listopada 30, 2018

ZUŻYCIA LISTOPADA 2018


Idąc śladami Moniki z bloga Mama z różową torebką post powinien nosić nazwę "zużyte czy nie.." bo nosi znamiona zużyć do dna oraz produktów, które pozbywa się z różnych powodów. To efekt przed..przed.. przedświątecznych porządków, chociaż te przed nowym rokiem mogą okazać się jeszcze bardziej wnikliwe.. zobaczymy 😉



MOA - THE GREEN BALM, BALSAM OCZYSZCZAJĄCY
Jeszcze przez chwilę miałam okazję rozważyć czy jego recenzja nie była za ostra ale.. nic bym nie zmieniła. Dla mnie to bubel, który kosztuje dużo, jest raczej zapychaczem, a nie produktem wielofunkcyjnym, a najgorsze jest to, że śmierdzi jak wydech starego samochodu. Z oczyszczaniem twarzy radził sobie dobrze chociaż nie byłam w stanie używać go codziennie.. to ponad moje siły, a przecież potrafię być twarda. Oj.. źle wspominam chociaż zapowiadał się pięknie!

MOA - ŚCIERECZKA WYKONANA Z BAMBUSA I BAWEŁNY
Jedyna radość z tego zestawu to ściereczka. Była rewelacyjna! Jedna strona miękka i delikatna, a druga nieco szorstka. Miękka strona służyła mi do zmywania balsamów i olejków podczas oczyszczania. Przykładałam ją na chwilę do twarzy i zmywałam balsam. Była niezwykle przyjemna, do tego chłonna i fajnie trzymała ciepło wody. Za to szorstka strona genialnie radziła sobie z suchymi skórkami. Rozmiar początkowy był genialnie duży.. niestety wraz z kolejnymi praniami zaczęła się zbiegać,  a w chwili obecnej ciężko jest mi ją doprać.. i usunąć zapach jakieś stęchlizny. Ponadto zaczęła tracić swoje właściwości ale i tak bardzo fajnie i długu mi służyła.

Recenzja: MOA - The Green Balm



OKANI BEAUTY - HYDROLAT Z RÓŻY DAMASCEŃSKIEJ
Z wielką przyjemnością do niego wrócę.  Czysty hydrolat z róży damasceńskiej polskiego producenta. Oprócz tego, że jest stosunkowo tani jak na hydrolaty.. to jeszcze ma szklane opakowanie i fajnie działający atomizer. Jednak sam hydrolat sprawia bardzo dobre wrażenie. Wydaje mi się, że jest nieco bardziej aromatyczny i przy okazji efekty jego działania również wydaje mi się subtelnie.. ale jednak lepszy. Można powiedzieć, że chodził ze mną po domu. Był nie tylko w łazience ale również na kanapie, gdy oglądałam telewizję czy w łóżku przed zaśnięciem.. prawdziwy romantyk 😅

Recenzja: Okani Beauty - Hydrolat z róży damasceńskiej



LE CAFE DE BEAUTE / KAFE KRASOTY - MASKI CAFE MIMI
Pisałam o nich całkiem niedawno w jednym przydługim poście. Są wśród nich takie co zasługują na uwagę, inne mniej, a do kilku nawet pod rygorem nieotrzymania ciasteczka do herbaty bym się nie ugięła wrócić. Recenzja dotyczyła samych maseczek chociaż występują w duecie z serum. O ile maseczki są fajne pod względem składów i wszystkie mocno się od siebie różnią to serum wszędzie jest dokładnie to samo. Napisać, że mi się nie sprawdziło to za mało.. dla mojej podatnej na zapychanie skóry był to dramat i poza jednorazowym spotkaniem więcej ich nie dotykałam.Za to maseczki.. jedne lepsze inne gorsze.

Recenzja: Le Cafe de Beaute - Maseczki Cafe Mimi



ACHAE - LEMON LIP BALM
Peelingi do ciała Achae pamiętam doskonale i bardzo dobrze je wspominam. Jednak z balsamem do ust mam pewien problem. Niestety o takich produktach nie pamiętam. Chociaż sam w sobie jest dobry, fajnie pachnie i dobrze pielęgnuje skórę ust to balsamy w takiej formie u mnie nie mają racji bytu. Nawet jeśli stoi zaraz przy szczoteczce do zębów to i tak potrafię go pominąć w wieczornej pielęgnacji. Balsamik został kilka razu użyty.. i jest już przeterminowany.



ISANA - PŁATKI KOSMETYCZNE NIEBIELONE CHLOREM
Pojawiają się systematycznie ale planuję je trochę zdradzić o ile będę pamiętać o zakupie składając zamówienia w sklepach internetowych. Nie mam im nic do zarzucenia. Są delikatne i chłonne. Z całą pewnością pojawią się jeszcze nie raz, głównie z tego względu, że są łatwo dostępne stacjonarnie w Rossmanie. Jednak w planach mam ogólne ograniczenie zużywania jednorazowych płatków kosmetycznych więc w najbliższym czasie powinny pojawiać się w denkach znacznie rzadziej. 



PIELĘGNACJA TWARZY - PRÓBKI I ODLEWKI

Tołpa - Maska do twarzy odnowa skóry
Gęsta, kremowa konsystencja dzięki czemu maseczka wystarczyła z powiedzeniem na dwa zabiegi. Zapach delikatny, maseczka nie zjeżdża z twarzy, dobrze się jej trzyma ale nie czuję aby skóra się pod nią pociła. Za to po minucie niemal na całej twarzy odczuwałam delikatne mrowienie, a to zapewne zasługa kwasu fitowego. Momentami miałam wrażenie, że to uczucie narasta, po chwili łagodnieje, później znów narasta ale w jakimś punkcie i maleje.. i tak w kółko przez 10 minut. Efekt.. zaskoczył mnie. Skóra ładnie odświeżona, promienna, wygładzona, jakby nawilżona. Nawet po jej zmyciu skóra nie krzyczała o dalszą pielęgnację.. ale z oczywistych względów i tak dostała. Jeśli lubisz produkty marki Tołpa to polecam sprawdzić..

Tata Harper - Resurfacing Mask
Maseczka.. do tego od Tata Harper! i mogę ja trzymać 20-30 minut.. dla mnie bomba! Żelowa gęstą konsystencja, zastyga niemal zlewając się ze skóra i konkretnie ją ściąga. Efekt.. nie widzę nic godnego uwagi. Nie wiem co zrobiła.. nie rozumiem.. przecież ta maska kosztuje 260zł. No dobra.. skóra jest jakby gładsza 😅

Cztery Szpaki - Hydrolat makowy
Ta ogromna odlewka od Magdy z Na tropie piękna, wystarczyła mi na kilkudniowe użytkowanie minimum dwa razy dziennie. Słyszałem o nim różne dziwne rzeczy, a pierwsze użycia nie potwierdziły ani jednego. Jednak im dłużej go używałam tym mniej się zrozumieliśmy. Apogeum naszej znajomości zaczęło się od delikatnego rozgrzewania skóry, a z każdym kolejnym użyciem  osiągało nieznany mi do tej pory poziom. Uuu.. pełnowymiarowy produkt musiałabym rozcieńczyć inaczej nie byłabym w stanie go dokończyć. Natomiast czy jest to zły produkt? Tak bym go nie oceniała.. jest po prostu intensywnie działający, a skóra potrzebuje od niego odpoczynku.

Bema - Emulsja oczyszczająco-matująca
Gdyby nie CAPB w składzie to bym kupiła pełnowymiarowy produkt! Podoba mi się ta lekka emulsja. Fajnie oczyszcza skórę, a poziom tworzenia piany jest znikomy.. raczej zamienia się z olejowej w białą emulsję w kontakcie z wodą. O dziwo moja skóra nie reagowała fatalnie.. podejrzewam, że działanie CAPB zostało tu dobrze stłamszone. Niestety sam fakt występowania tego składnika wiąże mi ręce.. ale jeśli Twoja skóra dobrze reaguje na ten składnik to śmiało polecam przetestować. Odlewkę dostałam od Madzi z Na tropie piękna.

Mokosh - krem malinowy
Kolejna próbka od Magdy z Na tropie piękna i ten kremiś to istne cudeńko. Ślicznie pachnie malinami, do tego pięknie się wchłania bez tłustej i wyczuwalnej powłoki.. nawet gdy nałożę go więcej. Lekka nieco musowa konsystencja.. dosłownie nie mam się czego przyczepić. Kremik ląduje na Liście Chciejstw.



EQUILIBRA - ALOESOVE MYDŁO
Nie było najgorsze ale dobrze wspominać go nie będę. Pomimo zawartości aloesu mydło sprawiało, że już podczas kąpieli miałam wrażenie, że moje skóra jest przeraźliwie sucha i tępa. Do tego dochodzi zapach, który niestety kojarzy mi się ze "starymi" mydłami, przez które długo nie mogłam się przemóc aby znów wrócić do mydeł. W dodatku jak na złość mydło okazała się bardzo wydajne mimo codziennego użytkowania. Na plus mogę zaliczyć fajną konsystencję podczas zmydlania. Naprawdę podobała mi się ta kremowa konsystencja.. jednak minusów było więcej przez co raczej się męczyłam.

Recenzja: Equilibra - Aloesove mydło



RITUALS - HAPPY BUDDHA PIANKA DO KĄPIELI
Wspaniały zestaw otrzymałam rok temu na urodziny od Moniki z bloga Mama z różową torebką. Trzymałam cały zestaw specjalnie na wyjątkową okazję lub chociaż wakacyjny wyjazd.. ale okazji zabrakło, a wakacji nie było. Ciekawość ogromna, bo jednak zapach przedostaje się przez opakowanie.. dłużej nie czekam! Cały zestaw mam w użyciu ale tylko piankę zdążyłam zużyć. Z całego zestawu to właśnie pianki byłam najbardziej ciekawa i niestety najbardziej dotkliwie mnie rozczarowała. Spodziewałam się, że wydajnością nie będzie kusić więc nie w tym rzecz, rozczarował mnie zapach. Cały zastaw pachnie fenomenalnie, a pianka dodatkowo z nutą typową dla produktów piankowych.. i to tyle. Nic więcej zarzucić jej nie mogę.. spisywała się cudownie i dała mi wiele radości jednak na tle pozostałych produktów wypada najsłabiej. Post pojawi się w grudniu.



HAGI - OCHRONNA POMADA DO CIAŁA Z MASŁEM KAKAOWYM
Oł jeee..! Chyba pobiłam jakieś rekordy! Kto zużył pomadę w ciągu 50 dni? No kto? Taka zawzięta byłam! Przede wszystkich jest to pomada ochronna i dokładnie tak jak hasło głosi, takie ma funkcje. Przypisałam jej niesłusznie funkcję nawilżającą. W zasadzie otoczka powstała na skórze po aplikacji pomady faktycznie nie pozwala skórze na utratę wilgoci i jest to pewien rodzaj nawilżania ale nie o takie nawilżanie mi chodziło. Pomada zwyczajnie chroni skórę przed otarciami i sprawdzi się w pielęgnacji kolan, łokci itp ale nie zastąpi balsamu do ciała. Najbardziej uciążliwy był dla mnie fakt, że pomada nie chciała współpracować z innymi produktami.. ale cóż.. teraz wiem o co z nią chodzi i mój zapał został ostudzony.

Recenzja: Hagi - Ochronna pomada do ciała z masłem kakaowym



MANUFAKTURA DOBRYCH KOSMETYKÓW - SCRUB SOLNY DO STÓP I PĘKAJĄCYCH PIĘT  
Jego podstawową wadą dla mnie było to, że jest to peeling solny. Moje stopy nie są specjalnie wzruszone tym faktem ale aby go użyć muszę użyć rąk, a one bardzo słabo tolerują sól. Zdarzało się, że zwyczajnie nie byłam w stanie peelingu użyć. Natomiast samo działanie peelingu oceniam bardzo dobrze. Miał świeży zapach, bijący po oczach pocieszny kolor, a zostawiony na stopach radził sobie bardzo fajnie ze złuszczeniem oraz regeneracją. Tłusta warstwa była obfita i zupełnie mi na stopach nie przeszkadzała o ile zaraz nakładałam skarpetki. 

Recenzja: Manufaktura Dobrych Kosmetyków - Scrub solny do stóp i pękających pięt



SHEFOOT - DOMOWE SPA DLA STÓP PEELING + MASKA
Peeling: bardzo gesta żelowa konsystencja o raczej neutralnym zapachu. Drobinek ściernych nie jest jakoś strasznie dużo co mnie na początku rozczarowało, bo jak to ma być "domowe SPA" i produkt jednorazowy to ten peeling powinien być petardą złuszczającą! Na szczęście wcale taki słaby się nie okazał. W żelowej konsystencji drobiny z łatwością się przemieszczały i całkiem dobrze radziły sobie ze złuszczaniem. Peeling oczywiście nie jest w stanie usunąć jakiś grubszych warstw nadprogramowej skóry ale świetnie odświeżył stopy.. i nawilżył. W zasadzie nie czułam potrzeby aby aplikować krem czy maskę.

Maska: bardzo lekka konsystencja.. a to akurat zaskoczenie. Spodziewałam się gęstej maski, a tu lekki krem. Kremy do twarzy często są bardziej gęstsze. Maska posiada przyjemny zapach masła shea. Hmm.. producent zaleca pozostawienie maski na 20 minut i wsmarowanie pozostałości.. i co ja mam tak z tymi nogami w górze siedzieć?  Zakładam skarpety i idę w świat.. a konkretniej na kanapę do salonu 😅 Efekt przyjemny, stopy miękkie, gładkie i nawilżone. Jak na jednorazowe spotkanie efekt jest całkiem fajny.



PIELĘGNACJA CIAŁA - PRÓBKI I ODLEWKI

Yope - Żel pod prysznic Yunnan chińska herbata
Żele Yope mają w sobie jakieś męskie nuty zapachowe.. a może tylko ja je czuję? Chyba najbardziej męską wersja jest Geranium 😅 ale i w chińskiej herbacie też wyczuwam te nuty. Mimo to, jest to raczej świeży i przyjemny zapach. Jednak to czego w mydłach Yope nie lubiłam, to w żelach jak najbardziej akceptuje. Są delikatne, pozostawiają na skórze delikatną powłoczką tylko, że wciąż pociągu do tych produktów nie czuję. Może aby nie było tak hejtersko to przyznam uczciwie, że żel Yope mają u mnie najlepszą opinię z całego testowanego przeze mnie asortymentu marki.

Linomag - Żel do mycia ciała i głowy dla dzieci i niemowląt
Żel..  ale dla mnie to raczej żelo-olejek. Jest bardziej płynny niż żelowy.. ale czy to źle?  Z pewnością podczas kąpieli dorosłego człowieka nie będzie wydajny ale polubiłam ten produkt. Kojarzy się nawet z produktami dla dzieci głównie z uwagi na łagodny nieco pudrowy zapach i delikatną konsystencję. Z przyjemnością bym zużyła pełnowymiarowe opakowanie.

Lavera - Balsam do ciała z olejem jojoba, aloesem i koenzymem Q10
Hmm.. chyba jeszcze na produkty Lavery nie narzekałam i tym razem też nie będę. Lekki balsam do ciała, który szybko się wchłania, ma przyjemny zapach oleju jojoba i czegoś co dla marki jest dość charakterystyczne.. ale przyjemne. Zaczynam odchodzić od ciężkich balsamów.. może mi się już znudziły, bo ostatnio ciągle takie katuję. Ten faktycznie szybko przynosi ukojenie i nawilżenia.. na tyle mnie zaciekawił, że gdyby nie ogromne zapasy balsamów do ciała to właśnie w jego kierunku bym się udała 😅

Cztery Szpaki - Peeling różą baobab
Cztery Szpaki mnie zaskakują.. szczególnie zapachami. Pojęcia nie miałam jak może pachnieć róża z baobabem ale dzięki Madzi z Na tropie piękne już wiem. Zapach peelingu jest świeży i pierwsze skrzypce gra tu bardziej baobab. Dziwny zapach ale z tych ciekawych i intrygujących. Chociaż było to jednorazowe spotkanie to wrażenie zrobił bardzo dobre. Cukier nie rozpuszczał się szybko, dobrze złuszczał,  po spłukaniu została lekka warstewka, która nawet w lecie by mi nie przeszkadzała. Z całą pewnością godny uwagi.

Cztery Szpaki - Dezodorant cytrusowo-ziołowy
Kolejna próbka od Magdy. naturalne dezodoranty bardzo mnie ciekawią i chętnie je sprawdzam chociaż nieustannie króluje w tym temacie Pony Hutchen. Bardzo liczyłam na Cztery Szpaki i niestety zawiodłam się 😢 Dezodorant nie daje mi poczucia świeżości tak długiego jak Pony. Pod koniec dnia czuję już nieświeżość, bo oznacza, że zaczyna przegrywać z moimi bakteriami. Niestety chwilę po aplikacji też czuję lekki dyskomfort.. jakby coś drapało. Mam nadzieję, że to tylko moje urojenia, bo jednak markę doceniam i kibicuję.



BATISTE - SUCHY SZAMPON FRESH
Nie! Kupiłam, bo nie było jedynej słusznej wersji dla brunetek.. a u nasady mam przecież ciemne włosy. Rzadko zdarza mi się sięgać po taki szampon i są to jakieś ekstremalne przypadki ale nie jestem w stanie nie docenić jego działania. W tym przypadku dochodzi efekt bielenia włosów, który nie da się wyczesać, a dla mnie to wada nie do zaakceptowania. Po tej przygodzie znów czuję się wyleczona na jakiś czas ze stosowania suchych szamponów. Wciąż jednak liczę, że powstanie więcej wersji takich szamponów o przyjaznym składzie.. szczególnie dla mojej kapryśnej skóry głowy i przede wszystkim dla portfela.


COULEUR CARAMEL -  MASCARA BACKSTAGE 
W użyciu od 1 sierpnia i zdecydowanie o jeden miesiąc za długo. Początki mieliśmy trudne, bo jednak świeży tusz dość często odbijał mi się wszędzie, gdzie to było możliwe nawet gdy bardzo uważałam. Jednak z czasem bardzo się polubiliśmy. Może nie jest idealny.. ma pewne minusy ale są one mało znaczące przy plusach. Werdykt jest taki, że kupiłam go ponownie.. a takie wydarzenia przechodzą do historii!


NYX - SOFT MATTE LIP CREAM
Nie są to produkty naturalne ale kupiłam je jakiś czas temu i mimo wszystko bardzo je lubiłam. Ostatni rok używałam je niemal systematycznie, bo zwyczajnie lubię matowe wykończenie na swoich ustach ale właśnie w takim wydaniu jakim oferują te pomadki. Jest to oczywiście mat ale z lekka satyną.. śliczny. Same w sobie są bardzo komfortowe, nie przesuszają, ładnie znikają ale dotyczy to tylko dwóch jaśniejszych kolorów. Jeśli miałabym wrócić do chemicznych pomadek to najprawdopodobniej byłyby to właśnie te.

Recenzja: NYX - Soft Natte Lip Cream



YANKEE CANDLE - WOSKI I SAMPLERY ZAPACHOWE
Market Blossoms, czysto kwiatowe nuty zawsze mają u mnie pod górkę i w tym przypadku nie jest inaczej. Nie jest to zapach, który "czuję". Siedząc sobie wieczorem na kanapie zupełnie nie dopada mnie myśl "hmm.. pięknie pachnie" lub nawet samo "pachnie". Równie dobrze mogłabym nic nie palić lub palić świecę bezzapachową. Dość często przez mój umysł kwiatowe zapachy są pomijane, a w przypadku zapachów Yankee jest to niemal notoryczne.

All Is Bright to dla mnie bardzo nietypowy zapach. Na sucho czuję gorzkie perfumy, trochę o świeżych nutach przypominających pranie, a zapalony gdzieś się rozpłynął i zupełnie umknął mojej uwadze. Etykieta jest śliczna i bardzo kusząca ale to jedynie potwierdza, że warto sprawdzić wosk przed zakupem świecy.. chociaż zdarza się, że świeca pachnie inaczej niż wosk. Ehh..

Candy Cane Lane przedziwny zapach! Jednocześnie ciepły i otulający jak i świeży. Połączenie świątecznych wypieków z masą waniliową i .. miętą. Ta mięta wprowadza mnie w osłupienie ale dzięki niej zapach nie jest przesłodzony ani mdły. Bardzo oryginalne połączenie i w zasadzie nawet mi się podoba.. nawet bardziej niż trochę.

Magic Cookie Bar, puszyste ciasto z czekoladą, wiórkami kokosowymi i karmelem.. nie przesadnie słodkie. Takie które zjesz do kawy i sięgniesz po jeszcze jeden kawałek. Można przy nim poczuć głód.. nawet wąchając papierek.. yyy.. zaraz wracam 😅

Cranberry Ice zostawiłam sobie na sam koniec przygody z Yankee. Chciałem aby to ostatnie wrażenie było jak najlepsze ale niestety się rozczarowałam. Sam wosk pachnie ślicznie zmrożoną żurawiną.. ale palony staje się jakiś bardziej perfumeryjny. Nie dobrze.. ja lubię zapach kwaśnych i soczystych owoców. Nawet w słodszym wydaniu wciąż mnie przekonują. Ten zapach może nie jest aż tak zły.. ale jak na ostatni produkt Yankee w moim skromnym domku to liczyłam na fajerwerki.



KRINGLE - WOSKI ZAPACHOWE
Grey 😂 po prostu Grey i bynajmniej nie chodzi o kolor. To zwyczajnie męskie perfumy, które mają mydlane nuty. W zasadzie zapach sam w sobie mi się podoba, tylko nie jestem przekonana czy podoba mi się we wnętrzu. Jeśli Kringle wypuści takie perfumy to chętnie kupię na prezent. 

Gorąca czekolada, czyli Hot Chocolate. Kiedyś zapaliłam wosk, do domu wszedł mąż i mówi: "nie wiem co robisz ale mi też to zrób" 😂 Po prostu gorąca gorzka czekolada o bardzo intensywnym zapachu z dodatkiem słodkich pianek. Przy tym zapachu odechciewa się słodyczy.. przynajmniej na mnie tak działa.

Z Cherry Blossom wiązałam duże nadzieje, a ostatecznie jest to jeden z niewielu zapachów Kringle, który mnie rozczarował. Nie czuję tu kwiatów wiśni, to raczej mocno perfumeryjny zapach z dodatkiem tony starego mydła. Gdy go odpalam od razu staję się marudna 😅

Na początku miałam z tym zapachem jakiś problem Scarlet Rose, ale z czasem urósł do jednego z moich ulubionych. Niezwykle rzadko dobrze wypowiadam się na temat typowo kwiatowych zapachów, bo raczej do mnie nie przemawiają.. ale nie w tym przypadku. Nic bym tu nie zmieniła. Zapach jest śliczny i niewymuszony, kolejny z kolekcji Kringle do którego wróciłabym z przyjemnością.

Spellbound.. to naprawdę zaklęty zapach. Czuć tu mieszankę owoców i kwiatów, które pięknie się uzupełniają tworząc nieoczywisty, lekki, a zarazem otulający świeży i delikatny zapach. Jestem nim zauroczona i bardzo chętnie jeszcze się spotkam.



PYSZNOŚCI
To zdjęcie zapewne zrozumie tylko Magda z Na tropie piękna 💕 Od Madzi na począku listopada dostałam paczkę, która pojawi się zaraz w nowościach listopada ale już jej część zdążyłam opisać w tym denku. W paczce znalazłam również zieloną herbatę z kawałkami żurawiny i truskawek "Sen nocy letniej".. i towarzyszyła mi przez większość listopada.. aż dobiła dna. Do tego w słoiczku był soczek malinowy, bo byłam troszkę chora więc Magda dorzuciłam i.. niestety muszę przyznać, że soczek ten bije na głowę soczek mojej mamy 😅 Mamo.. przepraszam 💗 Za to w drewnianym naczynku przesypałam sobie pyszne suszone jabłuszka.. oj.. dawno ich już nie ma 😅 Dziękuję Madziu za te pyszności!


To denko powinno być gigantycznych rozmiarów, a wyszło całkiem przeciętne jak na moje możliwości.. ale to postaram się nadrobić pod koniec grudnia. Jednak niezwykle dumna jestem z siebie z uwagi na śmierdziucha, czyli The Green Balm.. byłam blisko poddania się, a jednak udało się zużyć. Podobnie z maseczkami Le Cafe De Beaute, które wymagały systematyczności zużywania i jednoczesnego pisania. Zmotywowałam się również do zużycia zalegających wosków zapachowych. Zależało mi głównie na woskach Yankee.. ale oberwało się również Kringle. Wciąż uważam, że Yankee ma się nijak do Kringle i jeśli już to do nich będę wracać.. jednak w najbliższym czasie mam zamiar skupić się na świecach.

Jak u Ciebie przymiarki do porządków?
Obejmują kosmetyki?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger