września 30, 2018

ZUŻYCIA WRZEŚNIA 2018


Pięknie! Ostatnio nie nadążam z recenzjami! Więcej zużywam niż jestem w stanie opisać, chociaż muszę przyznać, że publikuję ciut rzadziej niż wcześniej. Może to jednak wina, że mam ostatnio nieco więcej na głowie.. ale zaraz jesień.. tfuuu.. rano to raczej mam wrażenie, że już zima przyszła 😂 Jest więc szansa, że zaległości nadrobię.. przynajmniej te ciekawsze.


POLNY WARKOCZ -RUMIANKOWA ESENCJA MICEKARNA
Bardzo lubię.. naprawdę bardzo. To moja 8.. albo 10 buteleczka i z pewnością będą jeszcze do tego produktu wracać. Dodatkowo z chęcią sprawdzę inne produkty (toniki, esencje). Obecnie to była moja ostatnia butelka z zapasów, a czekają na mnie dwa produkty Vianka, w związku z czym od Polnego Warkocze robię sobie przymusowy urlop.. ale raczej długo nie potrwa.



SVOJE - PILING TRUSKAWKOWY
Polubiłam się z nim chociaż obawiałam się na początku, że będzie bardzo drapał skórę. Na szczęście okazał się zaskakująco "miękki" przez co mogłam sięgać częściej. Dodatkowo opcja maseczki również fajnie się u mnie sprawdziła. Piling jest w saszetce co sprawia wrażenie, że wystarczy góra na dwa razy ale jest to bardzo mylące. Mi wystarczył na 10 użyć ale dla "normalnych" użytkowników powinno to być około 8 😅



ISANA - PŁATKI KOSMETYCZNNE NIEBIELONE CHLOREM
Kolejne opakowanie..  pojawiają się od jakiegoś czasu niemal w każdym denku. Są delikatne, chłonne i bardziej przyjazne naturze. Jednak od jakiegoś czasu zastanawiam się nad zmianą.. póki co w zapasach mam jeszcze dwa opakowania.. ale w nowościach września powinno się już pojawić coś ciekawego.. nietypowego..i może ciut kontrowersyjnego.. tylko czy zastąpią mi płatki Isana?


SVOJE - HYDROLAT Z CHABRA BŁAWATKA
Uwielbiam zapach bławatka jak i same kwiaty. To kolejny produkt z chabra, który skradł mi serce. Pięknie koił skórę, odświeżał, zmiękczał i delikatnie ją ściągał ale miał wadę.. zdecydowanie za szybko się skończył 😅 



ALPHA-H - LIQUID GOLD
To moje drugie opakowanie, a to już świadczy o tym, że produkt musiał się u mnie genialnie sprawdzać. Ma moc (kwas glikolowy) i nie warto z nim przesadzać, jednak użytkowany odpowiednio potrafi ogarnąć świrującą skórę bardzo szybko. Jedno opakowanie służy mi przez rok więc jego cena w tej perspektywie już tak nie boli.. co więcej jest jej wart! Czy wrócę? Hmm.. na chwilę obecną planuje przerwę, bo moja skora obecnie już tak często nie świruje.. ale niczego nie wykluczam



LIQPHARM - SERUM LIQ Ce Z 15% WITAMINĄ E
Bardzo lubię produkty LiqPharm, ale to chyba, to serum jest moim największym hitem. Ekspresowo koi i goi podrażnioną skórę i przynosi jej ulgę. Efekty widzę już po jednej nocy ale zdarza mi się dodać kropelkę do kremu na dzień. Z wielką przyjemnością wrócę po trzecie opakowanie.. ale czekam również na nową linię marki Boosterów. Chwilowo mam co używać ale powrot jest raczej nieunikniony

 

BE.LOVED - PURE SERUM Z KWASEM HIALURONOWYM
Nie mam pojęcia kiedy się skończyło.. nagle nie byłam w stanie wydobyć ani kropelki! Stanowczo za mała pojemność jak na serum z kwasem hialuronowym.. chyba taka pięciolitrowa kanka byłaby odpowiednia 😅 Recenzja powinna się pojawić w październiku.. będę się starać.. chociaż lista zaległych recenzji raczej rośnie niż maleje


ALKEMIE - MASECZKA GLOW UP!
Jedna z lepszych maseczek jakie miałam. Pięknie odżywia, łagodzi, nawilża, dodaje energii, a przy okazji odświeża i delikatnie złuszcza. Nie mam jej nic do zarzucenia.. jedyne co boli to cena, chociaż w jej przypadku jestem w stanie powiedzieć, że jest jej warta. Z wielką przyjemnością wrócę i mam chęć na inne produkty Alkemie. Już kilka zostało mi poleconych.. trudno się oprzeć pokusie!



CHIC CHIQ - MASECZKA LA NOCE
Maseczki Chic Chiq lubię i lubić będę niezmiennie. Zatem łatwo się domyśleć, że recenzja la Noce będzie równie pochlebna co de la Mer. W dodatku już do mnie dotarł zapas maseczek Chic Chiq.. i chociaż mam co używać i zużywać to jednak na swoich faworytów zawsze znajdę miejsce.

Recenzja: Loading..


CEZANNE - EYE CREAM
Pomimo niewielkiej pojemności okazał się wydajny. Jest gesty i treściwy na skórze pozostawiał powłoczkę ale w pielęgnacji dziennej nie zawsze mi się sprawdzał. Kłócił się z niektórymi podkładami i często wymagał indywidualnego podejścia. Na co dzień raczej się z nim męczyłam, ale wieczorem bywało już lepiej. Tylko co z tego skoro nawet grubsza warstwa nie była w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb skóry? Ostatecznie dodawałam do niego sera lub olejki.. w zasadzie tworzył tylko bazę, chociaż jego ogromnym plusem było to, że nie migrował do oczu. W dodatku nie ważne z czym go wymieszałam.. wciąż siedział na swoim miejscu.


REPUBLIKA MYDŁA - MYDEŁKO LAVENDER LAKE
Od tego mydełka na nowo pokochałam lawendę. Zapach jest śliczny i nie ma nic wspólnego ze sztucznością. Do tego połączenie lawendy w rumiankiem okazało się strzałem w dziesiątkę. Samo mydełko również jest inne niż znane mi do tej pory. Nie wysusza skóry, a podczas kąpieli delikatnie działa jak peeling. Mydełko polubiłam na tyle mocno, że już zaopatrzyłam się w nowe ! Chyba lepszego potwierdzenia nie trzeba.. tym bardziej, że ja jestem z tych co zapachem lawendy w kosmetykach gardzą!



GREEK PRODUKT - NATURALNE MYDŁO OLIWNE
Śmierdziuch i glut.. nie byłam w stanie użyć więcej niż 4 razy. Nienawidzę. Już zeskrobałam z biednej mydelniczki.. bleeeee...



NATURALME - MALINOWY PEELING CUKROWY
Przez chwilę zastanawiałam się czy nie oberwał za bardzo w recenzji.. ale nie 😅 Nie lubiłam go, a myśl o tym aby do niego wrócić sprawia, że w gardle rośnie mi gula. Nie pamiętam abym męczyła się bardziej z jakimś peelingiem. Jego największą wadą jest tłusta i gruba powłoka pozostawiona na skórze. W zasadzie takie rzeczy zaliczam na plus.. ale to już było przegięcie. Jedynym plusem jaki w nim dostrzegłam to fajna formuła, która trzymała się skóry, ale to stanowczo za mało aby zmienić o nim zdanie.



LUSH - NEW CHARITY POT 
Balsam do dłoni i ciała.. niestety trochę przegapiłam jego termin ważności. Dobrałam się do niego za późno, bo na okres wiosenny okazał się zbyt treściwy w pielęgnacji ciała. Używałam głównie do stóp i rąk na noc i tu sprawdzał się genialnie.. ale okazał się przy okazji bardzo wydajny. Dopiero później (w lecie) przypadkiem odkryłam, że w pielęgnacji ciała również jest bardzo przyjemny i skuteczny o ile aplikuję niewielką ilość na wilgotną skórę. Chociaż spotkałam się już z produktami Lush (w zasadzie same maseczki) i zdawałam sobie sprawę z tego, że są to produkty świeże i nie warto lekceważyć ich terminów ważności to jednak w przypadku balsamu nic złego się nie działo. Wykończyłam.. a spotkanie uważam za udane.


LILLI BEAUTY - TARKA DO STÓP
To bardzo fajny produkt.. ale dużo zależy od preferencji. Tarkę Lilli Beauty dorwałam w Rossmannie i początki były genialnie! Ścieranie naskórka na sucho dawało genialne efekty, chociaż wymagało poświęcenia odrobiny więcej czasu. Ostatecznie jednak okazało się, że o wiele bliżej memu sercu leży solidne wymoczenie stópek i sięgnięcie po pumeks Hammam. Od pół roku tarka leży.. i jakoś nie wydaje mi się aby mogła przebić moczenie stópek.. na pewno nie w okresie jesienno-zimowym.


NOBLE HEALTH - MISIE NA ZDROWE WŁOSY
Zmarnowane opakowanie 😢 kupiłam specjalnie dla męża, a on raz wziął, dwa dni nie.. i w sumie więcej nie brał niż brał. Efekty zerowe, bo niby na podstawie czego? Kupiłam mu już kolejne opakowanie i ma się pilnować. U mnie efekty były świetne i bardzo szybko zobaczyłam efekty. Włosy przestały wypadać,  a z czasem pojawił się gąszcz nowych włosków. Jeśli gdziekolwiek przeczytasz, że włosy na długości stały się głębsze, lśniące itd.. to bzdura. Niby jakim cudem? To suplement, który działa na cebulki włosów i to od tego miejsca można zacząć obserwować efekty. To co już wyrosło nie ma szans się poprawić pod względem grubości.. tam mogą pomóc już tylko odżywki, maski i szampony. Stosowanie suplementów zawsze wymaga czasu i to samo dotyczy efektów. Miałam ponownie na okres jesienny sięgnąć po suplement, bo jednak włosy lecą niemiłosiernie ale trafiło do mnie coś zupełnie nowego.



YANKEE CANDLE - FLUFFY TOWELS
Sezon na palenie świec uważam za otwarty! Właśnie dobieram się do moich zapasów włosków więc z pewnością będą pojawiać się recenzje.. ale może bardziej zbiorcze niż pojedyncze? Ostatnio dobrałam się do zapachów, które nie są jeszcze typowo zimowe. Fluffy Towels to zapach świeżego prania. Cóż u mnie pranie pachnie perełkami zapachowymi Lenor 😅 i jest to trochę inny zapach ale Fluffy Towels też jestem w stanie zaliczyć to tych świeżych aromatów. To chyba moje drugie spotkanie z tą wersją zapachową.. na świecę raczej bym się nie zdecydowała.. ale nie mogę mu zarzucić nic złego oprócz tego, że mi się znudził.

To co? Chyba poprawiłam wynik? 😅


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger