czerwca 30, 2018

ZUŻYCIA CZERWCA 2018


Tradycyjnie ostrzegam.. ale tym razem tak poważniej. Traf chciał, że w czerwcu zużycia poszły mi niezwykle dobrze co oznacza, że bez jedzenia możesz nie dotrwać do końca. Tym razem jednak proponuję małą zabawę. Jestem ciekawa czy trafisz mniej więcej w łączną kwotę zużyć pełnowymiarowych produktów, które się tu pojawiły. Z ciekawości podliczyłam.. efekt znajdziesz na końcu.


SYLVECO - LIPOWY PŁYN MICELARNY 
Wprawdzie wciąż moim ulubionym płynem pozostaje Polny Warkocz ale lipowy płyn micelarny od Sylveco również mogę zaliczyć do jednego z ulubionych. Ładnie i sprawnie zmywa pierwszą warstwę makijażu, radzi sobie z tuszem bez nadmiernego pocierania oczu. Nie podrażnia moich oczu, nie uczula.. w zasadzie nie mam zastrzeżeń co do jego działania.. ale przy pierwszym spotkaniu miałam. Obecnie wykonując makijażu korzystam z produktów mineralnych lub podkładów z naturalnym składem, wcześniej nie.. przy takim makijażu płyn Sylveco radzi sobie świetnie. Zyskał również na wydajności, bo towarzyszył mi od połowy kwietnia.



ALVERDE - OLEJOWY PŁYN DO DEMAKIJAŻU WODOODPORNEGO
Wyjątkowo męczyłam się z tym produktem, bo od grudnia! Niby mała buteleczka ale przy systematycznym użytkowaniu męczył mnie i moją skórę. Bardzo trudny do zmycia z twarzy, a nawet z rąk. Sama woda nawet go nie rusza, w połączeniu ze ściereczką jest lepiej ale i tak obowiązkowo trzeba zmyć go żelem. Niby oczyszczał skórę ale sam w sobie stanowił zagrożenie dla cery podatnej na zapychanie.. czyli dokładnie takiej jak moja. Doszło do tego, że obrzydził mi olejowe konsystencje produktów do demakijażu i oczyszczania, a tak je lubiłam. Teraz będę się z tego spotkania psychicznie leczyć



BYDGOSKA WYTWÓRNIA MYDŁA - PEELING KORUNDOWY Z ARONIĄ
Pocieszne maleństwo. Jego zapach jest absolutnie genialny i już za nim tęsknię. Peeling sprawiał dość sporo problemów technicznych ale z pewnością nie można mu zarzucić braku działania. Przy systematycznym i starannym użytkowaniu ładnie wygładzał skórę i ją oczyszczał. Obowiązkowo należało postępować z nim delikatnie i umiejętnie, bo jednak korund sam w sobie jest dość mocny. Fanki naturalnej pielęgnacji powinny być zainteresowane.. a jeśli trafisz na jakiś targach na stoisko Bydgoskiej Wytworni Mydła to koniecznie sprawdź ten aromat!



WATER WIPES - CHUSTECZKI NASĄCZONE CZYSTĄ WODĄ
Nigdy nie byłam fanką nasączonych chusteczek. Niby poręczne i przydatne ale głównie w podróży. Na co dzień nigdy z takich produktów nie korzystałam ale te jednak stanowią wyjątek. Kluczem w ich przypadku jest skład: woda + olejek grejpfrutowy.. i nic więcej. Genialne! Mam w zapasach drugie opakowanie z czego się cieszę. Chusteczki doczekają się swojej recenzji bo na to zasługują. Ponadto mam na nie kilka patentów 😎 Dostępne są.. w Rossmanie!


PULPE DE VIE - MGIEŁKA-SERUM DO TWARZY
Wyjątkowy produkt, dokładnie gdzieś pomiędzy mgiełką czy raczej tonikiem, a serum. Pierwszy raz spotkałam się z takim produktem. Aplikowany bezpośrednio na skórę pozostawia nieco lepką warstwę ale wystarczy na mokrą skórę nałożyć krem lub serum aby wszystko ładnie się połączyło. Faktycznie nieco wzmacnia nawilżenie skóry. Przyjemny figowy zapach.. jedynie atomizer od początku szwankował i obowiązkowo musiałam go wymienić.



URIAGE - WODA TERMALNA
Nigdy więcej tak wielkiej butki! Zdecydowanie wygodniejsze w użytkowaniu są mniejsze i tylko to mam do zarzucenia.. sobie, a nie produktowi. Polubiłam się z wodą termalną Uriage. Im cieplej zaczęło się robić tym częściej i chętniej po nią sięgałam. W okresie zimowym chlust zimnej wody to ponad moją strefę komfortu.. ale wiosna i lato owszem. Woda termalna jest dla mnie produktem wspomagającym pielęgnację, dostarcza dodatkowych składników mineralnych skórze co nie jest bez znaczenia. Z pewnością jeszcze do niej wrócę ale na chwilę obecną zapasy hydrolatów są zbyt duże abym znalazła dla niej miejsce.


NATURATIV - MASKA 360 AOX KOJĄCO-LIFTINGUJĄCA
Oj.. miałam z nią problem. Do końca nie mogłam uwierzyć, że nic nie robi dla mojej skóry. W zasadzie recenzja mogła o niej powstać już w grudniu ale wciąż przekładałam z niedowierzania. Co ciekawe są osoby, które mają dokładnie takie same doświadczenia co ja.. ale jest również sporo takich co efekty jej działania zachwycają. Nie wiem o co chodzi.. może po prostu wyszła jakaś wadliwa partia?



CHIC CHIQ - MASECZKI SOIREE
Soiree to maska na bazie płatków bławatka. Te polne kwiaty sprawiają, że tęsknię za moimi dziadami. Momentalnie przypomina mi się dzieciństwo i staję się kluchem, który trzeba przytulać. Poza emocjonalnym podejściem do samej maski musi być chociaż trochę rozsądku. Maseczka ma piękny niebiesko-szary kolor i ślicznie pachnie bławatkiem. Ma działanie łagodzące i kojące. Fajnie uspokaja moja skórę.



SYLVECO - HIBISKUSOWY TONIK DO TWARZY
Z wielką przyjemnością do niego wrócę ale za jakiś czas.. może na jesień? Obecnie mam sporo hydrolatów i innych toników które czekają w kolejce, a wiem, że nie będę ich używać w formie maseczek tonikowych dopóki ten będzie w mojej łazience. Tak.. zdecydowanie genialny tonik do maseczek tonikowych w połączeniu ze skompresowanymi maseczkami. W zasadzie tylko i wyłącznie tak go zużyłam. W formie typowego toniku przeszkadzała mi jego gęsta konsystencja.. i tu się nie lubiliśmy.. ale w roli esencji czy bazy maseczkowej.. peterda!



BEAUTY TOOLS - SKOMPRESOWANE MASECZKI BAWEŁNIANE (30 sztuk)
Uwielbiam skompresowane maseczki. Są śmiesznie tanie przez co jestem w stanie wybaczyć im małe niedociągnięcia jeśli chodzi o dopasowanie do kształtu mojej twarzy.. ale tylko te małe niedociągnięcia. Ta była nawet dobra poza obszarem brody ale z łatwością ratowałam się nożyczkami. Gruby ale miękki płat czarnego materiału świetnie przylegał do skóry i nie przemieszczał się. Obecnie wyciągam już kolejne opakowania skompresowanych maseczek.. zobaczymy czy okażą się lepsze.



ISANA - PŁATKI KOSMETYCZNE NIEBIELONE CHLOREM
Kolejne opakowanie. To już norma. Zużywam przeciętnie jedno opakowanie na miesiąc. Lubię te płatki i na chwilę obecną żadnych innych nie kupuję. Są bardzo miękkie, delikatne.. i jakby wydajniejsze od pozostałych. Na ich plus przemawia również dostępność.. Rossmann.


DOUCES ANGEVINES - MASECZKA VENUS
Regulująca i wygładzająca maseczka na bazie glinki, jęczmienia, arnoty właściwej, mandarynki, mirry, kadzidła i neroli. Coś trudno mi ją ocenić. Próbka wystarczyła mi na trzy użycia ale czuję niedosyt. Lekka konsystencja, którą rozprowadza się po skórze pędzlem. Dość przyjemny zbożowo-glinkowy aromat. Skóra rzeczywiście wydaje się wygładzona i jest przyjemna w dotyku ale to jedyne co mogę stwierdzić po tak krótkim spotkaniu. Na chwilę obecną nie pokusiłabym się o pełnowymiarowe opakowanie.

AKAMUTI - CHOCOLATE FACE MASK
Zapach prawdziwej czekolady.. gorzkiej czekolady w proszku. Proszek należy rozrobić z wodą lub hydrolatem i robi się to bez problemowo. Nie tworzą się grudni, papka ładnie nakłada się pędzlem i można budować jej grubość kolejnmi warstwami.  Raz przesiedziałam z nią stanowczo za długo i niemal całkowicie zaschła.. ale nie podrażniła skóry. Maseczka ma za zadanie oczyścić skórę i to robi, nie jest to głębokie oczyszczenie ale przy systematycznym użytkowaniu z pewnością efekty byłyby lepsze.

KOKONY JEDWABNIKÓW
Cieszę się, że miałam okazje przekonać się.. no właśnie o czym? Lubię dziwne gadżety i produkty o ciekawych konsystencjach. Kokony mnie ciekawiły ale nie byłam przekonana czy się u mnie sprawdzą. Ostatecznie wyszło tak, że ciągle o nich zapominałam. Potrafiłam wrzucić je do pojemniczka z woda aby namoczyć przed użyciem i całkowicie o nich zapomnieć. Gdy już raz się zmotywowałam aby w końcu użyć ich jak należy.. rozczarowały mnie. Mam bardzo drobne palce.. nosze pierścionki w rozmiarze 9 - 11, a nie byłam w stanie wsadzić palca do środka. Wpychałam na siłę, jeździłam po twarzy, a kokon odcinał dopływ krwi do opuszka. Do tego to wszystko jakoś za długo trwało, efekty mizerne. Ehh.. opcja fajna ale niestety u mnie to nie zagrało tak jak myślałam.

EOLAB - KREM DO TWARZY FIOLETOWY SPF15
Lekki krem, szybko się wchłania. Pozostawia skórę odprężoną i nawilżoną. Nie mam do czego się przyczepić, tym bardziej, że obyło się bez niespodzianek. Moja skóra raczej go polubiłam

AVALON ORGANICS - REWITALIZUJĄCY KREM POD OCZY Z WITAMINĄ C
Niestety kremik szybko mi zasechł w opakowaniu i nie było dane mi się nim cieszyć. Szkoda, bo markę Avalon lubię.

NATURATIVE - RÓŻANY PEELING DO UST
Śliczny różany zapach.. ale ten z tych naprawdę ładnych i subtelnych. Dużo kryształków cukru.. i to działa. Peeling ładnie złuszcza i nieco drażni usta ale ja to lubię i w pełni akceptuję. Przy okazji delikatnie pielęgnuje. Spodobał mi się.. a nie spodziewałam się. 

PULPE DE VIE - GENTLE FACE CREAM
Bardzo lekkie krem o dziwnym zapachu. Mieszanka zboża z miodem. Niestety za każdym razem po jego użyciu coś mi wyskakiwało. W składzie znalazłam Myristyl Myristate, składnik który już od jakiegoś czasu jest dla mnie wyznacznikiem tego, że produkt może mnie zapychać i póki co się sprawdza. Dlatego nie ma dla mnie znaczenia jak bardzo ładnie krem nawilża, pielęgnuje czy odżywia skórę.. nie mogę go używać.

LAVERA - KREM Z KWASEM HIALURONOWYM
Przyjemna konsystencja. Niby treściwa ale lekka. Bez problemu się rozprowadza nawet grubszą warstwą. Krem jakby się wchłania ale jednocześnie pozostawia wyczuwalną warstewke którą jest niemal matowa. Mimo to ładnie skóra wygląda, a przy okazji od razu czuć ukojenie. Problem w tym, że efekt nawilżenia po grubej warstwie nałożonej na noc nic nie dał. Rano obudziłam się z wielkim suchym plackiem.

VIANEK - ŁAGODZĄCY OLEJEK DO DEMAKIJAŻU
Po Alverde nabrałam trochę dystansu do olejków do demakijażu. Ten jednak wywarł dobre wrażenie. Zapowiadało się, że będzie równie trudny do usunięcia co Alverde ale mokra szmatka poradziła bez zarzutu. Nie czułam potrzeby dodatkowego mycia twarzy żelem.. a to już duży plus.


BIOLOVE - ŻEL POD PRYSZNIC MANDARYNKA
Lubię żele Biolove, bo są delikatne dla mojej skóry i mimo ciągłego użytkowania nie przesuszają jej. W okresie letnim nie zawsze mam ochotę na nakładanie balsamów na skórę, bo mam wrażenie, że szybciej tracę świeżość, dlatego delikatny żel to dla mnie wybawienie. Natomiast wersja mandarynkowa rozczarowała mnie zapachem. Zbyt delikatny i bardzo szybko ulotny aromat. Zapach czuję jedynie przy aplikacji. Zdecydowanie wolę inne wersje zapachowe tych żeli.



KNEIPP - BALSAM POD PRYSZNIC KWIAT MIGDAŁA
To rzeczywiście jest balsam. Konsystencja lekkiego mleczka, dobrze się pieni ale to również zasługa silnych detergentów. Zazwyczaj takie rzeczy przekazuję dalej ale tu uwiódł mnie zapach. Intensywny, kwiatowy, a jednocześnie bardzo ładny. Pomimo składu polubiłam spotkania z tym balsamem. Skóra po kąpieli nabierała przyjemnej gładkości i jedwabistości, a do tego jeszcze przez jakiś czas po prysznicu wciąż wyczuwałam na skórze zapach. Kneipp zdecydowanie ma dryg do zapachów.



MANUFAKTURA DOBRYCH KOSMETYKÓW - SCRUB ODŻYWCZY CZARNY SEZAM & WANILIA
Niestety to może być najgorsza wersja peelingu z jaką miałam styczność. Niby po wszystkim skóra jest gładka, przyjemna i nawilżona ale kwestie techniczne jego użytkowania niemal całkowicie przekreślają sens jego używania. Do użytku trafił w połowie kwietnia.. czyli służył przez dwa miesiące.. i o jeden miesiąc stanowczo za długo. Nie lubiłam po niego sięgać, bo zostawiał strasznie tłustą, oblepiającą i czarną warstwę na skórze, rękach i na wszystkim czego później dotknęłam. Jeśli zaraz po peelingu używasz maszynek do golenia.. to po tym peelingu nie użyjesz. Na szczęście tłusta warstwa dość łatwo schodził przy użycia mydła lub żelu.. ale jednak ta jedna wada przelewa szalę.



MANUFAKTURA DOBRYCH KOSMETYKÓW - SÓL DO STÓP I PĘKAJĄCYCH PIĘT
Na pocieszenie po nieudanym peelingu z Manufaktury Dobrych Kosmetyków na osłodę drugi ich produkt, który polubiłam. Niby zwykła sól do moczenia stóp, a jakże relaksująca i przyjemna w użytkowaniu. Polubiłam ją na tyle, że już na początku zaczęłam oszczędnie sypać do brodzika. Przy systematycznym użytkowaniu moje suche człapaki stały się miłe w dotyku, nawilżone, miękkie i z łatwością poddawały się obróbce. Do tego piękny i intensywny zapach rumianku działał kojąco na zmysły.



YOPE - NATURALNE MYDŁO W PŁYNIE IMBIR I DRZEWO SANDAŁOWE
Nie sądziłam, że Yope mnie zaskoczy czymkolwiek. Mydeł do rąk nie lubię. Sprawdzałam kremy do rąk.. też nie. Za to, to mydełko pod prysznicem pozytywnie mnie zaskoczyło. O ile nie znoszę wszystkiego co z nimi związane w myciu dłoni to pod prysznicem uznaję za plus. Zapach imbiru z drzewem sandałowym wydaje się dość męski ale spodobał mi się..przynajmniej na tak krótkim dystansie jak próbka. Zapragnęłam większej pojemności pod prysznic.. i już mam.. ale o tym w zakupach.


DESERT ESSENCE -SZAMPON Z OLEJKIEM Z DRZEWA HERBACIANEGO
Genialny szampon! Z wielką przyjemnością do niego wrócę szczególnie w okresie letnim.. ale mam chęć przetestować inne szampony Desert Essence. Pięknie oczyszczał włosy i skórę głowy.. wręcz ją koił i tonizował. Wydajny, ładnie się pienił i o dziwo bardzo odpowiadał mi jego zapach. Niby zapach olejku z drzewa herbacianego za którym do końca nie przepadam ale przełamany miętą i eukaliptusem.. uczucie świeżości w fajnym wydaniu gwarantowane. Sprawdził się zarówno na moich gęstych i grubych włosach jaki i na cienkich i delikatnych włosach męża. Jednak mąż dopiero pod sam koniec marudził, że przeciąża jego włosy.. dosłownie przy samym denku, a gdy już się skończył to o niego pytał 😂 i to niby kobiety są skomplikowane 



NACOMI - ODŻYWKA DO WŁOSÓW Z OLEJEM MIGDAŁOWYM
Są odżywki dobre i świetne.. ale są również kiepskie. Natomiast pierwszy raz spotkałam się z odżywką , która nie robi nic. Zużyłam ją w 6 podejściach co jest niezwykłym wyczynem. Chociaż ma długie i gęste włosy to wcale nie potrzebują ładować litrów produktu. W tym przypadku nie ważne ile nakładałam i jak długo przetrzymywałam na włosach.. równie dobrze mogłam nic nie robić.



PAUL MITCHELL - ODŻYWKA
Przyjemna ale na moje końcówki włosów przed podcięciem nieco za lekka. Potrzebowałam dodatkowego dociążenia, bo jednak z czasem włosy zaczynały żyć własnym życiem. 

NATURA SIBERICA - BALSAM DO WŁOSÓW RÓWNOWAGA I OBJĘTOŚĆ
W tym przypadku nie mam zastrzeżeń. Ładnie wygładza moje włosy, odpowiednio je dociąża, ułatwia rozczesywanie.


100% PURE - SUPER FRUITS HEALTHY FOUNDATION
Mój wielki ulubieniec i trzecie opakowanie. Gdyby nie ciągle rosnąca cena to bez zastanowienia kupiłabym kolejne opakowanie. Daje mi ładne niemal matowo-staynowe wykończenie. Utrzymuje się dłużej niż większość podkładów, które używałam.. może poza Estee Lauder. Jednak najważniejsze jest to, że mnie nie zapycha. Mogę go nosić codziennie, a skóra nie protestuje. Wymaga jednak tego aby nauczyć się go aplikować.. ale po ogarnięciu potrafi pięknie służyć. Jeśli będzie dobra okazja to z pewnością do niego wrócę.



GOLDEN ROSE - DREAM LIPS LIPLINER 510 I 512
Są ze mną już ze 3.. a może 4 lata. Szczególnie do gustu przypadł mi odcień zgaszonego brudnego różu z numerem 510 ale problem w tym, że bardzo rzadko sięgam po kredki do ust. O wiele łatwiej i szybciej wybrać cokolwiek innego. Chociaż zawsze staram się je mieć pod ręką to mimo wszystko trudno jest mi je zużyć. Nie mam im nic do zarzucenia pod względem trwałości.. po prostu jest to produkt, który niezwykle często pomijam w makijażu.


PIXI COSMETICS - PUDER GLINKOWY CLAY DELIGHTS ORAZ PODKŁAD MINERALS LOVE BOTANICALS W ODCIENIU CREAM NATURAL
Przed zakupem podkładu i pudru zafundowałam sobie próbki. Już same próbki okazały się niewiarygodnie wydajne i pewnie będę ich resztę zużywać przez kolejny rok. Na ich podstawie z pewnością można podjąć decyzję o zakupie.. i tak było w moim przypadku. W zapasach czeka zarówno puder glinkowy, który służy jednocześnie jako baza jak i puder wykończeniowy, jak i podkład. 

AVRIL - NATURALNY PODKŁAD DO TWARZY W ODCIENIU CLAIR ORAZ BEIGE
Całkiem poprawny, lekki podkład ale bardziej na co dzień niż większe wyjścia. Nie trzymał się na mojej skórze specjalnie długo ale za to ładnie na niej wyglądał. To bardziej krem bb niż podkład kryjący ale ładnie wyrównuje cerę, bez podkreślania porów czy suchych skórek. Wymaga również przypudrowania. Odcień Clair zdecydowanie wpada w różowe tony, za to Beige ma ładny żółty odcień, który idealnie stapia się z moją karnacją.


FROM A FRIEND - 100% PURE ESSENTIAL OIL LEMON
Olejek zapachowy o pięknym i soczystym zapachu cytryny. Śliczny zapach bez krzty sztuczności. Zapach idealny na obecną porę roku. Olejkiem "napełniałam" dyfuzorek w kształcie sówki od Aromaci. Zapach rozchodził się po pokoju ale nie przytłaczał i nie męczył. Wyparł w tym okresie wszelkie palenie świec czy wosków. Z przyjemnością zaopatrzę się w takie olejki.

Koszt zużytych kosmetyków pełnowymiarowych: 687 zł.. nieźle co? 
Orientujesz się na jaką kwotę zużywasz miesięcznie kosmetyków? 
A może wolisz żyć w nieświadomości?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger