Nie pamiętam w swojej makijażowej "karierze" abym do jakiegokolwiek pudru wracała, czy chciała wrócić. Najczęściej tego typu produkty nie robią na mnie wrażenia, chociaż trudno jest się bez nich obejść nawet w najbardziej podstawowym makijażu. O wiele bardziej ciekawią mnie nowinki, które mam chęć przetestować niż wracać do czegoś co było.. i całkiem sporo czasu mi towarzyszyło. Chociaż nigdy szczególnie nie dzieliłam pudrów z uwagi na ich przeznaczenie.. bo puder to puder, to przy Charlotte Tilbury zaczęłam.
Zazwyczaj w użyciu posiadam jeden.. dwa pudry. Najczęściej do tego grona zalicza się puder o wykończeniu matującym, który jednocześnie ma utrwalić makijaż oraz zdjąć ze skóry blask. W przypadku bardzo matujących pudrów, które wykańczały skórę niczym obsypane mąką, konieczne stały się w użytkowaniu mgiełki utrwalajace lub chociaż wody termalne, które były w stanie zdjąć pudrowość.
Nigdy nie byłam zwolenniczką otwierania kilku pudrów jednocześnie. Oczywiście w okresie letnim do użytku trafiają pudry o nieco ciemniejszej kolorystyce, a na zimę wymieniam je na jaśniejsze. najlepszą opcją zawsze wydawały mi się wersje transparentne.. ale tak naprawdę nawet one jakiś kolor zostawiają.
Charlott Tilbury to zdecydowanie moje "widzi mi się", które postanowiłam spełnić. Na polskim rynku ciąż nieobecna marka ale liczę, że to się w dość szybkim czasie zmieni. Puder Airbrush Flawless Finish Charlott to nie jest tani wydatek (około 160 zł) i raczej trudno go usprawiedliwić. Natomiast na stronach polskich sklepów musimy zapłacić za prawie 240zł.. a to już przesada.
Do założenie, że kolorówkę się "używa", a nie koniecznie "zużywa" jakoś trudno mi się przekonać, a tym bardziej dostosować. Zazwyczaj swoje wybory makijażowe stają się dość dobrze przemyślane, chociaż po ostatnich spotkaniach blogerskich i paczkach jakie przytargałam do domu jestem skłonna.. a nawet zmuszona zmienić swoje nastawianie.. ale wciąż nie do produktów które sama kupuję.. one mają być dobrze przemyślane!
I tak było w przypadku Charlotte. Obszerne poszukiwania, dziesiątki pytań.. i jest! Wybrałam odcień Medium, który towarzyszy mi od pierwszej opalenizny do połowy jesieni. Zimą puder nadaje moje skórze zbyt ciepłego odcienia. Teraz wiem, że delikatnie przestrzeliłam z kolorem, bo obecnie przez większość czasu chodzę szczęśliwie blada. Traktuję to jako doświadczenie.. i wiem, że kolejny odcień będzie jaśniejszy.
Wraz z letnim sezonem puder znów wrócił do łask i bardzo się cieszę bo go uwielbiam!
Airbrush Flawless Finish nie należy traktować w kategorii zwykłego pudru, czy też pudru utrwalającego. To przede wszystkim puder wykańczający.. niekoniecznie w roli finansowej.. chociaż? Puder można aplikować na już przypudrowaną skórę lub bezpośrednio na podkład. Jednak w tej drugiej roli należy brać poprawkę, że jeśli mamy problem z trwałością makijażu na naszej skórze to Charlott nie koniecznie nam w tym pomoże.
Do czego w takim razie potrzebna jest Charlott? Jeżeli masz dość matowego wykończenia, jeżeli twój puder nie niweluje widoczności drobnych linii czy porów, jeśli marzysz o miękkim wykończeniu skóry to Charlott to zapewni.
Osobiście swoją Charlott bardzo oszczędzam i jest to jedyny puder który zużyję do ostatniego pyłku z wielką przyjemnością, a później kupię kolejny bez najmniejszego zająknięcia czy żalu nad wydaną złotówką.
Charlott robi niesamowitą robotę. Uwielbiam patrzeć jak rozmywa fakturę skóry, jak chowa pory skóry i delikatne linie czy nierówności. Przy okazji nie sprawia, że makijaż staje się cięższy pod dodatkową warstwą kolejnego produktu.. wręcz przeciwnie.
Skóra zyskuje pewną lekkość i miękkość. Efekt fotoshopa, który obserwuję po jednym pociągnięciu pędzla jest niesamowity. Co więcej jestem w stanie w ciągu dnia dołożyć leciutką warstwę pudru i wcale nie mam wrażenia przeciążenia skóry. Dodatkowo mam wrażenie, że aplikowany wcześniej podkład zyskuje. Z Charlotte nie kojarzę aby jakiś podkład brzydko się ważył.. może nie uratuje wszystkiego ale przy innych pudrach często bywało gorzej.
Na uwagę zasługuje konsystencja pudru. Zwróć uwagę, że mimo użytkowania i widocznego denka nie ma tu nierówności ani grudek. Puder ma niezwykle jedwabistą i gładką strukturę. W dotyku robi wrażenie raczej suchego ale ta jedwabistość i mikroskopijna miałkość jest nie do opisania. To jest to co nadaje pudrom wyższą jakość.
Kolor na zdjęciach jest niestety przekłamany i nieco jaśniejszy niż w rzeczywistości. Próbowałam podkręcić go poprzez obróbkę ale zaczął wpadać w różowe tony, a wcale takich nie posiada. Posiada ładny ciepły odcień idealny dla lekko opalonej cery. Nadaje lekkiego kolorytu dlatego odcień warto dość dobrze przemyśleć.
Opakowania Charlotte wygląda fenomenalnie. Jest dopracowane w szczegółach i cieszy oczy. Całość wygląda przepięknie i luksusowo ale.. jest to plastik. Na szczęście dobrej jakości. Chociaż zdarza mi się go nosić w torebce (obowiązkowo zawsze towarzyszy mi przy większych wyjściach i wyjazdach), gdzie szkiełko ochronne mojego telefonu już 4 razy w tym roku przegrało walkę.. to opakowanie pomimo kilku rys wciąż ma się całkiem nieźle!
Skład? Z całą świadomością.. nie jest to puder o naturalnym składzie. Jednak to co mi oferuje spełnia moje oczekiwania w całości. Jeżeli odnajdę jego zamiennik w naturalnym wydaniu będę przeszczęśliwa!
Skład (INCI): Talc, Mica, Polymethyl Methacrlate, Dimethicone, Silica, Pentaerythrityl Tetraisostearate, Cetearyl Ethylhexanoate Zinc Stearate, Zea Mays (Corn) Starch, Chlorphenesin, Potassium Sorbate, Tocopheryl Acetate, PEI-10, Propylene Glycol Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Rosa Multiflora Flower Wax, Tetrasodium EDTA, Water, Dimethiconol, Tilia, Cordata Flower Extract (Tilia Cordata Extract), Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, May Contain: Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxide (CI 77491, CI 77492, CI 77499)
Fakt występowania w skałdzie naturalnych składników jakoś wcale mnie nie pociesza. Na szczęście nie jest to produkt po który sięgam codziennie. W dodatku termin jego ważności to 2,5 roku i bez problemu zmieszczę się w tym okresie aby go zużyć. Czy do długo? Podobno strasznie się ślimaczę 😅 a jednak denko jest już spore.. znacznie większe niż na załączonych zdjęciach 😁
Wiem, że Charlotte cieszy się różnymi opiniami.. ale z tego co zauważyłam to większość osób zarzuca jej brak utrwalania makijażu.. sęk w tym, że nie jest to puder utrwalający!
Poza tym część osób chwali sobie aplikację tego pudru przy użyciu gąbki 🤔 ciekawe podejście.. jednak mi jakość szkoda wkładać wilgotną gąbkę do pudru w sprasowanej postaci. Nie chodzi o Chalotte ale o wszystkie tego typu pudry. Obawiałabym się, że na ich powierzchni powstanie skorupka 🥚.. i po pudrze.. a może jednak niepotrzebnie dramatyzuję?
Poza tym część osób chwali sobie aplikację tego pudru przy użyciu gąbki 🤔 ciekawe podejście.. jednak mi jakość szkoda wkładać wilgotną gąbkę do pudru w sprasowanej postaci. Nie chodzi o Chalotte ale o wszystkie tego typu pudry. Obawiałabym się, że na ich powierzchni powstanie skorupka 🥚.. i po pudrze.. a może jednak niepotrzebnie dramatyzuję?
Póki co wypatruję marki w Sephorze, bo ponoć powinna pojawić się jeszcze w tym roku. To dobra wiadomość, bo sprowadzanie jej z zagranicy jest nieco problematycze. W dodatku puder jest na tyle delikatny, że mógłby nie przetrwać upadku, a tym bardziej podróży 😟
PS. W weekend miałam z mężem mały wypad.. i nie wzięłam Charlotte! Autentycznie odczułam jej brak.. chociaż nie należę do osób, która po każdym wejściu do toalety poprawiają makijaż 😅 Mogę nie zabrać ze sobą pomadki, kremu do rąk, chusteczek, plastrów na odciski z małpkami.. ale Charlotte musi być! 🤪
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz