kwietnia 15, 2018

TRZY MASKI W PŁACIE: HOLIKA HOLIKA, SKIN79 ORAZ SPALIFE.. CZY WARTO W NIE INWESTOWAĆ?


Maski w płacie.. czy wciąż jest na nie taki szał? Pytam serio, bo nie wiem. Żeby nie było.. lubię tego typu maseczki, bo są niezwykle wygodne w użyciu. Niektóre w dodatku całkiem fajne ale jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne to są niezwykle drogie.. dlatego z reguły je omijam i nie kupuję. Zdecydowanie wolę wydać 80 zł na maskę którą użyję 20 razy (4zł na jedno użycie) niż kupić maskę w płacie za 10 zł i użyć tylko raz.. co w cale nie znaczy, że gardziłabym ich użytkowaniem na co dzień. Zapewne raz na jakiś czas czy podczas wyjazdu chętnie się w takie zaopatrzę.. a póki co testuję to co mi wpadło w łapki.


SPALIFE - TEA TIME HIBISCUS
Maseczkę otrzymałam od Magdy z bloga Mazgoo na spotkaniu blogerek w Lublinie. Szukałam informacji na jej temat ale zupełnie nic nie znalazłam. Szukałam sklepu, gdzie można te maski dostać ale poza stroną producenta też nic nie znalazłam. Orientuje się tyle, że maski można kupić w formie 6 paku.. i tyle.

Od producenta:
Piękny kwiat hibiskusa znany jest z magicznych właściwości. Hibiskus jest naturalnym źródłem alfa-hydroksykwasów o wysokiej zawartości śluzów. Pomaga zachować świeższy, młodszy i gładszy wygląd skóry przy jednoczesnym zwiększeniu wilgotności i jędrności. Maseczka kosmetyczna SpaLife zawiera naturalny ekstrakt z kwiatu hibiskusa, który pomaga ukoić, ubarwić i nawodnić powierzchnię skóry, sprawiając, że skóra staje się szczęśliwsza.

Skład (INCI): Glycerin, Methylpropanediol, Lactobacillus/Hibiscus Sabdariffa a Flower Ferment Filtrate, Camellia Sinensis Leaf Extract, Chrysanthellum Indicum Extract, Melissa Officinalis Leaf Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract, Aspalathus Linearis Leaf Extract, Thymus Vulgaris (Thyme) Flower/Leaf Extract, Jasminum Officinale (Jasmine) Flower Water, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Extract, Sodium Hydraluronate, Centella Asiatica extract, Ammonium Acryloyldimethyltaurate/Vp Copolymer, Trehalose, Chlorphenesin, PEG-60 Hydrogenated Castor Oil, Phenooxyethanol, Caprylyl Glycil, DisodiumEDTA, 1,2-Hexanediol, Propanediol, Allantoin, Bis-Peg-18 Methyl Ether Dimethyl Silane, Illicium Verum (Anise) Fruit extract, Fragrance (Parfum).


Grubość płachty trochę mnie zaskoczyła.. naprawdę gruba. Do tego esencja również bardzo gęsta i po wyjęciu płachty w zasadzie nic w opakowaniu nie zostało. Obawiałam się problemów z nakładaniem ale o dziwo maska ładnie przylega do skóry. Do tego świetnie skrojony kształt jak na moje wymagania.. po prostu otwory na usta, nos i oczy są tam gdzie powinny być. Nic nie musiałam na siłę przesuwać ani tym bardziej wycinać. Zabrakło mi jedynie trochę materiału na czoło ale akurat ten rejon mam zaszczytnie wysoki i jeszcze nie spotkałam maski, która zachodziłaby mi na linię włosów.


Maseczka okazała się komfortowa w noszeniu. Chłodziła skórę ale skorzystałam z niej w chłodniejszy dzień. W lecie zapewne okazała by się bardziej przyjemna. Międzyczasie odbyłam rozmowę telefoniczną i jedynie co odchodziło to pasek między nosem a ustami.. czyli nic nadzwyczajnego. Odchodzi nawet jak nic nie mówię, bo nosowy przeciąg zazwyczaj go wysusza najszybciej, a może powinnam przy maseczkach oddychać ustami? To by rozwiązało problem. Tylko jak? Skoro nie potrafię.. to dla mojego organizmu nie zgodne z funkcjonowaniem organów.. nos do oddychania i smarkania, usta.. do wielu innych rzeczy ale nie do oddychania.


W trakcie noszenia miałam delikatne wrażenie mrowienia skóry chociaż ciężko mi w tym przypadku odróżnić efekt chłodzenia od delikatnego mrowienia. Po zdjęciu maski skóra nie była zaczerwieniona ani podrażniona. Dopiero po wmasowaniu i wchłonięciu resztek esencji skóra w okolicy kości jarzmowych oraz brody (tam gdzie jest najbardziej podatna.. wrażliwa) zaczęła lekko piec. Chociaż essencja została przez skórę wchłonięta to wciąż miałam uczucie, że coś na skórze siedzi. Skóra nie była aksamitnie gładka ale trochę lepka. W efekcie miałam uczucie powłoczki przez którą skóra nie oddycha. Na jakiś czas jednak pozostawiłam aby sprawdzić czy jednak to uczucie zniknie.. ale nie.

Dopiero po godzinie od zdjęcia maseczki poczułam, że ta lepka warstewka wchłonęła się. Skóra była przyjemnie wygładzona, nawilżona, odżywiona i napięta ale nie ściągnięta. Ten efekty mi się spodobały.

Ostatecznie muszę przyznać, że po mimo pewnego dyskomfortu to efekt mnie w pełni zadowala. Podkład bardzo fajnie się aplikował, cera wyglądała w ciągu dnia całkiem fajnie i nie wołała o nawilżenie. Ewentualne przetłuszczanie w strefie T to raczej standard. Pod względem działania i efektu nie mogę na nią sapać.. w końcu liczy się efekt końcowy, a ten był zacny.


Wstępnie jestem na tak. Solidna grupa płachta, dobrze nasączona ale najważniejszy był efekt i ten mnie pozytywnie zaskoczył. Skóra była gładka, dobrze nawilżona i odżywiona przez cały dzień. Makijaż trzymał się rewelacyjnie. Choć zapowiadało się kiepsko cieszę się, że nie zmyłam esencji tylko pozwoliłam jej działać. 

SKIN 79 - ANIMAL MASK SŁODKA MYSZ OCZYSZCZAJĄCA PORY
Zwierzakowa maska trafiła do mnie w wyniku rozdania organizowanego na Instagramie przez markę Skin79.Oprócz zwierzakowej maski otrzymałam jeszcze trzy inne maski z serii Venetian Carnival ale o nich kiedy indziej.

Od producenta:
Słodka mysz to kojąca maska zawierająca w składzie wysoką zawartość madekasozydu. Zmniejsza widoczność porów oraz poprawia sprężystość skóry.

Skład (INCI): Water, Dipropylene Glycol, PEG/PPG-17/6 Copolymer, Camelia Sinensis Leaf Water, Panthenol, Betaine, Sodium Hyalurinate, 1,2-Hexanediol, Butylene Glycol, Acrylates/ C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, PEG-60 Hydrogenated Castrol Oil, Bis-PEG-18 Methyl Ether Dimethyl Silane, Hananelis Virginiana (Witch Hazel) Extract, Panax Ginseng Root Extract, Aloe Barbadensis Leaf Extract, Morus Alba Bark Extract, Coix Lacyma-Jobi Ma-yuen Seed Extract, Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract, Portulaca Oleracea Extract, CentellaAsiatica Extract, Potassium Hydroxide, Sodium PCA, Hydrolyzed Collagen, Allantoin, Caprylyl Glycol, Ethylhexylglygerin, Fragrance, Disodium EDTA, Xanthan Gum, Salicylic Acid.


Koncepcja zwierzakowych maseczek jest zdecydowanie ciekawa ale moim zdaniem efekty tego są wręcz przerażające. Na początku gdy zaczęły pojawiać się maski w płacie sam fakt nałożenia białej płachty mógł przerazić domowników.. obecnie raczej jest to norma ale te zwierzakowe maski są przerażające. Przeglądając internety ani razu do głowy nie przyszło mi, że ktoś wygląda w nich jak słodki koteczek, mysia, misio, panda itd. Dla mnie te widoki podchodzą pod kreatury z koszmarów i horrorów 😂 Ale do rzeczy..

Maseczka oczyszczająca.. a skoro tak, to otworzy na oczy powinny być trochę większe. W końcu składniki oczyszczające mogą skórze wokół oczu zaszkodzić. Do reszty nie mam zastrzeżeń. Ładnie przylega do twarzy.


Zapach chemiczny i perfumeryjny.. trochę mi ta sztuczność przeszkadza ale nie jest intensywna.
W dotyku czuć jakby śluz.. gęsty i lepki. Materiał jest bardzo dobrze nasączoną. Nieco esencji zostaje w opakowaniu. Maska jest komfortowa ale po zdjęciu czuć na skórze gesty lepki śluz. Po jakimś czasie zaczyna się wchłaniać.. a raczej gęstnieć. Powstaje powłoczka, którą grzeje skórę, jakby nie pozwalała jej oddychać, a tego nienawidzę.
Skóra nie jest gładka, a troszkę lepka i tępa. Nie jest to maseczka po której mogłabym nałożyć makijaż.. ta warstwa za bardzo mi przeszkadza. Dlatego cieszę się, że zupełnie przypadkiem z maski skorzystałam wieczorem. Po jej zdjęciu ze skóra już nic nie robiłam aby przekonać się jak zareaguje na taką pielęgnację. Generalnie nic złego się nie działo, nie był zaczerwienienia ani podrażnień.


Pory nie były zmniejszone ale skóra wyglądała lepiej.. wcześniejsze zaczerwienienia zostały przytoczone.. ale lekka warstwa i uczucie ciepła na twarzy wciąż mi przeszkadzało..  więc poszłam problem przespać 😅

Rano skóra wyglądała poprawnie. Nic mnie w nocy nie budziło ale specjalnie korzystnych aspektów tej maski nie dostrzegam. Nie widzę specjalnego efektu oczyszczenia skóry. Nawilżenie było całkiem poprawne ale efekt lepka warstwa bardziej mnie irytowała niż uszczęśliwiał. Jedynie rysunek na masce okazał się pocieszny chociaż spodziewałam się, że będzie to wyglądać znacznie gorzej i bardziej przerażająco.. co nie zmienia faktu, że nagle mąż nabrał ochoty na robienie sobie ze mną sweet foci.. chyba powinnam mu te zdjęcia skasować.. albo przynajmniej wziąć za nie opłatę.


Rano umyłam twarz delikatnym produktem i zaaplikowałam tonik bambusowy Avebio. Moja skóra na tonik reaguje zazwyczaj delikatnym zaczerwienieniem ale takiego jak wówczas jeszcze nigdy nie miałam. Obawiam się, że to mogła być kombinacja maski i toniku.. podejrzewam, że maska mogła trochę uwrażliwić skórę co tonik bardzo dosadnie mi pokazał.. ewentualnie skóra miała gorszy dzień. 



HOLIKA HOLIKA - PURE ESSENCE MASK SHEET - SHEABUTTER
Maseczka Holika Holika to prezent od Anuli. Całkiem niedawno maseczki Holika Holika pojawiły się stacjonarnie w Drogerii Natura. Tę również tam widziałam.

Od producenta:
Maseczka z ekstraktem z masła Shea. Ma właściwości głęboko nawilżające oraz odżywcze dla skóry. Maseczka typu Essence zrobiona jest na specjalnym materiale o charakterystyce żelopodobnej, dzięki czemu doskonale przylega do skóry twarzy i idealnie dopasowuje się do jej kształtu.

Skład (INCI): Water, Dipropylene Glycol, Glycerin, Polyglyceryl-10 Laurate, Bytylene Glicol, Centella Asiatica Extract, Paeonia Suffruticosa Root Extract, 1,2-Hexanediol, Hydroxyethylcellulose, Chamomilla (Matricaria) Flower Extract, Glyceryl Caprylate, Arginine, Carbomer, ethylhexylglycerin, Xanthhan Gum, Allantoin, Sodium Hyalurobate, Viola Tricolor Extract, Lavandula Angustifolia (Lavender) Flower extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Centaurea Cyanus Flower Extract, Citrus Paradisi (Grapefruit) Peel Oil, Lavendula Angustifolia Lavender) Oil, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Oryza Sativa (Rice) bran Oil, Boswellia carterii Oil, Pelargonium Graveolens Flower Oil, Vetiveria Zizanoides Root Oil, Disodium EDTA.


Maseczkę zostawiłam sobie na koniec, bo najbardziej mnie zaciekawiła. Dla części ludzi może być to nielogiczne ale cóż.. lubię zostawiać to co najlepsze na koniec. W masce zaciekawił mnie wyraz "żelopodobnej". Takiej maseczki jeszcze nie miałam! Zachęciło mnie to do szybszego zużycia masek dzięki czemu post w końcu powstał. Tak.. w tym szaleństwie jest trochę logiki.

 
Wyciągam maskę z opakowania i co? Gdzie ta "żelopodobna charakterystyka"?! Toż to zwykły materiał jest! Już mam drgawki, bo psychicznie się nastawiłam ale w sumie nie jest źle. Maska jest niezwykle cienka! Takie delikatnie płaty kojarzę jedynie z masek Yunifang które uwielbiałam i wciąż wspominam je z wielkim sentymentem. Ta maska jest im najbliższa ze wszystkich jakie używałam do tej pory. Płat przylega idealnie do skóry, wszystkie otworki na swoim miejscu, miejsce na oczy odpowiednio duże i komfortowe. Pęcherzyki powietrza z łatwością można się pozbyć. Jest komfortowa chociaż zapach chemiczny ale nie nachalny. Da się w niej żyć i funkcjonować!


W środku została naprawdę dużo esencji. Można wykorzystać ją ponownie w formie maski i tak też uczyniłam! Oczywiście nie na tej samej masce tylko zasięgnęłam do moich zbiorów skompresowanych maseczek których mam pod dostatkiem. Wypłukałam maskę skompresowaną pod bieżącą wodą, wycisnęłam i nasączyłam esencją.. Voila!

Maskę zaaplikowałam późno wieczorem i trzymałam około 20 minut. Zdjęłam, wmasowałam pozostałość esencji i poszłam spać. Rano poznałam się w lustrze więc pierwszy sukces w postaci braku buraka lub wysypu na twarzy uznaję za pozytywnie zakończony. Twarzy rano przemyłam łagodnym produktem, a skóra po chwili zaczęła domagać się nawilżenia.Efekt działania maseczki był bardzo znikomy, a szkoda bo płachta była rewelacyjna.


Najlepsze efekty zafundowała mi maska ze Spa Life, która jednocześnie jest najtrudniej dostępna.. w zasadzie nie wiem gdzie jej szukać. Z drugiej strony nie wiem czy jest warta aż takich wysiłków. Pozostałe dwie maseczki były raczej przeciętne chociaż Holika Holika wyróżnia się z uwagi na genialnie cienki materiał, który przypominał mi maski Yunifang które bardzo lubiłam.. ale działanie jest już za słabe. Za to zwierzak ze Skin79 to już raczej taka zabawa w zwierzaka i nieco mniej efektów pielęgnacyjnych.

Nie, raczej do żadnej z nich powrotu nie planuję.. i jeszcze te składy.. chyba wolę nasączyć skompresowaną maskę tonikiem np. hibiskusowym z Sylveco 😉



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger