Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Sana. Pokaż wszystkie posty

lutego 28, 2018

ZUŻYCIA LUTY 2018

ZUŻYCIA LUTY 2018

TAK! Kolejne udane denko! Wiem, że moje denka są spore ale gdy nowości co miesiąc przybywa tyle, że nie wiem w co ręce wsadzić to taki widok jak ten tutaj napawa szczęściem. W końcu równowaga musi być zachowana.. choć w tym miesiącu ilość nowości wręcz przytłacza 😅 To co? Kanapki gotowe?


EVELINE - ULTRADELIKATNY ŻEL MICELARNY 2 W 1
Ciekawa koncepcja użytkowania na dwa sposoby, czyli jako typowy płyn micelarny oraz jako typowy żel myjący. Jako płyn micelarny zupełnie się u mnie nie sprawdził w sensie, że nie byłam w stanie go w taki sposób użytkować. Chwilę zajmowało zanim się wchłonął w wacik, a moje waciki Isana są przecież elegancko chłonne. Stosowany jako żel spisywał się dużo lepiej w sensie.. dało się go używać. Natomiast nie różnił się niczym szczególnym w efekcie końcowym od wszystkich innych żeli drogeryjnych, czyli zwyczajnie podsuszał mi skórę.. i nieszczęście gotowe. Najgorsze chyba w tym wszystkim było palenie oczu.. a przecież ma nie szczypać! Fatalny.. zmęczyłam ina szczęście już o nim zapomniałam



E-NATURALNIE - PEELING ENZYMATYCZNY Z OWOCÓW TROPIKALNYCH
Pod koniec miesiąca zauważyłam, że jest go już naprawdę malutko.. może jeszcze dwa użycia i koniec! Zrobiłam zdjęcia.. recenzja już czeka.. zdążyłam! Zdradzić już teraz rezultat? No dobra.. jest świetny! Mój pierwszy peeling enzymatyczny, który działa i który naprawdę lubię. Zaskakujący jest nawet jego zapach.. śliczny! To taki grzeczny niepozorny produkt w który można się zakochać. 


AVALON ORGANICS - TONIK WRINKLE THERAPY WITH CoQ10 & ROSEHIP
Na początki za nim nie przepadałam.. ale z czasem doceniałam, a wręcz zaczęłam czuć przed nim prawdziwy respekt. To nie jest tonik dla bardzo wrażliwej skóry.. może dać do pieca przy codziennym użytkowaniu ale to zasługa składników aktywnych, którym jest nafaszerowany. Jeśli uważasz, że toniki nic nie robią.. to przy tym zmienisz zdanie.. ale ostrzegam, nie jest dla każdego..



AUBREY ORGANICS - MGIEŁKA NAWILŻAJĄCA Z WODY MINERALNEJ Z LODOWCA Z OLEJKIEM FRAGONIA
Bardzo ją polubiłam, nawet jej ziołowy zapach mnie urzekł. Bardzo przyjemna i delikatna mgiełka o właściwościach nawilżających, antybakteryjnych, kojących i oczywiście odświeżających. Żałuję, że jest tak słabo dostępna w Polsce, a jeśli już to przebitka cenowa wynosi co najmniej 100%. Przy okazji zagranicznych zamówień chętnie jeszcze do niej wrócę. Już za nią tęsknię.. a oszczędzałam jak mogłam 😭


 
THE ORDINARY - BUFFET
Serum peptydowe.. przy systematycznym użytkowaniu jakieś efekty przynosi ale aby używać systematycznie musiałam się do niego zmuszać. Niezwykle irytująca lepka warstwa wyjątkowo mnie irytowała. W ciągu dnia o ile siedziałam w domu okazjonalnie mogłam się przemóc ale w każdym innym wypadku niestety nie. Jego największą wadą było to, że zupełnie nie dogadywał się z podkładami (rolowały się razem z serum) ani z pozostałą pielęgnacją. W efekcie mogłam stosować wyłącznie na noc.. i w końcu zmęczyłam.


 
AUBREY ORGANICS - AGE-DEFYING THERAPY AHA MASK
Kolejny fajny produkt do pielęgnacji twarzy od Aubrey Organics. Póki co jestem pozytywnie zaskoczona kolejnymi produktami. Szampony nie do końca mi odpowiadają z uwagi na płynną konsystencję ale pielęgnacja buziaka.. póki co jestem na tak. Maseczka jeszcze bardziej rozbudziła we mnie ciekawość.. chętnie do niej wrócę ale i poznam inne maseczki Aubrey. Jedyny problem to dostępność..



MIODOWA MYDLARNIA - MASECZKA SŁODKI KOKOS
Najbardziej delikatna maseczka z całej czwórki.. przynajmniej tak odbiera ją moja cera. Choć może wcale nie taka najdelikatniejsza.. jako jedyna dała odczuć mojej cerze, że potrafi trochę poszczypać. Nic jednak złego się nie działo.. podrażnień brak, zaczerwienienia brak. Mogłam ją nosić bez obawy jednak efekty jej działania były delikatne.. choć nie była to maseczka skierowana do mojej cery. 


 
MIODOWA MYDLARNIA - MASECZKA LEN I CHIA
Chyba najbardziej zagadkowa z całej czwórki pod względem konsystencji ale i tak ją polubiłam. Zapach siemienia i nasion chia przypominał sianko.. na samą myśl rysuje się uśmiech na twarzy.  Maseczka łagodziła i koiła moją skórę, a drobinki fajnie spisywały się w roli peelingu. Ostatecznie chyba zbyt łagodna i delikatna ale wspominam bardzo dobrze.



MIODOWA MYDLARNIA - MASECZKA MIÓD I KURKUMA
Moja skóra chyba zwyczajnie lubi działanie kurkumy, bo tę maseczkę polubiła. Efekt gładkości skóry jest niesamowity i bardzo przyjemny. Nie jest to maseczka która złuszczy i całkowicie oczyści skórę.. ale pozostawi ją gładką.. Być może to nie jest logiczne, ale właśnie tak ta maseczka dział.



MIODOWA MYDLARNIA - MASECZKA GREEN POWER
Mój faworyt do którego chętnie wrócę. Jeśli doceniasz działanie spiruliny ale nie znosisz jej zapachu to to może być rozwiązanie. Wciąż czuć spirulinę ale nie jest to zapach który przytyka komórki mózgowe. Połączenie z zieloną glinką sprawia, że maseczka ma fajne właściwości oczyszczające. Zdecydowanie godna uwagi.


 
LAVERA - MASECZKA DO CERY ALERGICZNEJ Z BIO-WIESIOŁKIEM I BIO-MASŁEK SHEA
Polubiłam się z marką Lavera. testowałam kilka wersji maseczek Lavera ale najchętniej wracam do wersji z wiesiołkiem oraz do wersji z jojobą. Maseczka genialnie koi, regeneruje i nawilża skórę.. to taki opatrunek na skórę po nieciekawym eksperymencie 😅 Z pewnością wrócę, bo warto je mieć pod ręką.



SANA - KREM PO OCZY NAMERAKA HONPO WRINKLE EYE CREAM
Pierwszy krem z którego działania byłam zadowolona.. i najważniejsze.. nie migrował do moich oczu! Czy to naprawdę tak trudno jest zrobić taki krem? Przy systematycznym użytkowaniu pozostawia skórę nawilżoną, odżywioną i w lepszej kondycji ale wymaga systematyczności. Jego pojemność 25g w końcu zaczęła mnie męczyć.. bo jednak co za dużo to niezdrowo. Krem jednak nie jest bez wad.. nie dogaduje się z moimi podkładami mineralnymi i niestety nie posiada składu z którego byłabym w pełni dumna.



CALYPSO - GĄBKA CELULOZOWA
Po jednej przychodzi druga i tak w kółko. W styczniu i lutym gąbka była intensywnie użytkowana dzięki maseczkom z Miodowej Mydlarni. Sprawdza się jednak świetnie do ściągania wszelkich peelingów czy maseczek kremowych. Nie wyobrażam sobie aby mogło jej zabraknąć w mojej łazience.


ANDALOU - TONIK AGE DEFYING
Ta marka jest na moim celowniku. Ich składy mnie zwyczajnie pociągają. Tonik jest dość nietypowy. Jego zapach przypomina mi wodę po gotowanych ziemniakach, co ostatecznie zawsze doprowadza mnie do śmiechu.. dziwne skojarzenie ale nic innego do głowy mi nie przychodzi. Po aplikacji czuję na skórze delikatne mrowienie.. po prostu czuć, że ma moc. Moja ciekawość do marki została jeszcze bardziej rozbudzona! Odlewkę toniku dostała od Mariki z bloga Le Bleuet.. i u niej przeczytasz pełną recenzję toniku:



E-FIORE - KREM DO TWARZY SHEA
Próbka od Anuli z bloga Co kręci Anulę. Zachwyciłam się pierwszą próbką kremu z czarnuszką na tyle, że kupiłam pełnowymiarowe opakowanie. Jednak wersja shea jest równie bardzo mocno zachwalana.. ale jednak zupełnie inna. Ten kremik jest znacznie bardziej cięższy przez co dla mnie jest to wersja na noc. Pozostawia mokrą warstwę na skórze ale jest przy tym bardzo odżywczy. Nie zapycha moje skóry ale ładnie ją nawilżał i świetnie działał w połączeniu z innymi produktami. Do tego wszystkiego absolutnie genialny zapach.

TATA HARPER - PREPARAT ZŁUSZCZAJĄCO-OCZYSZCZAJĄCY
Pierwsze użycie. Jak to ładnie pachnie!  Delikatnie i subtelny zapach owoców, który z resztą bardzo lubię w kosmetykach do pielęgnacji.  Bardzo lekka formuła nieco lejąca. Drobinki złuszczające niby czuć gdzieś tam pod palcami ale zupełnie nie czuje ich na twarzy. To sprawia, że używanie jest bardzo komfortowe i przyjemne. Masowałam twarz dłużej niż robię to innymi peelingami, bo chciałam aby skóra skorzystała jak najwięcej.Ostatecznie próbkę używałam naprawdę długo! I jestem produktem totalnie zauroczona. Oczyszcza, wygładza, a przy tym realnie pielęgnuje. To produkt, który może zastąpić kilka! Sowitą próbkę dostałam od Joli z bloga Kosodrzewina

CLOCHEE - SERUM ODŻYWCZO-ODMŁADZAJĄCE
Odmłodzona się nie czuję ale to za mała pojemność abym mogła coś takiego stwierdzić. Natomiast samo serum wywarło na mnie pozytywne wrażenie. Jest lekkie, nie obciąża cery, ładnie odżywia.. czuć jego działanie, a skóra się z nim lubi. Nie mogę nic złego powiedzieć.. za to marką poczułam się zaciekawiona. Próbką obdarowała mnie Monika z bloga Mama z różową torebką.


MARION - AKSAMITNY ŻEL OCZYSZCZAJĄCY DO TWARZY JAPOŃSKI RYTUAŁ
Pisanie recenzji tego produktu mnie przerosło. Pisałam w trakcie stanów podgorączkowych które mnie dopadały i za każdym razem schodziłam na inne tematy 😂 W efekcie o samym produkcie jest tylko kilka zdań. Między innymi to, że nie używałam go do twarzy z uwagi na skład, a całkowicie wykorzystałam pod prysznicem do mycia ciała. Mył, przyjemny zapach.. i tyle.


BIOLOVE - KAWOWY PEELING DO CIAŁA
Żałuję, że te peelingi są tak mało wydajne.. ale z tych które miałam okazję używać lub wąchać to właśnie wersja kawowa najbardziej przypadła mi do gustu. Świetnie ściera, pozostawia skórę przyjemnie gładką i genialnie pachnie kawą. Sięgałam z wielką przyjemnością.. ale.. 5 - 6 użyć i koniec. To raczej fajna opcja na wyjazd.. choć chętnie spotkałabym się ponownie z tym peelingiem.



DIY BY ANECZKA - BABECZKI DO KĄPIELI 
Zielone papierki.. tyle zostało. Już dwa razy udało mi się skorzystać z wanny i gościnności rodziców. Oj.. brakowało mi tego, na szczęście przede mną kolejne kąpiele. Dwie babeczki z których skorzystałam w lutym były zupełnie różne. W jednej upchane były płatki kwiatów oraz błyszczące drobinki brokatu. Cudownie patrzyło się na tak mieniącą wodę. Druga babeczka mimo braku pływających drobinek wcale nie była gorsza. Aneczka zadbała o to aby jej "wypieki" miały genialne zapachy.. z przyjemnością czekam na kolejne możliwości wślizgnięcia się do łazienki rodziców. 


DIY BY KOSMETYCZNY FRONESIS - SÓL DO KĄPIELI
Mieszanka soli Epsom i soli himalajskiej z dodatkiem przeróżnych suszonych płatków kwiatów. Sól miała głównie cieszyć oczy i dłużej zatrzymać w wannie. Właściwości soli Epsom jest naprawdę wiele i warto w takiej kąpieli posiedzieć dłużej. Więcej o soli do kąpieli i innych moich wytworach przeczytasz w poście: Moje pierwsze DIY


ORGANIQUE - KREM DO RĄK REGENERATION & PROTECTION
Najlepszy krem do rąk jaki miałam! Po jednym użyciu regenerował skórę dłoni, przynosił ulgę, ładnie pachniał, nie pozostawiał tłustego filmu.. ideał. Oszczędzałam go okrutnie, bo już go w sprzedaży nie ma. Podejrzewam jednak, że została zmieniona jedynie etykieta, a w środku wciąż znajduje się ten sam produkt.. a przynajmniej mam taką nadzieję. Tymczasem mam w zapasach kolejne kremiki które muszę zużyć.. ale ten wspominam najlepiej ze wszystkich które miałam do tej pory. 

 

ALVERDE - BALSAM DO CIAŁA BIO-JAŚMIN
Kolejna próbka od Mariki z bloga Le Bleuet. Marika troszkę na ten balsam psioczyła, a ja go pokochałam.. choć to tylko próbka. Jaśmin od zawsze źle mi się kojarzył zapachowo, a ten balsam zupełnie to odczarował. Nabrałam chciejstwa na ten balsamik ale troszkę mi zejdzie gdy dojdę do punktu w którym będę mogła sobie na niego pozwolić i od razu zacząć używać 😢

Recenzja na blogu Le Bleuet: Rooibos, Jaśmin, Nagietek.. Alverde


BABCIA AGAFIA - MYDŁO MIODOWE DO WŁOSÓW I CIAŁA
W życiu bym tego produktu nie kupiła 😂 Podejrzewam, że gdybym je gdzieś dostała to przekazałabym dalej. Po pierwsze mam jakieś nikłe zaufanie do tej Babci, po drugie.. to mydło w maziowatej formie, które kojarzy mi się jedynie z konsystencją, właściwościami i zapachem czarnego mydła, którego nie lubię. Ale próbka.. próbkę mogę zmęczyć. Zapach zaskakująco ładny.. miodowy. Konsystencja też jakaś fajniejsza niż czarnego mydła.. ale, że niby włosy mam tym umyć? Umyłam! Przeżyłam! I biję pokłony.. jestem pozytywnie zaskoczona zarówno skutecznością mycia, łatwością stosowania i brakiem przykrych efektów. Połowę zużyłam do mycia ciała, drugą do włosów. Bardzo pozytywnie zaskoczona jestem. Próbkę dostałam od Mariki z bloga Le Bleuet


BENECOS - SZAMPON MORELOWY - próbka
Szampon kupiłam zanim jeszcze dokończyłam próbkę przesłaną od Mariki z bloga Le Bleuet. Przekonał mnie do tego już sam zapach moreli, który jest niezwykle słodki, a zarazem świeży. Dobrze myje, nie podrażnia mojej skóry głowy, nie mam z nią później żadnych nieprzyjemności. Więcej będzie w recenzji, a jeśli nie możesz się doczekać odsyłam do Mariki.


WOODEN SPOON - SZAMPON
Bardzo ładnie oczyszczał włosy i skórę głowy. Do tego świeży ziołowy zapach.. może jak dla mnie zbyt intensywny i ciężki.. na włosach już przyjemny i dodatkowo daje uczucie świeżości. Nieco żelowa konsystencja ale miałam problem z rozprowadzeniem go na włosach i utworzeniem piany.. dlatego sowita próbka wystarczyła mi na jedno użycie. Bez odżywki miałabym problem z rozczesaniem włosów. Raczej nie pobił moich innych szamponów ale żadnych strasznych rzeczy zarzucić mu nie mogę.

AGAFFIA - SZAMPON
Cóż to za gęstość! Cisnęłam i gniotłam butelczynę, a ten nie chciał lecieć 😂 Bardzo gęsty szampon, a przy tym wydajny. Świetnie oczyszczał skórę głowy i włosy ale bez odżywki po nim ani rusz. Jako szampon stosowany do mocniejszego oczyszczenia super ale na co dzień mogłabym mieć z nim problem. 

EUBONIA - SENSITIVE SHAMPOO
Bardzo przyjemny szampon dla wrażliwej skóry głowy. Prosty skład, delikatny zapach.. i robi co powinien. Dwie saszetki zużyłam przy jednym myciu z tym, że włosy zawsze myję podwójnie. Raz dla zruszenia brudu, dwa dla całkowitego wypłukania i oczyszczenia. Pozycja godna uwagi, a próbki dostałam do zamówienia ze sklepu Green Line


ACURE ORGANIC - ODŻYWKA DO WŁOSÓW SMOOTH + MANAGEBLE
Bardzo leciutka kremowa konsystencja, która bez problemu rozprowadza się na włosach. Moje końcówki, które zawsze są w najgorszym stanie (ale tragedii nie ma) chłonęły ją z wielką lubością. Odżywkę nakładałam nieco wyżej niż zazwyczaj to robię czyli do wysokości uszu.. nie obciążyła moich włosów ale pięknie je odżywiła i wygładziła. Niestety to za mało dla moich włosów.. szczególnie w sezonie grzewczym. Na drugi dzień włosy potrafiły się mocno puszyć i elektryzować.


GELACET PLUS - SUPLEMENT
Dzień mocniejszego stresu i już dziura na głowie gotowa 😭 Gelacet był pierwszym suplementem który rzeczywiście mi pomógł i to opakowanie miałam w swoich zapasach na czarną godzinę. Gdzieś mi opakowanie zwiało.. chyba mąż wyrzucił przedwcześnie 😅 O suplemencie i jego efektach możesz poczytać w podlinkowanej recenzji. 



100% PURE - PODKŁAD 2ND SKIN ORAZ KREMOWY PODKŁAD W ODCIENIACH CREAM
Obecnie używam podkładu kremowego w odcieniu White Peach. Obawiałam się, że zimą może okazać się dla mnie za ciemny dlatego pokusiłam się o próbki najjaśniejszego podkładu. Niestety odcień Cream jest dla mnie trupio jasny. Wiem już, że na odcień Cream nie mam co patrzeć nawet w zimie, a idealny jest dla mnie White Peach. Przy okazji miałam okazję sprawdzić inną wersję mojego ulubieńca czyli wersję dla skóry suchej 2nd skin w formie z pipetą.. genialne 😀 Kusiła mnie ta wersja ale również nie jest dla mnie. Na mojej skórze zachowuje się dość dziwnie, trudniej jest mi podkład rozpracować i mam wrażenie, że skóra wygląda na bardzo suchą.


JIMMY CHOO, RALPH LAUREN - PERFUMOWANE BALSAMY DO CIAŁA
Nie lubię tego typu produktów. Nie lubię po nie sięgać. irytują mnie. Oba produkty kupiłam w zestawie z perfumami. O ile Jimmy Choo perfumy lubię to Romance od Ralph Lauren zupełnie nie są w moim klimacie.. na szczęście perfumy Romance ostatnio udało mi się zużyć. Jednak gdy odnalazłam "to coś" to mnie trafiło. Nie będę się dalej męczyć choć zostało jakieś 1/4 produktu do zużycia. Może niedużo ale to mnie zwyczajnie przerasta. natomiast Jimmy Choo choć lubię to wiem, że będzie się dalej przewalać. Szkoda mi czasu i miejsca na takie produkty, a są już na tyle wiekowe, ze strach komuś oddać.


JENNIFER LOPEZ - GLOW BY JLO
To zupełnie nie moje klimaty.. nawet w 2%. Bardzo intensywny, ciężki, przytłaczający i męczący. Nos mi się marszczy za każdym razem gdy go czułam. Zużyłam ostatecznie na 2 razy.. akurat gdy miałam wyjść na zewnątrz na dłużej 😂

MICHAEL KORS - SEXY RUBY
Bardzo kobiecy.. ale w stronę starszych kobiet, a nie młodziutkich 😅 Przyjemne perfumy choć nie na tyle abym pokusiła się o pełniejszy wymiar. Niestety mają wadą.. są dość ulotne.


Uff.. chyba poszło ciałkiem ładnie. Szczególnie dumna jestem z maseczek.. a co tam.. z każdego zużycia jestem dumna.. nawet z każdej próbki. Idę śmieci wyrzucić i szykować koszyk na kolejne 😜 a międzyczasie należy się aktualizacja zakładek "w użyciu"😇 oraz "w zapasach" 😈 Tak.. luty mogę uznać oficjalnie za zamknięty.. choć jeszcze kilka godzin zostało.


sierpnia 27, 2017

SANA - NAMERAKA HONPO WRINKLE EYE CREAM. PIERWSZY KREM POD OCZY, KTÓRY SPROSTAŁ MOIM WYMAGANIOM

SANA - NAMERAKA HONPO WRINKLE EYE CREAM. PIERWSZY KREM POD OCZY, KTÓRY SPROSTAŁ MOIM WYMAGANIOM

Nie lubię kremów pod oczy.. a może to raczej one nie lubią mnie? Od mojego pierwszego spotkania z tym specyfikiem miałam tylko i wyłącznie złe doświadczenia. Absolutnie wszystkie kremy jakie było mi dane używać nic specjalnego nie robiły.. a nie.. przepraszam.. migrowały mi do oczu powodując podrażnienia i łzawienie. Wybierałam przeróżne kremy ale najwięcej testowałam próbek. Nie ważne z jakiej półki cenowej były, bo te za 160 zł działały tak samo jak te za 15 zł. Nie miało też znaczenia jaką ilość kremu aplikowałam, jaką metodą, ani czy był gęsty czy bardzo lekki.. nigdy z żadnego kremu nie byłam choć w 30% zadowolona. Latka lecą, a moja niechęć do kremów pod oczy nie ułatwiała mi życia. Postanowiłam ratunku poszukać na obcym rynku, a dokładniej w Japonii!


Krem kupiłam na podstawie jednej dobrej recenzji, której za grosz nie mogę teraz odnaleźć. Nie chodzi o to, że dałam się ponieść wszelkim ochom i achom.. nie.. post był oparty na dobrej dokumentacji fotograficznej, która mnie po prostu przytkała. Nigdy wcześniej nie widziałam tak świetnych rezultatów po jednym opakowaniu.. a już tym bardziej po kremie pod oczy. Systematyczne stosowanie kremu znacząco wpłynęło na poprawę skóry wokół oczu ale też spłyciło zmarszczkę pod okiem.. taką zmarszczkę, którą niektórzy mają od dziecka, która wynika po prostu z budowy oka i nic z tym zrobić się nie da. Jednak nie o spłycenie mojej życiowej zmarszczki mi chodziło. Chciałam mieć w końcu krem, który będzie po prostu chociaż poprawny.


Swój kremik odnalazłam w sklepie Ber de Ver za niecałe 60 zł (Uwaga, teraz jest na promocji!). Oczywiście z opisu na opakowaniu wiem tyle, że produkt ma 25 g pojemności i został wyprodukowany w Japonii. Jednak sklepy opisują go jako krem przeciwzmarszczkowy, który należy używać miejscowo, tam gdzie widoczne są zmarszczki. Powinien napinać skórę, przez co jest ona sprężysta oraz elastyczna.

I teraz jak znam życie, to połowę przeraziłam, a druga połowa zastanawia się ile mam lat, że sięgam po krem, który należy stosować miejscowo tylko na zmarszczki. Chociaż część czytelników do tego miejsca zapewne wykruszyła się, to muszę napisać, że wcale nie jest tak drastycznie jak opisuje to producent. Jest za to rewelacyjnie.. więc zostań jeszcze chwilkę.


Wizualnie opakowanie mnie nie zachwyca, ale ze strony praktycznej jest całkiem fajne. Tubka jest miękka dzięki czemu łatwo wydobywa się produkt, a cienka końcówka aplikatora jest bardzo precyzyjna. Sam produkt jest zupełnie bezzapachowy co często przy kremach pod oczy jest dużą zaletą. Konsystencja jest gęsta i wyraźnie bogata.

Do kremu podchodziłam na różne sposoby. Stosowałam na dzień w minimalnej ilości, na noc w nieco większej lub całkiem na bogato. Wklepywałam, wmasowywałam, lekko rozcierałam i zostawiałam. Nie ważne co i jak robiłam ten krem nigdy nie spowodował u mnie łzawienia, podrażnienia, ani nigdy nie migrował do oczu. To tak naprawdę chyba jedyny krem, który nie robi mi nic złego czy irytującego. Już za sam fakt należy mu się gwiazdka.



Krem przede wszystkim rewelacyjnie nawilża i odżywia skórę. Nie robi tego jedynie powierzchniowo ale dogłębnie. Już wielokrotnie zdarzyło mi się zapomnieć o kremie.. przez kilka dni! W tym czasie nie miałam do czynienia z sucharem, a jeśli nawet skóra domagała się nawilżenia to jedna porcja kremu na noc zupełnie wystarczyła aby uzupełnić wszelkie straty, a rano cieszyć się odżywioną i wypielęgnowaną skórą. Krem dodatkowo jest bardzo wydajny, chociaż specjalnie systematyczna w jego używaniu nie jestem. Mimo to on mi wszystko wybacza. Zapomniałam jak to jest mieć problem z okolicą wokół oczu, a przecież przez lata miałam z tym duży problem. Co więcej pamiętam bardzo dobrze kiedy pod zewnętrznymi kącikami oczu ujrzałam mikroskopijną siateczkę.. pamiętam, bo pomyślałam sobie wówczas: "Doigrałaś się głupia! Teraz będzie już tylko gorzej.. " Tylko, że jest lepiej! Nie widzę już tej pajęczynki.. przyglądam się i nie widzę. Nie oczekiwałam tego ani trochę, chciałam tylko zaznać obcowania z kremem po którym rano będę mogła otworzyć oczy bez bluzgania.


Skład (INCI): Water, Butylene Glycol, Glycerin, Squalane, Octyldodecyl Myristate, Batyl Alcohol, Dipentaerythrityl Tetrahydroxystearate / Tetraisostearate, Stearic Acid, Polygleceryl-10 Distearate, Glyceryl Stearate, Behenyl Alcohol, Dimethicone, Lactobacillus / Soymilk Ferment Filtrate, Soybean Extaract, Soy Protein, Retinyl Palmitate, Ceramide 2, Tocopherol, PEG-60 Hydrogenated Castrol Oil, Alcohol Denat., Carbomer, Xanthan Gum, Cyclopentasiloxane, Glycine Soja Sterols, Elaeis Guineensis Kernel Oil, Palm Oil, Betaine, Polyglyceryl-10 Myristate, Rutin, Potassium Hydroxide, Sodium Hydroxide, Hydrogenated Palm Kernel Oil, Hydrogenated Lecithin, Phenoxyethanol, Methylparaben.

Skład nie jest w pełni naturalny ale też tego nie oczekiwałam. To jeden z niewielu przypadków kosmetycznych produktów, gdzie istotniejsze są dla mnie efekty niż naturalność składu. Marzy mi się oczywiście produkt, który będzie łączył te dwie funkcje i z przyjemnością dalej będę takiego poszukiwać.

Co jednak mamy ciekawego w składzie?
Ciekawostką może być wyciąg z fermentacji bakterii Lactobacillus, czyli ładniej ujmując z mleka sojowego. Jego zadaniem jest m.in poprawa ukrwienia skóry. Wyciąg z kiełków soi o działaniu wygładzającym drobne zmarszczki. Proteiny soi o działaniu nawilżającym i zmiękczającym. Retinyl Palmitate, czyli powszechnie znany składnik jako retinol (witamina A w jednaj z najłagodniejszych form), który odpowiada za wytwarzanie kolagenu. Ponadto ceramidy, witaminę E, sterole sojowe, olej palmowy, rutyna, betaine składnik mogący zatrzymać kilkukrotnie więcej wilgoci w skórze niż gliceryna. Niestety idealnie nie jest, bo kilku składników wolałabym nie widzieć, ale tych dobrych i działających jest tu naprawdę sporo.


Czy ma jakieś wady? Owszem! Jest treściwy przez co nawet cienka warstwa potrzebuje chwili na wchłonięcie. Nie zawsze dogaduje się z podkładem czy korektorem.. ma swoje gorsze dni ale wówczas najlepiej sprawdza się aplikacja przy użyciu gąbki.. po prostu wklepać. Jest to jednak w moim odczuciu krem na noc, tu wówczas spisuje się najlepiej, a rano często odpuszczam sobie stosowanie w te okolice czegokolwiek.

Zdecydowanie najlepszy krem z jakim miałam do czynienia. Nie migruje, nie podrażnia, skóra jest elastyczna, nawilżona, odżywiona i po prostu w lepszej kondycji do tego z czasem potrafi cofnąć to czego nie chcemy widzieć w okolicy oczu. Jego opis może odstraszać ale w najmniejszym stopniu krem nie jest agresywny i spokojnie może być stosowany codziennie. Jednak jeśli z okolicą oczu nie masz najmniejszych problemów to możesz go sobie jeszcze odpuścić. Krem zdecydowanie polecam osobom które widzą, że coś zaczyna się dziać lub jeśli zwykłe kremy są niewystarczające.

Masz swój idealny krem pod oczy?

maja 03, 2017

ULUBIEŃCY KWIETNIA 2017 I KILKA ODKRYĆ

ULUBIEŃCY KWIETNIA 2017 I KILKA ODKRYĆ

Kiepsko u mnie w tym miesiącu z ulubieńcami. Przez nawał pracy nie miałam czasu nawet myśleć o tym czy coś mi się wyjątkowo sprawdza czy nie. Większość czynności wykonywałam mechanicznie i bez zastanowienia. W związku z czym w ulubieńcach miesiąca postanowiłam wyróżnić produkty które już jakiś czas ze mną są, które lubię i jeśli akurat nie mam ochoty na eksperymenty to sięgam właśnie po te produkty. W zestawieniu znalazł się także gadżet oraz ciekawe odkrycia tego miesiąca. Zapraszam.


GARNIER - PŁYN MICELARNY WERSJA RÓŻOWA
Po kilku całkiem przyjemnych eksperymentach z wodą micelarną różnych marek oraz ostatniej katastrofie, wróciłam pokornie do różowej wersji Garniera. Micel wciąż nie doczekał się recenzji na blogu ale jest tak bardzo znany i przez większość lubiany, że nie specjalnie mam ochotę się powtarzać. Jego recenzję mogę zawrzeć w kilku słowach. Dobry, skuteczny, łagodny, wydajny i tani. Z pewnością wciąż będę go zdradzać ale tyle samo razy będę wracać. W zasadzie jest to produkt, który mógłby znajdować się w każdych ulubieńcach miesiąca.


LIQPHARM - LIQ Ce SERUM NIGHT Z 15% WITAMINĄ E
Tak wiem.. powtarzam się. Serum było ulubieńcem zeszłego miesiąca ale sprawdza się mi na tyle dobrze, że będę o nim pisać do znudzenia. Błyskawicznie koi skórę, odżywia i regeneruje. Przynosi genialne ukojenie i sprawdzi się genialnie przy wszelkich podrażnieniach, przy przesuszeniu, a już z pewnością genialnie przy skórze problematycznej z niedoskonałościami... słowem.. genialny produkt. Zdjęcia na post już są.. ale ostrzegam, że będzie bardzo pozytywnie i bardzo genialnie.


BALSAM DO UST MARIKA
Ten uroczy, własnoręcznie stworzony przez Marikę z bloga porcelanowe włosy balsam do ust towarzyszy mi niemal co wieczór. W styczniu miałam dość mocno przesuszone usta z zajadami i jedyne co mi pomogło to witamina A. Od tamtej pory co wieczór przed snem aplikuje balsam na usta, a ich dobry stan utrzymuje się. Na chwilę przerzuciłam się na coś innego ale po kilku dniach już zaczynałam odczuwać przesuszenie więc szybko wróciłam do balsamu Mariki. Jednak nie tylko skuteczność i dobry skład mnie tutaj zachwyciły.. to również prześliczny zapach mango. Zamiast smarować usta mam ochotę go jeść.



GOSH - LIP LACQUER 007 HOT LIPS
W okresie jesiennym i zimowym kochałam się w matowym wykończeniu ust.. ale wszystko ma swój kres. Ostatnio w dodatku całkowicie brakuje mi czasu na makijaż, który jeśli już jest to ogranicza się do podkładu, tuszu i Lip Lacqueru na ustach. Półtransparentne wykończenie nie wymaga specjalnej precyzji, co ostatnio bardzo mi odpowiada. Usta za to wyglądają na soczyste, pełne i nienachalnie podkreślone. Lip Lacquer jest formą błyszczyka ale zupełnie nie skleja ust i jest bardzo komfortowy. Niestety szybko znika z ust ale to w przypadku błyszczyków raczej norma.


SANA NAMERAKAHONPO - WRINKLE EYE CREAM
To chyba pierwszy krem pod oczy, któremu nie mogę nic zarzucić. Na chwilę obecną zdecydowanie najlepszy jakiego używałam. Dużo droższe kremy które miałam mają się do niego nijak. Treściwy, szybko się wchłania, odżywia i nawilża skórę, a co dla mnie najbardziej istotne.. nie migruje mi do oczu. Recenzja w przygotowaniu.


GADŻETY - STATYW DO TELEFONU
Zdecydowanie każda blogerka prędzej czy później doceni taki gadżet.. a już szczególnie włosomaniaczka. Robienie zdjęć włosów nagle stało się banalnie proste i nie muszę kombinować ani nikogo prosić o pomoc. Statyw dostałam od męża, który z kolei dostał go w gratisie do nowego telefonu. Włosowe zdjęcia do kwietniowych postów były robione właśnie przy użyciu tego statywu i nie wyobrażam sobie abym mogła kolejne robić bez niego. Do szczęścia brakuje mi jeszcze tylko pilota.




KWIETNIOWE ODKRYCIA


THE ORDNIARY DOSTĘPNE W POLSCE.
Nawet nie planowałam zakupów tych produktów, kiedy pierwszy raz się z nimi zetknęłam.. niebyły dostępne w Polsce, a sprowadzanie ich z zagranicy nie specjalnie mi odpowiadało. Widziałam je niemal wszędzie i każda recenzja opływała w zachwyty. Aż tu pewnego dnia.. BOOM! Sklep cosibella.pl w ofercie ma pełny asortyment kosmetyków firmy Ordinary. Przejrzałam asortyment.. niemal połowę produktów już mam na liście do kupienia ale moje zapasy nie specjalnie dają mi poszaleć. Zamówiłam dwa produkty.. coś czego nie mam i może uzupełnić moją pielęgnację ale na dostawę muszę jeszcze trochę poczekać.
Serdecznie polecam zapoznać się z produktami. Jestem pewna, że każdy znajdzie coś dla siebie. W dodatku wbrew pozorom marka wcale nie jest droga. Ceny oscylują w granicach od 23 zł do 78 zł. Marka w swoich wyrobach stawia przede wszystkim na działanie. Zatem wygląd jest minimalistyczny, brakuje w produktach sztucznych zapachów i koloru, a jeśli o marce nigdy nie słyszałaś to efekt tego, że nie zależy jej na sztucznie pędzonym rozgłosie. To wszystko przekłada się na niską ceną i świetną jakość.


MIODOWA MYDLARNIA
W poszukiwaniu maseczek natrafiłam na manufakturę Miodowej Mydlarni. Początkowo tylko się przyglądałam ale niemal każdy produkt zaczynał mnie jeszcze bardziej kusić. Pod koniec miesiąca złożyłam zamówienie. Początkowo w koszyku miałam wszystkie dostępne maski.. ale skończyło się na dwóch. Do zamówienia otrzymałam dwie próbki masełek w wersji "ukojenie" oraz "ambrozja". Z miejsca zakochałam się w wersji Ambrozji i nawet moje zapasy nie powstrzymają mnie przed zamówieniem pełnowymiarowej wersji. Fenomenalny zapach.. pobił moich wszelkich ulubieńców do ciała.. na tyle, że nie pamiętam jak ci ów ulubieńcy się nazywali. Mam nadzieję, że pełna wersja mnie nie zawiedzie. Z maseczek nie miałam jeszcze okazji korzystać.. bo wciąż brakuje mi czasu.. ale to już tylko kwestia dwóch trzech dni kiedy się do pierwszej dobiorę.



POST KTÓRY ROZŁOŻYŁ MNIE NA ŁOPATKI - DEMASKUJEMY SKIN COACH!
Bardzo wnikliwa recenzja książki "Skin Coach" Bożeny Społowicz napisana okiem magister kosmetologii. Ja rozumiem, że każda z nas może mieć różne podejście do pielęgnacji. Jedne z nas preferują pielęgnację chemiczną, inne naturalną. Inne wierzą w pielęgnacje azjatycką inne w ajurwedyjską itd. Jednak co byś pomyślała gdybym napisała, że naturalne oleje w pielęgnacji są bardzo szkodliwe i należy ich unikać, a jednocześnie poleciłabym oczyszczanie skóry za pomocą olejków (OCM)? Byłabym wiarygodną?

Agnieszka w swoim poście obnaża ogromną ilość błędów, gaf i niedopowiedzeń autorki. To po prostu trzeba przeczytać.  Przed wejściem na post polecam zaopatrzyć się w kubek popcornu. (link do posta)


Chociaż ulubieńców jest niewiele to z pewnością nudą nie wiało.
A jak u Ciebie? Co ciekawego podbiło Twoje serce w kwietniu?

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger