czerwca 15, 2018

BEAUTY TOOLS - SKOMPRESOWANE CZARNE MASECZKI W PŁACIE


Materiałowe skompresowane maseczki towarzyszą mi nieustannie w pielęgnacji. Są ze mną od dnia kiedy je odkryłam i będą jeszcze długo. Testowałam różnego typu maski ale ostatecznie wywnioskowałam, że większość dostępnych na Polskim rynku nie różnią się niczym od tych zamawianych na aliexpress. Co więcej często te "polskie" mają na opakowaniu opis "made in China", a cena robi różnicę. Ostatecznie na jesieni zamówiłam z aliexpress trzy zestawy skompresowanych maseczek, a dziś o jednym z nich.


Opakowanie ze strunowym zamknięciem okazało się bardzo praktyczne i wygodne w użytkowaniu. W środku znajdowało si 30 sztuk skompresowanych masek gdzie każda z nich była oddzielnie zapakowana. To bardzo higieniczne rozwiązanie, chociaż być może przez to maseczki często mają specyficzny zapach. Ujawnia się on zazwyczaj zaraz po zmoczeniu maski. Z takim aromatem na twarzy raczej bym się męczyła i miała obawy, dlatego zawsze przy takich maskach najpierw solidnie płuczę je w ciepłej/gorącej wodzie, następnie odciskam i dopiero wówczas nasączam tym na co mam ochotę.


Płat w zasadzie jest w większości dość dobrze dopasowany do mojej twarzy. Nie zachodzi na linię włosów.. ale mam wysokie czoło więc jeszcze nigdy nie spotkałam maski, która by to u mnie robiła. Za to do samej linii włosów niewiele mu brakuje. Otwory na oczy są odpowiednio duże aby nazwać je komfortowymi. Podobnie mój nos w całości chowa się pod czarnym materiałem, a zdarzało się, że jedna trzecia nie doznawała zaszczytu poznania maseczki w płachcie. Problem zaczyna się ciut niżej. Pasek nad ustami ląduje na ustach, otwór na usta idealnie układa się na całej brodzie, a to co powinno trafić na brodę.. dynda.

Gdyby nie ten feler to maska byłaby idealnie skrojona na moje potrzeby. Za to potrzeba matką wynalazku więc w ruch idą nożyczki. Najpierw nakładam maskę i dopasowuje ją to twarzy, później wycinam pas nad ustami i wyrzucam, bo średni mam z niego pożytek. Za to bezwiednie latający pas, którego przeznaczeniem jest pieścić moją brodę wycinam i ląduje.. oczywiście na brodzie.


Materiał maski jest dość gruby ale miękki i bardzo dobrze układający się oraz przylegający. Nie muszę męczyć się z jej rozłożeniem na skórze, nic nie odstaje ani nie tworzą się pęcherze powietrza. Dlatego też odcięty pas bez problemu przyczepia się i w trakcie noszenia nie odlatuje ani nie odstaje. Grubszy materiał maski jest również bardziej chłonny, a jednocześnie dość długo trzyma wilgoć. Z taką maską bez przeszkód mogę cieszyć się nawet 20 minut, ale to często zależy od tego jaką esencją nasączę maseczkę.


Moją ulubioną bazą esencji przy tego typu maseczkach jest tonik hibiskusowy Sylveco. Ma świetny skład ukierunkowany na łagodzenie i kojenie skóry oraz gęstą jak na tonik konsystencję przez co świetnie trzyma wilgoć takiej maski. Czasem sama taka baza jest dla mnie w pełni wystarczająca, a czasem przed nałożeniem maski nasączonej tonikiem na skórę twarzy aplikuję różnego typu mikstury: olejki, sera i inne emulsje. Jeśli chcę aby maska dłużej mi towarzyszyła co jakiś czas spryskuję ją wodą termalną lub hydrolatami. Natomiast kombinacji czym nasączać taką maskę jest naprawdę wiele i ogranicza nas wyłącznie wyobraźnia.


Jest jeszcze jeden patent, który zawsze wykorzystuję w przypadku takich maseczek. Od czasu do czasu trafiają do mnie gotowe maski w płacie. Po ich wyjęciu z opakowania zazwyczaj zostaje tak dużo esencji, że wystarczyłoby na kolejną aplikację. Większość dziewczyn przy takich maskach zwyczajnie rozciera pozostałą esencję na twarz, szyję i dekolt.. a może nawet i więcej. Mając skompresowane maseczki wykorzystuję pozostałą esencję do nasączenia masek. Dzięki czemu mogę dwukrotnie cieszyć się właściwościami esencji. Zazwyczaj na umytą i wypłukaną maskę wylewam esencję, rozprowadzam ją i aplikuję na twarz. Ilość esencji przy tak grubej płachcie jak w tym przypadku czasem wydaje się zbyt mała ale wystarczy, że zwilżę dodatkowo wodą termalną i jest to dla mnie w pełni satysfakcjonujące.


Lubię gotowe maski w płachcie ale uważam niezmiennie, że są one absurdalnie za drogie. Wiem, że z perspektywa kupienia opakowania kremowej maski za 100 zł może blokować, ale często finansowo jest to bardziej opłacalne. maski w płacie kosztują zazwyczaj w granicach od 10 zł do 20 zł.. ale zostańmy przy 10 zł. Taką maskę często wykorzystujemy jednokrotnie czyli płacimy 10 zł za jednokrotną przyjemność. Maska za 100 zł często wystarczy na około 20 zastosowań (w zależności od pojemności i wydajności). To tak jakbyśmy płaciły 5 zł za jedno użycie. Często jednak maski w płacie za 10zł są dość przeciętne jeśli chodzi o efekty.. lub wcale ich nie ma. Za to dość fajne papki można kupić już znacznie taniej niż wspomniane 100 zł.


Zdarza się, że od czasu do czasu kupię gotową maskę w płacie ale to raczej w ramach zaspokojenia ciekawości. Natomiast nie są to produkty, które dają proporcjonalnie efekty do kwoty jaką trzeba za nie zapłacić. W przypadku jeśli esencję z takiej maski dodatkowo wykorzystuję używając maski skompresowanej, to koszt ich automatycznie spada. W końcu maską cieszę się dwa razy. Jeśli nie przekonuje Cię zabawa z nasączaniem masek skompresowanych, a lubisz zabawy z gotowymi maskami w płachcie to chociażby dla wtórnego wykorzystania pozostałej esencji warto w takie maski się zaopatrzyć.


Nie wiem jeszcze czy wrócę do czarnych maseczek Beuaty Tools. Chociaż były bardzo komfortowe i w większości bardzo ładnie przylegały do mojego kształtu twarzy to jednak miały "brodowy" defekt. Nie było to specjalnie uciążliwe i nie wiązała się z konsekwencjami typu odpadająca broda.. no chyba, że w tym czasie postanowiłam jeść lub wyjątkowo dużo gadać.. ale jednak. Tego typu masek na rynku jest dużo. Miałam już kilka wersji kupionych w Polsce ale podejrzewam, że one wszystkie pochodzą z jednego kraju 😅 Dlatego nie warto przepłacać. Zarówno te jak i inne maski skompresowane które posiadam pochodzą z Chin i zamówiłam je na aliexpress. Mimo ciągłego użytkowania (ale wcześniej porządnego wypłukania w gorącej wodzie) nic niepokojącego mnie nie spotkała. Wręcz przeciwnie.. jestem bardzo zadowolona zarówno z jakość jak i ceny. Kwestią jedynie jest odnalezienie  płachty skrojonej idealnie do kształtu twarzy. Tej niewiele brakowało. Będą ją mieć na oku.. a tymczasem już otwieram kolejne opakowanie, bo właśnie zużyłam ostatnią "tabletkę" czarnej maski Beauty Tools.

Zestaw 30 sztuk maseczek Beuaty Tools można kupić m.in tutaj (około 10zł)

Korzystasz z takich dobroci?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger