Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ava. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ava. Pokaż wszystkie posty

czerwca 30, 2017

ZUŻYCIA CZERWCA 2017

ZUŻYCIA CZERWCA 2017



Niemal każdy piątkowy poranek zaczynam od czytania denkowego posta na blogu Moniki (Mama z różową torebką). To już mój niemal cotygodniowy rytuał. Otwieram zaklejone oko i sięgam po telefon.. czytam w łazience próbując odkleić drugie oko.. myjąc zęby.. w toalecie.. i przy śniadaniu.. ale nie dzisiaj.. dzisiaj Monika serwuje post z 3 maseczkami do twarzy, a dla mnie taki piątek bez denka to nie piątek. Jakoś go nie czuję, czegoś brakuje, ciągle mam wrażenie, że do weekendu jeszcze daleko.. więc z błogosławieństwem Moniki wypełniam tę piątkową lukę postem ze zużyciami miesiąca. Zatem.. Piątek.. Piąteczek.. Piątunkio..!



GARNIER - PŁYN MICELARNY
Kolejne opakowanie powszechnie lubianego płynu micelarnego. Nie mogę powiedzieć o nim nic złego. Jest tani, sprawdza się idealnie jako pierwszy krok w demakijażu, nie podrażnia.. i nic więcej od niego nie oczekuję. Jeśli nie będę miała pomysłu albo chęci na nowe eksperymenty to z pewnością do niego wrócę.



CLEANIC - PŁATKI KOSMETYCZNE
Nieodłączny element płynów micelarnych.. ale płatki kosmetyczne Cleanic doceniłam dopiero po długiej przerwie. Są miękkie, chłonne i delikatne nawet dla powiek. Dzięki nim uświadomiłam sobie jak bardzo jedne płatki kosmetyczne mogą różnić się od innych. Z całą pewnością będę do nich wracać.. choć testować inne również planuję.



TAMI - OCZYSZCZAJĄCE PŁATKI DO TWARZY
Ehh.. nie. Miał być hit ale nie wyszło. Jak na mój gust płatki są twarde, bardzo słabo nasączone, ledwo zruszają pierwszą warstwę makijażu i podrażniają mi skórę. Miałam plan je ratować dolewając do nich płyn micelarny ale spisywały się na tyle słabo, że na ratunek nie zasłużyły. Nigdy więcej.

Link do recenzji: Tami - Oczyszczające płatki kosmetyczne 2 w 1


AVA LABORATORIUM - MASKA ENZYMATYCZNA
Zdecydowanie za długo już u mnie leży. Początkowo jej nie lubiłam ale stosowana z silikonowym czyścikiem / płatkiem spisywała się rewelacyjnie. Jednocześnie działała jako maseczka oczyszczająca i złuszczająca, a płatek zapewniał dodatkowy masaż twarzy. W takiej formie ją uwielbiałam ale chyba mi się znudziła. Jeśli ją posiadasz i nie jesteś zadowolona z tradycyjnego użycia polecam wypróbować z silikonowym płatkiem jako produkt do oczyszczania twarzy.



ECO COSMETICS - WASH ŁAGODNY ŻEL DO MYCIA TWARZY Z ZIELONĄ HERBATĄ I LIŚCIEM WINOROŚLI
Całkiem fajna próbka ale nic szczególnie mnie tu nie zachwyciło. Z całą pewnością produkt jest łagodny i ma przyjemny choć bardzo delikatny zapach zielonej herbaty. Najwięcej przyjemności miałam łącząc go z gąbką Konjack przy porannym oczyszczaniu twarzy. W takim duecie ta niewielka próbka wystarczyła mi na prawie tydzień codziennego stosowania! Na chwilę obecną jednak nie wiem czy sięgnąć po pełnowymiarowe opakowanie. Niby nic mu nie brakuje.. ale..


SKIN 79 - PEARL LUMINATE BRILLIANT DEEP CLEANSER
Kolejna próbka żelu do oczyszczającego, która towarzyszyła mi przy porannym oczyszczaniu twarzy w połączeniu z gąbką Konjack. Zaskoczyła mnie obecność białych farfocli i przez chwilę myślałam, że produkt jest zepsuty. Okazało się, że są to drobinki perły. Żel składa się z ogromnej ilości składników naturalnych (około 50) ale już na drugim miejscu w składzie jest mój "ulubiony" składnik Cocamidopropyl Betaine. O dziwo w tym przypadku nie odczuwałam mocniejszego przesuszenia czy ściągnięcia.. chociaż w jakimś stopniu było obecne. Nie jestem do końca przekonana chociaż nie mam na co narzekać.


ALPHA-H - LIQUID GOLDE
W użyciu od roku i 3 miesięcy.. i w końcu dobił dna. Nie oznacza to jednak, że produkt jest tak rewelacyjnie wydajny. W okresie jesienno-zimowym sięgałam po niego znacznie częściej, a gdy zrobiło się cieplej to tylko okazjonalnie. Stosowany regularnie ładnie odnawia skórę, minimalizuje pory, rozjaśnia przebarwienia itd. Za to stosowany okazjonalnie potrafi cofnąć lub zatrzymać w jedną noc niekontrolowany wysyp. W zapasie mam kolejne opakowanie ale z jego otwarcie poczekam do jesieni.

Link do recenzji: Alpha-H - Liqud Gold


LIQPHARM - LIQ CE SERUM NIGHT Z 15% WITAMINĄ E
Moje biedne serum miało nocne spotkanie z mężem. Mąż wyszedł bez szwanku, a serum jak widać. Na szczęście to i tak była końcówka na góra 4 aplikacje, a kolejne serum już na mnie czeka w zapasach. Lubię je na tyle, że już kilka razy pojawiało się w ulubieńcach miesiąca i podejrzewam, że trafi tam jeszcze nieraz. Bardzo fajnie serum, które znajdzie zastosowanie przy każdej cerze niezależnie od wieku.



SKINFOOD - PREMIUM TOMATO MILKY FACE PACK
Co za przedziwny produkt! Waży się na twarzy już podczas nakładania, a do tego pojęcia nie mam jak go stosować. Przeszukałam blogi i filmy na youtube.. i dziewczyny miały ten sam problem. Producent nie pomyślał o tym aby do produktu dodać opis w języku angielskim. Jedyne co było do ogarnięcia to "3-5" co najprawdopodobniej oznacza "trzymać od 3 do 5 minut". Po pierwszym użyciu i zalecanym czasie.. nic. Przy drugim użyciu i 8-10 minutach również nic. Po zmyciu wodą pozostaje na skórze lekko tłusta / lepka warstwa. Niee.. jakoś dalszymi testami zainteresowana nie jestem.


YUNIFANG - MASECZKI W PŁACIE
Rewelacyjne maseczki w płacie! Niezwykle delikatna i cienka tkanina nasączona do granic możliwości, a w opakowaniu zostaje całkiem spora ilość płynu, którą można dodatkowo zaaplikować na maskę. Świetne efekty już po pierwszym użyciu. Już za nimi tęsknię, bo były to moje ostatnie sztuki. I w tym miejscu dziękuję za to odkrycie Monice z bloga Mama z różową torebką. Z wielką przyjemnością do nich wrócę.



ALLEGRO - SKOMPRESOWANE MASECZKI BAWEŁNIANE
Uwielbiam tę metodę maseczkowania. Płachtę nasączam czym chcę lub nakładam wilgotną na nałożoną maseczkę aby podtrzymać jej wilgotność. Opcji ich wykorzystania jest nieskończenie wiele, a jeśli brakuje Ci weny to gorąco polecam post Anuli: Maseczki w płachcie z czym chcesz! Tam znajdziesz masę inspiracji jak takie maseczki wykorzystać. Ja je bezwzględnie uwielbiam!


L'ORIENT - MASKA ALGOWA NA KONTUR OCZU
Śliczny błękitny kolor i tyle zalet. Saszetka wystarczyła na 4 użycia ale każde kolejne było bardziej dramatyczne. Nie miałabym pretensji gdyby maseczka robiła cokolwiek ale w tym wypadku o wiele lepiej sprawdzają się mi płatki pod oczy czy nawet zwykły krem pod oczy. Cieszę się, że mam ją już za sobą i mogę o niej zapomnieć.



L'OCCITANE - MIGDAŁOWY OLEJEK POD PRYSZNIC
Mój ulubieniec, którego oszczędzałam w użytkowaniu jak tylko mogłam, a w tej kategorii nieśmiało mogę podejrzewać, że nie ma sobie równych. Olejek już był po terminie więc bez litości namiętnie używałam go przez ostatnie dwa miesiące. Uwielbiam jego zapach i działanie ale jego cena jest zbójecka. Nie planuję powrotu choć troszeczkę mnie kusi. Na szczęście na rynku coraz więcej tego typu produktów i już mam coś na oku w formie zamiennika.. ale spokojnie.. najpierw zapasy.



EC-LAB - KARAIBSKI OLEJEK POD PRYSZNIC
Lubię te olejki za konsystencję, nawilżenie i gładkość jaką dają mojej skórze. Niestety wersja karaibska ma dziwny zapach podgniłej trawy. Cieszę się, że mam to już za sobą ale mimo wszystko nie pojmuję jak można wypuścić na rynek tak kiepsko pachnące produkty. Zdecydowanie najbardziej z całego zestawienia polecam olejek marokański ewentualnie tradycyjne żele pod prysznic.



YVES ROCHER - GOMMAGE SCRUB
Peeling na bazie zmielonych pestek moreli. Całkiem przyjemny zapach i dobre działanie ale stosowany na całe ciało był bardzo niewydajny. Ostatecznie używałam go wyłącznie jako peeling do dłoni ewentualnie do stóp. W tej roli spisywał się znakomicie i był znacznie bardziej wydajny. Nie wiem czy się ponownie pokuszę o jego zakup, choć wspominam go całkiem dobrze.

Link do recenzji: Yves Rocher - Gommage Scrub


BIOLOVE - MUS DO CIAŁA MANGO
Bardzo wydajny produkt o ślicznym zapachu mango i musowej konsystencji. Ładnie nawilżał skórę ale aby uniknąć tłustej warstwy wystarczy nieco dokładniej rozprowadzić mus po skórze. Zdecydowanie fajny produkt po który z przyjemnością sięgnę ponownie ale w innej wersji zapachowej. Niestety dość szybko nudzę się zapachami.. ale ten mimo to wciąż wspominam dobrze.



LIRENE - SKONCENTROWANY ŻEL NAPINAJĄCO - UJĘDRNIAJĄCY
Tego typu produktów używam wyłącznie w lecie, bo dają całkiem fajny efekt chłodzenia. Nigdy nie zauważyłam utrzymujących się efektów na skórze poza wspomnianym chłodzeniem i ewentualnym napięciem skóry. Z tym konkretnym produktem nie czuję się jakoś szczególnie związana. W zapasach czeka na mnie podobny żel z Ziaji, którym obdarowałam mnie Monika z bloga Mama z różową torebką.. a przy obecnych temperaturach z przyjemnością wygrzebię go z zakamarków zapasów.



YOPE - MYDŁO FIGOWE
Wiem.. zabrzmi to niemal przekornie ale cieszę się, że w końcu dobił dna. Przy każdym użyciu czułam na dłoniach dziwną warstwę, do tego miałam wrażenie, że nie domywa mi dłoni. Figowe mydło próbowałam zastosować przy myciu pędzli ale i na nich wyczuwałam tę dziwną warstwę więc w efekcie musiałam myć pędzle jeszcze raz. Jestem ogromną fanką zapachu figi, a figowe konfitury na pierzynce twarogu z ciepłym tostem to mój ulubiony śniadaniowy przysmak w okresie jesienno-zimowym. Zapach tej figi to totalna obraza fig. Co więcej żaden zapach mydeł Yope, kremów do rak czy balsamów nie przypadł mi do gustu. 

Link do recenzji: Yope - Mydło figowe do rąk


ROSSMANN - PILNIKI DO PAZNOKCI
Nie lubię ich, są strasznie niewygodne i wyginają się pod niewielkim naciskiem. Obecnie służą mi przy ściąganiu hybryd, czyli usuwaniu wierzchniej warstwy lakieru.. innych pilników do tej roboty jest mi po prostu szkoda.


EVREE - REGENERUJĄCE SERUM DO STÓP
Bardzo udany produkt po który z przyjemnością sięgnę ponownie. Wystarczy niewielka ilość aplikowana na noc lub w przypadku ludzi, którzy pamiętają o pielęgnacji stóp tak często jak przywołują w pamięci zeszłorocznym śniegu.. grubsza ilość w bawełnianych skarpetkach raz na tydzień na noc. Obawiam się, że to jeden z lepszych produktów do stóp jakie miałam i bardzo możliwe, że do niego wrócę.



HOLIKA HOLIKA - SKARPETKI PEELINGUJĄCE BABY SILKY FOOT
Zużyła. Na początku miała być recenzja, potem nie, a teraz chyba znowu zapowiada się, że będzie. Spodziewałam się złuszczania po 3-4 dniach tak jak miało to miejsce niemal u wszystkich użytkowniczek ale u mnie nastąpiło dopiero po tygodniu. Cóż, zdjęcia już są ale na końcowy efekt wciąż czekam.


GIRLZ ONLY - DRY SHAMPOO FOR DARK & DEEP BROWN HAIR
Jeden suchy szampon wystarczy mi i mężowi z reguły na 3-4 miesiące. Ten wytrzymał z nami całe 5 miesięcy. Doceniam tego typu produkty ale nie da się ukryć, że mają też swoje wady. Dlatego po suche szampony sięgam wyłącznie w podbramkowych sytuacjach, a ten spisał się dość przeciętnie. Raczej do niego powrotu nie planuję.. ale wszystko opiszę w recenzji.


GOSH - WODOODPORNA BAZA POD CIENIE
To moje trzecie lub czwarte opakowanie tej bazy z rzędu. Spisywała się naprawdę rewelacyjnie ale już mam ochotę na sprawdzenie czegoś innego. Bazę serdecznie polecam, bo rewelacyjnie podbija kolor cieni i trzyma je w jednym miejscu przez cały dzień. Chociaż jest wodoodporna to nigdy nie miałam najmniejszych problemów z jej zmyciem. Nie lubię baz w słoiczku, a to świetna alternatywa w całkiem przystępnej cenie.



BANDI - KREM Z WITAMINĄ C I SPF 20
Niemal co miesiąc zużywam jedną próbkę tego kremu i wciąż nie wiem co o nim myśleć. Mógłby spokojnie nazywać się kremem CC, z uwagi na jego kolor. Jednak wciąż coś mi tu nie gra, coś mi nie pasuje, chociaż tragedii też nie ma.


ETUDE HOUSE - FRESH CHERRY TINT
Kolejna próbka wielokrotnego użytku. Tint naprawdę fajnie wgryza się w skórę ust i pozostawia ją zabarwioną. Nie czułam żadnego przesuszenia czy dyskomfortu. Jednak zauważyłam, że nie zawsze udaje mi się osiągnąć jednolity efekt. W jednym miejscu skóra łapie więcej pigmentu, w innym mniej chociaż te różnice są bardzo subtelne.


YVES ROCHER - WODA TOALETOWA UN MATIN AN JARDIN O ZAPACHU RÓŻY
Jeszcze wczoraj na świeżo wrzuciłam post o tej wodzie toaletowej. Największą wadą jest jej trwałość ale w lecie nie lubię gdy zapach długo za mną chodzi. Woda jest bardzo odświeżająca i delikatna, a sam zapach róży jest jednym z ładniejszych jakie miałam okazję poznać. Mam bardzo dobre doświadczenia z wodami toaletowymi Yves Roche i z przyjemnością poznam kolejne. 

 
Całkiem ładne denko w tym miesiącu wyszło.. jestem z siebie dumna! Ale w zakupach czerwca zrobię małe sprawozdanie.. w końcu chodzi o to aby zapasy zużywać, a nie powiększać.
Cóż.. denko jest.. powiew weekendu na karku już czuję. Teraz niczego mi nie brakuje!

Też masz swoje piątkowe rytuały? 


kwietnia 29, 2017

ZUŻYCIA KWIETNIA 2017

ZUŻYCIA KWIETNIA 2017

W końcu doczekałam się denka normalnych rozmiarów. Jest skromnie, bo tylko kilka pełnowymiarowych produktów i troszkę drobiazgów. Za to w drobiazgach doszukałam się prawdziwych perełek. Rzadko próbka jest w stanie skusić mnie na pełnowymiarowe opakowanie, a tym bardziej taka jednokrotnego użytku. Zachęciłam? Zapraszam dalej.


TOŁPA - GŁĘBOKO OCZYSZCZAJĄCY ŻEL DO MYCIA TWARZY
Okropny produkt, który bardzo przesuszał mi skórę. O codziennym stosowaniu nawet nie było mowy, chociaż i kilkudniowe odstępy skutkowały podobnie negatywnymi wrażeniami. Chociaż to miniaturowa wersja to i tak bardzo długo się z nim męczyłam. Nie kupię i nikomu nie polecam.



ESTEE LAUDER - ADVANCED NIGHT REPAIR
Uwielbiam takie niewielkie pojemności. Można przetestować i dojść do jakiś ciekawych wniosków. Mój wygląda tak: rewelacji nie było. Niby coś tam robił.. odżywiał skórę ale żeby od razu łapać za pełnowymiarowy produkt z całkiem wysoką ceną.. aż takich cudów nie było. Cieszę się, że miałam okazję przetestować, a jeszcze bardziej z tego, że nie wkopałam się w pełnowymiarowe opakowanie.


NO NAME - SKOMPRESOWANE MASKI BAWEŁNIANE
To już zaczyna być tradycją. Jestem pewna, że zużyłam ich więcej ale ponownie doszukałam się tylko dwóch opakowań. Genialnie sprawdzają mi się z moim płynem aloesowym. Teraz mam ich większy zapas i planuję większe eksperymenty.


L'BIOTICA - KOLAGENOWE PŁATKI POD OCZY
Lubię do nich wracać, choć jeszcze bardziej preferuję płatki hydrożelowe. Aktualnie mam w użyciu dość spore opakowanie płatków z Images, a w zapasach czeka kolejne więc chyba szybko do nich nie wrócę. Mimo to płatki są bardzo fajne i dobrze sprawdzają się rano lub w ciągu dnia. Nie zjeżdżają, trzymają się swojego miejsca i odżywiają.


A-TRUE - SWEET SONG BLACK TEA MIRACLE CLEANSING FOAM
Próbka jednorazowego użytku, o której nie mogę powiedzieć zbyt wiele.. z tym, że pianki nie przypomina.. bardziej krem. Mi jednak to wcale nie przeszkadza, bo lubię dziwne i przeróżne konsystencje w pielęgnacji. Za to zapach herbaty rozkłada na łopatki. Uwielbiam! Ponadto o samej marce czytałam bardzo dobre recenzje. Nie jest najtańsza ale podobno warta zachodu. Piankę oczyszczającą z chęcią widziałabym u siebie w większej pojemności ale mam też ochotę na inne produkty tej marki. Z pewnością coś nabędę.


BANDI -KREM Z WITAMINĄ C SPF 20
Krem zaskoczył mnie kolorem. Sądziłam, że jest to zwykły krem ale można go traktować jako krem CC. Nie ma co liczyć na krycie ale na delikatne wyrównanie kolorytu może się sprawdzić. Przyjemna konsystencja, która ładnie się wchłania. Na plus ochrona przeciwsłoneczna, a już szczególnie w połączeniu z witaminą C. Bardzo ciekawy produkt ale jeszcze nie jestem przekonana.


BANDI - KREM / MASKA KURACJA ŁAGODZĄCA
To chyba zbyt delikatny produkt jak dla mnie, bo nie zauważyłam aby jakoś szczególnie wpłynął na moja cerę. Bardzo delikatna formuła, która ładnie się wchłania to zdecydowany plus. Bez przeszkód krem można nakładać pod makijaż jak i na noc. Nie zaszkodził mojej skórze ale też nie widziałam aby w czymś pomógł.


AUBREY ORGANIX - HYDRATING MASK
Przedziwna maseczka, która mimo wszystko zrobiła na mnie całkiem pozytywne wrażenie. Przeznaczona do skóry wrażliwej ma za zadanie nawilżać i ujędrniać skórę, wspomagać naturalną równowagę wilgoci skóry oraz uspokajać zestresowaną skórę. Skład genialny, jak to w przypadku kosmetyków Aubrey Organics. Próbka wystarczyła mi na jedno użycie. Przedziwna konsystencja z masą drobinek i z  niezbyt ciekawym ziołowym zapachem. Efekt po pięciu minutach.. skóra ukojona i nawilżona. Przy systematycznym stosowaniu może okazać się bardzo wartościowa dla skóry. Rozważam jej zakup, chociaż za 89 ml należy zapłacić prawie 90 zł ale patrząc na to z perspektywy 5 ml próbki, to pełnowymiarowe opakowanie wystarczy mi na 17 zastosowań.. a każde z nich będzie mnie kosztować około 5,30 zł. Z tej perspektywy za całkiem fajnie zapowiadającą się maskę wcale nie wychodzi tak drogo.


CIEN I TAMI - PŁATKI KOSMETYCZNE
Do płatków Cien postaram się więcej nie wracać. Mam wrażenie, że dużo ciężej wchłaniają się w nie wszelkie płyny, a dodatkowo są jakby bardziej zbite przez co twardsze. Za to do dużych wersji płatków Tami wrócę z wielką przyjemnością.


YVES ROCHER - ŻEL O ZAPACHU GRUSZKI Z CZEKOLADĄ
Zapach genialny i bardzo oryginalny. Kąpiel z nim sprawiała mi ogromną przyjemność ale przy częstym stosowaniu przesuszał mi skórę. Pod koniec opakowania miałam go już dosyć. Takie duże pojemności to z pewnością kiepski wybór w moim przypadku.. szybko mnie męczą. Chwilowo nie planuję zakupów w Yves Rocher.



ORGNIX - ODŻYWKA KERATIN OIL
Bardzo wydajna odżywka. Już niewielka ilość potrafiła wygładzić i odżywić włosy. Jednak przy częstym stosowaniu potrafi włosy mocno przeciążyć więc może nie nadawać się dla delikatnych i cienkich włosów. U mnie te odżywki sprawdzają się całkiem dobrze. Z pewnością w przyszłości jeszcze po jakąś sięgnę.. chwilowo mam całkiem ładne zapasy. 



L'OCCITANE  - KREM DO RĄK
Z trzech miniaturek zostały mi jeszcze dwie. Bardzo fajne i poręczne pojemności, które nie przepełniają i nie obciążają niepotrzebnie torebki. Całkiem przyjemny zapach masła Shea, ale jakoś tych rewelacyjnych efektów o których nieraz czytałam jakoś mi brakuje.


KRINGLE - GINGER ROOT
Ciepły, a zarazem gorzki zapach imbiru. Idealnie sprawdzał się w prawdziwie mroźne wieczory. Fajny ale raczej nie skradł mojego nosa na tyle aby wpisać się na listę najlepszych.



Bardzo przyjemne i lekkie denko, chociaż te wielkie cieszą mnie jeszcze bardziej ale to ze względu na większą ilość miejsca na nowości. 

Jak Twoje zużycia po miesiącu?
Masz coś za czym bardzo tęsknisz i rozważasz ponowny zakup?


lipca 11, 2016

AVA LABORATORIUM - MASKA ENZYMATYCZNA

18
AVA LABORATORIUM - MASKA ENZYMATYCZNA
Maski i peelingi enzymatyczne nigdy się u mnie nie sprawdzały, a przynajmniej nigdy nie widziałam ich działania na mojej skórze. Zawsze wolałam sięgać po peelingi gruboziarniste, bo efekt był natychmiastowy. Jednak po zmianie pielęgnacji na bardziej delikatną, pożegnałam te ostre zdzieraki. Przez jakiś czas wystarczyły mi szmatki muślinowe i szczotka soniczna ale zdarza się, że moja cera postanawia się zbuntować.. i klops. Poszukując czegoś co sprawdzi się w tak wyjątkowych sytuacjach natrafiłam na maskę enzymatyczną firmy Ava Laboratorium.


Laboratorium Kosmetyczne AVA istnieje od 1961 roku na polskim rynku i jest w prywatnych rękach. Marka jako jedna z pierwszych w Polsce posiada licencję na produkcję kosmetyków ekologicznych i certyfikaty jakości ECOCERT, które potwierdzają naturalność i organiczność produkowanych kosmetyków.

Od producenta:
Maska enzymatyczna złuszcza martwe komórki naskórka, oczyszcza i regeneruje skórę. Zawiera enzymy (papainę i bromelinę) otrzymywane z owoców z papai i ananasa, które rozpuszczają martwe, zrogowaciałe komórki naskórka, wygładzają i delikatnie go peelingują, odblokowują zatkane pory. Wyraźnie spłyca zmarszczki i poprawia elastyczność skóry. Maska przygotowuje skórę do skutecznego wchłaniania składników aktywnych. Przeznaczona do każdego rodzaju skóry. 


W standardowej tubce mieści się 100 ml papki. Nie wiem jak tobie ale mi to złotko bardzo się podoba. Nie ma tu żadnej nadzwyczajnej grafiki ale całość wygląda bardzo elegancko. Na zdjęciach złote opakowanie wygląda całkiem fajnie to jednak w rzeczywistości troszkę traci. Okazuje się, że cały złoty element to zwykła naklejka.. ale to tylko szczegóły. Z tyłu opakowania umieszczone są wszelkie niezbędne informacje.


Takie zwykłe tubowe opakowania chyba najlepiej się u mnie sprawdzają. Nie zajmują dużo miejsca, mam kontrolę nad ilością wydobywanego produktu, nie muszę grzebać palcami więc jest bardziej higienicznie. Chociaż tubka jest z dość grubego plastiku to jest bardzo miękka i elastyczna więc nie ma żadnych trudności przy wydobywaniu produktu. Jedynie przy otworze wylotowym mogą tworzyć się niewielkie grudki.



Zapach maski jest bardzo świeży ale nie wyczuwam tu ani nut kwiatowych, ani owocowych. Nie jest ani szczególnie piękny ani brzydki.. zwykły przeciętny zapach na który raczej nikt nie powinien narzekać. Nie chciałabym Cię odstraszyć pisząc, że zapach przypomina mi pastę do zębów.. ale to zawsze jest moim pierwszym skojarzeniem. Być może wpływ ma na to również dość gęsta konsystencja i biały kolor.



Konsystencja maski jest idealna, ani za rzadka ani za gęsta. Bez problemu rozprowadza się ją po skórze. Nie ma tu żadnych grudek ani innych niespodzianek. Już po chwili od nałożenia odczuwam chłód na skórze. Taki efekt dają często produkty do ciała z dodatkiem mentolu. Przy zastyganiu czuć jednak lekkie ściągnięcie skóry. Nie przepadam za bardzo za tym uczuciem. Zdarza się, że maskę stosuję zgodnie z zaleceniem producenta, czyli trzymam ją 15 minut. Efekty są przy tym całkiem dobre, bo po zmyciu maski i przecieraniu twarzy ręcznikiem widać schodzące suche skórki.. nawet takie o których istnieniu nie miałam pojęcia. Skóra jest wyraźnie odświeżona, rozjaśniona i oczyszczona. Jednak przy takiej metodzie moja skóra reaguje bardzo delikatnym zaczerwienieniem, które w ciągu kilku minut całkowicie mija. Z tego powodu nigdy jeszcze nie dopadły mnie późniejsze komplikacje typ: przesuszenie czy jakaś reakcja alergiczna. Wszystko zawsze jest tak jak należy, ale mimo to mam na maskę swój sposób.



Przy korzystaniu z maski pomaga mi ten silikonowy cudaczek. Mój pochodzi z Sephory (przepłaciłam) ale takie płatki silikonowe możecie dostać niemal wszędzie: allegro, mintishop, biochemiaurody itd. Płatek jest bardzo miękki i delikatny dla naszej skóry, pomaga produktom dokładniej oczyszczać skórę i działa lekko peelingująco. Płatek równie świetnie sprawdzi się jako pomoc przy usuwaniu maseczek glinkowych jako zastępstwo dla gąbeczek celulozowych.


Po rozprowadzeniu produktu na skórę twarzy, odczekuję chwilę. Gdy maska zaczyna zastygać i uczucie ściągnięcia zaczyna mi przeszkadzać, moczę płatek w wodzie i delikatnie masuję skórę. Następnie znów odczekuję chwilę do momentu uczucia ściągnięcia i ponownie wykonuję delikatny masaż. Ilość powtórzeń zależy od ilości ewentualnych suchych skórek, czasem powtarzam proces 5-6 razy ale najczęściej w celu odświeżenia wystarczą 3 takie zabiegi. Na moje oko efekt jest jeszcze lepszy niż przy pozostawieniu maski na 15 minut.



Skład (INCI): Aqua, Kaolin, Solum Diatomeae, Bentonite, Titanium Dioxide, Carica Papaya, Ananas Sativus, Sodium Dehydroacetate, Citrus Aurantium (Orange) Oil, Cymbopogon Citratur (Lemon) Grass Oil, Sesamum Indicum (Sesame) Oil.

   Skład jest bardzo prosty i krótki. Faktycznie można by się pokusić o stwierdzenie, że równie dobrze taką maskę/peeling można samemu wykonać z półproduktów. Ja jednak jestem coraz bardziej leniwa i coraz mniej chęci mam na zabawy w mieszanie różnych papek. Dlatego taki gotowiec to obecnie dla mnie najlepsze rozwiązanie.
 

Średnia cena maski waha się w granicach 25 zł. Jak za 100 ml produktu, który jest dość wydajny, a przy tym skuteczny, to uważam, że jest to jedna z perełek w dodatku o polskim pochodzeniu. Maska przede wszystkim złuszcza naskórek, a przez to również wygładza. Na tak oczyszczoną skórę wszystkie później zaaplikowane produkty o wiele lepiej wnikają w skórę, a przez to również lepiej działają. Osobiście jestem z niej zadowolona i z pewnością wrócę gdy się skończy, a tym czasem maseczka leci do koszyka z rozdaniem na Urodziny Bloga, bo na to zasługuje.

Kto miał?  
A może w tej dziedzinie macie już swoich faworytów?



Copyright © 2014 Kosmetyczny Fronesis , Blogger