października 07, 2016

BALEA - ŻEL POD PRYSZNIC MARAKUJA Z FREZJĄ

   Słynna i pożądana w Polsce Balea. Żele pod prysznic tej marki mają rzesze fanek i w zasadzie nie specjalnie mnie to dziwi. Zapachy faktycznie są bardzo fajne, a same żele są tanie. Czy można chcieć od nich czegoś jeszcze?


   Butelka wykonana z miękkiego nieprzezroczystego plastiku o pojemności 300 ml. Zatrzask opakowania jest bardzo solidny ale nie sprawia najmniejszych trudności przy otwieraniu, nawet gdy mam mokre dłonie. Przemyślana spłaszczona nakrętka sprawia, że możemy postawić opakowanie do góry, dzięki czemu zawartość może swobodnie spłynąć. To duży plus gdy produkt się kończy.


   Konsystencja jest lekka, żelowa ale nie spływa między palcami podczas aplikacji. Produkt ma lekko różowe transparentne zabarwienie. Ilość piany jaką wytwarza jest ogromna co przekłada się na jego wydajność.
   Grafika ciesząca oko, nawiązująca bezpośrednio do zapachu. W tym przypadku mamy owoc marakui z kwiatem frezji. Typowo letnia mieszanka przywołująca na myśl tropikalne wakacje.


   Zapach jest dość intensywny w butelce, jednak pod prysznicem znacznie łagodnieje lecz wciąż jest dobrze wyczuwalny. Połączenie frezji z marakują jest dość ciekawe. Czuć zarówno świeżość kwiatów jak i lekką słodycz owoców. Dla mnie to całkiem ciekawe zestawienie ale nie na tyle aby wprawiało mnie w wyjątkowy nastrój.


   Od zwykłego żelu pod prysznic nie oczekuję, że jego zapach pozostanie długo na skórze.. to mało realne. Jednak od jakiegoś czasu moim priorytetem jest to aby produkty pod prysznic nie wysuszały mi skóry. Tu niestety z uwagi na zastosowane detergenty jest to niemożliwe.

   Skład (INCI): Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Sodium Benzoate, Perfum, Peg-7 Glyceryl Cocoate, Glycerin, Citric Acid, Cocamide Mea, Potassium Sorbate, Limonene, Polyquaternium-7, Linalool, CI 16035, CI 17200.


   Żel dostałam w czerwcu, a dopiero teraz czuję, że zbliżam się do jego końca. Oczywiście nie świadczy to o tym, że kąpię się od święta. Po prostu używam zamiennie różnych produktów do kąpieli, w tym także olejków. Przez przejście na delikatniejsze produkty myjące znacznie bardziej odczuwam różnicę po kąpieli z produktami zawierającymi w składzie SLS, a tymi które ich nie zawierają. Po kąpieli z żelem Balea jestem zmuszona od razu na ciało nałożyć balsam. Nie jest to coś co mi wyjątkowo doskwiera, bo i tak lubię po kąpieli nałożyć balsam ale w przypadku produktów bez SLS nie zawsze mam taki przymus.


   Lekko przesuszona skóra po kąpieli to jednak nie wszystko. Od jakiegoś czasu staram się świadomie unikać SLS-ów oraz kilku innych substancji, które przez dłuższe stosowanie mogą wpłynąć na stan mojego zdrowia. Nie mówię, że będę unikać wszystkiego jak ognia, ale ograniczenie do minimum szkodliwych substancji jest moim priorytetem. Jednak ewentualne nie do końca przemyślane zakupy, nie będą od razu lądować w koszu. Nie pozwala mi na to moja wrodzona niechęć do marnowania produktów. Nawet zatwardziałym bublom daję nieskończoną ilość szans zanim się poddam i zwyczajnie wyrzucę.


   Cieszę się, że miałam możliwość przetestować na sobie żele Balea. W zanadrzu mam jeszcze wersję waniliowo - kokosową, którą zostawiłam sobie na nieco chłodniejszą porę roku. Rozumiem zachwyt panujący nad tymi żelami, bo ich zapachy są bardzo udane. Jednak wysuszenie skóry oraz skład skutecznie mnie zniechęcają do dalszych eksperymentów. Mimo wszystko nie mogę nazwać go bublem. O ile nie przeszkadza Ci lekkie wysuszenie oraz skład to produkt mogę polecić.

   Dlaczego mocno ograniczyłam stosowanie SLS-ów możesz przeczytać w poście: 9 powodów dla których warto przestać używać SLS oraz SLS, a świadomość konsumencka.
oraz jakich jeszcze składników warto unikać, dowiesz się z postu: Potrzebny Ci nowy krem, balsam? Przeczytaj zanim kupisz.   

   Jaki jest Wasz stosunek do żeli pod prysznic?
   Ma tylko ładnie pachnieć? 


Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger