Do dezodorantów nie mam bardzo wysokich wymagań. Nie testuję ich pod względem czasu kiedy to na mojej bluzce pojawi się pierwsza kropelka potu. Podstawą jest dla mnie zachowanie świeżości pod względem zapachu, a pot.. cóż, ja go toleruję szczególnie w okresie letnim. Stawiam wówczas na ubrania luźne i przewiewne, które dadzą mi psychiczną świadomość, że pomimo pocenia się nie mam ogromnych plam pod pachami. Stanowczo wolę takie rozwiązanie niż świadomość, że blokując kanaliki potowe sprzeciwiam się naturalnym procesom fizjologicznym, czyli działam przeciwko własnemu organizmowi. Dlatego od jakiegoś czasu używam wyłącznie naturalnych dezodorantów.
O moich preferencjach doskonale wiedziała Ania z bloga aneczkablog, która w prezencie podarowała mi m.in. dezodorant marki Beaute Marrakech.
Od producenta:
Dezodorant ałunowy jest połączeniem dwóch 100% naturalnych składników: ałunu potasowego oraz hydrolaru z kwiatów róży damasceńskiej. Ałun to naturalny minerał górski składający się ze związków glinu, jednak w przeciwieństwie do sili glinu wystepujących w dezodorantach nie przenika przez skórę, tworzy jedynie cienką warstewkę na jej powierzchni. Wykazuje działanie ściągajace, anyseptyczne i przeciwbakteryjne, dzięki czemu doskonale zwalcza przyczyny powstawania przykrego zapachu. Obecnia w kosmetyku woda różana regeneruje, koi oraz nawilża wrazliwą i podrażnioną skórę, a także wzmacnia naczynia krwionośne. Nadaje świeży, kawiatowy i subelny zapach. Dezodorant zapewnia długotrwałą świeżość, nie zatyka porów, pozwala skórze naturalnie oddychać. Nie brudzi ubrań. Nie zaiwera SLES, SLS, parabenów oraz sztucznych substancji zapachowych. Odpowiedni dla każdego rodzaju skóry.
Sposób użycia: Wstrząśnij przed użyciem. Rozpylić na osuszonej, umytej skórze, w miejscach potliwych.
Skład (INCI): Rosa Damascena Flower Water, Pottasium Alum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.
Poprzednikami dezodorantu z Beaute Marrakech, były naturalne dezodoranty w kremie marki Pony Hutchen. Pomimo mojego uwielbienia do nich poczułam chęć na jakąś zmianę pod kątem aplikacji. Dlatego dezodorant w formie sprayu niezwykle mnie ucieszył. Traf chciał, że dezodorant swoje pierwsze testy miał przejść w ekstremalnych warunkach! Zabrałam go ze sobą w wakacyjny wyskok w Tatry. Kilkugodzinne wycieczki górskimi szlakami.. chyba na trudniejsze warunki nie mógł trafić.
Opakowanie sprawdziło się fenomenalnie! Pojemność 100ml co stanowi dość sporo jak na tego typu produkt. Na szczęście smukła i lekka (niestety plastikowa) butelka nie stanowiła żadnego problemu w transporcie. W życiu codziennym również sprawdza się świetnie. Do tego spray, który wytwarza równomierną mgiełkę.. może jedynie mógłby wyrzucać mniej produktu z uwagi na niewielki obszar skóry, który ma pokryć.
Aromat róży damasceńskiej z miejsca przypadł mi do gustu. Uwielbiam hydrolaty z tej rośliny więc do zapachu jestem przyzwyczajona, a co więcej bardzo go lubię. Podczas rozpylania czuć go dość wyraźnie ale nie zostaje na skórze dłużej nich chwilę.
Niestety w górach dezodorant zawiódł mnie na całej linii. Nie mam do niego o to szczególnych pretensji, bo 8-9 godzinne wspinaczki nie są łatwym wyzwaniem dla naturalnego dezodorantu. Spodziewałam się jednak, że dezodorant zapewni mi dłuższe uczucie świeżości niż dojście do początku szlaku. Chociaż nasz wypad był dość intensywny, to po każdym powrocie do apartamentu musiałam się odświeżyć.. nawet takim wypadzie na obiad gdzie przed wyjściem brałam prysznic. Taki obrót spraw zaczął mnie martwić.
Po powrocie do normalnego trybu życia byłam pewna, że sobie poradzi. W pracy nieco więcej stresu niż normalnie, a mój deo wymięka razem ze mną. Po trzech godzinach od wyjścia z domu czuję się nieświeżo. Pod koniec pracy staram się rąk nie podnosić do góry mimo, że ani kropli potu nie uroniłam.
Apogeum i szczyt mojej tolerancji osiągnęliśmy w pewien weekend.. spokojny, spędzony na błogim lenistwie weekend. Wieczorem długie leniwe SPA, a rano.. śmierdzące pachy. Przecież ja tylko leżałam i pachniałam.. zero wysiłku nawet umysłowego nie mówiąc już o fizycznym. Tym razem miarka się przebrała. Dałam mu jeszcze dwa tygodnie testów.. i zwyczajnie NIE! Dezodorant nie chroni mnie przed potem czego oczywiście nie oczekiwałam, ale przede wszystkim nie chroni mnie przed namnażaniem bakterii, które są odpowiedzialne za nieprzyjemny zapach. Co gorsze, donoszę wrażenie, że przyśpiesza ich namnażanie, bo o wiele dłużej zachowuję świeżość nie używając niczego.
Dezodorant trafił do użytku na początku września. Obecnie, po dwóch miesiącach zużyłam 1/3 opakowania i nie jestem w stanie dłużej tej znajomości ciągnąć. Zapowiadał się cudownie. Fajna i wygodna aplikacja, zapach róży damasceńskiej, brak plam na ubraniach w wyniku jego użytkowania.. ale braku podstawowego zapewnienia świeżości nie jestem w stanie przeskoczyć.
Może miałaś okazję używać tego dezodorantu i masz inne doświadczenia? Może to jedynie wina mojego pH skóry? Podziel się w komentarzu doświadczeniami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz