grudnia 01, 2019

ZUŻYCIA LISTOPADA 2019


Czuję w kościach, że wracam do starych denek! Żadne tam trzy produkty na krzyż.. ale żeby nie było, że nagle zaczęłam używać coś na siłę. Zwyczajnie staram się wygospodarować trochę więcej czasu dla siebie, a to sprzyja domowemu SPA, chociaż w planach miał być szybki prysznic 😅 Humor dopisuje pomimo jesiennej aury.. chociaż chyba narzekać nie możemy? Jesień wydaje się w tym roku i tak dość łaskawa.


FROM A FRIEND -  ROSE GERANIUM AROMATIC HYDROLATE
Hmm.. czy ja mogę go nazwać najlepszym hydrolatem?.. (10 minut później) Nie kojarzę abym miała lepszy. Niemal wszystkie jakie miałam do tej pory były bardzo dobre.. ale ten ma w sobie coś więcej co go wyróżnia na tle innych. Intensywniej nawilża, koi, uspokaja być może wynika to z tego, że jego koncentracja jest mocniejsza (4:1) niż w przypadku innych hydrolatów. Jestem nim całkowicie zauroczona, a z okazji Black Friday zrobiłam prezent dla samej siebie i zaopatrzyłam się w dwie perełki, których tak łatwo na rynku nie znajdziesz. Jeśli szukasz wyjątkowych i cudownie skoncentrowanych hydrolatów oraz wysokiej jakości kosmetyków naturalnych to odsyłam do Ani z From a Friend.

Hydrolat na dniach będzie miał swoją recenzję.


TULUA - KREM ODŻYWCZY Z EFEKTEM WOW
Miniaturowa pojemność kremu trafiła do mnie w genialnym pudełku Terra Botanica Box ze sklepu Lost Alchemy. Marka już wcześniej mi kilka razy mignęła i nawet ją obserwowałam na Instagramie ale zawsze coś innego skupiało moją uwagę. Tym bardziej cieszę się, że miałam okazje w końcu spotkać osobiście, bo kremik okazał się fenomenalny. Cudownie dogodził mojej skórze i to pod każdym względem. Niby jest treściwy ale nie ciężki. Moja marudna skóra.. przestała marudzić. Psychicznie nastawiałam się na jesienno-zimowy okres ratowania skóry.. a ona nagle przestała stwarzać problemy! Z okazji Black Friday kupiłam dwa zestawy kosmetyków marki Tulua, gdzie obowiązkowo w jednym znalazł się ten sam krem w formie miniatury.

Po więcej odsyłam bezpośrednio do marki Tulua


INDEED LABORATORIES - HYDRALURON
Hydraluron.. czyli żel nawilżający na bazie kwasu hialuronowego i technologi opracowanej przez Indeed Labs. Przyznam, że to działa. Miałam już styczność z czystym kwasem hialuronowym i ten żel wywarł na mnie dużo lepsze wrażenie. Zdecydowanie efekt nawilżenia był bardziej odczuwalny. Swojego czasu ściągnęłam do Polski kilka opakowań Hydraluron jak i słynnego Pepta-Bright. Obecnie to już ostatnie opakowanie Hydralurony z moich zapasów, a z uwagi na ciągle zmieniający się skład produktu raczej sobie odpuszczę kolejne spotkania. Na oku mam już kilka fajnych perełek z naszych rodzimych manufaktur.



ANDALOU - PURE PORE SERUM
Serum którego zadaniem jest minimalizowanie porów. Można by się spodziewać wiele po takich hasłach, a ja jednak zawsze mam obawy. Zazwyczaj takie produkty brną do tego efekty nie patrząc na nic więc po drodze można sobie zafundować przesuszenie skóry i zdwojoną nadprodukcję sebum. na szczęście serum od Andalou tego nie robi. Za ogarnięcie porów odpowiada tu ekstrakt z wierzby białej, kwas salicylowy oraz woda oczarowa. Na szczęście serum dba również o nawilżenie skóry poprzez aloes i skwalen. W efekcie to lekkie serum sprzyja skórze problematycznej i osobiście jestem w stanie to potwierdzić. Natomiast jeśli chodzi o pory.. tu nie ma fajerwertów i efektu wow. Pory są zmniejszone ale to ogólny wpływ lepszego stanu skóry, a nie dlatego, że coś wysuszyło skórę na wiór i ją ściągnęło. Przyznaję, że niebieska seria marki Andalou mnie zaciekawiła. Podoba mi się takie zrównoważone podejście do problematycznych cer i chętnie sięgnę po inne produkty.

Serum kupiłam w sklepie Iwos


ILCSI - MASKĄ PEELINGUJĄCA RÓŻANO-KUKURYDZIANA
Uwielbiałam ją! Bardzo fajna piankowa konsystencja, która trzyma się skóry chociaż z czasem zastyga i.. należy jej na to pozwolić. Nie pozostawi buraka ani nie spali skóry mimo to złuszczenie skóry jest tu ewidentnie widoczne. Dodatkowo maseczka bardzo ładnie koi wszelkie stany zapalne. Niesamowicie ją lubiłam i z całej gromadki produktów Ilcsi to właśnie maseczka jest moją największą perełką.



EVOLVE - RADIANT GLOW MASK
Maseczka o działaniu oczyszczającym, wygładzającym i rozświetlającym na bazie kakao i kokosa. To kakao jest tu bardzo intensywne! Totalny obłęd! Maseczka jest bardzo treściwa i gęsta z drobinkami orzechów kokosa.. i to jedyne co mi przeszkadzało. Miałam momentami wrażenie, ze drobinki są za ostre dla mojej skóry. Na szczęście wystarczyło rozważnie aplikować maseczkę i zmywać. Podczas noszenia wyraźnie czuć kakao, a przy okazji maseczka jest bardzo komfortowa i nie ścieka. Przed zmyciem zwilżam dłonie i delikatnie masuję. Maseczka zmienia konsystencję na kremowo-mleczną i wówczas do głosu dochodzą drobinki, które złuszczają i oczyszczają skórę. Nie sprawia problemu ze zmyciem. Po wszystkim skóra jest odświeżona ale również odżywiona. Nie trzeba jej już wiele.

Recenzja pojawi się w najbliższych dniach


YASUMI - HYDRO GREEN MASECZKA BIOCELULOZOWA
Genialna! Maseczka na bazie włókna celulozowego to krok milowy wśród maseczek w płachtach! Te zwykłe po prostu leżą i kwiczą. Materiał jest niesamowity i aż trudny do opisania dlatego odsyłam do posta ze zdjęciami. Maseczka wspaniale nawilża, dodaje skórze odżywczego kopa i piękne wygładzenie. Efekt jest zauważalny i widoczny jeszcze na drugi dzień. Zrobiłam niewielki zapas maseczek na tej tkaninie. jestem ciekawa jak sprawdzą się inne wersje.. ale Hydro Green jestem zachwycona. 



PETITFEE - BLACK PEARL & GOLD HYDROGEL EYE PATCH
Hydrożelowe płatki pod oczy od Moni Mama z różową torebką. Uwielbiam je! Najbardziej lubiłam po nie sięgać przy wykonywaniu makijażu. Aplikowałam pod oczy i zaczynałam od makijażu oczu. Wszelkie drobinki które się osypywały spadały właśnie na płatki, a międzyczasie skóra pod oczami dostawała kopa. Pięknie wygładzona prezentowała się o niebo lepiej! Płatki nie mają naturalnego składu.. wciąż czekam aż ktoś z eko strefy się za to weźmie.. a póki co zostaję przy takich, bo jestem uzależniona!

Recenzja płatków pojawi się na dniach


CHIC CHIQ - AMM PEELING
Sypkie peelingi zazwyczaj kojarzą mi się z wersjami kawowymi. Jednak peeling Amm od Chic Chiq zupełnie odbiega o tych mi znanych. Zupełnie innowacyjny i oryginalny produkt, a jednocześnie zaskakujący pod każdym względem. Bardzo ciekawa, lekka i jednocześnie wilgotna struktura. Pięknie trzyma się wilgotnej skóry. Moc złuszczenia zależy od siły nacisku czyli wszystko w moich rękach! Mimo wszystko efekt jest świetny za każdym razem! Dodatkowo skóra odżywiona i nawilżona.. nie czuje potrzeby ją dodatkowo rozpieszczać. A jak pachnie peeling? Smakowicie! Dla mnie to zapach świeżej owsianki z nutą soczystych owoców.

Recenzja peelingu pojawi się na dniach


BODY BOOM - OLEJEK DO CIAŁA UJĘDRNIAJĄCY
Zapach tego olejku uzależnia! Trudno go opisać.. jest lekki wiosenno-letni, kwiatowo-owocowy ale pięknie wyważony niczym dobre perfumy. Zdecydowanie nie należy do produktów tłustych.. ale jeśli jesteś zdolna to osiągniesz również i to. Ja ukochałam sobie nakładać go na lekko wilgotną skórę. Wówczas wchłania się całkowicie a przy okazji bardzo fajnie nawilża skórę. Wymagające fanki naturalnej pielęgnacji nie będą jednak w pełni zadowolone ze składu.. chociaż naprawdę źle nie jest.. to raczej pojedyncze ale. Osobiście bardzo fajnie mi się go używało, powrotu nie planuję, za to do peelingów kawowych od Body Boom wracam regularnie.



BEAUTE MARRAKECH - SPRAY D'ALUN DEODORANT
Zabrakło nam porozumienia. Śliczny zapach hydrolatu z róży damasceńskiej na którym dezodorant jest stworzony był bardzo przyjemny. Forma aplikacji (spray) również zdawał egzamin.. niestety to wszystko. Zupełnie poległ na trzymaniu w ryzach higieny moich paszek. Nie podołał wyzwaniom ani leżeniu na kanapie. Miałam wrażenie, że lepiej moje paszki się mają jeśli go nie używam! Zbyt dużo szans już dostał.. nie jestem w stanie dłużej tego ciągnąć mimo, że nie nawidzę wyrzucać niezużytych kosmetyków.



JASON - SZAMPON NAWILŻAJĄCY ALOE VERA
Bardzo przyjemny szampon na bazie aloesu. Ładnie i konkretnie oczyszczał skórę głowy i włos. Pasował nawet mojemu mężowi, który w tych tematach lubi marudzić. Jedynie pod koniec zaczęły pojawiać się problemy. Podejrzewam, że to jednak moja wina, bo należało szampon co jakiś czas wymieszać w butelce aby składniki się wymieszały. Nie jest to dla mnie wada ani problem dlatego z chęcią wrócę do szamponów Jason, a na oku mam już wersję z biotyną.




SEPHORA - TUSZ DO RZĘS
Tusz dostałam na spotkaniu blogerskim, a z uwagi, że posiada dość dobre recenzje postanowiłam dać mu szansę. Szczoteczka silikonowa, czyli tak jak lubię.. i gigantyczna! Na szczęście jest to jedynie kwestia przyzwyczajenia. Tusz ładnie rozdzielał rzęsy i dodawał objętości. Nie kruszył się ani rozmazywał o ile nic mi do oka nie wpadło. W zasadzie nie mam się czego przyczepić. Towarzyszył mi przez 3-4 miesiące i zwyczajnie już na niego pora. Gdybym miała z nim jakiś problem to już dawno wylądował by w denku.


REVERS - CAMOUFLAGE KOREKTOR W ODCIENIU 102 NUDE
Hmm.. dość specyficzny korektor. Problem w tym, że nie trzyma się. Przez co nie nadawał się pod oczy, a aplikowany pod podkład.. znikał. Ostatecznie dawałam go na nadgarstek i mieszałam z lekkim podkładem aby dodać ciut większego krycia. Zdecydowanie bardziej zadowolonajestem z podkładów marki Revers niż korektora.. a ponieważ korektorów jeszcze kilka mam, a ten trafił do mnie wybrakowany i wiecznie jest urypany przez brak osłonki to go wyrzucam.


MOKOSH - WYGŁADZAJĄCY KREM DO TWARZY FIGA
Podobał mi się. Lekka konsystencja wyraźnie nawilżał, fajnie się rozprowadzał i wchłaniał. Mimo to może nie wyróżnia się jakoś szczególnie na tle innych dobrych kremów ale na pełnowymiarowe opakowanie raczej bym nie narzekała. Pamiętam, że miałam okazję poznać wersję malinową i coś fajniej ją wspominam.

MOKOSH - LIPOSOWE SERUM POD OCZY OGÓREK
Pięknie pachnie ogórkiem ale miałam nadzieję, że będzie bardziej wodniste niż olejowe. Nie wchłania się szybko przez co miałam spore obawy czy w ogóle się wchłonie i czy czasem aplikowanie go przed snem nie spowoduje, że wejdzie mi do oczu, a rano skończy się to małą katastrofą. Ściągnęłam ze skóry wokół oczu nadmiar aby uniknąć najgorszego i wmasowałam w skórki paznokci. Niestety włazi w oczy okrutnie. Przy drugim podejściu pomogła warstewka kremu położona na serum.. ale to wciąż za ciężki zawodnik dla moich oczu.

VIANEK - ODŻYWCZY KREM POD OCZY W EKSTRAKTEM Z CHMIALU
Nie pałam szczególną miłością do kremów marki Vianek. Przeszłam przez kilka próbek ale żadna nie zachwyciła mnie na tyle aby stwierdzić: "tak! muszę kupić pełny wymiar tego cuda!" W przypadku kremów pod oczy jest jeszcze gorzej. Ten trafił na stopy. Przyjemnie je zmiękczył ale pozostawił powłoczkę, która na stopach mi nie przeszkadza.. ale pod oczami wiem, że migrowałaby do oczu.

YOPE - YUNNAN ŻEL POD PRYSZNIC CHIŃSKA HERBATA
Zapach.. może być ale wciąż bez rewelacji. Sam żel również nie robi na mnie żadnego wrażenia. Próbki co jakiś czas są u mnie tolerowane ale z pełnowymiarowym opakowaniem bym się męczyła.

BE THE SKY GIRL - BODY MOUSSE WILD FOREST
Przyjemna lekka konsystencja ale nie jest to taki typowo piankowy mus. Wersja Wild Forest na szczęście nie pachnie zielonym lasem, wyraźnie czuję tu dziką roślinnośc w tym jeżyny. Oryginalny aromat, który mnie zaskoczył pozytywnie. Próbka o pojemności 4ml wystarczyła mi jedynie na nogi. Próbowałem rozprowadzić produkt cienką warstwą ale skóra nie pozwalała. Niby smarowidło czuję, że siedzi ale nie mogę nazwać go tłustym. Wyraźnie zmiękcza, otula i nawilża. Myśl,ę że na okres zimowy spisze się bardzo fajnie. Dodatkowo ma w sobie mikroskopijne drobinki które rozświetlają skórę..  i to właśnie one mnie tu zachwyciły.. są ultra drobne i wygląda to fenomenalnie.

HAGI - NATURALNY OLEJEK DO CIAŁA Z OLEJEMCHIA I ZŁOTYMI DROBINKAMI
Konsystencja wcale nie jest typowo olejowa. To raczej gęsty olej o złotym kolorze z ogromną ilością brokatu. Na szczęście brokat jest bardzo delikatny, nie bije po oczach ani nie zwraca uwagi. Jest subtelny co jest jego ogromnym plusem, bo dzieki temu produkt staje się uniwersalny, a nie tylko na imprezę czy do letniej sukienki. Piękny zapach, przyjemna konsystencja, chociaż nieco wyczuwalna powłoczka mi przeszkadza. Mimo wszystko czuję się zauroczona ale jeszcze nie kusi mnie pełnowymiarowe opakowanie. 

A JEDEN - MYDŁO KAWA Z CYNAMONEM
Uwielbiam cynamon w połączeniu z jesienno-zimową aurą. W mydełku od Ajeden na pierwszy plan wysuwa się właśnie cynamon i jestem nim zauroczona. Dodatkowo mydełko ma funckę peelingującą co jest zawsze ogromnym atutem w mydłach. Mydełko chociaż w wersji mini fajnie się używało.

TULUA - MYDEŁKO MANGO
Być może to wina kształtu mydełka, bo jednak trochę schodziło zanim miałam stworzyłam piane którą mogłam się myć. Wymagało to niestety cierpliwości ale przy tak genilanym aromacie mango który rozpanoszył się w całej łazience nie było to takie uciażliwe. Mimo wszystko brakuje mi tu.. tego.. czegoś. 

Z całej gromadki próbek zdecydowanie najbardziej ciekawe okazało się mydło od Ajeden kawa z cynamonem.

I co? Wracam do formy? 
A jutro.. ROZDANIE!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger