stycznia 31, 2018

DENKO STYCZNIA 2018


Na początku stycznia obawiałam się, że nie będę miała specjalnie co pokazać w denku pod koniec miesiąca.. w końcu grudniowe czystki zrobiły swoje. Jednak w połowie stycznia zaczęły dobijać dna kolejne produkty, a i tak muszę przyznać, że pod koniec spodziewałam się o wiele większego denka niż ostatecznie wyszło. Natomiast nie staram się zużywać produktów tylko po to aby mieć co pokazać.. bo to się kupy nie trzyma. Zużywam w swoim standardowym żółwim tempie ale co najmniej raz w każdym miesiącu robię przegląd kosmetyków. Patrzę które z produktów są już ze mną dłużej, które wypadałoby używać nieco częściej, których chcę się pozbyć jak najszybciej bo się nie sprawdziły. Być może się mylę ale z mojego punktu widzenie najgorsze jest mieć otwartych kilka produktów z których część jest nieużywana bo wolimy coś innego. Kosmetyki tłoczą się w szafkach z czego 1/3 (przy dobrych wiatrach) jest zwyczajnie pomijana. Bardzo łatwo wpaść w taką pętlę, a dzięki denkom zachowują pewien porządek i systematyczność w używaniu i zużywaniu produktów. Oj, długi ten wstęp, czyli tak w skrócie.. po prostu lubię denka.


MARION - CHUSTECZKI MICELARNE DO DEMAKIJAŻU 
Polubiłam zapach całej linii Japoński Rytuał, gdyby nie to być może produkty przekazałabym dalej. Jednak kwiat wiśni jest jednym z moich ulubionych kwiatowych zapachów. Same chusteczki nie były takie złe.. a to duży komplement zważywszy na to, że chusteczek tego typu wcale nie używam.. najwyżej do przetarcia butów lub rąk. Powrotu nie planuję, bo kolejne opakowania tylko leżały bez sensu.



POLNY WARKOCZ - RUMIANKOWA ESENCJA MICELARNA
Bardzo lubię ten płyn do demakijażu. Jest dla mnie bardzo delikatny, a jednocześnie skuteczny. Radził sobie nawet z tuszem wodoodporny choć zajmowało mu to chwilkę. Jestem w stanie na tę chwilę powiedzieć,  że to najlepszy płyn micelarny jaki używałam. Planuje zużyć inne tego typu specyfiki i pozostać na jakiś czas przy Polnym Warkoczu.. ciekawe czy międzyczasie nic to nie zdetronizuje.



AVALON ORGANICS - INTENS DEFENSE ODŚWIEŻAJĄCY ŻEL DO TWARZY Z WITAMINĄ C
Mój ulubieniec wśród żeli do mycia twarzy, a byłam przekonana że takiego nie znajdę. Lekki cytrusowy zapach, lekka nieco żelowa konsystencja oraz delikatny dla skóry i oczu. Nie sprawia, że moja skóra krzyczy o nawilżenie zaraz po jego użyciu, nie ściąga jej do tego dobrze oczyszcza. Używałam zawsze rano i dodatkowo wieczorem po wcześniejszym zmyciu makijażu płynem micelarnym i olejkiem lub balsamem. Do tego duża zawartość świetnych składników, które dbają o moją cerę. Nic więcej mi nie potrzeba.. z przyjemnością będę do niego wracać. Kolejne opakowanie już na mnie czeka w zapasach ale chwilowo testuję coś innego.



CZARSZKA - AKSAMITNY BALSAM DO MYCIA TWARZY
Bardzo polubiłam się z tym balsamem, choć wymaga aby zmyć go czymś więcej niż wodą. Jednak w tym przypadku jakoś szczególnie mocno mnie to nie irytowało. Jego delikatna konsystencja była bardzo przyjemna w użyciu, a zapach cytrusów idealnie wpisuje się w moje zapachowe upodobania. Nie wykluczam powrotu do balsamu i to chyba do tej "aksamitnej" wersji.. raczej odpuszczę sobie poznawanie pozostałej dwójki. Mam nadzieję, że ten cały szum na balsamy minie do czasu aż zużyję zapasy, bo nie mam za bardzo ochoty na nerwowe klikanie "odśwież", "odśwież", "odśwież"..



INDEED LABORATORIES - PEPTA-BRIGHT
Straciłem rachubę, które to już opakowanie. Używam już od 3-4 lat. Serum które bez podrażnień, przesuszania, całkowicie łagodnie i delikatnie rozjaśnia przebarwienia skóry i to te najstarsze. Używam wyłącznie na noc z tego względu, że lubi się świecić. Przy systematycznym użytkowania zdecydowanie widać efekty, a moja skóra się z nim po prostu lubi. Mimo niewielkiego opakowania jest bardzo wydajne i w tym przypadku sprawdza się reguła im mniej tym lepiej.. ale systematycznie.



PURLES - 104 ADVANCED RICE CREAMY KREM RYŻOWY
Przy systematycznym użytkowaniu krem zaczynał mnie zapychać, ale używany od czasu do czasu spisywał się poprawnie. Chronił zaaplikowane wcześniej produkty, nie kolidował z nimi, nałożony cienką warstwą dawał skórze komfort.. ale to taki zwykły krem, który nie do końca dogadał się z moją cerą. Trochę szkoda, ale co zrobić.. skóra wie lepiej.



KAFE KRASOTY / LE CAFE DE BEAUTE - MASECZKI CAFE MINI
Bardzo polubiłam te maseczki i to za wiele rzeczy. Świetne opakowania które z miejsca napawają mnie dobrą energią, niewielki pojemności, które i tak wystarczają na 2-4 użycia oraz różnorodność wyboru. Mój faworyt z tej czwórki to ciepła maseczka nawilżające (czerwona). Bałam się jej z uwagi na to ciepło ale spisała się rewelacyjnie. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie maska złuszczająca do stóp. To trio dwóch produktów i skarpetek. Z pewnością wrócę w nieco cieplejszym okresie.Pozostała dwójka całkiem poprawna.. ale i tak mam chęć sprawdzić kolejne, a najlepiej wszystkie



MARION I EVELINE - MASECZKI
O maseczce Eveline jeszcze recenzji nie było ale niestety dobrego zdania o niej nie mam. Za to o maseczkach Marion już pisałam wraz z chusteczkami do demakijażu. Nie zauważyłam super fajnych właściwości ani działania na moją skórę. Były w zasadzie nijakie choć bardzo polubiłam ich zapach.. choć to akurat za mało aby do nich wrócić.



FANCL - FACIAL WASHING POWDRE
Pierwszy raz używałam czegoś tak nietypowego. Próbkę zużyłam na raz ale spokojnie mogła wystarczyć na dwa razy. Bardzo delikatnie i drobno zmielony proszek, a raczej puder. Wymieszałam z wodą w wyniku czego powstała emulsja.. nie czuć było żadnych ostrych drobinek ścierających. Ładnie oczyścił skórę i ją złuszczył. Niestety nie do końca lubię efekt trzeszczącej skóry.. choć muszę przyznać, że efekt gładkości mnie zaskoczył. To raczej opcja do używania raz na jakiś czas w razie potrzeby ale może dość fajnie zastąpić peeling. Hmm.. mimo wszystko ciekawy.

BENTON - TONIK I ESENCJA
Próbki otrzymałam od Anuli z bloga Co kręci Anule, nie była do końca zadowolona z tych produktów, a ja w sumie nie mam im nic strasznego do zarzucenia. Polubiłam ich lekkość, nie obciążały skóry, nie pozostawiały lepkiej warstwy, nawilżały i koiły. Żadnych przykrych doświadczeń nie miałam choć mam wątpliwości czy ich cena czasem nie jest zbyt wygórowana. Jedyne co mi w nich przeszkadzało to zapach, który za każdym razem przypominał mi abym poszła w końcu na basen. Dlaczego? Bo mają zapach basenowej wody.. czyli chloru.

SENELLE - JESIENNY PEELING DO TWARZY
Peeling otrzymałam od Moniki z bloga Mama z różową torebką.. i muszę przyznać, że go lubię. Podoba mi się, że jego bazę stanowią drobinki, to sprawia że jest skuteczny i wydajny. Zasadniczo odeszłam już od peelingów mechanicznych ale ten ma na tyle delikatne drobinki, że wcale mnie to nie drażni ani tym bardziej nie podrażnień mojej skóry. Nie mam mu nic do zarzucenia i w pełni rozumiem czemu tak wiele osób to chwali.

BIELENDA - CRANBERRY FACE ALGE MASK
To również sowita próbka od Moniki z bloga Mama z różową torebką. Dawno dawno temu kupiłam wielki pudło maseczki algowej z Bielendy i w większości mi się przeterminowała. Cóż.. miłości między nami nie było.. i spodziewałam się, że tym razem będzie podobnie. Błąd. Maska po jednym użyciu zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie! Bardzo fajnie koi skórę, a co najważniejsze dla mnie przy algowych maskach bardzo komfortowo zastyga. Pod zaschniętym obrzeżem ani razu nie miałam podrażnienia, a to już winduje maskę na jedną z godnych uwagi.


AJONA - KONCENTRAT DO MYCIA ZĘBÓW
W zasadzie jest to pasta do zębów tylko bardzo skoncentrowana. oznacza to w praktyce tyle, że wystarczy jej nałożyć niewielką ilość czyli około główki zapałki.. i rzeczywiście tak jest. Koncentrat jest niesamowicie wydajny, choć i tak używałam go zamiennie z tradycyjną pastą do zębów. Nie mogę mu nic zarzucić choć brakowało mi tu jakiegoś ciekawszego smaku. 

CURAPROX - SZCZOTECZKA SUPER SOFT 3960
Zmieniam systematycznie co trzy miesiące i w kółko kupuje kolejne. Uwielbiam je za delikatność dla moich dziąseł, za świetną game kolorystyczną w której do znudzenia można przebierać. Nie planuję obecnie zmieniać choć w zapasach czeka na mnie szczoteczka ekologiczna z bambusa.


ISANA - MYDŁO W PŁYNIE O ZAPACHU CZERWONEGO JABŁKA I KARMELU
Bardzo lubię zimowe wersję mydełek. To kupiłam w zeszłym roku i czekało specjalnie na obecny sezon jesienno-zimowy. Słodki aromat czerwonego jabłka był bardzo przyjemny i z przyjemnością go używaliśmy. Natomiast mydło samo w sobie jest zwyczajne. Trochę wysusza skórę i tyle. Za to fanką zapachów mydeł Isana wciąż jestem.


BENTLEY ORGANICS - DETOKSYKUJĄCY ŻEL POD PRYSZNIC Z GREJPFRUTEM, CYTRYNĄ I WODOROSTAMI
Miał być big love.. wyszedł big hate. Poprzednia wersja z pomarańczą i cynamonem tak bardzo dała mi w kość, że straciłem wiarę że z tą wersja może być lepiej i się nie myliłam.  Szczypie w najmniejsze podrażnienia na skórze, wysusza, zapach jest kiepski, a przecież miał być cytrusowy. Miał mi towarzyszyć w okresie wakacji jako fajna opcja odświeżająca ale nic z tego by nie wyszło.. wolałem zużyć jak najszybciej nie szczędząc sobie jego ilości. Jedyne czego nie mogę mu odmówić to wydajności.. że skubańcem męczyłem się przez miesiąc ! Czasem mąż mi pomagał ale nie wytrwał.. uhh.. na szczęście mam już coś na ukojenie moich nerwów 😍



FRESH & NATURAL - ODŚWIEŻAJĄCA SÓL DO KĄPIELI STÓP Z ROZMARYNEM I MIĘTĄ
Wiem, że opakowanie puste nie jest ale aktualnie w środku znajduje się moja własna produkcja soli do kąpieli. To była moja pierwsza tego typu sól i pod kątem działania była świetna. Realnie zmiękczała skórę stóp przez co było bardzo komfortowe i miękkie. Zapach mięty z rozmarynem w kąpieli nie do końca mi odpowiadał ale z czasem się przyzwyczaiłam i po sól zaczęłam sięgać co drugi dzień. Ale.. nie będę się tu rozpisywać. Post już powstał i będzie jednym z pierwszych w lutym.


LE BLEUET - PEELING SOLNO-KAWOWY W KOSTCE DIY
Śliczną kostkę w kształcie serca otrzymałam od Mariki z bloga Le Bleuet. To oczywiście produkcja własna, a ja zawsze takie cuda wychwalam. Co więcej w końcu sama zabrałam się za własne produkty, choć dopiero testuję, sprawdzam, kombinuję.. ale nie wiem czy coś ciekawszego z tego wyjdzie.. zobaczymy. Serduszko genialnie złuszcza, pięknie pachnie i pielęgnuje skórę. Używałam z wielką przyjemnością. Na blogu Mariki znajdziesz przepis jak zrobić takie kostki peelingujące. Serdecznie polecam!



BIOAMARE - NATURALNE MASŁO SHEA DO CIAŁA
W okresie jesienno-zimowym toleruję, a nawet lubię bardziej tłuste konsystencje balsamów czy masełek do ciała ale toooo.. już przegięcie. Masło jest jak smalec.. po prostu oblepia skórę, która godzinami jest tłusta. Za to bardzo ładnie pachnie poziomkami.. na tyle ładnie, że mój mąż wyczuwał ich zapach jeszcze następnego dnia. Nie mogę jednak powiedzieć, że nie zdało egzaminu bo jednak moja skóra nie wolał o dodatkowe nawilżenie. Jednak ta tłustość wyjątkowo mi przeszkadzała, nie lubiłam jej i przez to więcej po ten produkt nie sięgnę.



VIANEK - ODŻYWCZY ŻEL I BALSAM DO CIAŁA
Nie spodziewałam się, że te produkty tak bardzo przypadną mi do gustu. Do żelu wrócę z przyjemnością. Jest delikatny, ślicznie pachnie, nie pieni się specjalnie co akurat zupełnie mi nie przeszkadza. Po ostatnich męczarniach z żelami z Bentley Organic z wielka przyjemnością uciekałam do tej odlewki od Anuli z bloga Co kręci Anulę. A balsam ? Nie kupię tylko i wyłącznie dlatego, że mam ogromne zapasy które nie wiem kiedy zużyje, gdyby nie to z przyjemnością bym kupiła balsam w zestawie z żelem. Balsam jest delikatny, szybko się wchłania, nawilża w stopniu zadowalającym, a zapach przez jakiś czas się utrzymuje na skórze. Jestem zaskoczona, że aż tak przypadły mi te produkty do gustu.


LAVERA - SZAMPON INTENSYWNIE PIELĘGNUJĄCY DO WŁOSÓW SUCHYCH I ZNISZCZONYCH
Kolejny szampon marki Lavera, który bardzo polubiłam. Prześliczny zapach róży i groszku, który odpowiadał nawet mojemu mężowi. Fajnie oczyszcza włosy i skórę głowy, nie podrażnia, włosy po nim są miękkie i sypkie ale nieco dociążone. Zawartość protein w składzie sprawiła, że ograniczyłam całkowicie proteinowe odżywki w pielęgnacji.. te dostarczane z szamponu zupełnie mi wystarczyły. 



LAVERA - NEUTRAL SZAMPON I ŻEL POD PRYSZNIC DLA ALERGIKÓW
Kupiony z czystej ciekawości.. i zdał egzamin. To po porostu szampon który ma myć włosy bez obciążania, przesuszenia.. po prostu myć i dokładnie to robi. Dodatkowo zupełnie nie podrażnia skóry głowy, nic mnie po nim nie swędzi. Dobry szampon dla kogoś kto ma dość różnych cudownych dodatków do szamponów czy jest na nie uczulony. Sprawdził się zarówno na moich długich i ciężkich włosach jak i na cienkich i delikatnych włosach męża.



BOURJOIS - VOLUME REVEAL MASCARA
Wersja wodoodporna bo jestem gapa. Nie miałam specjalnie ochoty jej zaczynać ale to już ostatnia drogeryjna masakra jaką posiadałam. Na szczęście nie okazała się wcale tak bardzo upierdliwa nawet w codziennym użytkowaniu. Mój płyn Polny Warkocz dobrze z nią sobie radził. Sam efekt na rzęsach w zasadzie mnie zadowalał. Ładnie podkreślała rzeszy, wydłużała i pogrubiała choć może bez efektu wow. Nie osypywała się, nie odbijała na powiekach.. w sumie całkiem nieźle choć ta wodoodporność po 2 miesiącach zaczęła mi już na tyle ciążyć, że miałam jej dość. Dlatego już na początku miesiąca sięgnęłam po drugą i już jej nie wypuściłam z rąk.. a ta leżała i leżała.


SELFIE PROJECT - MATUJACY PUDER ANTYKAKTERYJNY
Po ten puder sięgałam najczęściej z całego mojego dobytku. Nie oznacza jednak że był aż tak rewelacyjny. Matowił cerę, nie zmieniał koloru podkładu, można było go bez problemu reaplikować bez osiągnięcia nieestetycznej warstwy. Po prostu poprawny puder ale.. za każdym razem po jego użyciu coś mi wyskakiwało nowego. Nosząc sam podkład bez przypudrowania.. nic. Z pudrem.. zawsze coś nowego choć musiałam go trochę ponosić aby takie rzeczy zaczęły się dziać. Jednak na ogół makijaż staram się zmywać możliwie jak najszybciej po powrocie do domu.
Jeszcze trochę mi go zostało i zapewne bym zużyłam ale już trudno dobrać mi się do tych resztek. Wymaga to spłaszczania pędzla, a do tego dopiero niedawno zepsuł nie zawias i wieczko odpada. Czekają na mnie inne pudry więc pora się pożegnać.


COULEUR CARAMEL - BAZA POD PODKŁAD MATUJĄCA I NAWILŻAJĄCA
Byłam przekonana, że bardziej do gustu przypadnie mi baza matująca ale to jednak nawilżająca okazała się bardziej ciekawa. Obie bazy ładnie wygładzają ale matująca troszkę rozczarowała mnie efektem matowania. W zasadzie nie zauważyłam aby przedłużała trwałość makijażu. Za to baza nawilżająca lepiej sprawdziła się pod tym kątem, a dodatkowo sam makijaż jakby lepiej na niej się prezentował. Żadna z baz nie wpłynęła na moją skórę negatywnie i uważam, że są godne sprawdzenia. Swoje próbki zamówiłam z Magazynu Próbek ze sklepu Plants for Beauty.

LILY LOLO ORAZ PIXIE - PRÓBKI PODKŁADÓW MINERALNYCH 
Na bazie próbek odnalazłam swój odcień podkładu mineralnego ale co z tego skoro mam teraz tony próbek, które wszędzie się przewalają. Cóż.. trzeba je zużyć i za to właśnie się zabrałam, choć to wcale nie takie łatwe zadanie. produkty mineralne są niesamowicie wydajne, a co za tym idzie ich próbki również.


RALPH LAUREN - ROMANCE
Perfumy kupione w ciemno.. a bo była świetna promocja. Dość niepewnie zgodziła się na zakup, bo osobie kupującej się podobały, a pod względem zapachów miałam do niej zaufanie. Niestety nie tym razem. Zapach nie jest zły ani kiepski.. tylko taki nie mój. Źle się w nim czułam .. był za bardzo "kwaśny" a ja jeśli już to wolę słodko- kwaśne kombinacje w stronę słodkich.. kwiatowych, pudrowych, owocowych.. ale dobrze wyważonych i nie duszących. Zużyłam i cieszę się z faktu, że już go nie mam.


YANKEE CANDLE - SEA SALT & SAGE
Nie oczarował mnie zupełnie niczym. Bardzo lekki odświeżający zapach w nieco męskim wydaniu. Niczym się nie wyróżniał i to na tyle, że praktycznie go nie czułam. Przeszedł bez echa.

Serio.. to denko miało być większe 😂



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger