lipca 31, 2018

ZUŻYCIA LIPCA 2018


Uuu.. jak ja się obecnie cieszę, że w czerwcu zrobiłam zapas zdjęć. Lipiec miałam tak pracowity, że moje dłonie nadają się tylko do trzymania w kieszeniach spodni 😅 No takiego powera i chęci do prac ogrodowych chyba jeszcze nigdy nie miałam. Pęcherz gonił pęcherz.. otarcia, zranienia.. a potem domowe SPA. W efekcie niemal każdy omówiony w lipcu produkt trafił tu.. do denka!


POLNY WARKOCZ - RUMIANKOWA ESENCJA MICELARNA
Mój ulubieniec do którego chętnie wracam.. a raczej jak już kupuję to w ilości hurtowej. Lubię za delikatność i skuteczność jednoczenie. Nie muszę pocierać oczu, nie szczypie, działa już przy niewielkiej ilości na waciku przez co jest wydajny. Z przyjemnością będę wracać, a póki co mam jeszcze jedną buteleczkę w zapasie i kilka innych płynów micelarnych więc bardzo możliwe, że zrobię sobie krótką przerwę.. ale wrócę. Z resztą poza rumiankową esencją Polny Warkocz wypuścił kilka innych produktów, które już wpakowałam na wishlistę 



AVALON ORGANICS - INTENSE DEFENSE ŻEL DO MYCIA TWARZY Z WITAMINĄ C
Powrót do niego po 2 miesięcznej przerwie to prawdziwa ulga. W zasadzie nic więcej mi nie potrzeba. Podwójne mycie twarzy zapewnia mi zmycie makijażu i dobre oczyszczenie skóry. Nie wysusza, nie podrażnia, nie ściąga.. nie widzę żadnych wad ani nic czego mogłabym się przyczepić. Może jedynie to zasychanie kropelki żelu na wylocie dozownika bywa irytujące.. ale to kropla w morzu zalet. Ulubię, w zapasie kolejne 3 opakowanie i z pewnością będą kolejne.



AVEBIO - TONIK BAMBUSOWY
Niby niewielka pojemność, a jego zużycie to wcale nie takie hop-siup. Przy częstym użytkowaniu podrażniał mi skórę ale doraźnie spisywał się dobrze. Niestety nie jestem w stanie używać go w formie rozpylanej bezpośrednio na skórę, bo tak strasznie przytyka nozdrza i odbiera oddech, że martwię się o swoje zdrowie 😅 Zdecydowanie za dużo miałam z nim przebojów aby móc w pełni docenić jego działanie. Cieszę się, że w końcu dobił dna. 



ISANA - PŁATKI KOSMETYCZNE BIO
Ciągle sobie powtarzam, że chociaż na chwilę się od nich oderwę i kupię coś innego ale również niebielonego chlorem.. i ciągle zapominam. W najbliższym czasie również się nie zapowiada żadna zmiana, bo ostatnio zaopatrzyłam się w ich zapas. Jest jednak światełko w tunelu, bo dzisiaj brutalnie uświadomiono mi likwidację Rossmanna, którego miałam pod domem. Jeśli chodzi o same płatki to lubię je za delikatność i chłonność. Widzę różnicę pomiędzy nimi, a resztą.


VIANEK - ŁAGODZĄCA MASECZKA DO TWARZY DO CERY PODRAŻNIONEJ
Przyjemna i nic ponadto. Kremowa konsystencja, którą tuż przed otwarciem należy porządnie w opakowaniu wymieszać, bo jeśli tego nie zrobimy to część maski będzie gęsta, a reszta bardziej płynna. Chociaż byłam przekonana, że dobrze wymieszałam zawartość to i tak przy aplikacji miałam różne konsystencje. Dobrze się rozprowadza, w noszeniu jest komfortowa, delikatnie zastyga. Zmywanie jest problematyczne i bez pomocy gąbki trwać to może bardzo długo. Samo działanie maski jest jedynie poprawne. Nie podrażnia mojej nielubiącej glinek skóry ale również nie zauważyłam aby łagodziła podrażnienia. Jedynie lekkie działanie wygładzające i oczyszczające mogę jej przypisać.


COSNATURE - MASECZKI: ROKITNIK I POMELO
Ponownie.. całkiem poprawne maseczki ale nic więcej. Niczym specjalnym mnie nie zachwyciły ale również nie zaszkodziły. Konsystencja obu jest w zasadzie identyczna ale różnią się zapachem (chociaż jest bardzo delikatny). Jednak z uwagi na sporą ilość składników komedogennych nie planuję do nich wracać, bo i tak nie mogłabym ich używać często.



YUNIFANG - RÓŻOWA MASKA W PŁACHCIE
Uwielbiam te maseczki za rodzaj materiału z którego są wykonanie. Jest niesamowicie delikatny i cienki. Mimo to zaskakująco długo utrzymuje wilgoć. Płachta świetnie przylega do twarzy, nie zjeżdża, nie przesuwa się, mogę w niej gadać, chodzić, pochylać się. Jeszcze ani razu maski z Yunifang nie zaszkodziły mojej skórze. Po tym spotkaniu jestem w końcu w stanie określić mojego faworyta, a jest nim wersja czerwona z żeń-szeniem.



LA CAFE DE BEAUTE - ODMŁADZAJĄCA MASKA DO TWARZY "CHOCOLETTO" Z NATURALNYM KAKAO
W końcu dobrałam się do zestawu maseczek w kapsułkach od La Cafe De Beaute! Na pierwszy ogień poszła wersja z czekoladą i rzeczywiście jest czekoladowa. Nic więcej nie piszę.. recenzja trzech różnych maseczek ale o podobnym działaniu będą pojawiać się w najbliższym czasie. Na pierwszy ogień idą wersje o działaniu odmładzającym.


YUNIFANG - PŁATKI POD OCZY
Bardzo przyjemnie mi się ich używało. Rzeczywiście poprawiały stan okolic oczu ale to nie jest opcja na 5 minut. Zdecydowanie warto w nich posiedzieć nieco dłużej. Genialny delikatny materiał, który nie ściąga skóry ani nie zjeżdża. Esencja jest gęsta i długo utrzymuje wilgoć. Efekt zauważalny, spojrzenie wypoczęte, skóra wokół oczu dobrze nawilżona i komfortowa. Nie mam zastrzeżeń.



RODIAL - SUPER ACIDS X-TREME ACID RUSH PEEL
Bałam się tego produktu.. brzmi na bardzo silny. Saszetka powinna wystarczyć na twarz i szyję ale ledwo co wystarczyła na twarz, a przecież wcale takiej dużej głowy nie mam.. chyba. Lekki przezroczysty żel, bez drobinek i całkowicie bezzapachowy. Ekspresowo się wchłania, komfortowy.. w ciągu 15 minut nic nie czuć aby coś strasznego się działo.. w zasadzie nic nie czuć. Po zmyciu skóra jest przyjemnie wygładzona, fajnie odświeżona i matowa. Niestety zabrakło mi tu efektownego złuszczenia naskórka, a to miał być główny cel produktu.

MARTINA GEBHARDT - ALOE VERA FACE LOTION
Niewielką próbkę 2ml zużyłam na raz, a to stanowczo za wiele i niemal nigdy takiej ilości kremu nie nakładam. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. Ostatecznie emulsją pokryłam twarz, szyję, dekolt i.. piersi 😅 Wydajność mega! Konsystencje lekkiego mleczka o ziołowym aromacie. Potrzebuje chwili na wchłonięcie ale efekt jest bardzo fajny. Skóra pozostaje przyjemnie nawilżona, bez efektu świecenia ale też nie jest w pełni matowa. Brak uczucia lepiej warstwy. Rano skóra była bardzo dobrze nawilżona. Mój suchy placek w okolicy bruzdy nosowo wargowej został całkowicie ujarzmiony.. znikł i więcej się nie pojawił. Ani jednej suchej skórki, żadnego zapchania, nawet złowieszczej kropeczki.. zero. Obawiam się, że przy codziennym użytkowaniu lotion mógłby okazać się za ciężki w okresie letnim ale stosowany co kilka dni powinien być wybawieniem dla mojej skóry i idealnym kremem na co dzień w okresie jesienno-zimowy. Muszę jeszcze dorwać próbkę aby sprawdzić jak zachowa się pod makijażem.

Próbki produktów Martina Gebhardt można zamówić w sklepie Green-line. Emulsja Aloe Vera występuje w dwóch pojemnościach 30 ml w cenie 57 zł oraz 100ml (!) w cenie 119 zł. Wersję 100ml używałabym również do ciała, bo inaczej nigdy by się nie skończyła 😂 Tak.. spodobała mi się na tyle, że zrobiłam rozeznanie i wpisałam na Wish Listę. Przy okazji przypominam o genialnych szpatułkach szklanych do aplikacji kremów!


SYLVECO - UJĘDRNIAJĄCE MYDŁO NATURALNE
Zdecydowanie najgorsze z całej trójki mydeł od Sylveco jakie użytkowałam. Pozostawiało moją skórę tępą. Jedyne skojarzenia to tylko te najgorsze ze stosowania mydeł do których zraziłam się na tyle, że przez lata nie chciałam o żadnych mydłach słyszeć. Uhh.. źle wspominam.. bardzo źle.



SYLVECO - ODŻYWCZE MYDŁO MATURALNE
Po wersji ujędrniającej miałam mieszane uczucia ale wersja odżywcza podreperowała honor mydeł Sylveco. Mydło okazało się delikatne i przyjemne dlatego dość chętnie po nie sięgałam. Mimo wszystko to wciąż nie jest mydło do którego bym z przyjemnością chciała wrócić. Wciąż plasuje się w kategorii przeciętnych mydeł, a ja szukam czegoś ekstra!



EO LABORATORIE - KAWOWE PEELINGI
Pod względem złuszczenia nie mam im nic do zarzucenia. Skóra po ich użyciu jest bardzo przyjemnie wygładzona. Jednak już samo użytkowanie to droga przez mękę. Peelingi mają grudki, które utrudniają aplikację, są bardzo suche, pozostawiają lekki osad na skórze, który należy dodatkowo zmyć przy użyciu żelu. Jednak najbardziej rozczarowały mnie zapachy, ani czekolada ani cynamon nie grały tu głównych skrzypieć.. było trzeba tych aromatów szukać. Szkoda.



IDEA TOSCANA - ZESTAW MINIATUR (ŻEL, BALSAM I KREM DO RĄK)
Zestaw miniaturek, które bardzo uprzyjemniły mi wieczorne domowe SPA. Przede wszystkim śliczny zapach o ziołowej bazie. Zestaw zaskoczył mnie swoją wydajnością. Byłam przekonana, że w przypadku żelu będzie to jednorazowe spotkanie ale nawet od wystarczyłby na mały urlop.bardzo przyjemnie wspominam balsam, który nie pozostawiał na skórze tłustej warstwy. Za to skóra po nim była jedwabiście gładka.



SHEFOOT - SKARPETKI NAWILŻAJĄCE I PLASTRY NA PIĘTY
Ten zestaw produktów w sierpniu doczeka się recenzji. O ile skarpetki z esencją nie są specjalną nowością to plastry na pięty w które należy nosić przez 8 godzin (najlepiej w nich spać) to coś z czym spotkałam się po raz pierwszy. Do tego zestawu w recenzji zbiorczej dołączy jeszcze zabieg na domowe SPA oraz krem do stóp.

AVALON ORGANICS - SZAMPON Z OLEJKIEM Z DRZEWA HERBACIANEGO
Bardzo fajny szampon! Już teraz muszę przyznać, że brakuje mi orzeźwienia jakie dawał. Zawsze stroniłam od szamponów na bazie olejku z drzewa herbacianego ale widzę, że był to poważny błąd. Szampon Avalon Organics porównywałam w poście do szamponu Desert Essence i minimalnie bliżej mi do Desert Essence. Jednak do Avalon również z wielką przyjemnością bym wróciła. Genialny!



ANDALOU NATURALS - MASKA DO WŁOSÓW Z EGZOTYCZNYM OLEJEM MARULA
Tęsknię! Genialna maska, która po jednym użyciu zrobiła na moich przeproteinowanych włosach efekt wow! Włosy po niej są zregenerowane, błyszczące, lejące, lśniące.. po prostu wow! Z wielką przyjemnością ponownie.. bzdura! Ja muszę mieć jej zapas!



LE CAFE DE BEAUTE - MASKA DO WŁOSÓW I SKÓRY GŁOWY Z CZEPKIEM
Skoro jedna maska wow! to druga maska.. wow! ale z licznymi przekleństwami. Nigdy nie miałam tak oblepionych włosów. Podejrzewam, że gdybym nie myła włosów przez miesiąc to i tak byłyby w lepszym stanie niż po tej masce. W dodatku przez kilka solidnych myć nie byłam w stanie jej wymyć. największy włosowy horror jaki miałam.



FARMONA - JANTAR ODŻYWKA Z WYCIĄGIEM Z BURSZTYNU DO WŁOSÓW I SKÓRY GŁOWY
O tej odżywce czytałam już wiele i wiele dziewczyn chwaliło efekty. Wypadanie włosów i to w dość paskudny sposób nie jest mi obce więc chętnie przy takich mało przyjemnych okazjach testuję tego typu produkty. Odżywkę Jantar przelałam do butelki z pipetą aby łatwiej aplikować.. ale to nic nie pomogło. Starałam się być systematyczna ale to mnie zwyczajnie przerosło. W efekcie nie zauważyłam żadnych efektów, a w dodatku miałam spore zastrzeżenia co do składu. Recenzja miała być.. ale nie będzie, bo w zasadzie nie ma o czym pisać.


MARK HILL - VOLUME SERUM 
Niemal zupełnie nie widzę efektów po użytkowaniu tego produktu. Ma zapewniać bujną fryzuję, z odbiciem od nasady. Po jego zastosowaniu należy wysuszyć włosy na szczotce ale przecież już sam ten fakt za każdym zrazem zapewnia mi satysfakcjonujące odbicie włosów od nasady. Równie dobrze w środku mogłaby być sama woda. Zupełnie bez sensu. 



LANCOME - MONSIEUR BIG
Tusz dostałam w prezencie i niemal od razu zaczęłam używać. Na jego temat krążą raczej dobre recenzje ale sama nie jestem w stanie ich potwierdzić. Tusz rzeczywiście jest w stanie zrobić świetny efekt na rzęsach ale zazwyczaj wymaga to niezwykłej cierpliwości, uwagi, skupienia.. Ehh.. recenzja na dniach.


KRINGLE - SPARKLING
Gdy na zewnątrz towarzyszą mi wysokie temperatury nie mam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek palenie świec, ale lato jest na tyle zwariowane w tym roku, że trudno się połapać czy to wiosna, lato czy jesień. Sparkling to dla mnie wyjątkowy zapach na chłodny i pochmurny letni wieczór. Jest zarazem ciepły jak i orzeźwiający.. dokładnie jak pyszna lemoniada. Bez problemu pozwalałam sobie palić go nawet w środku dnia.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger