Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Missha. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Missha. Pokaż wszystkie posty

lipca 07, 2016

PROJEKT DENKO - KWIECIEŃ - CZERWIEC 2016

38
PROJEKT DENKO - KWIECIEŃ - CZERWIEC 2016
Dopiero co były zakupy czerwca więc pora na zużycia, ale nie nie.. to nie tylko czerwiec, to "śmieci" z całego kwartału, a więc z kwietnia, maja oraz czerwca. Po jednym miesiącu zawsze mam wrażenie, że nie mam co pokazać, a po kwartale ilość pustych opakowań przytłacza mnie, a jednocześnie cieszy. Zatem zrób sobie coś do picia i może jakąś małą przekąskę, bo szybko nie pójdzie. Wchodzisz na własną odpowiedzialność.


 
Uwaga.. zaczynam.. z tą kawą / herbata / napojem i jakąś przekąską to tak na poważnie.. trochę tego jest.


GARNIER I MIXA - PŁYNY MICELARNE
Tak naprawdę to niemal identyczne produkty. Analizując ich składy możecie zauważyć, że różnica polega jedynie na tym, że do Mixy dodano 4 składniki. Zatem Mixa powstała na bazie Garniera. Nic dziwnego..mają tego samego producenta. Osobiście chyba jednak bardziej preferuję Garniera. Być może dzięki ładniejszemu i bardziej ergonomicznemu opakowaniu. Płyny micelarne zużywam w dużych ilościach dlatego pod kątem ich wyboru sugeruję się ceną oraz tym aby nie szkodziły mojej cerze czy oczom. Spisują się dobrze. W użyciu mam kolejną i ostatnią butlę Garniera z moich zapasów i mam zamiar ją zdradzić z płynem Biolaven. Na temat tych płynów nie było posta.. chyba nie ma sensu, bo wszyscy je dobrze znamy.


THE BODY SOP - CAMOMILE SUMPTUOUS CLEANSING BUTTER
Czyli słynne masełko do demakijażu. Świetny produkt i z czystym sumieniem polecam. To masełko od którego warto zacząć przygodę z produktami o tego typu formule. Pisałam o nim w poście: Starcie gigantów: masełko oczyszczające Clinique kontra The Body Shop, gdzie porównywałam je z masełkiem Clinique i The Body Shop zdecydowanie wygrało tę bitwę. Nie wiem czy do niego jeszcze wrócę, bo na oku mam inne masełka tego typu, a że są piekielnie wydajne to ewentualny powrót mógłby potrwać kilka lat.


REN - EVERCALM GENTLE CLEANSING MILK
O mleczku pisałam w poście: Ren - Evercalm - Gentle Cleansing Milk. Nie wrócę do niego, bo nie do końca przepadam za taką formułą przy oczyszczaniu twarzy. Niemniej całkiem dobrze się sprawdzało.

Na stronie Galilu.pl macie aktualnie dostępne dwa zestawy produktów Ren w cenie 75,00 zł. W jednym z nich znajduje się pełnowymiarowe mleczko o którym mowa, a w drugim emulsja na bazie glinki, którą bardzo polubiłam i pisałam o niej w poście Ren - Cleacalm - 3 Clarifying Clay Cleanser. Takie zestawy opłacają się o wiele bardziej niż pojedynczy produkt i znikają bardzo szybko.

Zestaw z mleczkiem: tutaj
Zestaw z emulsją: tutaj

LA ROCHE-POSAY - EFFACLAR DUO [+]
O tym kremie jeszcze nie miałam okazji pisać, ale nic straconego. Gdy tylko czuję, że opakowanie robi się coraz lżejsze od razu kupuję nowe. Jedna taka tuba wystarczy mi na rok stosowania. Nie używam codziennie, a wyłącznie według potrzeby.


INDEE LABORATORIES - PEPTA-BRIGHT
Gdy kończą się takie produkty to czuję lekkie ukucie. Pisałam o nim w poście: Indeed Laboratories - Pepta-bright mój nr 1. Podejrzewam, że osoby które mają jedynie łagodne i delikatne przebarwienia nie będą z niego w pełni zadowolone. U mnie sprawdza się świetnie, bo z ewentualnymi nowymi przebarwieniami rozprawia się dość szybko. Na stare i głębokie potrzebuje nieco więcej czasu. Wrócę z całą pewnością.


EFEKTIMA - PŁATKI POD OCZY HIALU-LIFT
Sięgam niemal bez większego zastanowienia po różne firmy tego typu płatków ale najlepiej sprawdzają się mi te w wersji złotej. Białe, fioletowe i inne to już nie to samo. Nakładam wieczorem przed snem, a zdejmuję dopiero rano. Dają świetny efekt. Jestem ciekawa jak wypadną w porównaniu do płatków od L'Biotica. Zobaczymy.


SKINLITE - COOLING CUCUMBER PADS ORAZ REJUVENTATING ORANGE PADS
Prawda, że świetnie wyglądają? Nie kupuj tego! Straszny bubel z okropnym składem. Pisałam o nim w poście:  Skinlite - Urocze płatki pod oczy o kształcie ogórka i pomarańczy.


TISANE - BALSAM DO UST
Całkiem przyjemny produkt, fajnie nawilża i odżywia usta. Stosowałam wyłącznie na noc, w dzień dłubanina w takim słoiczku jest średnio przyjemna. Jeśli forma opakowania Ci nie przeszkadza to polecam. Ja przez słoiczek strasznie się męczyłam i bardzo niechętnie po niego sięgałam, a już szczególnie gdy miałam dłuższe paznokcie. W efekcie wyrzucam choć jeszcze trochę produktu pozostało.


BOMB COSMETICS - LIP BALM SPICED CRANBERRY
Lubię zapach żurawiny.. prawdziwej żurawiny. To jest czysta chemia w dodatku z chamskim brokatem. Po nałożeniu na usta miałam wrażenie, że mam na nich ciało obce. Zero nawilżenia i jakiejkolwiek pielęgnacji. Bubel! W dodatku w słoiczku..nigdy więcej w tej formie niczego nie kupię.



PŁATKI KOSMETYCZNE
Zużywam ich dość dużo ale jeszcze nie zdążyłam wyrobiłam w sobie zwyczaju pozostawiania opakowań do recenzji i większość ląduje w śmietniku. Ocaliłam dwa opakowania. Jedne pochodzą z Lidla jest to oczywiście Cień, a drugie pojęcia nie mam.. być może z Carrefour. Najczęściej nie zastanawiam się nad wyborem płatków kosmetycznych.. ale to nie znaczy, że nie widzę między nimi różnicy. Niektóre z nich potrafią pylić co nie jest mile widziane. Jednak przez moją obojętność podczas zakupu płatków nigdy nie wiem które z nich były lepsze. Najwyższa pora to zmienić.


YVES ROCHER - JARDINS DU MONDE - MAGNOLIA Z CHIN
Żele pod prysznic Yves Rocher mają swoją rzeszę fanek. Są dość mocno perfumowane przez co zapachy są naprawdę kuszące jednak przy częstym stosowaniu potrafią wysuszać skórę. Ich bazą są często silne detergenty typu SLS. Chociaż zapach magnolii bardzo mi się spodobał z czasem zaczął mnie męczyć. O żelu pod prysznic więcej pisałam w poście: Yves Rocher - kwiat magnolii z Chin. Dobrowolnie i świadomie nie wrócę do tych żeli chociaż złe nie są.


EC LAB - MAROKAŃSKI OLEJEK POD PRYSZNIC
Sama formuła bardzo mi się spodobała, jednak zapach już nie koniecznie. Muszę jednak przyznać, że pod prysznicem nie był dla mnie tak drażniący jak w samym opakowaniu. Mimo wszystko to nie moje nuty zapachowe. O olejku pisałam w poście: EC-LAB - Marokański olejek pod prysznic. Według mnie najprzyjemniejszy pod względem zapachu jest brazylijski olejek. Mam nadzieję, że rynek kosmetyczny pod względem takich olejków pod prysznic się rozwinie, bo takie rozwiązania jak najbardziej mi się podobają.


YVES ROCHER - MORELOWY PEELING GOMMAGE SCRUB
Jego skład był bardzo przeciętny w dodatku wydajnością również nie grzeszył. Pisałam o nim w poście: Yves Rocher - Geommage Scrub - Peeling na bazie moreli. Ta wersja nie jest już dostępna w sprzedaży. Producent zmienił skład na bardziej naturalny i pozbył się parabenów. Nie wykluczam wypróbowania nowej wersji z samej ciekawości.. i tylko z ciekawości.


YVES ROCHER - LAWENDOWY PEELING DO STÓP
To produkt kupiony jeszcze w zeszłym roku, odnaleziony w wyniku porządków. Zostały niemal same resztki przez co nie zdążyłam z jego recenzją. Lubię zapach lawendy ale tylko tej żywej, w kosmetykach nie do końca za nią przepadam. W tym przypadku zapach był całkiem znośny jednak wydajność produktu na niskim poziomie. Stopy po użyciu peelingu momentalnie stawały się jaśniejsze i miękkie, i tylko z tego powodu przemyślę jego ponowny zakup.. chociaż uczucia (szczególnie co do ceny) mam mieszane.


NO NAME - PLUM ZESTAW
Nie wiem co to za firma.. szkoda mi czasu na jej szukanie. Zestaw żelu pod prysznic, żelu do wanny i balsamu do ciała dostałam od cioci na święta półtora roku temu. Zapach śliwki okropnie mdły, przesłodzony i sztuczny. Żele zużyłam na siłę w maksymalnie 5 myciach, ale balsamu już nie byłam w stanie. Składy okropne, zapach mdły.. nie polecam.


LASS NATURALS - CHOCO FUDGE BODY BUTTER
O tak! W okresie zimowym mam napady na coś słodkiego przez co w tym czasie staram się zaopatrywać w takie słodkie cukiereczki. O masełku pisałam w poście: Lass Naturals - Choco Fundge, masło do ciała dla łasucha. Zdążyłam zużyć przed wyższymi temperaturami i nie wykluczam powrotu na nowy sezon grzewczy. Kuszą mnie jednak inne wersje zapachowe, ale ta też była bardzo przyjemna. Ten dylemat zostawiam sobie jednak na jesień. Składy bardzo fajne.


YVES ROCHER - EXPERT REPARATION
To jeden z fajniejszych produktów Yves Rocher. Przez jakiś czas zapodział mi się w domu rodziców. Świetnie się sprawdził zarówno do ciała jak i do rąk. Świetny zapach i bardzo dobre działanie. Na jesieni wrócę z całą pewnością. Jeśli planujesz zakupy w Yves Rocher to ten produkt bierz w ciemno. Więcej o produkcie przeczytasz w poście: Yves Rocher - Expert Reparation - mleczko do zadań specjalnych.


FARMONA - MODELUJĄCE SERUM DO BIUSTU
Produkt nie może pochwalić się dobrym składem ale za to skutecznością jak najbardziej. Bardzo przyjemny w użytkowaniu i z faktycznym efektem ujędrnienia. Nie mam jeszcze zastępstwa dla tego produktu i chyba tylko dlatego, mimo średniego składu, nie wykluczam ponownego zakupu. O produkcie pisałam w poście: Farmona - Modelujące serum ujędrniające biust.



BOUTIQUE - BODY SCRUB
To bardzo słaby i niewydajny peeling do ciała. Przeznaczyłam go do rąk i tu sprawdzał się fajnie. Wieczorem szorowałam nim dłonie, a następnie nakładałam sporą ilość kremu do rąk i bawełniane rękawiczki.. rano dłonie jak nowe. Jednak w tym celu mogę użyć każdego innego peelingu. Pod koniec opakowania dobiło mnie to, że produkt wydobywał się z opakowania wszystkimi innymi dziurami tylko nie tą, która była do tego przeznaczona. Niby takie ekskluzywne opakowanie, a takie badziewie. Nigdy więcej. Pisałam o nim w poście: Boutique - Body Scrub o zapachu białej nektarynki i gruszki.


LIRENE - TERAPIA ANTYCELLULITOWA NA DZIEŃ I NA NOC
Składy obu produktów są bardzo mocno zastanawiające. Nie polecałabym używać tych produktów w sposób ciągły. Wersję czerwoną (rozgrzewającą) uwielbiałam w zimne wieczory.. momentami aż piekło. Za to niebieska tak mroziła, że owinięcie nóg ciepłym kocem na niewiele się przydawało. Niebieskiej wersji zostało mi trochę na upalne dni i z przyjemnością sięgałam po takie mocne ochłodzenie. Pod kątem odczuć na skórze to jedne z najbardziej efektywnych produktów jakie miałam. Niestety nie przyłożyłam się do regularnego stosowania i o efektach nie mogę się wypowiedzieć. O żelach pisałam w poście: Terapia antycellulitowa. Raczej do tych produktów nie wrócę ze względu na składy.


BIOLIQ - ANTYPERSPIRANT 48 H
OMG co to za bubel. Śmierdzi, długo się wchłania, w składzie zawiera szkodliwe aluminium a po jego stosowaniu na całym ciele i twarzy wyskakują mi krostki. Faktycznie potrafi zablokować wydzielanie potu.. ale w tym przypadku wolę się pocić niż chodzić wysypana, śmierdząca i ryzykować raka piersi. Użyłam maksymalnie 5 razy i wywalam.Pisałam o nim w poście: Bioliq Dermo Antyperspirant 48 h. Idealny na upały?


VEET - PLASTRY DO DEPILACJI
Przypadki są różne, ja należę do tych które są w stanie przetrwać depilację łydek i tyle. Po zapuszczeniu kłaków przez zimę (bo w futrze zawsze cieplej) na wiosnę zaczynam depilację. Szarpanie włosków depilatorem nie jest zbyt przyjemne dlatego zdarza się, że na pierwszy ogień idą plastry. Te poza wyrwaniem włosków zdarły mi z nóg warstwę skóry.. nie do krwi, a tylko powierzchniowo. Mimo to suche strupy były widoczne i tłumaczyłam ludziom, że spadłam z roweru.. jak małe dziecko. Nogi już podleczone ale z żadnymi plastrami nie miałam dobrych relacji więc chyba pozostanę wyłącznie przy maszynce i moim 15 letnim depilatorze.


ALTERRA NATURKOSMETIK - MASKA DO WŁOSOW Z BIO-GRANATEM I BIO-ALOESEM
Całkiem fajnie się u mnie sprawdziła, chociaż przy częstym stosowaniu mogła przesuszyć włosy. Stosowałam ją średnio raz na 1,5 tygodnia. Do wydajnych nie należała, ale przy mojej długości włosów mało która maska spełnia to kryterium. Pisałam o niej w poście: Alterra Naturkosmetik - maska do włosów z bio-granetem i bio-aloesem. Bardzo możliwe, że jeszcze u mnie zagości.


BATISTE DRY SHAMPOO - MEDIUM & BRUNETTE
Gdy jego zawartość staje się lekka od razu pojawia się w łazience kolejny. Nie używam nałogowo jedynie w razie konieczności. Suche szampony pokochał także mój W. ale to nie znaczy, że ma własny.. woli mi podbierać i nie odkładać na miejsce. Najczęściej wybieram wersję dla brunetek i póki co nie planuję zmiany. Szampon nie doczekał się jeszcze recenzji ale, że zawsze jest w mojej łazience, więc na jego opis mam jeszcze dużo czasu.


MISSHA - PERFECT COVER BB CREAM + PRÓBKI
Krem który z pewnością warto wypróbować ale polecałabym tą mniejszą pojemność. Osobiście uważam, że był dobry ale nie idealny.. wciąż szukam. Odcień 21 w okresie zimowym był dla mnie dobry choć zawsze wykańczałam go pudrem o cieplejszej kolorystyce. W lecie odcień z pewnością byłby dla mnie za trupi przez swoje różowe tony. O kremie pisałam w poście: Missha - Perfect Cover BB Cream.



GOSH - X-CEPTIONAL WEAR ODCIEŃ 12 NATURAL
Podkład całkiem dobry ale źle dobrany odcień. Samodzielnie zagościł na mojej twarzy tylko w zimie i to nie zawsze, bo dawał efekt przesadnie bladej cery. Najczęściej mieszałam go z innymi podkładami które były na okres zimowy dla mnie za ciemne. Dawał bardzo mocne krycie, ale podkreślał suche skórki i pory przez co konieczne było używanie bazy. Świeżo po aplikacji wyglądał dobrze ale po 4-5 godzinach ważył się na mojej mieszanej cerze. Aktualnie dostępna jest nowa wersja tego podkładu, ale raczej nie będę jej testować.


NO NAME - KULECZKI ROZŚWIETLAJĄCE
Mała odsypkę kulek dostałam od koleżanki. Po tej przygodzie wiem, że takie formuły produktów nie są dla mnie. Być może to wina małego i nieporęcznego opakowania do którego ciężko wsadzić jakiś sensowny pędzel. Specjalnie ładnego rozświetlenia nie zauważyłam. Użyte kilka razy. Szkoda mi na nie marnować miejsce.


NO NAME - PIGMENTY
Kupiłam kilka lat temu hurtem 24 sztuk na allegro. Wybór kolorów jest naprawdę imponujący. W każdym słoiczku znajduje się 3 ml cienia. Koszmarnie wydajne ale również koszmarnie nieporęczne. Zawsze miałam cześć łazienki nimi upacianą. Jeśli brałam za dużo na pędzel to panda pod oczami murowana.. być może jestem łajzowata. Zawsze używałam na bazę, bo bez niej się nie trzymały, a dodatkowo potrafiły się z czasem utleniać. Wyrzucam bo do sypkich konsystencji brakuje mi cierpliwości i muszę się z nimi obchodzić jak z jajkiem. W sypkiej konsystencji jedynie jestem w stanie tolerować pudry.. ale dobre pudry.. a takiego jeszcze nie znalazłam.



MY SECRET - GLAM SPECIALIST EYELINER
Pewnego razu postanowiłam zaszaleć z kolorowymi kreskami na powiekach. Z kolorami zaszalałam ale na powiekach już nie. Kolor zielony Malachite jest zupełnie matowy, bez problemu było można narysować kreskę ale po pewnym czasie zaczynał się łuszczyć i odpadać.
Koloru niebieskiego Lapis Lazuli chyba nigdy nie miałam na powiekach. Zawierał w sobie drobinki które zbijały się w grudki i całkowicie uniemożliwiały narysowanie kreski.. płaskiej kreski.
Na zdjęciach efekt mnie zachwycał, a w rzeczywistości rozczarował. Nie mam siły na nie dalej patrzeć i wyrzucam. 


L'OREAL - VOLUME MILLION LASHES - EXTRA BLACK
Lubię tusze L'Oreal, a w dodatku jestem fanką silikonowych szczoteczek. Chociaż tu preferencje czasem mi się zmieniają. Jednak nie zdążyłam zrobić recenzji. Nie dawał efektu wow ale był całkiem dobry. To czego nie lubię w tuszach to mocne sklejanie rzęs tak, że efekt końcowy wygląda jakbyśmy miały 3 grube rzęsy na krzyż. Ten tego nie robił i ładnie rozdzielał rzęsy. Pod koniec tusz zaczął się kruszyć i osypywać. Nie wykluczam powrotu do tego tuszu lub tuszów siostrzanych.


MAGIC GIRL - RZĘSY T-15
Świetnie wyglądające rzęsy na silikonowym przezroczystym pasku. Sztucznych rzęs na co dzień nie noszę.. wyłącznie na mega wyjątkowe okazje lub gdy ewidentnie mnie korci aby założyć. W zapasach zostały mi jeszcze 2 zestawy i z pewnością doczekają się odrębnego posta.



ESSENCE - POMADKA NR 53 ALL ABOUT CUPCAKE
Ładny dziewczęcy kolor z efektem wody na ustach (bez drobinek). Trwałość raczej przeciętna w kierunku słabej. Pomadkę wyrzucam, bo od dłuższego czasu jej nie używam a mam ją już stanowczo za długo. Nie wrócę, bo szukam bardziej trwałych produktów.

 

AKCESORIA - GĄBKI DO PODKŁADU I GĄBKA CELULOZOWA
Z góry przepraszam za ten horror. Nie chciało mi się myć tej płaskiej gąbki. To "niby jajo" jest czyste ale.. jednak wciąż brudne. Nie polecam ani jednego ani drugiego.. nawet w minimalnym stopniu nie przypominają BeautyBlendera. To jak porównywać nakładanie podkładu cegłą z piórkiem. Nawet nie ma o czym mówić.

Gąbki celulozowe uwielbiam. Zawsze mam ich zapas. Nie mam ulubionego producenta. Świetnie sprawdzają się do zmywania maseczek glinkowych.


RIMMEL - SALON PRO WITH LYCRA NR 306 VELVET ROSE
To jeden z niewielu lakierów który kończę i ponownie wracam. Ten kolor na paznokciach wygląda naprawdę pięknie. Świetny pędzelek, lakier dość szybko zastyga na paznokciach ale niestety nie jest zbyt trwały. Mimo to kupię ponownie. Czy mi się wydawało, czy gdzieś na blogu czytałam, że serię Salon Pro mają wycofać ze sprzedaży?


GOLDEN ROSE - BEZACETONOWY ZMYWACZ DO PAZNOKCI
Zazwyczaj kupuję zmywacze Sensique. Nie widzę specjalnej różnicy między nimi. Dla mnie wszystkie śmierdzą tak, że muszę mieszkanie wietrzyć. Zmywał lakiery dość poprawnie ale chyba jednak wolę Sensique, bo mam je pod nosem w drogerii natura.


CURAPROX - SZCZOTECZKI ULTRA SOFT
Nie, nie myję zębów trzema szczoteczkami na raz. Uwielbiam te szczoteczki i w kółko do nich wracam - a zdjęcie jest tylko potwierdzeniem. Ostatnio "zużyłam" czarną ale to żółta leci do kosza, bo jest już wysłużona. Dwie zużyte szczoteczki posłużą mi przy czyszczeniu trudno dostępnych miejsc w domu.. najczęściej w łazience lub kuchni. Są delikatne dla czyszczonych powierzchni przez co ich nie rysują, a bardzo ładnie doczyszczają wszelkie osady np. wokół baterii umywalkowych. Uwielbiam je.. zwykłe szczoteczki nie dorastają im do pięt. 

HIMALAYA HERBALS - SPARKLY WHITE ZIOŁOWA PASTA DO ZĘBÓW
Zawiesiłam się na tej paście. Zużyłam chyba z 5 opakowań. Mimo, że jest ziołowa to jej smak i zapach mi odpowiadał. Pasta nie zawiera w składzie fluoru ale poza samym podstawowym czyszczeniem nie zauważyłam jakiejkolwiek różnicy. Ma całkiem fajny skład chociaż zawiera SLS. Chwilowo ją zdradzam z pastą Curaprox. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
 
ACTIV - DENTAL FLOSS 200 M
Nici dentystyczne kupione w aptece. Pani namówiła mnie na nici długości 200 m! W środku zostało ich jeszcze sporo ale wyrzucam bo okropnie się zaciągają podczas czyszczenia zębów. Dodatkowo mam bardzo wrażliwe dziąsła i niemal za każdym razem użycie nici kończyło się krwawieniem. Wymieniłam je na nici z teflonem Curaprox i od pierwszego użycia poczułam, że mam do czynienia z Rolls Roycem wśród nici, a nie starym Polonezem.

PERIO-AID - PŁYN DO PŁUKANIA JAMY USTNEJ - PRÓBKA
Dostałam od dentysty po oczyszczaniu zębów z osadu. Herbatę piję litrami, a to bardzo sprzyja gromadzeniu się osadów. Raczej na pewno nie kupię bo jest to płyn specjalistyczny, a nie do codziennego użytku (chyba, że się mylę ?) ale faktycznie szybko przyniósł ulgę podrażnionym dziąsłom.


AIR WICK - ŚWIECA MULTIKOLOR
Świeca podczas palenia subtelnie zmieniała kolory dzięki diodom umieszczonym pod woskiem. To jedyna atrakcja tej świecy, a szkoda bo można było dodać jakiś ciekawy zapach. Świecę dostałam ale sama bym jej raczej nie kupiła. Jednak zdecydowanie wolę zapachowe woski.

YANKEE CANDLE - BLACK PLUM BLOSSOM
Całkiem przyjemny zapach ale nie zapadł mi w pamięć na tyle aby ponownie po niego sięgnąć. W zasadzie nawet nie zdążyłam wyrobić sobie na jego temat żadnej opinii. Mało który zapach jest w stanie wywrzeć na mnie takie wrażenie abym w kółko go kupowała.. są takie, ale to nie ten.
  
Uff.. no i znowu dużo tego wyszło. Ale muszę się przyznać, że robienie takich kosmetycznych porządków daje mi mnóstwo frajdy. Z tej radości wysprzątałam na błysk całą łazienkę wraz z myciem każdego opakowania produktu, każdego koszyczka, półki, z czyszczeniem szczotek i wałków.. nawet fugi wyszorowałam. Łazienka błyszczy i mam w niej miejsce na upchanie czerwcowych zakupów.


kwietnia 18, 2016

MISSHA - PERFECT COVER BB CREAM

29
MISSHA - PERFECT COVER BB CREAM
Koreańskie kremy od jakiegoś czasu robią dużo szumu. Nic dziwnego. Są świetną alternatywą dla podkładów i niemal wszystkie posiadają wysoką ochronę UV. Od jakiegoś czasu poszukuję mojego perfekcyjnego kremu BB. Póki co bez większych zachwytów wypróbowałam kilka drogeryjnych wynalazków i w żadnym z tych przypadków nie byłam w stanie dosięgnąć dna. Totalne rozczarowanie. W końcu przyszedł czas na krem BB z odległych krain. Pierwszym koreańczykiem na którego się skusiłam to słynny Perfect Cover BB Crem od firmy Missha. Jak sprawdził się u mnie?
 

Opis producenta:
Wielofunkcyjny krem BB. Doskonale kryjący, chroniący przed promieniami UV, rozjaśniający i redukujący zmarszczki. Perfekcyjnie kryje - skutecznie kryje niedoskonałości, nadaje efekt wygładzonej i promiennej skóry, zachowując jej naturalny wygląd. Doskonały efekt ochronny przed promieniami UV - SPF 42 PA +++ bez konieczności stosowania innych kremów z filtrami.
Główne składniki:
  • ekstrakt z rumianku - ma działanie przeciwzapalne, łagodzi i koi podrażnioną skórę. Pomaga także odbudować komórki skóry oraz osłabia reakcje alergiczne
  • ekstrakt z rozmarynu - zapobiega starzeniu się skóry. Działa łagodząco, kojąco, przeciwutleniająco oraz przeciwgrzybicznie
  • Ceramidy - główny składnik warstwy zrogowaciałej naskórka, który utrzymuje skórę nawilżoną oraz chroni ją przed odwodnieniem
  • kwas hialuronowy - chroni skórę przez podrażnieniami lub bakteriami oraz utrzymuje skórę nawilżoną, tworząc cienką i przezroczystą warstwę ochronną na naskórku
  • gatulina RC - ekstrakt pozyskany z pączków buku wpływa na ujędrnienie i nawilżenie skóry.

Producent zaleca stosowanie kremu po wykonaniu podstawowej pielęgnacji skóry. Dla uzyskania bardziej naturalnego wyglądu należy wykończyć makijaż pudrem. 

Prawda, że brzmi to genialnie?

Nad zakupem Perfect Cover BB Cream zastanawiałam się dość długo. Międzyczasie przeczytałam na jego temat wiele recenzji. W śród nich były pełne zachwytu ale również i takie które oceniały produkt jako całkiem przeciętny.
 

Początkowo planowałam zakup kremu w najjaśniejszym odcieniu 13. Głównie dlatego, że w okresie zimowym jestem wyjątkowo blada, a produkty z kwasami dodatkowo robią swoje. Niestety ten odcień był (i chyba wciąż jest) dostępny tylko w największej pojemności. Nie chciałam kupować od razu 50 ml w cenie 56,20 zł, bo od początku interesowała mnie wersja 20 ml w cenie 28,70 zł. Dlatego ostatecznie wybrałam odcień 21 Light Beige. W razie gdyby okazało się, że odcień jest dla mnie za ciemny, produkt używałabym w lecie. Oczywiście zakup mniejszej pojemności jest nieopłacalny w porównaniu do wersji 50 ml, jednak nie chciałam ryzykować zakupu z nietrafionym kolorem, a potem męczyć się i kombinować z jego zużyciem przez pół roku albo i dłużej. 


Kremik dotarł do mnie około 10 stycznia i po trzech miesiącach jest już na wykończeniu. Uważam, że jak na 20 ml pojemność i niemal codzienne użytkowanie jest to całkiem dobry wynik.

Początkowo miałam trudności z jego aplikacją. Nie jestem fanką dotykania twarzy palcami.. nawet czystymi. Aplikacja kremu gąbką całkowicie mija się z celem. Zdecydowanie więcej produktu zostaje w gąbce niż na twarzy. Próbowałam również ze zwilżoną gąbką ale krem strasznie się mazał. Po kilku nieudanych próbach sięgnęłam po pędzle: typu flat top (Hakuro H50S), z okrągłą główka (Hakuro H52) oraz języczkowy (Hakuro H18) to również nie było to. Najlepszym sposobem aplikacji okazały się palce. Świeżo nałożony produkt daje dość błyszczącą taflę, jednak trzeba dać mu chwilkę aby dopasował się do naszej karnacji i nieco stracił tego "rozświetlenia".



Producent zaleca po nałożeniu kremu wykończyć całość pudrem. Ja jednak najczęściej sięgałam po ręcznik papierowy, który delikatnie dociskam do twarzy. Wbrew pozorom w ten sposób nie uzyskuję matowego wykończenia, a raczej zdrowo rozświetloną skórę. Ten efekt bardzo mi się podoba.
 

Produkt testowałam w okresie od stycznia do połowy kwietnia. W temperaturach jakie w tym okresie panowały krem spisywał się całkiem nieźle. Jednak w dniach kiedy było nieco cieplej (około 23 stopni) zauważyłam, że radzi sobie nieco gorzej i wymagał częstszych poprawek. Obawiam się, że na mojej mieszanej cerze w lecie mógłby się nie sprawdzić. Jednak w temperaturze 28C - 32C mało jaki podkład, a już tym bardziej krem BB sobie radzi. Krem w ciągu dnia oczywiście wymaga poprawek. Najczęściej sięgam wówczas po bibułki matujące, co załatwia sprawę ewentualnie nadmiernego błyszczenia. Produkt ma bardzo dobre krycia jak na krem BB. Być może dorównuje niektórym podkładom. Jednak większych niedoskonałości czy silniejszych przebarwień nie zakryje i w tym przypadku warto sięgnąć po korektor. Jeżeli w ciągu dnia nie miałam możliwości poprawy, to po 5-6 godzinach krem zaczynał się nieestetycznie ważyć w strefie T.



Konsystencja kremu jest bardzo lekka, nieco wodnista ale nie na tyle aby spływała lub utrudniała aplikację. Bardzo ładnie stapia się z cerą. Nie podkreśla suchych skórek ani nie wchodzi w pory dodatkowo je uwidaczniając. W moim przypadku krem dodatkowo niwelował widoczność porów co jest dla mnie ogromnym plusem.

Po aplikacji zdecydowanie należy dać mu trochę czasu na dopasowanie. Nie polecam od razu po aplikacji sięgać po puder.. krem mógłby wówczas przyjąć więcej produktu niż jest to potrzebne.



Jeśli chodzi o kolor, to należę do osób posiadających jasną karnację (ale jeszcze nie porcelanową). Jeśli to Wam coś podpowie to swojego czasu byłam wierną posiadaczką słynnych podkładów Revlon Colorstay w odnieniach 180 Sand Beige oraz 150 Buff. Z tym, że 180 był dla mnie nieco za ciemny, a 150 za jasny. Dlatego najczęściej kolory te ze sobą mieszałam. Odcień 21 uważam za strzałem w dziesiątkę. Jednak odcień ten ma dość chłodną tonację przez co nieraz miałam wrażenie, że wyglądam nieco.. ziemiście. Dobrym rozwiązaniem jest nałożenie pudru o nieco cieplejszych pigmentach.



Zapach jak dla mnie jest raczej chemiczny ale nie utrzymuje się długo. Nie jestem szczególnie podatna na smrodliwe produkty do pielęgnacji. Wychodzę raczej z założenia, że jeśli coś jest dobre to może śmierdzieć byleby działało. Jednak rozumiem, że jest grono osób które tego nie akceptują. Zastanawiające jest jednak to, że w składzie znajduje się Perfume (Fragrancie) a mimo to produkt wciąż pachnie chemicznie.



W przesyłce dostałam dodatkowo dwie próbki w odcieniu 23 Natural Beige oraz 27 Honey Beige.
Poniżej od strony lewej prezentuję odpowiednio odcienie: 21 Light Beige, 23 Natural Beige oraz 27 Honey Beige. O ile odcień 23 jakość szczególnie mnie nie zaskoczył.. po prostu nieco ciemniejsza wersja 21 w tym samym odcieniu, to odcień 27 wywołał niemały zdziwienie. Chyba muszę wspomnieć, że między kolorem 23, a 27 nie ma innych kolorów. Zatem jeżeli dla kogoś wersja 23 jest jeszcze za jasna to przy zakupie odcienia 27 można być bardzo zaskoczonym.



Dwa pierwsze odcienie to typowe beże z tym, że 23 ma nieco cieplejszą tonację w porównaniu do 21. Odcień 27 nie ma nic wspólnego ze swoimi poprzednikami.. nawet nie wiem jak go skomentować.

 

Na koniec zobaczmy skład.
Skład (INCI): Water (Aqua), Cyclomethicone, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Zinc Oxide, Caprylic / Capric Triglyceride, Mineral Oil, Phenyl Trimethicone, Talc, Arbutin, Hydrolyzed Collagen, Dimethicone, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Squalane,Adenosine, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, PEG-10 Dimethicone, Polyethylene, Beeswax (Cera Alba), Glycerin, Propylene Glycol, Caviar Extract, Algae Extract, Rosa Canina Fruit Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Fagus Sylvatica Bud Extract, Ceramide 3, Rosmarinus Officinalis (Rosemery) Leaf Extract, Chamomilla Reculita (Matricaria) Flower Extract, Sodium Hyaluronate, Sodium Chloride, Fragrance (Perfum), Methylparaben, Propylparaben, Disodium EDTA, Hydroxyisohexyl 3-Cyclohexene Carboxaldehyde, Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellal, Alpha-Isomethyl Ionone, Hexyl Cinnamal, Linalool, Citronellol. May Contain: Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499).

Skład nie jest szczególnie dobry ale nie jakoś wybitnie zły. Najbardziej rażą mnie parabeny, których zdecydowanie chcę unikać. O ile w większości zdążyłam już pozbyć się produktów ze związkami, które mają wpływ na układ hormonalny to jakoś w kremie BB się ich nie spodziewałam.. a tu niespodzianka. W kilku przypadkach spotkałam się z opinią, że krem zapycha. W moim przypadku nic takiego nie miało miejsca, chociaż moja skóra jest na to dość podatna.

Uważam, że krem zdecydowanie jest wart wypróbowania. Jeśli ktoś ma ochotę sprawdzić krem bez ponoszenia większych kosztów i ryzyka zamówienia nieodpowiedniego odcienia, to świetnym rozwiązaniem jest zakup próbek z polskiej strony sklepu Missha.pl (15 próbek w cenie 4 zł) lub z allegro.

Według mnie krem ma zdecydowanie więcej zalet niż wad. Mimo kilku składników których wolałabym nie widzieć w składzie nie wykluczam powrotu do niego. Jeżeli w okresie wiosenno - letnim nie znajdę godnego zastępcy, bardzo możliwe, że ponownie znajdzie się na blogu.

Wolicie kremy BB czy wierne jesteście jedynie podkładom?
Jakie kremy BB już testowałyście i co możecie polecić?

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger