Moja kosmetyczna perełką z zapasów. Chociaż wyznaję wiarę w naturalną pielęgnację to jednak zdarza mi się mieć co jakiś czas chciejstwo na produkty mniej naturalne. Takie moje marzenie, rok temu spełniła Monika z bloga Mama z różową torebką.. rok temu! 😅 Raz, że nie mogłam się na ten cudny zestaw napatrzeć.. piękne pudełko. Dwa, miałam silne postanowienie, że na najbliższy wakacyjny wyjazd zestaw Rituals jedzie ze mną.. niestety w tym roku nie miałam jeszcze wakacji, które mogłam oprószyć nutami zestawu Laughing Buddha.. a czekać do kolejnych, które być może będą lub nie, nie mam zamiaru!
Produkty Rituals są dostępne w Sephorze. Kiedy rok temu do Polski wchodziła marka, na próżno było szukać linii Laughing Buddha. Ta linia weszła ze sporym opóźnieniem, a to właśnie ta seria słynie z najbardziej urzekającego zapachu, więc jeśli wybrać się na spotkanie z produktami Ritals to najlepiej z tymi najbardziej słynnymi!
"Rytuał Laughing Buddha, zainspirowany chińskim mnichem, którego radość życia przywracała zdrowie i obdarzała pomyślnością wszystkich, których napotkał na swojej drodze. W Azjii stał się od razu symbolem szczęścia. Uśmiechnij się do świata, a świat odpowie Ci tym samym."
Zapach to "słodka pomarańcza o energetyzującym orzeźwieniu w połączeniu z gorącym zapachem drzewa cedrowego".
Jak dla mnie opis zapachu jest dość mylący i powinien być odwrócony. Laughing Buddha dla mnie pachnie głównie cedrem w otoczce słodkiej pomarańczy, co sprawia, że jest to zapach unisex. W zasadzie nigdzie nie znalazłam informacji aby był to produkt wyłącznie dla kobiet, ale czy to źle? Nie, bo zapach jest wyjątkowy, naładowany pozytywną energią, cieszący zmysły, a jednocześnie uspokajający.
Jak wypadają poszczególne produkty?
Pianka potrafi mnie zaskoczyć za każdym razem.. dosłownie za każdym razem. Nie planuję nad jej dozownikiem. W najbardziej ekstremalnym spotkaniu poleciała na przeciwległą ścianę łazienki.. i utrzymała się tam do końca mojej kąpieli więc pełen szacun! Pianka w chwili wyciskania jest niemal płynna ale szybko zmienia konsystencję na treściwą piankę. Gdy zaczynam ją rozprowadzać po skórze dodatkowo zyskuje na gęstości. Struktura piankowa utrzymuje się niesamowicie długo.. nawet spuszczając wodę na jej powierzchni wciąż jest widoczna piankowa warstewka.
Jednak, jeśli chodzi o zapach.. hmm.. pianki często mają to do siebie, że gdzieś w podtonach mają zapach gazu (używany do tworzenia piany) i tu jest identycznie. Nie chodzi o to, że jest to aromat, który tworzy pierwsze skrzypce.. nie! Na szczęście stosunkowo szybko się ulatnia dzięki czemu w mojej łazience nawet po kąpieli wciąż wyczuwalny jest zapach cedrowej pomarańczy.
Chociaż w składzie pianki trudno szukać naturalnych składników to mimo wszystko skóra jest niesamowicie gładka, miękka i pachnąca. Pojęcia nie mam o co w tym chodzi i dla własnego spokoju i radości z prezentu, który mi się marzył nawet nie chcę wnikać w szczegóły. Chociaż minimalnie się zawiodłam na piance, bo obstawiałam, że może być w tym zestawie największym zaskoczeniem ale i tak przyjemność z jej użytkowania jest ogromna.
Od typowych żeli zdecydowanie bardziej pod prysznicem cienię sobie olejki. Z zasady przy takich produktach nie ma konieczności ładowania silnych detergentów, bo przecież produkt nie ma obowiązku tworzyć obfitej piany. W związku z czym takie produkty są niezwykle delikatne dla skóry i łatwo przypisać im działanie pielęgnacyjne.
Z całego zestawu to olejek ma najbardziej intensywny aromat, ale są to bardzo subtelne różnice w mocy. Jego konsystencja jest płynna, niemal wodnista ale nie sprawia szczególnych problemów przy aplikacji. Łącząc się z wodą zamienia się w delikatną białą emulsję, która przyjemnie otula ciało. Skóra z miejsca robi się aksamitna i co najważniejsze ten efekt pozostaje również po spłukaniu.
Gdyby użytkowanie olejku przypadło na okres letni, to całkowicie mogłabym sobie odpuścić balsamowanie. Chociaż olejek nie ma właściwości złuszczających to efekt jaki zostaje na skórze jest niemal zbliżony jak do efektu po użyciu delikatnego peelingu. Skóra jest komfortowa, gładka i nawet po wysuszeniu skóry wciąż czuć subtelny aromat cedrowo-pomarańczowy.
Nie spodziewałam się jednak tego, że największym hitem tego zestawu okaże się peeling! W składzie spodziewałam się drobinek soli jako składnika złuszczającego.. a tu krzemionka. W rzeczywistości bardziej przypomina syntetyczne kuleczki, które często są składnikiem chemicznych peelingów. Zaskoczył mnie skład.. ten na opakowaniu i na stronie Sephory niewiele mają ze sobą wspólnego.. dziwne.
Niemniej peeling okazał się genialny! Rzadko jestem w stanie zaaplikować peeling na dekolt, bo jest wyjątkowo wrażliwy. Jednak peeling okazał się jednocześnie niezwykle delikatny, a z drugiej strony bardzo mocny. Efekt złuszczenia i wygładzenia jest zwyczajnie genialny! Drobinki nie są ostre, a jednak perfekcyjnie sobie radzą. Lekka, nieco musowa otoczka w połączeniu z wodą zmienia się z kremową emulsję, która dodatkowo daje wrażenie aksamitnej skóry. Coś pięknego!
Peeling nie tylko bardzo fajnie myje i złuszcza ale również pozostawia skórę komfortową, aksamitnie gładką i przyjemnie pachnącą. Nie spodziewałam się, że okaże się tak wyjątkową perełką w zestawie. Gdyby nie to, że pełnowymiarowy peeling ma zupełnie inny skład, to nie wykluczam, że chciałabym do niego jeszcze wrócić. Sprawił mi niesamowitą radość i z bólem serca muszę przyznać, że tak fajnego peelingu w naturalnej pielęgnacji nie miałam okazji jeszcze używać.. ale mam nadzieje, że to się zmieni.
Ostatnio zaczyna brakować mi sił do balsamów, chyba za dużo ostatnio miałam styczności z ciężkimi konsystencjami. Jednak balsam Laughing Buddha włączyłam do pielęgnacji głownie z powodu zapachu. Chciałam aby cedrowa pomarańcza po kąpieli towarzyszyła mi jak najdłużej i faktycznie balsam przedłuża tę radość. Nie robi może tego spektakularnie długo, ale rzeczywiście delikatnie podbija zapach wcześniej używanych produktów.
Balsamy to może nie są ostatnio produkty nad którymi się zachwycam ale ten wyjątkowo przypadł mi do gustu. Niby ma dość gęstą konsystencję ale po rozprowadzeniu staje się bardzo miękka i delikatna. Aksamitna konsystencja ekspresowo wchłania się w skórę nie pozostawiając zupełnie żadnej wyczuwalnej warstewki. Skora momentalnie staje się jeszcze bardziej wygładzona i kusząco pachnąca. To właśnie przy aplikacji balsamu w mojej łazience wybucha zapachowa bomba! Bardzo możliwe, że tak intensywny zapach przez cały dzień przeszkadzałby mi ale dość szybko łagodnieje i staje się wyczuwalny jedynie przy skórze.
Chociaż
są to produkty o niewielkich pojemnościach (po 70 - 75ml) to
towarzyszyły i w połowie wciąż towarzyszą jeszcze w grudniu. jestem mile
zaskoczona ich wydajnością, chociaż jak to ja zapewne podświadomie
używam ich oszczędnie aby móc cieszyć się jak najdłużej.
Pomimo wielkiej serdeczności z jaką się spotkałam w listopadzie, to mimo wszystko był dla mnie dość ciężkim miesiącem. Skupiałam się na tym aby cieszyć się z małych rzeczy, przez co te większe doprowadzały mnie do łez 😅 (ale tych z nadmiaru szczęścia). Takim niesamowitym poprawiaczem nastroju i wyciszeniem były spotkania pod prysznicem z zestawem Rituals. Chociaż na próżno szukać w nim naturalnych składników to zaskoczył mnie na wielu płaszczyznach stając się jednocześnie pretendentem do miana ulubieńca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz