Uwielbiam taką jesień, która przez większość października nam towarzyszyła.. oby trwała jak najdłużej.. tak do połowy stycznia. O wiele łatwiej jest mi się zebrać wieczorem na siłownię, kiedy na zewnątrz nie pada i łatwiej wstaje się rano, gdy wita słońce. Wciąż nie czuję potrzeby łykania witaminy D, humor dopisuje, chociaż czasu jakby mniej niż kiedykolwiek. Na szczęście moje kosmetyczne zapasy systematycznie maleją co dodatkowo napawa mnie dumą. W październiku wyprowadziły się z mojej łazienki kolejne opakowania..
AVALON ORGANICS - INTENSE DEFENSE WITH VITAMIN C ŻEL DO MYCIA TWARZY
Hmm.. to chyba czwarte opakowanie, a kolejne czeka w zapasach. Zazwyczaj kiedy już dobijam połowy opakowania kupuję następne i tak od ponad roku. Nie mam potrzeby szukać czegoś innego.. tak!.. aż tak bardzo go lubię. Ostatnio jednak został mi polecony żel Vianka... Sylveco.. ? muszę sprawdzić i sobie zapisać 😅 Podobno delikatny i bez CAPB w składzie więc zapewne dam mu szansę. Jednak poprzeczka jest niezwykle wysoko zawieszona, bo to pierwszy żel od lat z którym się dogaduję.. i z całą pewnością o ile będzie dostępny w
sklepie Iwos to tak długo będę do niego wracać.
Recenzja:
Avalon Organics - Żel do mycia twarzy z witaminą C
GESSIE - GĄBKA DO DEMAKIJAŻU Z WĘGLEM AKTYWNYM
Tani i genialny produkt z aliexpress odnaleziony przez
Anulę. Mięciutka i chłonna gąbka, delikatna dla skóry. Spisuje się fenomenalnie do usuwania maseczek czy peelingów z twarzy. W zapasie mam jeszcze ze minimum ze trzy i wiem, że kupię kolejne.. w hurtowej ilości.
Zamówiłam tutaj:
Gąbka Gessie
MAKEUP UEASER - MINI SZMATKA DO USUWANIA MAKIJAŻU SAMĄ WODĄ
Robiłam
do niej kilka podejść, bo jednak przyzwyczajona jestem do innego typu
szmatek.. a już na pewno większych. Niestety zupełnie się u mnie nie sprawdziła i to z trzech powodów. Pierwszy: niedorzeczna wielkość do
demakijażu całej twarzy. W końcu przeznaczyłam ją tylko do demakijażu
oczu ale wówczas zupełnie o niej zapominałam. Drugi: materiał, woda po
nim spływała. Oczywiście jest milusi i puszysty ale to opcja na przytulankę. Miałam wrażenie, że po mojej skórze się ślizga, a nie czyści.
Trzeci: po jej użyciu wciąż miałam tusz na rzęsach i podkład na twarzy.
Pomysł fajny, bo jednak lubię takie wynalazki.. tylko przydałoby się
zmienić materiał.
MAKE ME BIO - WODA RÓŻANA
Woda różana nie
doczekała się recenzji i raczej już się nie doczeka. To moja wina, nie
jej. Po prostu za dużo produktów czeka na recenzje i to takie, które
jeszcze trafiły do wrześniowego denka. Hydrolaty różane wciąż należą do
moich ulubionych ale kluczem jest skład. Jeśli produkt poza samą wodą
rożną nie zawiera nic dodatkowego to jest niemal pewne, że będę z niego
zadowolona i tak było w tym przypadku. W składzie tylko
Rosa Damascena Water.
Śliczny zapach, cudowne działanie tonizujące i kojące.. jednak
nie mogę się pozbyć wrażenia, że jest to delikatny hydrolat. Jestem
niemal pewna, że przy innym te efekty i zapach były nieco mocniejszy.. a
może to złudzenie? W każdym razie woda od Make Me Bio towarzyszyła mi
przez około miesiąc. Nie mam nic przeciwko ponownemu spotkaniu ale chyba
bardziej kusi mnie siostrzana wersja waniliowa.
E-FIORE - KREM DO TWARZY CZARNUSZKA + WIT. A I E
To
pierwszy krem do twarzy, który naprawdę polubiłam i mogłam sięgać
codziennie niezależnie od tego co moja skóra wyprawiała. Bardzo dobrze
łączył się z pozostałą pielęgnacją, nadawał się na dzień, pod makijaż i
na noc. Nie pozostawiał tłustej warstwy na skórze.. ale to już kwestia
tego w jakiej ilości go aplikujemy. Moja skóra nie lubi zbyt ciężkiej
pielęgnacji, a do tego w małych ilościach.. dlatego krem służył mi
niemal codziennie przez jakieś 8 miesięcy. Bardzo mi zaimponował i
dzięki niemu wróciła mi wiara w kremy do twarzy.
Recenzja:
E-Fiore - Udoskonalający krem do twarzy czarnuszka + witaminą A i E
SVOJE - MASECZKA KOKOS-MANGO
Kolejny oryginalny produkt od Svoje. Lubię te ich proste składy, bo zwyczajnie działają. Podobnie jest z maseczką. jest bardzo nietypowa i niepowtarzalna. Słodki zapach mleka kokosowego z domieszką mango, do tego puszysta konsystencja, łatwość rozrabiania, brak spływania ze skóry. Nie mam jej nic do zarzucenia. Ładnie wygładza skórę, zmiękcza i rozjaśnia. Efekt może nie jest spektakularny ale wart sprawdzenia. Pełna recenzja już jest gotowa i zaplanowana na 6 listopada.
PRÓBKI DOUCES ANGEVINES
DOUCES ANGEVINES - PEELING LUMIERE
Przedziwny,
bo w formie proszku.. a ja lubię dziwaki i tu jest WOW!. Zapach bardzo
ziołowy i naturalny, a to jestem w stanie w pełni
zaakceptować i nawet polubić. Jednak tu podstawą jest działanie, a ono
jest niezwykle. Bardzo fajnie łączy się z wodą. Na
skórze daje efekt piasku.. tylko takiego piasku z prawdziwego raju,
który jest bardzo przyjemny i mięciutki. Nie czuję nic drażniącego,
skóra nie marudzi za to po spłukaniu jest pięknie wyglądają i
odświeżona. Jestem pod wrażeniem, a produkt leci na listę chciejst ! Dobrze, że w zapasach nie mam za dużo peelingów 😅
DOUCES ANGEVINES - MASECZKA OPALINE
Mam wrażenie, że moja skóra toleruje jedynie białą glinkę i tu jest podobnie. Maseczka jest delikatna dla mojej skóry pięknie oczyszcza, wygładza, zmiękcza i uspokaja. Nie zasycha na skórze jak typowe maseczki z glinką. Całości towarzyszy cudowny zapach jak na Douces Angevines przystało.. co prawda jest dużo delikatniejszy niż w przypadku peelingu i tu bardziej wyczuwam pudrowy zapach glinki z nutą czegoś soczystego co jedynie uprzyjemnia cały proces.
DOUCES ANGEVINES - FLUID ŁAGODZĄCY EGLANTINE
Uuu.. to efekty widzę już na następny dzień. Eglanite to fluid który łagodzi, wygładza i chroni skórę wrażliwą, podrażnioną i suchą. Po okresie letnim właśnie w tym kierunku moja skóra świruje, a fluid pięknie wszystko przystopował. Czeka mnie jeszcze trochę pracy aby doprowadzić się do ładu ale ten początek ku lepszemu zawdzięczam właśnie Eglanite. Ta niewielka próbka wystarczyła mi na cały tydzień codziennego użytkowania! Aż strach myśleć na ile wystarczy 30 ml opakowanie!
Produkty Douces Angevines naprawdę są warte grzechu. Gorąco
polecam sprawdzić sobie próbki, które są dostępne na stronie
Fler Organic. Ja jakimś dziwnym trafem odnalazłam w zakamarkach łazienki całkiem piękny zbiór próbek i zapewne przez cały listopad będę się nimi raczyć.. aleee.. co ja tu "pacze"..
próbki perfumek 😍
PRÓBKI MARTINA GEBHARDT
MARTINA GEBHARDT- CREAM GINSENG
Lubię gdy produkty jednaj marki różnią się od
siebie diametralnie. Wówczas nie muszę się zastanawiać jaka jest między
nimi różnica.
Krem Ginseng to już cięższy
kaliber. Moja skóra nie była w stanie go wchłonąć nawet w małej ilości
dlatego pod makijaż ani na co dzień się dla mnie nie nadaje. Chociaż
moja skóra raczej kłóci z cięższymi kremami to ten aplikowany na noc
służył jej dobrze. Ładnie ją odżywiał i zdrowo napinał.
MARTINA GEBHARDT - FACE LOTION ROSE
Za to lotion Rose sprawdził się u mnie genialnie. Lekki, a
jednocześnie kojący i odżywczy bez pozostawiania tłustej warstwy.
Wchłaniał się ekspresowo. Idealnie spisywał się w ciągu dnia, na noc jak i pod makijaż.. tak te próbki są aż tak wydajne. W tej chwili już wiem, że mojej skórze bardziej odpowiadają lżejsze lotiony marki niż kremy.
Próbki produktów martina Gebhardt można kupić w
sklepie Green Line, a przy okazji zakupów nie pomiń mojego największego hitu czyli szklanych szpatułek.
DUETUS - MASZECZKA DO TWARZY
Maseczka
wprowadziła trochę zamieszania szczególnie gdy pojawiła się promocja
na nowe produkty spod skrzydeł Sylveco. Niektóre ich produkty lubię inne
nie, ale ogólnie nowości marki nie wpływają na to aby włączyło się u mnie
chciejstwo.. to raczej umiarkowana ciekawość. Maseczka Duetus
trafiła do mnie dzięki Gosi
Krytyk Kosmetyczny.. i cieszę się bardzo,
bo już kilka fajnych opinii czytałam. A jak u mnie wypadła? Przede
wszystkim fajna konsystencja, która gładko sunie po skórze. Ciekawy
zapach który przypomina mi.. tymianek 😅 daje uczucie chłodu na skórze,
łatwo się zmywa. Efekty nie są jakieś szaleńczo powalające ale to fajna maseczka. Nie podrażniła mi skóry nie wysuszyła jej, a efekt oczyszczenia i jednocześnie ukojenia skóry był całkiem zadowalający. Myślę, że to fajna opcja na podróż. Nie wykluczam ponownego spotkania.
MAK ME BIO - ANTI-AGING NIGHT KREM DO SKÓRY DOJRZAŁEJ
Z
całego asortymentu kremów Make Me Bio ten byłby moim ostatnim na liście. Miałam
już pełnowymiarowe opakowanie kremu Featherlight w
zasadzie był ok.. i tylko ok. Jednak ta próbka zrobiła na mnie mega
fajne wrażenie. Ślicznie pachnie, bardzo ładnie nawilża skórę, staje się
od razu miękka i ukojona, a po zmyciu pielęgnacji skóra ewidentnie
zyskuje. Nie jest to krem który siedzi, bo siedzi i nic szczególnego nie
robi. W dodatku byłam przekonana, że będzie zbyt treściwy i tłusty ale
wcale takie nie jest. Chociaż jest to krem na noc to
dwa razy użyłam go w ciągu dnia i nie wyglądałam jak latarnia.. nawet bez
makijażu! Nie wiem niestety czy na dłuższą metę się sprawdzi. Obawiam
się jedynie oleju kokosowego w składzie.. na mojej skórze to nie jest zbyt dobry
pomysł.
VIANEK - ODŻYWCZY ŻEL POD PRYSZNIC Z EKSTRAKTEM Z MIODUNKI
To
była przyjemność! Polubiłam się z tym żelem i to mnie zaskoczyło.
Produkty spod szyldu Sylveco na ogół dość przeciętnie się u mnie
sprawdzają i nie budzą mojej ciekawości w większym stopniu ale mimo
wszystko chętnie śledzę nowości marki. Jednak do głowy mi nie przyszło
aby sięgnąć po żel. Ostatecznie trafił do mnie dzięki
Anuli.. i to było
miłe spotkanie. Żel nie ma zdolności do wytwarzania obfitej piany co
uważam za plus, gdyż to świadczy o zastosowaniu łagodnych detergentów.
Nie wysuszał mi skóry, pozostawiał ją przyjemnie gładką, a w cieplejsze
dni mogłam odpuścić sobie balsamowanie. Z przyjemnością spotkam się z
nim ponownie.
Recenzja:
Vianek - Odżywczy żel pod prysznic z ekstraktem z miodunki
BYDGOSKA WYTWÓRNIA MYDŁA - PEELING KAWOWY NA SZNURKU
Mocny i ostry ale niezwykle fajny. Chociaż to połączenie mydła z peelingiem, to sama jakość mydła jest tu wysokich lotów. Nie pozostawia skóry suchej ani tępej, z łatwością poddaje się wodzie tworząc gęstą, kremową pianę.jak widać na załączonym obrazku peeling bardzo ładnie się zużywa. Sznurek w niczym nie przeszkadza, a miałam na początku przeczucie, że będzie stanowić podczas użytkowania słaby punkt. Byłam pewna, że to właśnie tam będzie się zużywać najbardziej i w efekcie po kilku użyciach w jednej dłoni pozostanie sznurek, a w drugiej piling. Jak widać ten zestaw spisuje się świetnie. Mam chęć na kolejne sznurkowe przyjemności, a w szczególności sprawdzenie czy mydło z glinką będzie delikatniejsze od wersji kawowej.
Recenzja:
Bydgoska Wytwórnia Mydła - Peeling kawowy na sznurku
DOUCES ANGEVINES - LOTION DO CIAŁA GAZELLE
Nieco
miętowe nuty w kosmetykach do ciała zazwyczaj mnie odstraszają. Krótkie spotkania w okresie letnim potrafią być fajnie.. ale żeby tak
cały czas? Jednak z Douces Angevines już tak jest.. oryginalne zapachy i
nawet taki świeży ziołowy zapach nagle Cię zachwyca i masz chęć na
więcej. Próbka Gazelle oczywiście miała wypadek ale na szczęście po tym
jak ją opróżniłam. Skóra jest po niej cudownie gładka, odżywiona i
nawilżona. Jedno użycie to jednak za mało aby pisać o właściwościach
ujędrniających czy antycelulitowych ale i tak czuję się oczarowana. W przypadku pielęgnacji twarzy jest nieco inaczej.. tam wystarczy niewielka ilość na twarz, szyje i dekolt.. a w przypadku ciała człowiek ma chęć się w tym kąpać 😂
HANDS ON VEGGIES - SZAMPON ZWIĘKSZAJĄCY OBJĘTOŚĆ Z CHILLI I LITSEA ORAZ Z BROKUŁEM I SZAŁWIĄ
Chociaż
konsystencja jest rzadka i na mojej czuprynie trochę oporniej idzie mi
rozprowadzanie takich formuł to szampony bardzo przypadły mi do gustu.
Najbardziej upodobałam sobie stosowanie ich w formie maski na skórę
głowy. Pięknie dogadzały mojej skórze ale również włosom. Mogłam sobie
odpuścić stosowanie peelingu Bionigree, a nawet co któreś mycie
stosowanie odżywek do włosów (głównie wersji z chilli). Z wielką
przyjemnością wrócę do wersji z chilli ale chętnie sprawdzę pozostałe
produkty.. a od producenta wiem, że kilka dni temu wprowadzili na rynek
odżywki do włosów! Także czekam cierpliwie, aż pojawią się w
sklepie Bioana. A teraz cwaniaczki przyznawać się, kto wykupił mini pojemność szamponu z chilli?!
Recenzja:
Hands On Veggies - Szampon zwiększający objętość z chilli i litsea oraz z brokułem i szałwią
INEBRYA - ICE CREAM DRY-T ODŻYWKA BEZ SPŁUKIWANIA
Miałam
ją stanowczo za długo, bo grubo ponad rok.. prawie dwa. Jednak nie
przewidziałam jednego.. o odżywkach bez spłukiwania zupełnie nie
pamiętam. Zazwyczaj odruchowo sięgam po maskę lub odżywkę, którą muszę
zmyć, a później nie czuję potrzeby aby nakładać cokolwiek. W końcu
doszłam do etapu w którym zdenkowałam wszystkie otwarte odżywki i maski, i na
okrągło zaczęłam używać tej. Zdarzało mi się nakładać ją obficie, a
później zmywać oraz tradycyjnie na wysuszone ręcznikiem włosy i bez
spłukiwania. W zasadzie nie mam jej nic do zarzucenia, bo spisywała się
świetnie. Pięknie wygładzała włosy bez ich obciążania. Do tego ładny
zapach rodem z drogich preparatów do włosów. Niestety to walanie się po
mojej łazience przeszkadzało mi na tyle, że nie mam w planach sięgać
więcej po jakiekolwiek odżywki bez spłukiwania 😅
GOLDEN ROSE - MINERAL TERRACOTTA POWDER
Hmm.. miała być recenzja ale nie będzie chociaż zdjęcia i to całkiem ładne. Problem w tym, że nie po drodze mi z tym pudrem. Ani razu z niego nie byłam zadowolona. Aplikowałam na różne podkłady i absolutnie z żadnym się nie dogadywał. Makijaż z nim z czasem wyglądał na ciężki i widoczny. Istne cuda działy się z podkładami, które w wersji solo radziły sobie o niebo lepiej. Nie chce go już dłużej trzymać tylko po to aby kiedyś napisać o nim recenzję jak to fatalnie się u mnie sprawdza. Wolę oderwać ten plasterek teraz i się rozstać niż podczas recenzji rozdrapywać ranę. Sporo osób jest z niego zadowolonych więc nie widzę powodu aby go skreślać.. ale ja mam chyba jakieś inne wymagania.. albo nie potrafię go używać jak należy.
L.A.GIRL - MATTE FLAT FINISH PIGMENT GLOSS
Kolejny makijażowy dramat.. ale w tym przypadku to wręcz tragedia. Ponownie.. zdjęcia są ale weny do napisania recenzji brak. Wbrew pozorom zazwyczaj nie mam siły na to aby tak objechać jakiś kosmetyk.. a tu ręce mi się załamują. Dwie pomadki o totalnie matowym wykończeniu, czyli coś co lubię szczególnie w okresie jesienno-zimowym. Wszystko pięknie.. ładne twarzowe kolory, mocny pigment. Wszystko do czasu aż zastygną..
.. wówczas usta wyglądają jakbym pół roku spędziła na bezludnej wyspie bez wody do picia. Usta to jeden wielki suchar! W dodatku wciąż wargi potrafią się ze sobą kleić. Pomadki okropnie wchodzą przy jedzeniu. Wyraźnie się łuszczą w wewnętrznej stronie i nie ma absolutnie żadnej możliwości aby sobie zrobić poprawkę. Trzeba je zmyć i nakładać na nowo. Tylko żeby to zmycie było takie proste. Wacik i płyn micelarny to za mało! Ba! Nawet peeling sobie z nimi nie radzi tak łatwo! Oczywiście można poudawać, że wszytko jest ok.. i tak to powinno wyglądać ale nawet jeśli nic nie jem to i tam potrafią się ukruszyć i spaść na brodę.. jak na załączonym obrazku..
Od roku leżą.. użyłam ich tylko do zdjęć i to mi wystarczyło aby przeżyć pomadkowy dramat. Usta leczyłam przez kolejne 3 dni. Nie chce ich więcej przerzucać.. ani nawet pisać szerszej opinii.
VIANEK - ŁAGODZĄCY KREM BB 2
Muszę przyznać, że mnie pozytywnie zaskoczył. Jest lekki i zaskakująco dobrze kryjący. nie jest to oczywiście pełne krycie, a raczej wyrównanie kolorytu. Jako krem BB spisuje się bardzo dobrze. Nie ma jakieś super ekstra trwałości, która wytrzyma upały i będzie trzymać się cały dzień ale jego jakość i tak mnie zaskoczyła. Wersja z "dwójeczką" jeszcze przez jakiś czas się nadawał.. jakimś cudem opaliłam lekko skórę latem. Obecnie chętniej sprawdziłabym wersję z "jedynką".. wciąż w formie próbki, bo jednak kolorówki mi na chwile obecną nie brak.. ale na okres letni.. kto wie.
DIY - ŚWIECA SOJOWA O ZAPACHU KAWY
Wyrobem świec
zaraziła mnie Anula.. i tak już zostało. Moje pierwsze świece zrobiłam w
zeszłym roku i w obecnym planuję powtórkę. Upodobałam sobie szklane
pojemniki dostępne stacjonarnie w Pepco oraz drewniane knoty, które
podczas palenie wydają trzask palonego drewna. Tę tutaj zrobiłam w
zeszłym roku i dopiero dobiła dna.. jest niezwykle wydajna!
YANKEE CANDLE - WOSKI ZAPACHOWE
Mam
już porównanie do wosków z Kringle i to właśnie Kringle bardzie
zachwycają mnie kompozycjami zapachowymi, trwałością i intensywnością
zapachów. Niektóre wersje chętnie bym przytuliła w największej możliwej
wersji np. Watercolors. Natomiast Yankee.. mam wrażenie, że jakościowo
są słabsze, a różnica cenowa w przypadku wosków to najczęściej 1 zł.
Uparłam się aby tej jesieni zużyć wszystkie woski Yankee Candle i idzie
mi całkiem nieźle.. zostały mi bodajże dwa.
Serengeti Sunset,
wyczuwam w nim mieszankę owoców i kwiatów.. pachnie jak kobiece perfumy
ale roztopiony w kominku zupełnie nie zwraca mojej uwagi.. nie czuję
go, przez co zupełnie mnie rozczarował.
Soft Blanket, to chyba pierwszy wosk jaki kupiłam i odpaliłam w kominku. Z misiem mam miłe wspomnienia i miałam go nawet dwa razy ale to zupełnie wystarczy aby się nim znudzić. To bardzo przyjemny zapach świeżo wypranego kocyka w płynie zmiękczającym o przytulnym zapachu. Powrotu nie planuję.. ale sentyment pozostanie.
Natomiast czy rzucę się w wir
zapachów Kringle? Chyba też nie do końca. Obecnie sama robię świece..
chociaż zapachy są bardzo proste i trudno tu szukać czegoś
ekskluzywnego.. ale robię je dla własnej przyjemności i możliwości
obdarowania nimi bliskich. Do tego bardzo ciekawią mnie te świece,
które mamy na naszym Polskim Eko rynku: Hagi, EZTI, Lanaline, Plantstore
(drewniane knoty!), Dotyk Kreacji, Soyoosh, Urban Nature, Luminessence,
Miuka, Hola Bonita!, Lulaly Luxury Moments, Runo, Biosensual, Miodowa
Mydlarnia, Eco Life Candles.. to wszystko są w większości świece sojowe,
nietoksyczne, a niektóre z nich przeznaczone są do pielęgnacji skóry! Wiedziałaś, że mamy taki ogromy wybór naturalnych świec? Ja jestem zachwycona, bo kocham świece!