października 31, 2018

ZUŻYCIA PAŹDZIERNIKA 2018




Uwielbiam taką jesień, która przez większość października nam towarzyszyła.. oby trwała jak najdłużej.. tak do połowy stycznia. O wiele łatwiej jest mi się zebrać wieczorem na siłownię, kiedy na zewnątrz nie pada i łatwiej wstaje się rano, gdy wita słońce. Wciąż nie czuję potrzeby łykania witaminy D, humor dopisuje, chociaż czasu jakby mniej niż kiedykolwiek. Na szczęście moje kosmetyczne zapasy systematycznie maleją co dodatkowo napawa mnie dumą. W październiku wyprowadziły się z mojej łazienki kolejne opakowania..



AVALON ORGANICS - INTENSE DEFENSE WITH VITAMIN C ŻEL DO MYCIA TWARZY
Hmm.. to chyba czwarte opakowanie, a kolejne czeka w zapasach. Zazwyczaj kiedy już dobijam połowy opakowania kupuję następne i tak od ponad roku. Nie mam potrzeby szukać czegoś innego.. tak!.. aż tak bardzo go lubię. Ostatnio jednak został mi polecony żel Vianka... Sylveco.. ? muszę sprawdzić i sobie zapisać 😅 Podobno delikatny i bez CAPB w składzie więc zapewne dam mu szansę. Jednak poprzeczka jest niezwykle wysoko zawieszona, bo to pierwszy żel od lat z którym się dogaduję.. i z całą pewnością o ile będzie dostępny w sklepie Iwos to tak długo będę do niego wracać.

Recenzja: Avalon Organics - Żel do mycia twarzy z witaminą C



GESSIE - GĄBKA DO DEMAKIJAŻU Z WĘGLEM AKTYWNYM
Tani i genialny produkt z aliexpress odnaleziony przez Anulę. Mięciutka i chłonna gąbka, delikatna dla skóry. Spisuje się fenomenalnie do usuwania maseczek czy peelingów z twarzy. W zapasie mam jeszcze ze minimum ze trzy i wiem, że kupię kolejne.. w hurtowej ilości.

Zamówiłam tutaj: Gąbka Gessie



MAKEUP UEASER - MINI SZMATKA DO USUWANIA MAKIJAŻU SAMĄ WODĄ
Robiłam do niej kilka podejść, bo jednak przyzwyczajona jestem do innego typu szmatek.. a już na pewno większych. Niestety zupełnie się u mnie nie sprawdziła i to z trzech powodów. Pierwszy: niedorzeczna wielkość do demakijażu całej twarzy. W końcu przeznaczyłam ją tylko do demakijażu oczu ale wówczas zupełnie o niej zapominałam. Drugi: materiał, woda po nim spływała. Oczywiście jest milusi i puszysty ale to opcja na przytulankę. Miałam wrażenie, że po mojej skórze się ślizga, a nie czyści. Trzeci: po jej użyciu wciąż miałam tusz na rzęsach i podkład na twarzy. Pomysł fajny, bo jednak lubię takie wynalazki.. tylko przydałoby się zmienić materiał.



MAKE ME BIO - WODA RÓŻANA
Woda różana nie doczekała się recenzji i raczej już się nie doczeka. To moja wina, nie jej. Po prostu za dużo produktów czeka na recenzje i to takie, które jeszcze trafiły do wrześniowego denka. Hydrolaty różane wciąż należą do moich ulubionych ale kluczem jest skład. Jeśli produkt poza samą wodą rożną nie zawiera nic dodatkowego to jest niemal pewne, że będę z niego zadowolona i tak było w tym przypadku. W składzie tylko Rosa Damascena Water. Śliczny zapach, cudowne działanie tonizujące i kojące.. jednak nie mogę się pozbyć wrażenia, że jest to delikatny hydrolat. Jestem niemal pewna, że przy innym te efekty i zapach były nieco mocniejszy.. a może to złudzenie? W każdym razie woda od Make Me Bio towarzyszyła mi przez około miesiąc. Nie mam nic przeciwko ponownemu spotkaniu ale chyba bardziej kusi mnie siostrzana wersja waniliowa.



E-FIORE - KREM DO TWARZY CZARNUSZKA + WIT. A I E
To pierwszy krem do twarzy, który naprawdę polubiłam i mogłam sięgać codziennie niezależnie od tego co moja skóra wyprawiała. Bardzo dobrze łączył się z pozostałą pielęgnacją, nadawał się na dzień, pod makijaż i na noc. Nie pozostawiał tłustej warstwy na skórze.. ale to już kwestia tego w jakiej ilości go aplikujemy. Moja skóra nie lubi zbyt ciężkiej pielęgnacji, a do tego w małych ilościach.. dlatego krem służył mi niemal codziennie przez jakieś 8 miesięcy. Bardzo mi zaimponował i dzięki niemu wróciła mi wiara w kremy do twarzy.

Recenzja: E-Fiore - Udoskonalający krem do twarzy czarnuszka + witaminą A i E



SVOJE - MASECZKA KOKOS-MANGO
Kolejny oryginalny produkt od Svoje. Lubię te ich proste składy, bo zwyczajnie działają. Podobnie jest z maseczką. jest bardzo nietypowa i niepowtarzalna. Słodki zapach mleka kokosowego z domieszką mango, do tego puszysta konsystencja, łatwość rozrabiania, brak spływania ze skóry. Nie mam jej nic do zarzucenia. Ładnie wygładza skórę, zmiękcza i rozjaśnia. Efekt może nie jest spektakularny ale wart sprawdzenia. Pełna recenzja już jest gotowa i zaplanowana na 6 listopada.



PRÓBKI DOUCES ANGEVINES

DOUCES ANGEVINES - PEELING LUMIERE
Przedziwny, bo w formie proszku.. a ja lubię dziwaki i tu jest WOW!. Zapach bardzo ziołowy i naturalny, a to jestem w stanie w pełni zaakceptować i nawet polubić. Jednak tu podstawą jest działanie, a ono jest niezwykle. Bardzo fajnie łączy się z wodą. Na skórze daje efekt piasku.. tylko takiego piasku z prawdziwego raju, który jest bardzo przyjemny i mięciutki. Nie czuję nic drażniącego, skóra nie marudzi za to po spłukaniu jest pięknie wyglądają i odświeżona. Jestem pod wrażeniem, a produkt leci na listę chciejst ! Dobrze, że w zapasach nie mam za dużo peelingów 😅

DOUCES ANGEVINES - MASECZKA OPALINE
Mam wrażenie, że moja skóra toleruje jedynie białą glinkę i tu jest podobnie. Maseczka jest delikatna dla mojej skóry pięknie oczyszcza, wygładza, zmiękcza i uspokaja. Nie zasycha na skórze jak typowe maseczki z glinką. Całości towarzyszy cudowny zapach jak na Douces Angevines przystało.. co prawda jest dużo delikatniejszy niż w przypadku peelingu i tu bardziej wyczuwam pudrowy zapach glinki z nutą czegoś soczystego co jedynie uprzyjemnia cały proces.

DOUCES ANGEVINES - FLUID ŁAGODZĄCY EGLANTINE
Uuu.. to efekty widzę już na następny dzień. Eglanite to fluid który łagodzi, wygładza i chroni skórę wrażliwą, podrażnioną i suchą. Po okresie letnim właśnie w tym kierunku moja skóra świruje, a fluid pięknie wszystko przystopował. Czeka mnie jeszcze trochę pracy aby doprowadzić się do ładu ale ten początek ku lepszemu zawdzięczam właśnie Eglanite. Ta niewielka próbka wystarczyła mi na cały tydzień codziennego użytkowania! Aż strach myśleć na ile wystarczy 30 ml opakowanie!

Produkty Douces Angevines naprawdę są warte grzechu. Gorąco polecam sprawdzić sobie próbki, które są dostępne na stronie Fler Organic. Ja jakimś dziwnym trafem odnalazłam w zakamarkach łazienki całkiem piękny zbiór próbek i zapewne przez cały listopad będę się nimi raczyć.. aleee.. co ja tu "pacze".. próbki perfumek 😍



PRÓBKI MARTINA GEBHARDT

MARTINA GEBHARDT- CREAM GINSENG
Lubię gdy produkty jednaj marki różnią się od siebie diametralnie. Wówczas nie muszę się zastanawiać jaka jest między nimi różnica. Krem Ginseng to już cięższy kaliber. Moja skóra nie była w stanie go wchłonąć nawet w małej ilości dlatego pod makijaż ani na co dzień się dla mnie nie nadaje. Chociaż moja skóra raczej kłóci z cięższymi kremami to ten aplikowany na noc służył jej dobrze. Ładnie ją odżywiał i zdrowo napinał.

MARTINA GEBHARDT - FACE LOTION ROSE
Za to lotion Rose sprawdził się u mnie genialnie. Lekki, a jednocześnie kojący i odżywczy bez pozostawiania tłustej warstwy. Wchłaniał się ekspresowo. Idealnie spisywał się w ciągu dnia, na noc jak i pod makijaż.. tak te próbki są aż tak wydajne. W tej chwili już wiem, że mojej skórze bardziej odpowiadają lżejsze lotiony marki niż kremy. 
Próbki produktów martina Gebhardt można kupić w sklepie Green Line, a przy okazji zakupów nie pomiń mojego największego hitu czyli szklanych szpatułek.



DUETUS - MASZECZKA DO TWARZY
Maseczka wprowadziła trochę zamieszania szczególnie gdy pojawiła się promocja na nowe produkty spod skrzydeł Sylveco. Niektóre ich produkty lubię inne nie, ale ogólnie nowości marki nie wpływają na to aby włączyło się u mnie chciejstwo.. to raczej umiarkowana ciekawość. Maseczka Duetus trafiła do mnie dzięki Gosi Krytyk Kosmetyczny.. i cieszę się bardzo, bo już kilka fajnych opinii czytałam. A jak u mnie wypadła? Przede wszystkim fajna konsystencja, która gładko sunie po skórze. Ciekawy zapach który przypomina mi.. tymianek 😅 daje uczucie chłodu na skórze, łatwo się zmywa. Efekty nie są jakieś szaleńczo powalające ale to fajna maseczka. Nie podrażniła mi skóry nie wysuszyła jej, a efekt oczyszczenia i jednocześnie ukojenia skóry był całkiem zadowalający. Myślę, że to fajna opcja na podróż. Nie wykluczam ponownego spotkania.

MAK ME BIO - ANTI-AGING NIGHT KREM DO SKÓRY DOJRZAŁEJ
Z całego asortymentu kremów Make Me Bio ten byłby moim ostatnim na liście. Miałam już pełnowymiarowe opakowanie kremu Featherlight w zasadzie był ok.. i tylko ok. Jednak ta próbka zrobiła na mnie mega fajne wrażenie. Ślicznie pachnie, bardzo ładnie nawilża skórę, staje się od razu miękka i ukojona, a po zmyciu pielęgnacji skóra ewidentnie zyskuje. Nie jest to krem który siedzi, bo siedzi i nic szczególnego nie robi. W dodatku byłam przekonana, że będzie zbyt treściwy i tłusty ale wcale takie nie jest. Chociaż jest to krem na noc to dwa razy użyłam go w ciągu dnia i nie wyglądałam jak latarnia.. nawet bez makijażu! Nie wiem niestety czy na dłuższą metę się sprawdzi. Obawiam się jedynie oleju kokosowego w składzie.. na mojej skórze to nie jest zbyt dobry pomysł.



VIANEK - ODŻYWCZY ŻEL POD PRYSZNIC Z EKSTRAKTEM Z MIODUNKI
To była przyjemność! Polubiłam się z tym żelem i to mnie zaskoczyło. Produkty spod szyldu Sylveco na ogół dość przeciętnie się u mnie sprawdzają i nie budzą mojej ciekawości w większym stopniu ale mimo wszystko chętnie śledzę nowości marki. Jednak do głowy mi nie przyszło aby sięgnąć po żel. Ostatecznie trafił do mnie dzięki Anuli.. i to było miłe spotkanie. Żel nie ma zdolności do wytwarzania obfitej piany co uważam za plus, gdyż to świadczy o zastosowaniu łagodnych detergentów. Nie wysuszał mi skóry, pozostawiał ją przyjemnie gładką, a w cieplejsze dni mogłam odpuścić sobie balsamowanie. Z przyjemnością spotkam się z nim ponownie.

Recenzja: Vianek - Odżywczy żel pod prysznic z ekstraktem z miodunki



BYDGOSKA WYTWÓRNIA MYDŁA - PEELING KAWOWY NA SZNURKU
Mocny i ostry ale niezwykle fajny. Chociaż to połączenie mydła z peelingiem, to sama jakość mydła jest tu wysokich lotów. Nie pozostawia skóry suchej ani tępej, z łatwością poddaje się wodzie tworząc gęstą, kremową pianę.jak widać na załączonym obrazku peeling bardzo ładnie się zużywa. Sznurek w niczym nie przeszkadza, a miałam na początku przeczucie, że będzie stanowić podczas użytkowania słaby punkt. Byłam pewna, że to właśnie tam będzie się zużywać najbardziej i w efekcie po kilku użyciach w jednej dłoni pozostanie sznurek, a w drugiej piling. Jak widać ten zestaw spisuje się świetnie. Mam chęć na kolejne sznurkowe przyjemności, a w szczególności sprawdzenie czy mydło z glinką będzie delikatniejsze od wersji kawowej.

Recenzja: Bydgoska Wytwórnia Mydła - Peeling kawowy na sznurku



DOUCES ANGEVINES - LOTION DO CIAŁA GAZELLE
Nieco miętowe nuty w kosmetykach do ciała zazwyczaj mnie odstraszają. Krótkie spotkania w okresie letnim potrafią być fajnie.. ale żeby tak cały czas? Jednak z Douces Angevines już tak jest.. oryginalne zapachy i nawet taki świeży ziołowy zapach nagle Cię zachwyca i masz chęć na więcej. Próbka Gazelle oczywiście miała wypadek ale na szczęście po tym jak ją opróżniłam. Skóra jest po niej cudownie gładka, odżywiona i nawilżona. Jedno użycie to jednak za mało aby pisać o właściwościach ujędrniających czy antycelulitowych ale i tak czuję się oczarowana. W przypadku pielęgnacji twarzy jest nieco inaczej.. tam wystarczy niewielka ilość na twarz, szyje i dekolt.. a w przypadku ciała człowiek ma chęć się w tym kąpać 😂



HANDS ON VEGGIES - SZAMPON ZWIĘKSZAJĄCY OBJĘTOŚĆ Z CHILLI I LITSEA ORAZ Z BROKUŁEM I SZAŁWIĄ
Chociaż konsystencja jest rzadka i na mojej czuprynie trochę oporniej idzie mi rozprowadzanie takich formuł to szampony bardzo przypadły mi do gustu. Najbardziej upodobałam sobie stosowanie ich w formie maski na skórę głowy. Pięknie dogadzały mojej skórze ale również włosom. Mogłam sobie odpuścić stosowanie peelingu Bionigree, a nawet co któreś mycie stosowanie odżywek do włosów (głównie wersji z chilli). Z wielką przyjemnością wrócę do wersji z chilli ale chętnie sprawdzę pozostałe produkty.. a od producenta wiem, że kilka dni temu wprowadzili na rynek odżywki do włosów! Także czekam cierpliwie, aż pojawią się w sklepie Bioana. A teraz cwaniaczki przyznawać się, kto wykupił mini pojemność szamponu z chilli?!

Recenzja: Hands On Veggies - Szampon zwiększający objętość z chilli i litsea oraz z brokułem i szałwią



INEBRYA - ICE CREAM DRY-T ODŻYWKA BEZ SPŁUKIWANIA
Miałam ją stanowczo za długo, bo grubo ponad rok.. prawie dwa. Jednak nie przewidziałam jednego.. o odżywkach bez spłukiwania zupełnie nie pamiętam. Zazwyczaj odruchowo sięgam po maskę lub odżywkę, którą muszę zmyć, a później nie czuję potrzeby aby nakładać cokolwiek. W końcu doszłam do etapu w którym zdenkowałam wszystkie otwarte odżywki i maski, i na okrągło zaczęłam używać tej. Zdarzało mi się nakładać ją obficie, a później zmywać oraz tradycyjnie na wysuszone ręcznikiem włosy i bez spłukiwania. W zasadzie nie mam jej nic do zarzucenia, bo spisywała się świetnie. Pięknie wygładzała włosy bez ich obciążania. Do tego ładny zapach rodem z drogich preparatów do włosów. Niestety to walanie się po mojej łazience przeszkadzało mi na tyle, że nie mam w planach sięgać więcej po jakiekolwiek odżywki bez spłukiwania 😅



GOLDEN ROSE - MINERAL TERRACOTTA POWDER
Hmm.. miała być recenzja ale nie będzie chociaż zdjęcia i to całkiem ładne. Problem w tym, że nie po drodze mi z tym pudrem. Ani razu z niego nie byłam zadowolona. Aplikowałam na różne podkłady i absolutnie z żadnym się nie dogadywał. Makijaż z nim z czasem wyglądał na ciężki i widoczny. Istne cuda działy się z podkładami, które w wersji solo radziły sobie o niebo lepiej. Nie chce go już dłużej trzymać tylko po to aby kiedyś napisać o nim recenzję jak to fatalnie się u mnie sprawdza. Wolę oderwać ten plasterek teraz i się rozstać niż podczas recenzji rozdrapywać ranę. Sporo osób jest z niego zadowolonych więc nie widzę powodu aby go skreślać.. ale ja mam chyba jakieś inne wymagania.. albo nie potrafię go używać jak należy.



L.A.GIRL - MATTE FLAT FINISH PIGMENT GLOSS
Kolejny makijażowy dramat.. ale w tym przypadku to wręcz tragedia. Ponownie.. zdjęcia są ale weny do napisania recenzji brak. Wbrew pozorom zazwyczaj nie mam siły na to aby tak objechać jakiś kosmetyk.. a tu ręce mi się załamują. Dwie pomadki o totalnie matowym wykończeniu, czyli coś co lubię szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Wszystko pięknie.. ładne twarzowe kolory, mocny pigment. Wszystko do czasu aż zastygną..



.. wówczas usta wyglądają jakbym pół roku spędziła na bezludnej wyspie bez wody do picia. Usta to jeden wielki suchar! W dodatku wciąż wargi potrafią się ze sobą kleić. Pomadki okropnie wchodzą przy jedzeniu. Wyraźnie się łuszczą w wewnętrznej stronie i nie ma absolutnie żadnej możliwości aby sobie zrobić poprawkę. Trzeba je zmyć i nakładać na nowo. Tylko żeby to zmycie było takie proste. Wacik i płyn micelarny to za mało! Ba! Nawet peeling sobie z nimi nie radzi tak łatwo! Oczywiście można poudawać, że wszytko jest ok.. i tak to powinno wyglądać ale nawet jeśli nic nie jem to i tam potrafią się ukruszyć i spaść na brodę.. jak na załączonym obrazku..



Od roku leżą.. użyłam ich tylko do zdjęć i to mi wystarczyło aby przeżyć pomadkowy dramat. Usta leczyłam przez kolejne 3 dni. Nie chce ich więcej przerzucać.. ani nawet pisać szerszej opinii.



VIANEK - ŁAGODZĄCY KREM BB 2
Muszę przyznać, że mnie pozytywnie zaskoczył. Jest lekki i zaskakująco dobrze kryjący. nie jest to oczywiście pełne krycie, a raczej wyrównanie kolorytu. Jako krem BB spisuje się bardzo dobrze. Nie ma jakieś super ekstra trwałości, która wytrzyma upały i będzie trzymać się cały dzień ale jego jakość i tak mnie zaskoczyła. Wersja z "dwójeczką" jeszcze przez jakiś czas się nadawał.. jakimś cudem opaliłam lekko skórę latem. Obecnie chętniej sprawdziłabym wersję z "jedynką".. wciąż w formie próbki, bo jednak kolorówki mi na chwile obecną nie brak.. ale na okres letni.. kto wie.



DIY - ŚWIECA SOJOWA O ZAPACHU KAWY
Wyrobem świec zaraziła mnie Anula.. i tak już zostało. Moje pierwsze świece zrobiłam w zeszłym roku i w obecnym planuję powtórkę. Upodobałam sobie szklane pojemniki dostępne stacjonarnie w Pepco oraz drewniane knoty, które podczas palenie wydają trzask palonego drewna. Tę tutaj zrobiłam w zeszłym roku i dopiero dobiła dna.. jest niezwykle wydajna! 



YANKEE CANDLE - WOSKI ZAPACHOWE
Mam już porównanie do wosków z Kringle i to właśnie Kringle bardzie zachwycają mnie kompozycjami zapachowymi, trwałością i intensywnością zapachów. Niektóre wersje chętnie bym przytuliła w największej możliwej wersji np. Watercolors. Natomiast Yankee.. mam wrażenie, że jakościowo są słabsze, a różnica cenowa w przypadku wosków to najczęściej 1 zł. Uparłam się aby tej jesieni zużyć wszystkie woski Yankee Candle i idzie mi całkiem nieźle.. zostały mi bodajże dwa.

Serengeti Sunset, wyczuwam w nim mieszankę owoców i kwiatów.. pachnie jak kobiece perfumy ale roztopiony w kominku zupełnie nie zwraca mojej uwagi.. nie czuję go, przez co zupełnie mnie rozczarował.

Soft Blanket, to chyba pierwszy wosk jaki kupiłam i odpaliłam w kominku. Z misiem mam miłe wspomnienia i miałam go nawet dwa razy ale to zupełnie wystarczy aby się nim znudzić. To bardzo przyjemny zapach świeżo wypranego kocyka w płynie zmiękczającym o przytulnym zapachu. Powrotu nie planuję.. ale sentyment pozostanie.

Natomiast czy rzucę się w wir zapachów Kringle? Chyba też nie do końca. Obecnie sama robię świece.. chociaż zapachy są bardzo proste i trudno tu szukać czegoś ekskluzywnego.. ale robię je dla własnej przyjemności i możliwości obdarowania nimi bliskich. Do tego bardzo ciekawią mnie te świece, które mamy na naszym Polskim Eko rynku: Hagi, EZTI, Lanaline, Plantstore (drewniane knoty!), Dotyk Kreacji, Soyoosh, Urban Nature, Luminessence, Miuka, Hola Bonita!, Lulaly Luxury Moments, Runo, Biosensual, Miodowa Mydlarnia, Eco Life Candles.. to wszystko są w większości świece sojowe, nietoksyczne, a niektóre z nich przeznaczone są do pielęgnacji skóry! Wiedziałaś, że mamy taki ogromy wybór naturalnych świec? Ja jestem zachwycona, bo kocham świece!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger