września 30, 2017

ZUŻYCIA WRZEŚNIA 2017

ZUŻYCIA WRZEŚNIA 2017

Nie pamiętam września.. w sensie pijana przez cały miesiąc nie chodziłam ale i tak średnio cokolwiek z niego pamiętam. Totalnie nijaki miesiąc.. jakby całkowicie przespany. Chociaż nie.. pamiętam, że była piękna letnia pogoda i nagle z dnia na dzień nastała jesień ale nie żadna piękna złota jesień tylko zimna i ponura. A gdzie okres przejściowy? Gdzie babie lato?.. chociaż nie.. pająki to ja widziałam już w nadmiarze. Nie mam nic do jesieni.. nawet ją lubię ale nie tak od razu i to ze wszystkim co potrafi być w niej depresyjne. Dobrze, że chociaż końcówka miesiąca jest bardziej przyjazna.. tylko co z tego gdy człowiek z gorączką walczy.. do tego zamotany bardziej niż kiedykolwiek i walczy o jasność umysłu, gdy trzeba do toalety pójść 😂

Przynajmniej jakoś to blogowanie mi jeszcze wychodzi.. zatem denko!


BIOPHA - WODA MICELARNA DO SKÓRY WRAŻLIWEJ
Jako płyn do demakijażu pierwszej warstwy spisywał się całkiem dobrze.. zmywał. Jeśli jednak przetarłam nim twarz w ciągu dnia dla odświeżenia skory czy po prostu rano, pozostawiał na mojej skórze lepką warstwę, która doprowadzała mnie do szału. Do tego skład wersji Natural odbiega jakościowo od wersji Organic. Nie był najgorszy ale jeśli miałabym wybierać to prędzej wróciłabym do różowego Garniera, który finansowo również wypada o niebo lepiej.



BOOTS BOTANICS - PURIFYING FACE SCRUB ALL BRIGHT
Uhh.. bardzo kiepski peeling do twarzy. Zupełnie nie radził sobie ze złuszczaniem naskórka i to w najmniejszym stopniu. W zasadzie nie jestem w stanie przypisać mu jakichkolwiek właściwości pielęgnacyjnych. Jakimś cudem udało mi się go zużyć.. a trwało to siedem miesięcy. Peeling absolutnie nie był wydajny, te siedem miesięcy to wyłącznie okres męki i niechęci.



PURE SKIN FOOD - TONIK NAWILŻAJĄCY RUMIANEK
Bardzo przyjemny produkt, który koi skórę, tonizuje, odświeża, a także pomaga przy podrażnieniach. Fajnie sprawdzał się w duecie z olejkiem z tej samej firmy. Mam jednak pewne wątpliwości czy jest wart swoje ceny.. w końcu na rynku hydrolatów z rumianku znajdziemy naprawdę dużo i to w znacznie niższej cenie. Sprawdzę, bo jednak już nieraz przekonałam się, że hydrolaty równe sobie nie są 😉



LUSH - ŚWIEŻE MASECZKI: DON'T LOOK AT ME, CATASTROPHE COSMETICS, ROSY CHEEKS
To już wszystkie.. nic nie zostało. Zabawa fajna ale chyba głównie jedna z maseczek pozostała mi w głowie na tyle, że bardzo chętnie bym do niej wróciła. Dwie kolejne miło wspominam, dwie były przeciętne, a jedna spowodowała katastrofę. Z tej trójki najlepsza okazała się Catastrophe Cosmetics. Bardzo się cieszę z możliwości przetestowania za co ponownie dziękuję Marice 😘 Moje wielkie chciejstwo marką Lush na chwilę obecną zostało zaspokojone. W użyciu mam również czyścik Aqua Marina ale spokojnie.. bez stresu.. bez napinki.. na recenzję w październiku chyba szansy nie ma 😜



ISANA - PŁATKI KOSMETYCZNE BIO
Jestem zaskoczona tym, że jakiekolwiek płatki kosmetyczne wywarły na mnie tak dobre wrażenie. Zdecydowanie płatki Isana w wersji Bio, czyli nie bielone chemicznie należą do moich ulubionych. Są bardzo delikatne dla skóry oczu. Uważam, że mogłyby uratować niejeden przeciętny płyn do demakijażu. Polecam chociaż raz je sprawdzić.. ale jakbyś zapomniała to z całą pewnością jeszcze Ci o nich przypomnę 😉


ALLEGRO - SZMATKA MUŚLINOWA
Ze szmatkami z muśliny jest u mnie tak jak ze skarpetkami. Wrzucę do pralki cztery, a wyciągnę trzy 😂 Z dziesięciu szmatek muślinowych, które jakiś czas temu kupiłam na allegro została mi tylko jedna. Ciężko jest mi już ją doprać.. znęcałam się nad nią wystarczająco długo.. pora na wymianę.
Swoją drogą mogę je polecić z czystym sumieniem szczególnie jeśli do oczyszczania używasz olejków lub balsamów. Szmatki muślinowe w mojej opinii są lepsze niż ręczniczki czy inne tego typu ściereczki np. bambusowe czy z mikrofibry. Przy regularnym stosowaniu całkowicie wyprą peeling z pielęgnacji. Dobrze sprawdzą się te z allegro za 5 zł ale jedne z lepszych znajdziesz w The Body Shop.


CALYPSO - GĄBKA CELULOZOWA
Uwielbiam te gąbki, są niezastąpione! Genialnie sprawdzają się przy ściąganiu maseczek i tak głównie ich używam. Sprawdzałam również w tym celu gąbki Konjac ale było mi ich szkoda.. tak.. skąpiradło kosmetyczne to ja 😂 Do tego celulozowe finansowo wychodzą znacznie taniej i z ostatniego przeglądu kosmetycznych zapasów wynika, że będę musiała się w nie ponownie zaopatrzyć. 

ALLEGRO - MASECZKI SKOMPRESOWANE
Uwielbiam je. To tylko baza ale sprawdzają się fenomenalnie. Warto chociaż raz je przetestować na sobie i nie martw się, że nie masz czym ich nasączyć, bo masz! Wystarczy chociażby tonik lub hydrolat. Niby banalnie proste, a efekty lepsze od niejednej drogeryjnej maseczki czy wielbionych maseczek azjatyckich w płacie. Polecałam.. polecam.. i wciąż będę polecać.


GREEN PEOPLE - SOFT BUFF SKIN EXFOLIATOR
Bardzo fajny peeling! Spisał się świetnie! Próbka rozbudziła chęć zakupu pełnowymiarowego opakowania.. ale listę peelingów do sprawdzenia już mam. Mimo to kusi i to bardzo. Jest to rozświetlający emzymatyczny peeling, który łagodnie ale skutecznie złuszcza to co trzeba.

GREEN PEOPLE - VITA MIN FIX 24-HOUR CREAM
Witaminowy nawilżający krem do twarzy również rozbudził we mnie chciejstwo. Faktycznie ładnie nawilża skórę, a przy tym nie pozostawia tłustej warstwy. Przeznaczony do cery normalnej i  suchej ale nawet na mojej mieszanej spisał się bardzo dobrze. To również świetny krem pod makijaż. Zdecydowanie w produktach Green People będę chciała poszperać.

YUNIFANG - ESENCJA
W opakowaniu maseczek Yunifang, które jakiś czas temu mi się skończyły znalazłam próbkę essencji. Wykorzystałam ją wraz bawełnianą maseczką. Cudownie ukoiła skórę. Do masek Yunifang strasznie mnie ciągnie i bardzo za nimi tęsknię.

DERMEDIC - NORMACNE KREM REGULUJĄCO-OCZYSZCZAJĄCY NA NOC 
Dawno temu kupowałam produkty Dermedic i w miarę byłam z nich zadowolona.. na początku. Im dłużej używałam tych produktów tym moja skóra miała się gorzej. W składach często pojawiały się składniki, które na dłuższą metę mnie zapychały i powodowały pogorszenie stanu skóry.. ale początki oczywiście były zawsze całkiem fajne. Dlatego też podjęłam próbę z próbką, bo miałam ku temu powody. Stan mojej skóry pogorszył się po maseczce Love Lettuce i nie chciał się poprawić nawet przy moich sprawdzonych sposobach. Normacne stosowałam na noc przez 2-3 dni z rzędu.. i też nic nie pomogło.. skóra co najwyżej została podsuszona. To tylko potwierdza, że tego typu kosmetyki bardziej szkodzą mojej skórze niż pomagają.

OILLAN - BIOAKTYWNY KREM BARIEROWY
Każda z próbek wystarczyłam mi na 2-3 użycia. Stosowałam zarówno na twarz jak i na szyję oraz dekolt. Krem jest bezzapachowy, lekki, szybko się wchłania. W zasadzie wcale go nie czuć. Skóra czuję się pod nim komfortowo. Nie szkodzi jej, nie zapycha choć taki test należałoby wykonać w znacznie dłuższym okresie czasu. Nie zachwycił mnie ale też nie mogę o nim niczego złego powiedzieć.

LAVERA - SERUM INTENSYWNIE NAWILŻAJĄCE Z ALGAMI I KWASEM HIALURONOWYM
Niewielka próbka ale bardzo fajna. Delikatne w konsystencji serum sprawdza się rewelacyjnie pod maseczkę tonikową czy pod krem. Nawet w wersji solo spisuje się całkiem dobrze. Kwas hialuronowy w moje pielęgnacji po prostu musi być! Bardzo chętnie sprawdziłabym na sobie pełnowymiarowy produkt.

AVEBIO - AMBROZJA NAWILŻAJĄCA
Kolejny nawilżacz i również bardzo fajny produkt. Podobnie jak poprzednik sprawdził się fajnie pod maseczką tonikową czy krem. Minimalnie i z niewiadomych przyczyn ciągnie mnie do niego minimalnie bardziej niż do serum z Lavery. Na szczęście mam jeszcze czas, bo w użyciu i zapasach wciąż mam mój hit, czyli Hydraluron.

MAKE ME BIO - OLEJEK DO PIELĘGNACJI TWARZY I DEMAKIJAŻU
Trochę poczułam się rozczarowana. Od Make Me Bio oczekiwałam więcej ale podobnie jak to było w przypadku kremu i maseczki, olejek też okazał się.. poprawny. Nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, a jego oryginalne opakowanie jest tak niepraktyczne, że całkowicie mnie zniechęca jego zakup.

BALEA - WODA MICELARNA
Delikatny płyn micelarny, który miał problemy ze zmyciem tuszu z rzęs. Nie był najgorszy ale jednak z tego co widzę pielęgnacja marki Balea raczej nie ma mi nic ciekawego do zaoferowania.


SEPHORA - ODŻYWCZY BALSAM DO CIAŁA CYTRYNOWA WERBENA 30zł
Bardzo polubiłam się z tym balsamem głównie z uwagi na zapach soczystej werbeny, który szczególnie latem uwielbiam. Używałam na raty, bo jednak takich zapachów w produktach kosmetycznych za wiele nie jest. Na szczęście znalazłam jego zamiennik i to z nieporównywanie lepszym składem, a także zapachem! Już za balsamem nie tęsknię.. nie brakuje mi go.. nie pamiętam zapachu.. a przecież był ulubieńcem 😇



INTIMEA - EMULSJA DO HIGIENY INTYMNEJ
Wiem, że kilka osób ten produkt sobie chwali ale u mnie okazał się całkowitym bublem.. a już szczególnie przy higienie intymnej. Przy tradycyjnym stosowaniu wysuszał i podrażniał mi skórę. Udało mi się płyn zużyć do mycia włosów (kwas mlekowy fajnie działa na włosy stosowany od czasu do czasu), do kąpieli oraz mycia pędzli i gąbek do makijażu, a to wszystko zajęło mi.. rok.


NIVEA - OLEJEK W BALSAMIE KWIAT WIŚNI I OLEJEK JOJOBA
Zapach przyjemny choć spodziewałam się czegoś więcej. Dla mnie pachnie jak ładny płyn do płukania tkanin.. czyli ładnie.. ale jednak coś tu mi nie gra. Zapach ulatnia się stosunkowo szybko. Konsystencja lekkiego balsamu, który ekspresowo się wchłania w skórę. Skóra faktycznie wydaje się być nawilżona bez uczucia jakiejkolwiek warstwy. Produkt ciekawy i przyjemny. Myślę, że zdobędzie swoje grono wielbicielek ale ja raczej wliczać się nie będę.

OILLAN - BIOAKTYWNA EMULSJA DO MYCIA I KĄPIELI ORAZ PŁYN DO MYCIA I KĄPIELI 2W1
Z racji, że wanny nie posiadam stosowałam po prysznicu na wilgotną skórę. Jedna saszetka wystarczyła mi na jedno użycie i to wcale sobie nie żałując. Po rozprowadzeniu produktu na skórze zajmowałam się pielęgnacją stóp, a następnie emulsję spłukiwałam. Skóra od razu była jedwabiście gładka. Po jej osuszeniu ręcznikiem również efekt był wyczuwalny ale w dużo mniejszym stopniu. Z czasem skóra przestała czuć się komfortowo. W moim przypadku ten produkt jest całkowicie zbędny ale z drugiej strony przeznaczony jest dla maluszków, a nie kobiet z trojką z przodu.

OILLAN - MLECZKO NAWILŻAJĄCE
Bezzapachowe mleczko, które pozostawia skórę nawilżoną ale bez jakiegokolwiek natłuszczenia. Bardzo komfortowe dla skóry. W okresie letnim mogłoby się sprawdzić jednak z uwagi na Myristyl Myristate w składzie wolałam unikać nakładania go w miejscach podatnych na zapychanie tj. ramiona, dekolt itp. Już wielokrotnie przekonałam się, że te składnik przy systematycznym używaniu zapycha moją skórę. Szczególnie unikam go w produktach do twarzy.

OILLAN - DERMATOLOGICZNY BALSAM NAWILŻAJĄCO-NATŁUSZCZAJĄCY Z 10% MOCZNIKIEM
Faktycznie nawilżał i natłuszczał skórę ale przy próbce trudno mi było stwierdzić faktyczny wpływ mocznika na skórę. Produkt pozbawiony jest zapachu, a warstwę którą zostawia na skórze wydaje się jakby lekko tempa. Jeśli już mam możliwość wyboru to prędzej sięgnęłabym po naturalne masło do ciała lub balsam.. po prostu mam z nich więcej przyjemności.


NOBLE HEALTH - MISIE NA ZDROWE WŁOSY
Okropny smak żelków warto przeboleć, bo z każdym kolejnym dniem smakują lepiej.. w sensie bardziej neutralnie. Początkowo mocno mnie to zraziło ale wytrwałam, a efekty tego zaprocentowały. Mimo wszystko muszę przyznać, że żelki mnie zaskoczyły. Nieco z niedowierzaniem do nich podchodziłam.. żelki ? na włosy? serio? Coś mnie podkusiło aby sprawdzić zawartość witamin w porównaniu do mojego niezawodnego suplementu Gelacet Plus.. miśki okazały się poniekąd lepsze. Zdębiałam.. i zamówiłam. Jeśli nie widziałaś efektów po kuracji to wstydź się.. lektura obowiązkowa do nadrobienia poniżej.



BEAUTY MARRAKECH - SZAMPON ZIOŁOWY
Do ziołowych szamponów podchodzę ostrożnie, bo z ich zapachami bywa różnie. Ten pachniał wyjątkowo sympatycznie i wcale nie drażnił mi nosa. Poziom piany bardzo satysfakcjonujący, włosy porządnie oczyszczone ale następnego dnia zaczęła swędzieć mnie skóra głowy. Sprawdziłam skład i znalazłam w nim CAPB, czyli Cocamidopropyl Beatina jako główny detergent. Niestety moja skóra głowy zupełnie go nie toleruje. Resztę zużyłam jako pierwsze mycie, a drugie koniecznie z innym szamponem. Ubolewam nad moją marną tolerancją.


ORGANIC GARDEN BY STARA MYDLARNIA - PEELING DO SKÓRY GŁOWY, KURACJA OCZYSZCZAJĄCA
Jeden z fajniejszych peelingów do skóry głowy, do tego dostępny stacjonarnie w drogerii Natura. Skład mógłby być nieco lepszy ale poza tym nie mam co do niego żadnych zastrzeżeń. Fajnie oczyszczał, odświeżał, chłodził i unosił włosy u nasady. Po prostu dobry.  Ciekawi mnie druga wersja tego peelingu ale na chwilę obecną mam nico inne plany.



TANGLE TEEZER - SZCZOTKA DO WŁOSÓW WERSJA ORYGINAL
Mam serdecznie dość przekładania jej z miejsca na miejsce. Od kiedy mam The Wet Brush moja oryginalna wersja przestała istnieć. Zrobiłam do niej ostatnio kilka podejść aby upewnić się czy dobrze robię.. zdecydowanie dobrze! Mam grube i gęste włosy ze szczotką The Wet Brush ich rozczesanie trwa chwilę, bo łapie włosy na całej ich grubości.. z TT musiałam zawsze dzielić włosy na pasma. Do tego moja skóra głowy z TT się nie lubiła.. tak samo końce włosów. Pa Pa!
Żeby nie było.. wciąż mam wersję kompaktową TT, której używam i noszę w torebce.


CATRICE - LIQUID CAMOUFLAGE KOREKTOR W ODCIENIU 010 PORCELLAIN
Rozumiem w pełni zachwyty nad tym korektorem. Oddać mu trzeba pokłon za zdolność krycia i trwałość. Kupiłam go z myślą o okolicach oczu ale zupełnie się nie sprawdził: wysuszał i zbierał się mimo prób utrwalenia. W znaczącej większości zużyłam go z podkładem Too Faced, który ratował pod względem trwałości. Resztki zużyłam jako bazę pod cienie i dzięki temu moja opinia na jego temat znacznie się ociepliła. W tej dziedzinie spisywał się całkiem dobrze, ładnie podbijał kolor cieni i utrzymywał je w miejscu. Powrotu nie planuję. Za to duży plus przyznaję za bardzo dobrej jakości opakowanie z którego nic się nie ścierało.. o wiele droższe firmy mogą brać przykład.

Link do recenzji: Catrice - Liquid Camouflage



100% PURE - KREM TONUJĄCY W ODCIENIU SAND
Bardzo ucieszyła mnie ta próbka dołączona do zakupów. Mój kremowy podkład ze 100% Pure również ma odcień Sand.. ale różnica między nimi jest naprawdę spora. Szkoda, że producent nie dba o to aby poszczególne produkty miały takie same bądź bardzo zbliżone do siebie odcienie, bo wówczas zakupy byłyby znacznie ułatwione. Na szczęście sklep Plants for Beauty prowadzi sprzedaż próbek więc warto filować i z tej opcji korzystać. Co do samego kremu tonującego: nieco dziwna konsystencja.. jakby wodnisto-oleista, początkowo może sprawiać problem z rozprowadzeniem ale wystarczy dobrze rozetrzeć pędzlem typu flat-top cienką warstwę. Daje efekt drugiej skóry ale także delikatne krycie. Dla mnie odcień Sand w tym przypadku jest o 3-5 tonów za ciemny. Myślę jednak, że to może być ciekawa opcja dla cer suchych i normalnych, które nie mają większych problemów.


HUGO BOSS - PERFUMY FEMME
Delikatne i dziewczęce. To zdecydowanie opcja dla kogoś młodego z niepoprawną duszą romantyczni. Kiedyś bardzo je lubiłam ale obecnie całkowicie do mnie nie pasuje.. wręcz stały się nijaki. Być może mi się znudziły, przejadły, a może zmienił mi się gust zapachowy. We wrześniu dobrałam się im do tyła.. używałam codzienne. Niestety producentowi brakuje kilku klepek. Denko opakowania jest wypukłe, a koniec rurki atomizera opiera się w najwyższym punkcie soczewkowego kształtu. Nie ma takiej możliwości aby zużyć perfumy do końca, bo spora część rozlewa się wokół. Ile ja się umęczyłam aby cokolwiek przelać do małego atomizera.. ile razy sobie ręce zalała.. ile razy w oko sobie psiknęłam.. na koniec wszystkim co udało się wydobyć cieszyła się podłoga w kuchni. Brawo.

Link do recenzji: Hugo Boss - Femme


KATE MOSS - VINTAGE
Zapach sam w sobie ciekawy. Zdecydowanie należy do tych intensywnych i mało subtelnych, choć oryginalnych. Jest słodki, nieco ciężki i zupełnie nie w moich klimatach. Zużyłam szybciorem póki nastała chłodniejsza aura. Na szczęście trwałością nie grzeszył.

MASSOIA SECRETS - ESSENTIELLE VANILLE
Pojęcia nie mam skąd mam próbkę, a w sklepach tych perfum nigdzie nie widzę. Zapach to bardzo mocna, ciepła i otulająca wanilia. Są słodkie i nieco duszące, a ich trwałość jest całkiem imponująca. Zdecydowanie na wieczór i raczej dla nieco starszej osoby.


Z czystej ciekawości podsumowałam finansowo denko. Jego koszt pomijając wszelkie próbki i licząc ceny bez zniżek to około 407 zł. Wbrew pozorom to wcale nie jest dużo, bo największe obciążenie stanowią tu perfumy, które używałam 3-4 lata. Skupiłam się również głównie na zużyciu próbek. Naprawdę zużycia z tego miesiąca uważam za przeciętne jak na moje możliwości.. aż boję się podliczyć poprzednie denka.. może lepiej nie będę o tym myśleć 😂 Swoją drogą jestem ciekawa jak to wygląda w Twoim przypadku. 


września 28, 2017

ORGANIQUE - ETERNAL GOLD, CZYLI SKÓRA PEŁNA BLASKU

ORGANIQUE - ETERNAL GOLD, CZYLI SKÓRA PEŁNA BLASKU

Balsam do ciała Eternal Gold to z pewnością nie jest typowy produkt do pielęgnacji. Poza funkcją pielęgnacyjną ma sprawiać, że nasza skóra będzie wyglądać lepiej, piękniej i młodziej, a wszystko za sprawą drobinek złota, które ją rozświetlą. Taki produkt to idealna opcja na większe wyjścia, gdy chcemy aby nasza skóra wyglądała wyjątkowo i waśnie w tym celu Eternal Gold miał mi służyć.  


Od producenta:
Nowoczesny, ekskluzywny balsam do ciała o wielokierunkowym działaniu odmładzającym. Jego właściwości oparte zostały na unikalnej, lekkiej formule i wyselekcjonowanych, naturalnych składnikach aktywnych. Dzięki zastosowaniu czynnego wyciągu z szałwii muszkatołowej (Xeradinu) głęboko i długotrwale nawilża skórę, tworząc na jej powierzchni tzw. "wodny kompres". Szlachetne złoto w formie nanocząsteczek spowalnia degradację włókien kolagenowych, wzmacnia strukturę skóry i redukuje przebarwienia. Bogate w witaminy i mikroelementy wyciągi owocowe dodają skórze witalności i blasku. Staje się ona jedwabiście gładka, jędrna i sprężysta. Luksusowy aromat linii Eternal Gold oraz delikatnie rozświetlające złote drobinki otulają ciało aurą wyjątkowych doznań.

Składniki aktywne: wyciąg z szałwii muszkatołowej (Xaredin), koloidalne złoto, mix wyciągów owocowych (maliny, truskawki, kiwi, jabłka, brzoskwini, papai, ogórka).


Produkt mieszka sobie w estetycznym słoiczku. Bardzo dobrze, że producent go nie schował za barwnymi ściankami opakowania, bo sam w sobie jest po prostu ładny. Lekko brzoskwiniowy odcień balsamu migocze do nas drobinkami złota. Nawet podczas używania nie osiada nieestetycznie na ściankach tylko trzyma się w lekkiej bryłce. Jego konsystencja jest niemal żelowa i lekka jak chmurka, a zapach przypominający luksusowe perfumy, które do gustu przypaść powinny każdemu.


Naprawdę polubiłam ten produkt za to jak cudowny efekt daje na mojej skórze. Drobinki nie są nachalne chociaż muszę przyznać, że wolałabym aby były jeszcze drobniejsze. Jednak nawet w słońcu nie biją po oczach lecz dość subtelne migoczą. Skóra wyraźnie jest rozjaśniona i gładsza, a od nas bije blask.. blask zajebistości 😂 (wybacz nie mogłam się powstrzymać). Niby tylko produkt do ciał, a sprawił, że jeszcze bardziej pokochałam w letni okresie sukienki. To taki dodatek, który sprawia, że czujesz się piękniej i pewniej.. to jak Twoje ulubione perfumy nałożone na wyjątkową okazję.


Skład (INCI): Water (Aqua), Caprylic / Capric Triglyceride, Sodium Polyacrylate, C13-14 Isoparaffin, Trideceth+6, Gold (Nano), Propanediol, Glicerin, Salvia Sclarea Clary Extarat, Propylene Glycol, Rubus Idaeus (Raspberry) Fruit Extarat, Fgragaria Vesca (Strawberry) Fruit Extract, Actinidia Chinensis (Kiwi) Fruit Extract, Pyrus Malus (Apple) Fruit Extract, Prunus Persica (Peach) Fruit Extract, Carica Papaya (Papaya) Friut Extract, Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract, Triethanolamine, Acrylates / C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Parfum, Citral, Benzyl Salicylate, Coumarin, Linalool, Citronellol, Limonene, Alpha-Isomethy; Ionone, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Synthetic Fluorphlogopite, Titanium Dioxide, Iron Oxide.

Producent zapewniał o wyselekcjonowanych naturalnych składnikach, które jak najbardziej są, mamy tu: ekstrakt z szałwii musztardowej, ekstrakt z maliny, ekstrakt z kiwi, ekstrakt z jabłka, ekstrakt z owoców brzoskwini, ekstrakt z papai, ekstrakt z ogórka. Niestety reszta składu już wcale nie jest taka przyjemna. W większości są po składniki syntetyczne, a niektóre z nich pochodzą z przetworzenia ropy naftowej.



To bardzo przyjemny produkt, który pięknie rozświetla skórę i przyjemnie pachnie. Jego noszenie w okresie letnim sprawiało mi ogromną przyjemność chociaż wolałabym aby jego właściwości pielęgnacyjne były o wiele bardziej odczuwalne. Z tego też względu nie widzę w nim innych funkcji niż te estetyczne. Nie widzę też większego sensu w stosowaniu go przez cały rok, a jedynie w okresie letnim. Aplikacja na skórę, a potem zakrywanie jej spodniami i ciepłym swetrem mija się dla mnie z sensem. Gdyby produkt miał dodatkowo właściwości nawilżające lub odżywcze być może miałoby to dla mnie większy sens. Rozważałam również używanie go w pielęgnacji włosów aby dodać im więcej słonecznego blasku ale taki produkt specjalnie dedykowany włosom już mam więc Eternal Gold wciąż tego spotkania nie uświadczył.. i chyba już tak zostanie. Chociaż jego używanie to czysta przyjemność to nie planuję więcej do niego wracać. Znalazłam o wiele ciekawsze zamienniki takie jak:




i każdy z nich ma cudowny naturalny skład!

Lubisz tego typu produkty?
Może uważasz, że są całkowicie zbędne?


września 25, 2017

WILLOW ORGANICS - FRUITY SUGAR SCRUB, CZYLI OWOCOWY PEELING DO CIAŁA

WILLOW ORGANICS - FRUITY SUGAR SCRUB, CZYLI OWOCOWY PEELING DO CIAŁA


Willow Organics to bardzo młoda manufaktura, której autorkę możesz poznać bliżej poprzez blog Porcelanowe Włosy. Aktualnie w ofercie znajdziesz Fruity Mousse czyli balsam do twarzy i ciała, Yellow Rose Buds olejek do ciała oraz dzisiejszego bohatera czyli peeling do ciała Fruity Sugar Scrub. Przez lata byłam ogromną fanką peelingów na bazie cukru, a ostatnio moje serce podbiły peelingi kawowe. W związku z czym Fruity Sugar Scrub wcale nie miał ze mną łatwo.


Od producenta:
Peeling do ciała na bazie brązowego cukru trzcinowego z wyspy Reunion. Dokładnie złuszcza martwy naskórek, pozostawiając skórę gładką i dobrze nawilżoną. Olejek z owoców werbeny egzotycznej nadaje mu energetyzujący i relaksujący zapach. Stosować raz w tygodniu, na oczyszczone i zwilżone wodą ciało.


Opakowanie jest bardzo schludne i estetyczne. Z pewnością przypadną do gustu każdej minimalistce.. ja je uwielbiam. Dla jednych szkło w łazience może być kiepskim rozwiązaniem ale z mojej perspektywy to zawsze jest zaleta. Jeśli mam wybór to zawsze wolę szklane opakowania. Być może nie są najszczęśliwszym rozwiązaniem jeśli chodzi o podróże ale ja na wakacje kilka razy w roku nie jeżdżę, a jeśli już to staram się duże pojemności kosmetyków przenosić w małe pojemniczki podróżne. O wiele bardziej w tym przypadku cenię sobie higieniczność oraz estetykę opakowania od początku do końca użytkowania produktu. Dodatkowo ciężki szklany słoik z czarną pokrywką z całą pewnością znajdzie u mnie drugie życie.


Po otwarciu słoika bardzo zaskoczyła mnie konsystencja peelingu. Jest on niezwykle mocno zbity. Moja niezawodna szpatułka wbita w peeling na pół centymetra stała na baczność. To już dało mi podstawę do tego aby uznać peeling za wydajny i ani trochę się nie pomyliłam. Peeling mogę określić jako cukrowy nasączony olejkami, a nie jako olejki z dodatkiem cukru. To robi naprawdę sporą różnicę. 

Zapach peelingu to prawdziwa eksplozja cytrusów. Już niejednokrotnie powtarzałam (w tym miesiącu), że zapach werbeny w kosmetykach bardzo lubię.. no dobra.. uwielbiam. Obecnie już skończyłam balsam do ciała Sephora o zapachu werbeny i od momentu gdy dotarły do mnie produkty Willow zaczęłam się z nim męczyć. Różnica między tymi zapachami jest taka jak przy zapachu wody z perfumami Chanel No. 5. Wąchając najpierw peeling Willow, a następnie balsam Sephory.. zapachu Sephory wcale nie wyczuwam. Kolosalna różnica!.. a przecież balsam Sephory naprawdę lubiłam i to głównie za jego zapach.


Jeśli zależy ci najbardziej na solidnym i mocnym złuszczaniu skóry to zdecydowanie najlepszą opcją są rękawice Kessa czy peelingi na bazie kawy. Peelingi cukrowe są dość specyficzne i w mojej ocenie trudno nazwać je mocnym zdzierakiem. Warto je stosować na skórę etapami, czyli najpierw przedramię, łydka.. prawa, lewa.. brzuch itd. Każdej partii ciała należy poświęcić oddzielny czas, bo cukier w kontakcie z wodą i wykonywanym masażem ulega rozpuszczeniu. To charakterystyczna cecha cukrowych peelingów do których przez lata miałam słabość i wciąż je uwielbiam.

W przypadku peelingu Willow jest podobnie. To bardzo przyjemny zdzierak, który zrobi to co powinien o ile zastosujemy go partiami ale przy tym nie zrobi naszej skórze krzywdy. Jest jednak coś co go wyróżnia..

Ogrom olejków jest tu powalający. Po spłukaniu skóra jest tłusta, a woda z niej niemal spływa. Jednak bez obaw, bo ciało bardzo chętnie te olejki przyjmuje. Zawsze przy stosowaniu tego typu peelingów po ich użyciu zajmuję się pielęgnacją stóp. W tym czasie dobroczynne olejki działają na skórę, a po opłukaniu ciała wodą wystarczy delikatne osuszenie ręcznikiem i możesz zakładać ubranie czy też piżamkę. Nic się nie lepi, nie klei, nie jest tłuste.. za to zapach na skórze wciąż pozostaje bardzo dobrze wyczuwalny. Dla mnie to prawdziwy relaks i ukojenie zmysłów.. powtórzę się.. uwielbiam zapach werbeny. W przypadku peelingu aromat towarzyszy mi dłużej niż ma to miejsce przy wodzie toaletowej Yves Rocher Werbena czy balsamie do ciała z Sephory Cytrynowa Werbena. To dość niezwykłe, bo to jednak peeling, chociaż tu dostajemy w jednym produkcie złuszczenie i nawilżenie skóry.


Skład (INCI): Sucrose, Mangifera Indica Seed Butter (masło mango), Butyrospermum Parkii Butter (maslo Shea), Carthamus Tinctorius Seed Oil (olej z krokosza barwierskiego), Prunus Armeniaca Kernel Oil (olej z pestek moreli), Tocopherol (witamina E), Litsea Cubeba Fruit Oil (olejek z werbeny egzotycznej), Copaifera Officinalis Resin (balsam Copaiba), Linalool*, Limonene*, Citral*, Citronellol*, Geraniol*.
*naturalne składniki olejku eterycznego

Być może mi się tylko wydaje ale widzę tu upodobanie autorki do masła mango. Jakiś czas temu otrzymałam od Mariki Balsam do ust o zapachu mango, który spisał się u mnie rewelacyjnie. Na tyle rewelacyjnie, że wylądował w ulubieńcach miesiąca. W przypadku peelingu to właśnie masło mango widnieje na drugim miejscu zaraz po brązowym cukrze trzcinowym. Najczęściej prym wiedzie masło Shea.. ale nie tutaj. Masło mango posiada podobna strukturę i zastosowanie do masła kakaowego i shea. Jednak mango jest naturalnym filtrem przeciwsłonecznym. Posiada właściwości regenerujące i nawilżające skórę. Sprawdza się również przy skórach dotkniętych zmianami łuszczycowymi czy egzemą. Co więcej masło to może być stosowane jako środek powierzchniowo czynny. W składzie znajdziemy również dobrze znane masło Shea. Ciekawostką jest tu olej z krokosza barwierskiego. To bardzo wartościowy ale i łagodny olej zalecany w przypadku problemów skórnych takich jak: zmarszczki, zwiotczała skóra, trądzik. Olej ten zupełnie nie ma właściwości komedogennych czyli nie zatyka porów skóry. Za to ładnie nawilża skórę i ją chroni dzięki zawartości witaminy E. Następny w kolejności składnik jest uznawany za najbogatszy olej roślinny w nienasycone kwasy tłuszczowe, a jest nim olej z pestek moreli. Ma lekką teksturę i szybko się wchłania. Odbudowuje i chroni barierę skórną, zmiękcza, wygładza oraz pomaga utrzymać prawidłowe nawilżenie skóry. Witaminę E znajdziemy obecnie niemal we wszystkich produktach, to tak powszechnie stosowany składnik, że jego obecność już nie zaskakuje ale jej brak wręcz może mocno zaskoczyć. Nic dziwnego, bo witamina E ma sile działanie antyoksydacyjne, ujędrniające i odżywcze. Wzmacnia skórę i poprawia jej ukrwienie. Następnie coś co bardzo lubię, czyli olejek z werbeny egzotycznej. Dla mnie może pełnić wyłącznie funkcję zapachową ale jego działanie na skórę również jest nieocenione. Werbena wspaniale koi i łagodzi podrażnienia oraz stany zapalne, działa odświeżająco, tonizuje skórę oraz delikatnie pomaga jej w oczyszczaniu. Stosowana od lat w leczeniu bólów głowy, migreny, a nawet depresji. Na koniec totalne zaskoczenie Copaifera Officinalis Resin, czyli balsam Copaiba inaczej nazywany balsamem Jezuitów. Dla mnie to totalne zaskoczenie, bo nigdy wcześniej o tym składniku nie słyszałam. (Marika! Skąd Ty bierzesz takie rzeczy?! 😂) Balsam działa odkażająco przez co idealnie sprawdzi się po goleniu czy depilacji. Poprawia krążenie limfy w organizmie i utrwala zapach produktów. Działa również przeciwbakteryjnie i przeciwgrzybiczo. Świetnie sprawdzi się przy cerach ze stanem zapalnym, podrażnionych i z trądzikiem. Pozostałe składniki to wyłącznie substancje będące naturalnym składnikiem zastosowanych uprzednio składników. Przykładowo masło mango zawiera 35-50% kwasu oleinowego, 5-8% kwasu palmitynowego, 4-8% linolowego i 33-48% kwasu stearynowego. Za to olej z nasion krokosza barwierskiego około 70% kwasu linolowego. Natomiast Komisja Europejska wymaga od producentów umieszczenia informacji w składzie o zawartości substancji zapachowych nawet jeśli są one nieodłącznym elementem naturalnego składnika.


Na ogół pod prysznic nie zabieram ze sobą peelingów do ciała, a wszystko w obawie przed dostaniem się do środka wilgoci, która w krótkim czasie potrafi produkt zepsuć. Peelingi z opakowań zawsze wydobywam przy użyciu łyżeczki lub szpatułki.. nigdy mokrej dłoni. Najczęściej odpowiednią porcję przygotowuję sobie jeszcze przed prysznicem odkładając do szklanki. Tak.. można uznać, że przesadzam. Jednak nie mam wanny, a jedynie prysznic pod którym wszystko zawsze jest mokre. To tak jakbyś do wanny z wodą wrzuciła wszystkie produkty, których zamierzasz użyć. Założę się, że tego nie robisz. Peeling Willow zaprosiłam jednak pod prysznic aby sprawdzić jak etykieta poradzi sobie tak trudnych warunkach, bo jednak lubię gdy opakowania kosmetyków od początku do końca wyglądają estetycznie.


Etykieta ani drgnęła. Po miesiącu użytkowania opakowanie wciąż wygląda nienagannie i estetycznie co bardzo cieszy moje oczy. Od momentu gdy produkt trafił w moje ręce do dzisiaj w użyciu był 7-8 razy. Jak na pojemność 120g i użytkowania na całym ciele (do tego w opakowaniu wciąż znajduje się produkt) uważam to za całkiem dobry rezultat wydajnościowy.

Jednak w przypadku tego peelingu czuję się z lekka zażenowana.. mam wrażenie, że na niego nie zasługuję 😂 Moja kondycja fizyczna przez ostatnio rok mocno podupadła.. i weź człowieku uracz takim produktem tyłek, który na to nie zasługuje. Tak. Peeling poniekąd namówił mnie do powrotu do aktywności fizycznej. Po ćwiczeniach i kąpieli z Willow mam podwójną satysfakcję, a sam zapach wprowadza mnie w dobry humor. Nie da się ukryć, że skład peelingu został bardzo dobrze przemyślany. Tu wszystko jest na swoim miejscu. Peeling na najwyższym poziomie dba nie tylko o skórę ale również o zmysły. Bardzo udany produkt! Brawo!

Ehh.. aż mi się łezka w oku zakręciła. Naprawdę się wzruszyłam..
Zdecydowanie mój ulubiony peeling cukrowy do tego o cudownym zapachu werbeny osłodzonej morelą. Miodzio!

Mały trik! Aby peeling cukrowy był bardziej wydajny i dłużej ścierał naskórek zmocz skórę wodę, a jej nadmiar ściągnij dłonią. Im mniej wody na skórze tym kryształki cukru będą się wolniej rozpuszczać co przełoży się na wydajność produktu.. dotyczy to wszystkich peelingów cukrowych 😉

Zapraszam również do poznania opinii Moniki z bloga Mama z różową torebką oraz Anny z bloga Co kręci Anulę.

Mama z różową torebką - Fruity Sugar Scrub - Peeling do ciała

Co kręci Anulę -  Owocowy peeling do ciała Willow Organics


września 22, 2017

PURE SKIN FOOD, CZYLI CZYSTA NATURA W WALCE O PIĘKNĄ SKÓRĘ

PURE SKIN FOOD, CZYLI CZYSTA NATURA W WALCE O PIĘKNĄ SKÓRĘ

Od dawna miałam chęć na przetestowanie w pełni organicznych produktów Pure Skin Food pochodzących z Graz w Austrii. Przemawiały do mnie nie tylko śliczne opakowania utrzymane w minimalistycznych kolorach i grafice ale sama nazwa marki i przede wszystkim składy. Nazwa zdecydowanie oddaje to co znajdziemy w środku czyli całkowicie czyste substancje najwyższej jakości, które będą karmić naszą skórę. Prawda, że brzmi cudownie?  Ale teoria zawsze jest bardzo obiecująca.. liczą się efekty!


Z dostępnego asortymentu Pure Skin Food najbardziej ciekawiły mnie olejki Beauty. Hydrolaty / Toniki również wydawały się ciekawe ale miałam co do nich sporo wątpliwości, czy są mi potrzebne przy moich zapasach. Jednak w sklepie Bioana była bardzo fajna oferta na wszystkie zestawy Pure Skin Food i to przekonało mnie całkowicie. 

Zdecydowałam się na zestaw skomponowany na potrzeby skóry wrażliwej, podrażnionej i skłonnej do alergii. Z mojego punktu widzenia to zawsze najbezpieczniejsze rozwiązanie. W końca każda cera miewa lepsze o gorsze dni. Moja w tych gorszych najczęściej jest podrażniona i wymaga ukojenia oraz łagodnego traktowania. Co jednak nie oznacza, że produkty kupiłam wyłącznie z myślą o takich dniach. Niejednokrotnie moja skóra daje mi znać, że tego całego nawilżania, natłuszczania, przesuszania, oczyszczania jest za dużo dlatego staram się aby moja pielęgnacyjna rutyna opierała się głównie na łagodnych produktach.. i ten zestaw wydał mi się idealny.

W jego skład zestawu wchodzi Tonik (hydrolat) z rumianku pospolitego oraz Olejek Beauty do skóry wrażliwej, alergicznej oraz cery normalnej


PURE SKIN FOOD - TONING MOISTURISER SOOTHING & STRENGHTENING CALMING CHAMOMILE

Od producenta:
Tonik nawilżający z rumiankiem doskonale tonizuje i nawilża skórę:
  • uspokaja suchą, napiętą i podrażnioną skórę
  • ma silne działanie przeciwzapalne
  • wyciąg z rumianku skutecznie działa na skórę przy wysypkach i trądziku
  • cudowanie uspokaja skórę po kąpieli słonecznej

Tonik można stosować do oczyszczania, usuwania makijażu, jako toner i balsam do twarzy oraz całego ciała i włosów.

Łagodny Tonik nawilżający powstał z czystych wyciągów roślinnych, zawiera wyselekcjonowane wysokiej jakości składniki pielęgnacyjne, nie zawiera alkoholu, sztucznych barwników, substancji zapachowych ani konserwantów.


W zestawie znajdowało się 50 ml opakowanie toniku ale bez przeszkód można je kupić oddzielnie w dwóch pojemnościach: 50 ml oraz 100 ml. Należy jednak wziąć pod uwagę krótki termin przydatności, bo zaledwie 3 miesięczny od otwarcia. Jeśli lubisz naturalną pielęgnację to z pewnością zaskoczona nie jesteś.. to często cecha naturalnych kosmetyków.

Tonik ma lekko żółtawy kolor co również jest typowe dla produktów na bazie rumianku, a także charakterystyczny zapach. Miałam już styczność z hydrolatem z rumianku ale ten zapach wydaje mi się bardziej intensywny. Dla niektórych może to okazać się zbyt drażniące dla nosa.. ale mi osobiście ta intensywność nawet pasuje. 

Miałam niewielkie problemy z dozownikiem. Mgiełka która się wydobywała miała kształt.. koła.. dziwne aby miała kształt trójkąta 😂 ale aplikując bezpośrednio w centralną część twarzy, środek otrzymywał mniej produktu niż broda, czoło i żuchwa. Nie jest to jakiś szczególny problem.. bo wystarczyło zmienić sposób aplikacji.. i nie będę się tego czepiać głównie dlatego, że każde psiknięcie to prawdziwa lekka mgiełka! Żadnego silnego strumienia.. tylko leciutka prosto na skórę.


Skład (INCI): Chamomilla Recutita Flower Water*, Limonene**.
*100% bio
**naturalny składnik olejków eterycznych

Rumianek pospolity na bazie którego stworzono tonik jest dość dobrze znaną i powszechną rośliną. Znajdziemy go w produktach do pielęgnacji skóry wrażliwej jak i podrażnionej. Posiada silne właściwości łagodzące oraz nawilżające w związku z czym sprawdzi się również na cerach delikatnych, naczynkowych czy trądzikowych. Ma działanie przeciwzapalne oraz antyseptyczne.

Jak go stosowałam?
Początkowo głównie w duecie z olejkiem, czyli po oczyszczeniu skóry tonik i kilka kropli olejku, ale także jako mgiełkę do odświeżenia skóry czy ukojenia. W każdym z tych przypadków spisywał się całkiem fajnie i rzeczywiście widziałam jego właściwości antyseptyczne i przeciwzapalne. W trudniejszym okresie fundowałam skórze maseczkę w płacie nasączoną tonikiem i również jako samodzielny produkt spisywał się całkiem dobrze.


W zasadzie nie mam co do tego produktu zastrzeżeń jeśli chodzi o jego działanie.. wątpliwości mam co do ceny, bo jednak hydrolat z rumianku pospolitego można znaleźć w kilkukrotnie niższej cenie. Nie mam za bardzo porównania jeśli chodzi o inne hydrolaty, bo jednak jeden drugiemu nie zawsze jest równy. Przykładowo bardzo lubię hydrolaty z róży damasceńskiej ale wiem z doświadczenia, że są lepsze i gorsze. Często to zależy od uprawy i pochodzenia danych roślin. W tym przypadku zakładam, że jest podobnie.. zatem z ceną idzie jakość, której odmówić nie mogę.


PURE SKIN FOOD - BEAUTY OIL FOR NORMAL & SENSITIVE SKIN

Od producenta:
Połączenie cennych, odżywczych właściwości olejków roślinnych przynosi cudowny efekt dla skóry.

bezzapachowy, bez olejków eterycznych
tłoczone na zimno oleje roślinne
olej z pestek moreli
olej jojoba bogaty w naturalną witaminę E
olejek z nasion chia i lnianki
cenne antyoksydanty

Roślinne olejki wnikają w skórę głębiej niż tradycyjne kremy pielęgnacyjne, dzięki czemu odżywiają również komórki dolnych warstw skóry. Bogate w kwasy tłuszczowe olejki nawilżają, chronia naszą skórę przed zanieczyszczeniami i czynią ją miękką i jędrną.

Zastosowane olejki mają silne działanie przeciwzapalne i tworzą przepuszczalną ochronę lipidową przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych, a ponadto przyśpieszają proces regeneracji skóry.


To był główny powód moich zakupów. Niewielka buteleczka z ciemno-zielonego szkła z niezawodną pipetą mieści w sobie 30 ml produktu. Tu również mamy trzy miesięczny okres ważności od otwarcia. Jedyne z czym się nie mogę zgodzić to zapach.. ja go wyczuwam. Fakt.. jest bardzo delikatny już w opakowaniu, a na skórze całkowicie niewyczuwalny.

Olejek zaskoczył mnie poniekąd konsystencja.. jest bardzo lekki. To nie jest typowy olejek, który na skórze pozostawi tłustą czy lepką warstwę! Niewielka ilość rozprowadzona na skórze sprawia, że praktycznie wcale go nie czuć.. nie tego się spodziewała, a w takie "rozczarowania" zawsze są mile widziane.


Później pomyślałam, że tak lekką konsystencję i pojemność zużyję w ciągu półtora miesiąca i nawet nie poczuję jakichkolwiek efektów. Ohh.. tak bardzo już dawno się nie pomyliłam. Aby zaaplikować olejek na twarz i szyję w wersji solo wystarczą mi.. DWIE KROPLE!

Już po kilku użyciach widziałam, że moja skóra jest zadowolona. Stała się bardziej odżywiona, ukojona, jędrniejsza, gładsza i ukojona. Stosowałam głównie na noc w postaci 2-3 kropli delikatnie roztartych w dłoniach i "wciśniętych" w skórę twarzy oraz szyi. Rano skóra wcale nie była nadmiernie przetłuszczona. W związku z czym pokusiłam się o stosowanie zestawu w porannej pielęgnacji, a także pod makijaż. Moja skóra nigdy tego duetu nie miała dosyć, a należy do mieszanych. Produkty zarówno dobrze sprawdzały się na suchych partiach skóry jak i na tłustych (strefa T). Nidy z ich powodu nie miałam przykrych dolegliwości w postaci wysypu niedoskonałości, zapchanych porów, podrażnienia.. a już po miesiącu stosowania zestaw zakwalifikował się do ulubieńców miesiąca.


Po dwóch miesiącach używania olejku jego zużycie było znikome. W sercu panika, bo jednak nienawidzę wyrzucać produktów tylko dlatego, że niewystarczająco ogarnęłam temat zużywania.. a już szczególnie nie takich produktów!

Na stronie sklepu znalazłam sporo sugestii jak jeszcze można wykorzystać olejek.

  • do demakijażu
  • jako dodatek to kremów
  • w pielęgnacji ciała np. po kąpieli zamiast balsamu
  • w pielęgnacji włosów - wtarty w końcówki włosów
  • w pielęgnacji paznokci - wtarty w skórki
  • jako składnik peelingi do ciała lub twarzy
  • jako składnik maseczek

W formie produktu do demakijażu olejek spisuje się rewelacyjnie. Jest o wiele lżejszy od olejków czy balsamów, które stosowałam dotychczas przez co w wiele łatwiej usunąć go z powierzchni skóry. Z samym oczyszczeniem skóry również radzi sobie bardzo dobrze, a moje oczy wcale nie protestują gdy dojdzie do przypadkowego spotkania. 

Równie fajnie sprawdza się w pielęgnacji ciała. Najbardziej polubiłam aplikować go w lekko wilgotną skórę. Bez najmniejszych przeszkód mogę się od razu ubrać, a skóra jest bardzo przyjemnie odżywiona. Sprawdził się szczególnie przy podrażnieniach po depilacji czy goleniu ale także aplikowany dodatkowo w ciągu dnia na łokcie, kolana, jako zamiennik kremu do rąk czy w formie kompresu na otarcia skóry.

Moje włosy również się z nim zaprzyjaźniły. Po ich wysuszeniu wcieram olejek w końcówki, które wcale nie są pod jego wpływem przeciążone czy klejące się w strąki. Za to od kilku dobrych miesięcy nie byłam u fryzjera na podcięcie końcówek i wciąż nie widzę takiej potrzeby.


Skład (INCI): Simmondsia Chinensis Oil (olej jojoba), Macadamia Ternifolia Seed Oil (olej z orzechów makadamii), Prunus Armeniaca Kernel Oil (olej z pestek moreli), Salvia Hispanica Seed Oil (olej z szałwii hiszpańskiej), Cocos Nucifera Oil (olej kokosowy), Camelina Sativa Oil (olej z lnianki siewnej), Rosmarinus Officinalis Leaf Extarct (wyciąg z rozmarynu).

Olej jojoba tworzy na skórze lekką niezbyt tłustą warstwę chroniąc skórę przed czynnikami zewnętrznymi. Wykazuje działanie łagodzące,wzmacniające, zmiękczające oraz lekko nawilżające.

Olej z orzechów makadamii ma silne działanie uelastyczniające skórę dlatego często można go spotkać w produktach do ciała, włosów oraz twarzy. Spłyca zmarszczki i zapobiega powstawaniu nowych, skuteczny w walce z rozstępami i cellulitem, a dzięki silnym właściwościom nawilżającym znajduje zastosowanie także w pielęgnacji włosów.

Olej z pestek moreli jest mile widziany w produktach do pielęgnacji cer wrażliwych i alergicznych. Jest lekki i ma delikatne działanie napinające, wygładzające i odżywcze.

Olej z nasion szałwii hiszpańskiej dzięki wysokiej zawartości nienasyconych kwasów tłuszczowych wnika i penetruje w głąb skóry przynosząc silne nawilżenie, wzmocnienie bariery lipidowej i regenerację. Zwalcza wolne rodniki, działa antyoksydacyjnie, wzmacnia ochronę przeciwsłoneczną i zapobiega destrukcji DNA. Idealny do cer wrażliwych, atopowych, łuszczących, a także tłustych i trądzikowych. 

Olej kokosowy silnie natłuszcza i chroni skórę przed odparowaniem wilgoci i zewnętrznymi czynnikami.

Olej z lnianki siewnej posiada bardzo wysoką zawartość (dochodzącą do 90%) niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych. Posiada właściwości odżywcze i pomaga przy schodzeniach takich jak egzema czy łuszczyca. Sprawdzi się na cerach wrażliwych, delikatnych oraz dojrzałych. To jeden z lepszych "wymiataczy" wolnych rodników.

Ekstrakt z rozmarynu posiada silne działanie przeciwzapalne, antybakteryjne i przeciwgrzybicze. Pobudza krążenie, łagodzi objawy alergii, obrzęk oraz wzmacnia skórę i przyśpiesza procesy regeneracyjne.



Produkty Pure Skin Food znajdziesz w sklepie Bioana. Tylko zobacz jak są pięknie pakowane! Aż czuję się miłość nie tylko do kosmetyków ale i do klientów. Do tego widać jak bardzo sklep Bioana zwraca uwagę na rodzaj asortymentu, który nam oferuje. Tam nie ma produktu, którego nie chciałabym przetestować i tych produktów nie znajdziesz w żadnym innym sklepie. Sklep, który naprawdę mnie zauroczył i wbrew pozorom nikt nie kazał, prosił, błagał ani nie zapłacił abym tak napisała. Z resztą.. jeśli tam zaglądasz to wiesz o czym piszę 😜 
Do mojego zamówienia dodatkowo dostałam próbkę dezodorantu Pony Hütchen.. po prosty strzał w dziesiątkę!

Ponadto produkty Pure Skin Food są odpowiednie dla wegan i nie są testowane na zwierzętach. 


Słyszałaś o produktach Pure Skin Food?
Znasz sklep Bioana?


Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger