciem tępej i ściągniętej skóry. Wyrzucam chociaż wciąż mogło mi służyć.. jednak w zapasach czekają na mnie kolejne mydła i szkoda mi tracić więcej czasu. Nigdy nie byłam fanką mydeł.. ale postanowiłam dać im szansę. Pod koniec roku chyba definitywnie albo z nimi skończę albo znajdę w końcu coś godnego uwagi.


DIY BY LE BLEUTE - MONOI SCRUB LATE BIRTHDAY
Nie wiem czy wypada pisać o nim cokolwiek.. popełnił Seppuku, bo mamrotałam na zawartość soli. Ewidentnie obraziłam jego uczucia.. ale poza tym jednym faktem wspominam bardzo dobrze. Świetnie ścierał, przyjemnie i oryginalnie pachniał, nie pozostawiał na skórze tłustej warstwy.. bardzo udany peeling wykonany przez Marikę z bloga Le Bleuet.



FRESH & NATURAL - MALINOWY CUKROWY PEELING DO CIAŁA
Nie jestem pewna ale chyba takie wielgachne pojemności kosmetyków to dla mnie za dużo 😅 Chociaż w tym przypadku zadziałało to na korzyść. Początkowo przeszkadzał mi zapach, bo za każdym razem przed odkręceniem wieka oczekiwałam malin ale dostawałam taką trochę sfermentowaną malinę w leśnym wydaniu. W końcu jednak zapach polubiłam. Działanie samego peelingu jest bardzo dobre. Pięknie wygładza skórę i pozostawia ją solidnie odżywioną i nawilżoną. W środku dużo naturalnych farfocli co zupełnie mi nie przeszkadza.. przynajmniej wiem, że mam styczność z naturą. W zapasach mam dokładnie tę samą wersję peelingu.. w tej samej pojemności.. i kurcze.. fajnie!



DIY BY ANECZKA - KULE DO KĄPIELI
Przesympatyczne umilacze kąpielowe od Aneczki. Sprawiły mi masę radości, jak każdy produkt DIY. Rozpuszczały się w wodzie wzorowo i pięknie pachniały. Wykonane wyłącznie z naturalnych składników oraz.. przypraw kuchennych. Zaskakujące jak fajne rzeczy można zrobić z tego co mamy w kuchni.



BOOM COSMETICS - BABECZKI DO KĄPIELI
Ostatnią babkę ze zdjęcia już zużyłam ale chciałam tym zdjęciem zwrócić na coś uwagę. Po prawej jest taki mały farfocel.. to oczywiście ta sama babka kąpielowa. Wyciągnęłam tego klucha po ponad godzinnej kąpieli! Poziom rozpuszczania.. fatalny! Nigdy wcześniej nie miałam do czynienie z tak marnie rozpuszczającą się bombą do kąpieli. Nie jestem przekonana czy jest to jednak wina producenta. Babki otrzymałam w grudniu na blogerskim spotkaniu.. być może źle je przechowywałam i jakimś cudem wchłonęły wilgoć przez co tak źle łapały kontakt z wodą. Na szczęście dawały przyjemny aromat oraz fajnie zmiękczyły wodę.


PRÓBKI  - PIELĘGNACJA CIAŁA 

BE ORGANIC - MASŁO DO CIAŁA SZAŁWIA MUSZKATOŁOWA I MIŁORZĄB JAPOŃSKI
Hmm.. szałwia i miłorząb. Dziwnie to brzmi i trochę się obawiałam zapachu. Rzeczywiście jest dość oryginalny ale przyjemny. Towarzyszy jeszcze przez jakiś czas po aplikacji i z czasem coraz bardziej zaczęłam go lubić. Masełko jest treściwe choć konsystencję ma miękką i satynową. Rozprowadza się bardzo łatwo i pięknie wchłania. Skóra pozostaje nawilżona i ożywiona bez jakiejkolwiek tłustej warstwy. Muszę przyznać, że moje nastawienie były negatywne bo już jeden produkt Be Organic mnie rozczarował.. ale masełko podreperowało jego reputację.

DESERT ESSENCE - DYNIOWY KREM DO RĄK
Genialny kremik! Uwielbiam jego dyniowy, lekko pikantny zapach ale również działanie. Chyba jeszcze nigdy tak chętnie nie sięgałam po krem do rąk. Pozostawia lekką warstewkę ale wyjątkowo jestem w stanie mu to wybaczyć. Aplikowany w małej ilości fajnie i szybko się wchłania ale przy tym zapachu ciężko powstrzymać się i nie nałożyć więcej. Aż trudno mi w to uwierzyć ale chyba  po raz pierwszy napiszę, że chętnie kupię ten krem do rąk.

MARTINA GEBHARDT -WOOD BODY OIL
Hmm.. Wood to może nie do końca mój klimat zapachowy.. no dobra trochę mi śmierdzi ale nie jest źle. Fankom leśnych i ziołowych zapachów przypadnie do gustu. Żółty i tu zaskoczenie.. olej. Tak po prostu. Na skórze nie pozostawia tłustej warstwy, pięknie się wchłania, a skóra jest ładnie nawilżona, ukojona i odżywiona. Występuje jeszcze w 3 wersjach zapachowych.

RESIBO - SPECJALISTYCZNY BALSAM WYSZCZUPLAJĄCY
Zwykły lekki balsam.. nic więcej nie jestem w stanie o nim powiedzieć. Na podstawie próbki trudno mi potwierdzić te wszystkie zachwyty.. było po prostu ok.


LAVERA NATURKOSMETIK - SZAMPON Z POMARAŃCZĄ I ZIELONĄ HERBATĄ
Kolejny udany szampon ze stajni Lavery. Połączenie zapachu pomarańczy z zieloną herbatą jest bardzo przyjemne i żal, że nie utrzymuje się na włosach. Szampon bardzo dobrze się pieni, oczyszcza skórę głowy jak i włosy, bez problemu się rozprowadza i spłukuje. Jest nieco gęstszy niż większość szamponów z naturalnym składem ale przez to bardziej wydajny.



BENECOS - MORELOWY SZAMPON DO WŁOSÓW
Kupiony na podstawie próbki od Mariki z bloga Le Bleuet. Cudowny zapach moreli w połączeniu z lekką nutą bzu. Konsystencja lekka i nieco bardziej wodnista niż w przypadku Lavery. Mimo to dobrze czyścił i nie przesuszał skóry głowy ani włosów. Bardzo komfortowy i jeden z tańszych szamponów z łagodnym składem. Recenzja szczegółowa pojawi się na dniach.


ALFAPARF - ABSOLUTE OIL - OLEJEK ODŻYWIAJĄCY WŁOSY
Miałam go zdecydowanie za długo.. dużo za długo. Jednak działał cały czas tak samo, a jego zapach czy konsystencja nie uległy zmianie. Mimo wszystko nigdy więcej tak dużej pojemności tak wydajnego produktu! Jest to olejek odżywiający włosy, który używałam szczególnie w okresie jesienno-zimowym aby zabezpieczyć włosy. Spisywał się bez zarzutu choć włosy cienkie i delikatne mógłby przesadnie obciążyć. U mnie spisywał się bardzo dobrze do tego pięknie pachniał. Jednak takie duże opakowanie, w dodatku bez pompki to duży minus.



MILK SHAKE - ODŻYWKA
Przedziwny zapach.. raczej przyjemny chociaż.. dziwny. Zużyłam na raz w formie dłuższej kuracji odżywczej pod czepek i ręcznik ale niestety odżywka nie poradziła sobie z moimi włosami. Okres największych mrozów i najbardziej rozkręconych grzejników to istna strefa tortur dlatego moje włosy potrzebują wówczas czegoś mocno odżywczego i dociążającego. Niestety Milk Shake okazał się za lekki.


KOBO - PRECISE PEN EYELINER
Mam czasem fazę na kreskę.. pod warunkiem, że mam na nią czas. Zazwyczaj posługiwałam się eyelinerem w pędzelki.. a ten to raczej gąbka. Trudno było mi się przestawić, kilka razy nawet coś z tego wyszło ale ostatecznie eyeliner zasechł.. czyli kosz.Nie był jednak na tyle fajny abym chciała do niego wracać.


WIBO - EYEBROW STYLIST
Muszę już go wyrzucić, bo po nic innego mi się nie chce sięgać. Wszystko inne leży i się kurzy, a ten już zdecydowanie powinien wylądować w koszu z uwagi na okres użytkowania.. 10 miesięcy? Mam inne produkty do brwi w zapasach.. chociaż właśnie do takiej formy najbardziej mnie ciągnie. Wygodna szczoteczka, ładnie rozczesuje, podkreśla i utrwala. Z chęcią kupiłabym ponownie ale najpierw inne produkty które mam mają pierwszeństwo.


YANKEE CANDLE - WOSKI ZAPACHOWE: VERBENA, VANILLA, CRANBERY TWIST
Verbena mnie rozczarowała, bo nie jest to czysty zapach werbeny. Został jak na mój gust stłamszony, a liczyłam na prawdziwą przyjaźń. Vanilla okazała się typowo słodką.. w zasadzie brak tu zaskoczenia, bo była to typowa wanilia. W wyjątkowo zimne wieczory ciepła i otulająca.. ale w innym okresie nie wyobrażam sobie aby mogła mi towarzyszyć. Cranberry Twist to jeden z moich ulubionych zapachów Yankee Candle. Ciepły, otulający, a za razem nieco cierpki. Bardzo lubię tego typu zapachy i jest to jeden z niewielu, ktory mogłabym kupić w oryginalnym dużym słoiku.


Czy mi się wydaje czy denko jakieś mizerne?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger